Wielki jak brzoza, a głupi jak koza - tak przynajmniej powiadano. Osobnik, który (dosłownie) stanął im na drodze, nie wyglądał na uosobienie intelektu. Na dodatek, sądząc z zachowania uważał, że cały świat należy do niego. A jeśli nie świat, to przynajmniej droga. I parę jeszcze innych rzeczy.
Darriel zwykle nie miał nic przeciwko temu, by zejść z drogi jakiemuś durniowi, bo branie udziału w burdach było zwykle nieopłacalne. Dureń i tak nie mądrzał, zaś satysfakcja z tego, że się komuś nastrzelało po pysku, lub posłało w objęcia medyka (ewentualnie grabarza) była niewielka.
W tym jednak przypadku mogło chodzić o zysk, jako że w słowach Colina kryła się obietnica zapłaty. A poza tym... nie po to się wlekli przez jakieś wertepy i narażali swe głowy chroniąc kupca, by teraz, na progu cywilizacji, jakiś żarłok, któremu nie chciało się zarobić na chleb, miał zeżreć cały ładunek, zrujnować Colina, a tym samym pozbawić ich możliwości zarobku.
Czy podjęte przez Mesmira i Hydrangeę próby 'negocjacji' przyniosą jakieś efekty, tego Darriel nie wiedział, na wszelki jednak wypadek wolał przygotować się na najgorsze, czyli na konieczność ustrzelenia osiłka.
Cofnął sie o krok, po czym przygotował się do strzału. |