Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-09-2016, 12:21   #41
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Trakt Kupiecki, Zatoka Zdobywcy
25 Desnus, 4720 AR
Późne popołudnie

Po dokładnym przeszukaniu karawany, bohaterowie zebrali pozostawione przez najeźdźców łupy, po czym ruszyli w stronę Wybrzeża Zdobywcy, chcąc jak najszybciej opuścić Przełęcz Głupców. Dotarli tam jeszcze przed zachodem słońca, rozbili obóz na piaszczystej plaży i szybko położyli się spać, aby odzyskać nadwątlone podróżą siły przed kolejnym ciężkim dniem. O świcie zjedli ubogie śniadanie, opróżniając nieco swoje zapasy podróżne.
Podczas wspólnego posiłku, Colin przekonywał pozostałych, że jeszcze tego wieczoru powinni dotrzeć do Endhome, lecz aby tak się stało, będą musieli podwoić wysiłki i poruszać się forsownym marszem przez resztę dnia. Nikt nie protestował, bowiem trudy podróży każdemu już dawno wdały się we znaki i nawet przyzwyczajona do dzikich ostępów Hydrangea chciała jak najszybciej zobaczyć miasto, o którym wszyscy tyle mówili. W odpowiedzi na słowa handlarza, awanturnicy naprędce zebrali swój sprzęt, przygotowali wierzchowce i ruszyli dalej w drogę.

Odkąd przekroczyli granicę Wzgórz, wędrowcy nie mieli szczęścia do pogody. Podobnie było tego dnia. Niebo pochmurne, ze sporadycznymi opadami deszczu i silny wiatr wiejący od strony morza powodowały, że ostatni etap ich podróży był równie męczący, co poprzednie - z jednym małym wyjątkiem. Poruszali się teraz brukowanym gościńcem wzdłuż Wybrzeża Zdobywcy, popularnie zwanym Kupieckim Traktem, a była to dobrze utrzymana droga, choć nie tak często patrolowana jak te z południa.
Przez większość podróży, bohaterowie obserwowali rozbijające się o brzeg fale wzburzonego morza oraz statki kupieckie przemieszczające się po linii horyzontu, tłumnie kursujące w stronę Endhome i z powrotem. Na swojej drodze minęli wielu drobnych handlarzy i innych wędrowców, a nawet patrol żołnierzy, którzy pośpiesznie zmierzali w kierunku, z którego awanturnicy przybyli. Wydawało się, że tego dnia już nic ciekawego się nie wydarzy; że dotrą do bram miasta nie napotkawszy problemów, lecz los i tym razem sobie z nich zakpił.


Idący na samym czele pochodu, Mesmir jako pierwszy zwrócił uwagę na potężną sylwetkę zbliżającego się w ich stronę nieznajomego. Był prawie dwa razy wyższy od przeciętnego człowieka i co najmniej trzy razy szerszy, choć z daleka wydawał się być jak każdy inny wędrowiec. Umięśnione ciało, ramiona potężne jak pnie dębu oraz wzdęty brzuch, który niemalże sięgał ziemi, sprawiały, że nie trudno było pomylić go z niczym innym.
Ogr, wielki niczym wóz Colina, stanął im na drodze, choć w jego oczach nie widać było żądzy mordu. W swych masywnych dłoniach trzymał wykuty przez ludzi miecz, który został przystosowany do jego znacznych rozmiarów, a na plecach nosił gigantyczny plecak wyładowany towarami, lecz awanturnicy nie byli w stanie określić co dokładnie transportował.

- Kilku takich pracuje w dokach Endhome. Uważajcie, bo to bardzo nieobliczane stworzenia. Raz mogą wam pomóc, a innym razem bez słowa ostrzeżenia wyrwą wam ręce ze stawów - wyszeptał Colin, kiedy zbliżający się w ich stronę ogr był zaledwie kilkanaście metrów dalej.

