Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2016, 19:48   #21
Morel
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Jak tylko usłyszał aprobatę towarzyszy po sugestii Nikodemusa ruszył truchtem do gospody, gdzie zatrzymali się zeszłej nocy. Bez pardonu wpadł przez główne drzwi do sali niemal taranując wychodzących gości.
- dzie człeku krwa jego mać! z rańca jego mać samego szczurojad krwa... dokończył pod nosem zaspany krasnolud zarzucając trącony pakunek z powrotem na bark.
- Pan wybaczy - odpowiedział szybko Jin nie zatrzymując kroku i unosząc dłonie w pojednawczym geście.
- Nie ma to jak soczysta wiązanka na dobry dzień nieprawdaż? Proszę przyszykować strawę na podróż panie karczmarzu - rzucił odpychając się jedynie od Drewnianej lady za którą stał ten sam stary człek, który ugościł ich wczoraj.
- tylko suche jadło i napitek we flaszkach spakuj! - dodał wbiegając już po schodach.
z hukiem wpadł do izby, w której spali jego kompani. Zatrzymał się na moment ogarniając wzrokiem pomieszczenie. Prycze kompanów już puste i jedynie jego posłanie w nieładzie
- Trzeba się wziąć w garść. Polowanie już opite, a teraz muszę skupić się na zadaniu, by nie zawieść towarzyszy obecnych i nieobecnych - westchnął do siebie i wbił toporek, który miał przy sobie w blat stołu. I tak miał już ślady po nożach, młotkach, gwoździach i chyba nawet zębach.

Zaczął od zbroi, lekkiej, ale wytrzymałej i nie krępującej ruchów. Dopasowana kurta z gotowanej skóry nosiła już ślady walki, lecz głównie zadrapania od skał i gałęzi, między którymi przeciskał się jeszcze jako zwiadowca w partyzanckiej armii. Płytki, które wzmacniały część osłaniającą korpus dokładnie pokryte były kawałkami skóry dzięki czemu odbłyski światła latarni, czy pochodni nie zdradzą jego pozycji, gdy nieświadome zbliżającej się śmierci pokraki będą przechadzać się tuż obok niego. Dociągnął mocno pasy i rzemienie - zbroja ma być drugą skórą. Chwycił wbity w stół topór. Obrócił nim w powietrzu i zatknął za specjalnie przyprawiony do nogawic pas skóry. Takimi toporkami uczył się posługiwać jeszcze w swej rodzinnej wsi daleko za Południowym Morzem. I chociaż nigdy nie otrzymał ceremonialnego Shoka, który nosili jedynie klanowi wojownicy to sztukę miotania taką bronią opanował nim twarz zarosła mu włosami. Drugi, większy topór zawiesił przy pasie na skórzanej lince, która była do niego przytroczona. Mimo, że nie dało się nim rzucać, gdyż nie był odpowiednio wyważony, to był nieopisanie pomocny jeśli trzeba było narąbać drewna na opał lub przerwać połączenie między czyjąś kończyną, a resztą ciała. Została jeszcze jedna broń. Trzeci topór. Topory były ulubioną bronią Jin`a. Nie tak ciężkie i nieporęczne jak młot Hansa, ale dość ciężkie by przebić się przez jego zbroję, a przy tym wielofunkcyjne i uniwersalne w zastosowaniu. Ten trzeci jednak nie nadawał się do niczego oprócz rozszczepiania ciał. Stylisko przekraczające długością długość ciała Bardaga, zwieńczone słusznym obuchem z jednym zakrzywionym ostrzem, które przerwało niejedno życie. Taką broń można było nosić jedynie w reku, lub na plecach, do czego również służył skórzany pas ciągnący się wzdłuż rękojeści. Plecak z niezbędnym sprzętem, także z odtrutkami oraz owinięta na ukos tułowia lina i lekki skórzany hełm zawieszony na barku. Teraz butny krasnolud w drzwiach zastanowił by się zanim zwyzywałby wilka z południa od szczurojadów.
Dociągnął raz jeszcze wszystkie pasy i zamknął za sobą drzwi komnaty.
Rozliczył się z karczmarzem, umieścił prowiant w plecaku i już po chwili pełen powagi jechał konno obok magów i ciężkozbrojnych towarzyszy.