Nie będąc pewny reakcji stwora, Mesmir nie zatrzymywał się. Szedł przed siebie gościńcem ze spuszczoną głową, aby uniknąć kontaktu wzrokowego, który mógłby zostać odebrany przez ogra jako rzucanie mu wyzwania. Obie dłonie trzymał ukryte pod sięgającym ziemi płaszczem, który zasłaniał na wpół wyciągnięte bronie. Chłodny dotyk stali dodał mu nieco pewności siebie i mężczyzna bez przeszkód minął ogra, po czym niemalże natychmiast zwolnił kroku, ugiął kolana, obrócił się na pięcie i chyłkiem ruszył za plecami zwalistego stworzenia. Chciał mieć pewność, że pozostali jego towarzysze przejdą bez przeszkód, a zarazem być na tyle blisko ogra, aby móc wbić mu ostrze w plecy, gdyby ten zaczął sprawiać problemy.

- Zejdźta mi z drogi! - Huknął olbrzym na zgromadzonych przed wozem awanturników. Skrzyżował przy tym ramiona na piersi i groźnie łypał spod łba na wędrowców.
- Przecież możesz nas zwyczajnie ominąć, prawda? - Zapytał łagodnym głosem Colin, chcąc uspokoić nerwowego ogra. - Jest tu dużo miejsca dla nas wszystkich, a mój wóz nie jest przystosowany do jazdy po…
- NIE! Ogril chce przejść! Wy zmiatać z moja droga! - Ryknął na handlarza ogr, opluwając go oraz stojących obok niego awanturników strużkami śliny. Gotujący się ze złości stwór zacisnął pięść, a jego pobielałe knykcie chrupnęły z donośnością miejskiego dzwonu.
- Dobrze, już dobrze… Chciałem tylko powiedzieć, że trudno manewrować obładowanym owocami wozem, ale nie chcieliśmy ciebie rozzłościć, mości Ogrilu, dlatego usuniemy się z drogi, jeśli waszmość cierpliwie poczeka - odparł Colin, modląc się w duchu, aby zdenerwowany ogr nie chwycił za broń.
- Owoce? Ogril głodny! Dawać owoce, wy małe karakany! Har Har Har! - Zaśmiał się obrzydliwie olbrzym, po czym poklepał się po swoim wzdętym brzuchu i wybuchnął jeszcze głośniejszym, tubalnym śmiechem, który potoczył się echem po opustoszałej okolicy.

Na słowa nieznajomego, handlarz niemalże natychmiast pobladł. Wiedział, że jeśli ogr, ze swoim niepohamowanym głodem, dobierze się do jego towarów, które były owocem rocznej pracy całej jego rodziny, to najprawdopodobniej nic mu nie zostanie - utraci wszystkie swoje zapasy zaledwie kilka godzin drogi od bram miasta.
Stojący tuż obok niego awanturnicy obserwowali jak Colin bezwładnie opuszcza ramiona w swej bezsilności, po czym spogląda w ich stronę niemalże błagalnym spojrzeniem.
- Zróbcie coś, proszę, cokolwiek… Dam wam wszystko… - usłyszeli jego bliski rozpaczy głos.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 15-09-2016 o 22:12.
Warlock jest offline  
Stary 15-09-2016, 23:02   #42
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

Ogr zdawał się postradać rozum, o ile jakikolwiek kiedykolwiek miał. Mesmir mierzył go z żądzą mordu w oczach, jako że niespecjalnie przepadał za tym szkaradnym ludem. Już w dłoni miał swój wierny pistolet, kiedy nagle uderzyła go w oczy pewna rzecz.
Miał on na sobie workowate robocze ubrania oraz plecak mogący pomieścić człowieka lub dwóch, a na ramieniu widniał wydziergany przez ludzką dłoń symbol. Choć nie wskazywał na nic konkretnego - wystarczył on, by aasimar przypomniał sobie, że dużo takich potworów pracuje w większych miastach portowych przy załadunkach i rozładunkach, a prawie wszystkie były własnością bogatych przedsiębiorców mogących zapłacić odpowiednio dużo pieniędzy za niezdziczałego ogra.
Szybko wyciągnął z bandoliera inną miksturę i, po wypiciu jej, zaczął w oczach pozostałych swoich towarzyszy zmieniać kształt. Niebieska peleryna z symbolem czerwono-żółtej wieży załopotała na wietrze, a pancerz pewnie by zalśnił w świetle dnia, ale po słońcu nie było śladu.

Wyglądał teraz dokładnie jak strażnik Endhome.

Oddalił się po cichu kilka kroków do tyłu ostrożnie stawiając stopy na gruncie. Iluzja na szczęście nie zmieniła wagi jego pancerza, więc wciąż posiadał pewien komfort. Stanąwszy w miejscu wykonał jakiś znak w stronę Piranii, którego inni nie mogli zrozumieć poza nią samą.
"Bądź gotowa" - tyle przekazał.

- Gdzie jest twój pan, ogrzy portowcu?! - ryknął na niego z całą mocą, jaką był w stanie wykrzesać ze swych płuc. Włożył w swój ton powagę, a jednocześnie groźbę, by poczuł, że jego "rozmówca" mówi całkiem serio i nie należy z nim zadzierać - Zamiast siedzieć w porcie, to chodzisz po trakcie i rabujesz z towarów handlarzy przybywających do naszego miasta?! Jako strażnicy Endhome mamy dbać o porządek w mieście i w jego granicach, co również dotyczy mordowania ogrzych renegatów trudniących się złodziejstwem na trakcie - w tym momencie w jego dłoniach znalazły się pistolet oraz rapier mające utwierdzić wielkoluda w jego słowach.
- Wolisz się najeść i zginąć, czy wrócić do domu na kolację i żyć dalej? - zapytał w końcu po chwili ciszy i wymierzył w niego swoją spluwę.