Bardag jednak z dużym powodzeniem zaburzał zaplanowaną powagę, którą szlak trafił kiedy krępy przyjaciel podczas przekraczania rzeki dźwięcznie deklamował przekleństwa popisując się nienaganną dykcją, talentem oratorskim oraz znajomością języków całego Imperium. Nie przestawał jednocześnie zbyt krótkimi kończynami dolnymi maltretować biednego konia.
Chociaż kojące krajobrazy, słońce ogrzewające twarz, szum wody i nieustanne figle Bardaga z jego rumakiem pozwalały z łatwością zapomnieć o wadze zadania z jakim zmierzają, to widniejące nad lasem słupy czarnego dymu z jeszcze większą łatwością ściągały myśli na ziemię.

Gdy zostali otoczeni przez drzewa lasu oddzielającego ich od miasta krajobraz zmienił się jakby przeszli z pomieszczenia do pomieszczenia. Temperatura w zaledwie kilka sekund spadła niczym po zapadnięciu zmroku, a gęste korony drzew skutecznie pochłaniające światło słońca potęgowały ten efekt. Ucichły głosy ptaków raczących się końcem lata, a migoczące słupy światła przepuszczanego przez wciąż zielone liście przydrożnych dębów zastąpiła niska mgła jarząca się resztkami światła nie zatrzymanego na szczycie lasu.

Las stawał się gęstszy i ciemniejszy z każdym krokiem, aż zmusił wszystkich do zejścia z wierzchowców. Jak tylko Jin dotknął stopami miękkiego runa, ruszył przed grupę starając się wysłyszeć, lub wypatrzeć co znajduje się na ich drodze. Po chwili udało mu się usłyszeć dźwięk. Jemu, pozostałym towarzyszom oraz wszystkim istotom w zasięgu kilkuset metrów, gdyż dźwięk szybko okazał się być przeszywającym las na wskroś piskiem. Jin stanął jak wryty rozglądając się nerwowo mimo, że nie liczył nawet, by wypatrzeć źródło wizgu. Nie udało mu się również ustalić kierunku, z którego dochodził. Wilgotne powietrze niosło dźwięk daleko, a do tego odbijał się on od pni drzew, więc wydawał się dochodzić zewsząd. Był jednak ktoś, kto miał słuch bardziej wyczulony niż Jin. Targo, ogar łowcy czarownic najwyraźniej nie miał kłopotu z ustaleniem źródła wrzasku i gdy echo majaczyło jeszcze między konarami, czworonóg minął nogi Jina w pełnym biegu. Nie zastanawiając się ani chwili Jin ruszył za nim zrywając mech podeszwami butów. Trzymając jedną dłoń na drzewcu topora przy pasie, a drugą osłaniając twarz przed gałęziami, gnał przeskakując korzenie i powalone konary, by nie stracić ogara z oczu. Gonił go do momentu, aż ten stanął warcząc agresywnie. Wskoczył na głaz na którym się zatrzymał i kucnął obok niego by zobaczyć to samo, co on.
- Dziecko?! - wyrwało mu się mimo woli. Na ziemi siedziała zmaltretowana kobieta trzymająca kurczowo niemowlę. Spojrzał za siebie. Towarzysze byli tuż za nim. Zsunął się z kamienia i ruszył pędem w kierunku kobiety, lecz minął ją. Zajmą się nią przyjaciele. Jin skulił się i skoczył między konary drzew. Szukał śladów, jakichkolwiek wskazówek, które powiedzą mu kto, lub co doprowadziło tę niewiastę do tego stanu i miejsca. I co ważniejsze, czy nadal może być w pobliżu.
- Jeśli nie jesteśmy tu sami muszę ich znaleźć, nim oni znajdą mnie - pomyślał prześlizgując się między drzewami i pilnując, by toporzyska nie uderzały o siebie, by nie wydawać żadnych zbędnych dźwięków.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 20-09-2016 o 12:06.
Morel jest offline