Mimo pewności, jaką włożył w swój głos, to jednak się denerwował. Miał nadzieję, że jeśli ogr się odwróci i rzuci się na niego, to cała reszta naszpikuje go strzałami.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline  
Stary 17-09-2016, 12:30   #43
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
W obozie nad brzegiem rzeki
Pirania & Mesmir
- Dawno cię nie widziałem tak wkurzonej, jak wtedy - rzekł do Piranii Mesmir, gdy oboje siedzieli nieco oddaleni od głównego obozu. Mówiąc "wtedy" zaznaczył całkiem wyraźnie moment, gdy mag zaczął gadać swoje bzdury.
- Nawet mi nie przypominaj - rzuciła w odpowiedzi, a jej głos lekko zadrżał. Siedziała na płyciznach rzeki, zamoczona po sam tyłek i patrzyła w dal, jak woda znika po horyzont.
- Nic mnie nigdy z równowagi nie wyprowadza, prócz tego jak ktoś kradnie moją własność intelektualną. Nie jestem jakąś durną, ludzką babą, mam swoje spostrzeżenia, jestem mądra. Gdy jakiś bufon bierze to na siebie, wkurza mnie to. Dureń. Od dłuższego czasu podróży jest już irytujący - westchnęła cicho, pluskając nóżkami po wodzie.
- Od samego początku uważałem, że podróż z nim nie będzie dobrym pomysłem - zachował spokój nie dając, by emocje dały nim zawładnąć. Nie teraz, kiedy mroczne myśli przeszły mu przez głowę - Jedynie w czym jest przydatny, to w miotaniu tymi pstrokatymi zaklęciami.
Stojąc na brzegu splunął na ziemię tak, jakby chciał pozbyć się paskudnego "smaku" tego słowa. Nienawidził magii tajemnej, a choć czasami uznawał ją za przydatną, to w przeważającej ilości sytuacji mówił o niej z pogardą. Uważał, że świat mógłby się obyć bez niej, przez co katastrof byłoby znacznie mniej.
- Mimo to jednak on jest najgorszy z całej grupy i proponuję go z niej wyrzucić, gdy znajdziemy się już w Endhome.
Twarz Mesmira przybrała dość nieprzyjemny wyraz twarzy. Wyraźnie chodziło mu coś po głowie. Coś złego.
Pirania wzruszyła nagimi ramionami
- Nie mam pojęcia jak niby przekonać grupę do tego, by się go pozbyć. Po pierwsze, jest to bardzo niemiłe z naszej strony, a po drugie to tak mocno subiektywne, że aż razi po oczach. Chyba innym on nie przeszkadza, nie wiem - odparła ponownie wzdychając. Jej wzrok nie spoczął na rozmówcy.
- Nie lubię kłopotów - dodała jakby czuła, że musi to podkreślić.
- Jeśli zachowuje się jak idiota - zaczął z westchnięciem - To powinien liczyć się z konsekwencjami. W tym momencie to on robi kłopot i powinniśmy się go pozbyć, nim urośnie. I czy ktokolwiek martwi się o to, czy będzie to miłe? Jak na razie to on zachowuje się niemiło. Aż zbyt niemiło.
- No i co, zabijesz go?
- spytała ironicznie obrzucając Mesmira oskarżycielskim spojrzeniem. Nie brała tego nawet pod uwagę, nie była taką osobą. Nie wiedziała jednak, jaki on potrafi być, choć uwierzenie w taki absurd naprawdę zajęłoby jej trochę czasu.
- Możemy mu co najwyżej zwrócić uwagę, ale obawiam się, że odpowie mi w tak arogancki sposób, że jedynie mi się odechce. Zignoruję to, najlepszy ze sposobów. Sprawdzony.
- To ja mu zwrócę uwagę… I jeśli zachowa się jak gówniarz, który za bardzo cwaniaczy, to skopię mu tyłek tak, że za długo tą lekcję zapamięta
- splótł ręce na piersi spoglądając gdzieś w dal - Możemy też faktycznie go zignorować i poczekać na rozwój wydarzeń. Może sam zechce odejść w cholerę i nie będzie już z nim problemu.
- Heh, oby tak było…
- mruknął jeszcze pod nosem, czego Pirania nie mogła zrozumieć.
- Może. Sama nie wiem - westchnęła ciężko - Pewnie i tak zrobisz jak będziesz uważał za słuszne, czyż nie? - odwróciła głowę w bok aby spojrzeć na niego z subtelnym uśmiechem. On sam skinął głową. W istocie - zrobi to, co uważa za słuszne.
- Cieszę się tylko, że idziemy tak blisko wody - dodała zupełnie na inny temat.
- Ty i tak masz jej pod dostatkiem - uśmiechnął się lekko - Natura darzy cię specjalnymi względami skoro daje ci taką moc. Ten typ magii przynajmniej coś dobrego ze sobą niesie. Nie to, co magia tajemna. Te ziemie były niegdyś zniewolone przez czarodziejów. Nic dobrego z tego nie wyszło. Najgorszym z nich było królestwo nekromancji, jedna z siedmiu części starożytnego Xin-Shalast. Niegdyś każde z królestw uosabiało jedną cnotę, ale władza wszystko spaczyła. Siedem królestw, siedem grzechów, wówczas siedem szkół magii. Dywinacja była jedynie narzędziem, z którego korzystał każdy. Nad kapłanami stoją bogowie, nad druidami natura, nad czarodziejami zaś nikt. W dodatku ludzie są znacznie bardziej podatni na zepsucie… - miał coś jeszcze dodać, ale tego nie zrobił. Tak naprawdę to mógłby mówić o tym bardzo wiele, jednak…
- Wybacz, wiem że nie lubisz lekcji dość subiektywnej historii
- Ludzie zawsze lgnęli do złego. Są najbardziej nieprzewidywalnymi i niegodnymi zaufania istotami. Najgorsze w nich jest to, że wydają się być tacy jak wszyscy, a w rzeczywistości nigdy nie wiesz, co ich bardziej skusi i stanie się ważniejsze, niż życie przyjaciela
- odpowiedziała zupełnie ignorując ostatnie wypowiedziane przez niego zdanie.
- Ciężko określić komu tak naprawdę możemy zaufać - machnęła ręką uderzając w taflę wody i ochlapując nią nogawkę Mesmira, który zerknął tępo najpierw na nią, a później na swoją nogawkę, wyraźnie zaskoczony.
- Nawet Undiny są nieprzewidywalne! - zażartowała i krótkim uśmiechem, gdyż każdy doskonale wiedział, że akurat ta rasa jest z reguły najbardziej stonowana i wręcz nudna w swym spokoju i stabilizacji.
- Ty franco! - zaśmiał się Mesmir opierając swe dłonie o biodra wyraźnie nieprzejęty, acz rozbawiony - A jak ja cię obleję, to nic z tego nie wyjdzie, bo zawsze jesteś mokra! Znaczy się… śliska - dwuznaczność tego słowa sprawiła, że aż się uśmiechnął dość jednoznacznie.
- Ekhem. Lubisz wodę znaczy się, choć raczej nie destylowaną - dodał dość szybko, by wyglądało to tak, jakby te słowa całkiem przypadkiem nasunęły mi się na język, chociaż wypowiedział je z premedytacją.
Pirania uniosła brew i przechyliła głowę mocno w bok, jakby próbując zrozumieć, co mężczyzna chciał przez to wszystko przekazać. Nigdy nie był dobry w słowach, był typem niegrzecznego chłopca, odkąd tylko go poznała. Niby czemu miałby się zmienić po tylu latach? Mógłby?
- Niepoważny jesteś, Mesmirze - rzekła z niesamowitą powagą, akcentując każde słowo jak nauczycielka języków, która dba o staranność wymowy.
Jej dłoń zatoczyła ósemkę po wierchu tafli wody i ponownie ochlapała stojącego obok aasimara próbującego wykonać zwinny unik, a przynajmniej częściowo zasłonić się płaszczem.
- Niepoważny? Ja? A dlaczego miałbym być, skoro mamy trochę spokoju?
- Oj, żebyś się nie zdziwił, jak szybko ten spokój nas opuści
- rzuciła swoją czarnowróżbę i wstała, aby pójść trochę popływać.
Poranna podróż Piranię akurat cieszyła. Kobieta bardzo lubiła deszcz, lubiła gdy było mokro. Zimne krople spływające z nieba, ślizgały się po jej niebieskiej skórze, spływając po niej jak po twardej tarczy. Undinka zauwazyła, że Hydrangeii również taka pogoda odpowiada. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc że Roślinka jest zadowolona. Była to miła odmiana, patrzeć na czyjeś szczęście, które powstaje od tak prostych i naturalnych rzeczy, jak deszcz!

Ogr, który stanął przed nimi niczym góra nie dająca się przesunąć, wzbudził w Piranii nie tylko obawę, ale i zaciekawienie. Poczuła, że to jest wyzwanie, którego postanowiła się podjąć. Walka? Nie, to odpadało, nie mogli walczyć z takim bydlakiem! Ustąpić mu drogi? Też nie, przecież to jest przesada. Droga była ogólnodostępna i takie wymuszanie na kimś ustąpienia, było po prostu bezczelne. Raz ustąpisz i taki głąb będzie wymuszał ciągle, od każdego! Poza tym, nie oszukujmy się, ale był tak gruby, że i tak nie mieścił się na ścieżce, więc mógł równie dobrze przejść obok.
Pirania chciała już coś powiedzieć, przemówić w sposób dyplomatyczny, jednakże widok knującego coś Mesmira, powstrzymał ją od tego. Kiedy ten zagadał do stwora, Undinka poczekała, aż wielki kloc odwróci się w stronę aasimara. Kiedy już nie patrzył na nią, pomału przygotowała łuk, nie trzymając go jednak na widoku. Czekała.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 18-09-2016, 21:14   #44
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Ogr dla Rośliny był żyjącym stworzeniem. Nie zaliczającym się do kategorii insektów, owadów, czy zwierząt a do kategorii inteligentnych humanoidów... Mimo wszystko "inteligentnych". Natura pozwalała żyć wszystkim, jednakże była bezlitosna dla każdego. Była w stanie zrozumieć jego głód i nawet zachowanie. Nie był to też głodny wilk, którego dla własnego dobra lepiej było unikać. Z humanoidami można było się porozumieć.

Mesmir wypowiadał rzeczy, które nie były prawdą, co zajęło Hydrangei chwilę w głowię. Nie mogła też pojąć czemu mówił nieprawdę, nie był przecież strażnikiem Endhome. Przemyślenia nie przyniosły żadnych rozwiązań. Niemniej agresywna odpowiedź na agresywne zachowanie była czymś naturalnym, do czego Roślina również się przygotowała. Podobnie jak Pirania, wyciągnęła swoją broń i nałożyła bełt na kuszę. Jednak nie kryła się z nią. Zwierzęta przed ewentualnym starciem prezentują swoje możliwości, mając na celu wygrać samym pokazem.

Z drugiej strony walka z głodem nieurodzajnej ziemi była jednym z jej zadań a końcówki pędów były bardzo dobrze wyrośnięte. Taka ilość słońca jak i wody sprawiła, że ich kolor był intensywnie jasnozielony. Oderwała z tępym piskiem aż osiem końcówek, które ledwie mieściły się w jej dłoni. Ogr był głodny, a końcówki pędów były tym, co mogła mu przekazać.

- ... ... ... ... Wybierz - stając z boku odezwała się kiepskim wspólnym. W jednej dłoni miała dla niego jedzenie, w drugiej wymierzoną kuszę.
 
Proxy jest offline  
Stary 19-09-2016, 10:09   #45
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wielki jak brzoza, a głupi jak koza - tak przynajmniej powiadano. Osobnik, który (dosłownie) stanął im na drodze, nie wyglądał na uosobienie intelektu. Na dodatek, sądząc z zachowania uważał, że cały świat należy do niego. A jeśli nie świat, to przynajmniej droga. I parę jeszcze innych rzeczy.

Darriel zwykle nie miał nic przeciwko temu, by zejść z drogi jakiemuś durniowi, bo branie udziału w burdach było zwykle nieopłacalne. Dureń i tak nie mądrzał, zaś satysfakcja z tego, że się komuś nastrzelało po pysku, lub posłało w objęcia medyka (ewentualnie grabarza) była niewielka.
W tym jednak przypadku mogło chodzić o zysk, jako że w słowach Colina kryła się obietnica zapłaty. A poza tym... nie po to się wlekli przez jakieś wertepy i narażali swe głowy chroniąc kupca, by teraz, na progu cywilizacji, jakiś żarłok, któremu nie chciało się zarobić na chleb, miał zeżreć cały ładunek, zrujnować Colina, a tym samym pozbawić ich możliwości zarobku.

Czy podjęte przez Mesmira i Hydrangeę próby 'negocjacji' przyniosą jakieś efekty, tego Darriel nie wiedział, na wszelki jednak wypadek wolał przygotować się na najgorsze, czyli na konieczność ustrzelenia osiłka.
Cofnął sie o krok, po czym przygotował się do strzału.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-09-2016, 22:10   #46
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Mitabu pozwolił zwierzęciu wrócić do kłusa. Koń sapał, zmęczony galopem i co rusz zwalniał krok. Nie było powodu ryzykować zajechania wierzchowca, więc półelf po prostu pozwolił sobie na śniadanie w siodle.
I, oczywiście, nie było mu dane zjeść w spokoju. Zirytowany obrócił się w siodle szukając źródła wściekłego brzęczenia.
I znalazł.

Dwie pszczoły, wielkości dużego psa i bzycząc z głośnością małego targowiska nacierały w górę zbocza. Z pajdą chleba w zębach Mitabu spiął konia. Tyle że zwierzę było zbyt zmęczone żeby uciec nacierającym owadom. Pszczoły szybko skracały dystans. I, według opowieści, były jadowite.

W ryku Mitabu było coś więcej niż tylko pusta groźba. Przez chwilę echo niosło tuzin historii, każdą jedną pełną gniewu, zawiedzionych nadziei i desperacji.
A ich bohaterowie przystanęli u boku półelfa.

Zatoczył koniem dookoła monstrów. Jego pierwszy oszczep przeleciał za wysoko, nie robiąc krzywdy stworzeniu - ale za to drugi pocisk przeleciał nad opuszczoną tarczą i wbił się w pancerz owada całym grotem. Nie powstrzymało to napastnika - a przynajmniej do chwili kiedy efemeryczna dłoń dobiła go do ziemi krzesząc pod kopytami iskry negatywnej energii.

Drobne ugryzienie drugiego owada nie wydawało się groźne - na teraz.
Mwangi dobył miecza i potężnym rąbnięciem odłupał kawałek chitynowego pancerza - ale tak samo jak wcześniej, pszczoła nie poddawała się tak łatwo.

I wtedy sprawa się rypła.
Koń, wyszkolony do walki, zawzięcie kopał i gryzł. Mitabu, choć nie był wybitnym jeźdźcem, utrzymywał się w siodle. Może nie poświęcił dość uwagi przeciwnikowi, może nie miał doświadczenia w walce z latającymi przeciwnikami albo po prostu miał pecha.
Kiedy koń stanął dęba, Mitabu nadział się piersią wprost na żądło.

Spadając z konia, zobaczył tylko dwie niewyraźne sylwetki i krótkie błyskawice smażące owada - po czym padł na glebę obok swoich martwych przeciwników.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 27-09-2016, 14:20   #47
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
- Gdzie jest twój pan, ogrzy portowcu?! - Ogr usłyszał za swoimi plecami obcy mu głos, którego stanowczy ton zabrzmiał w uszach olbrzyma niczym chłosta. Pełna rozbawienia mina niemalże natychmiast zrzedła i nabrała powagi, a zaciśnięte pięści nerwowo zadrżały. W ten sposób zwykli zwracać się do niego tylko źli ludzie, na których jego wygląd wydawał się nie wywierać większego wrażenia, a w kontaktach z nimi stwór nie miał zbyt przyjemnych wspomnień.
Ogr odwrócił się powolnym ruchem, tupiąc przy tym rytmicznie swoimi wielkimi jak talerze stopami, które zostawiały na błotnistym podłożu głębokie ślady. Na jego niewyrażającej zbyt wielu myśli twarzy, pojawiło się zwątpienie, kiedy tylko zobaczył przed sobą odzianego w żółto-niebieski uniform strażnika z Endhome. Był to oczywiście Mesmir, który na chwilę przed konfrontacją z ogrem zażył miksturę zmiany wyglądu i w ciągu niespełna kilku chwil zmienił się nie tylko cały jego ubiór, ale także twarz, która teraz zdradzała garundyckie korzenie.
- Zamiast siedzieć w porcie, to chodzisz po trakcie i rabujesz z towarów handlarzy przybywających do naszego miasta?! Jako strażnicy Endhome mamy obowiązek dbać o porządek w mieście i w jego granicach, co również dotyczy mordowania ogrzych renegatów trudniących się złodziejstwem na trakcie - potok słów, które padły z ust zakamuflowanego Mesmira, sprawił że ogrowi zajęło dłuższą chwilę przetrawienie wszystkich informacji. Olbrzym zrobił przy tym wyjątkowo głupkowatą minę; dotknął swoim wielkim jak noga niziołka paluchem ust i rozdziawił szeroko paszczę, tak iż jego rozmówca mógł dokładnie przyjrzeć się licznym ubytkom w uzębieniu stwora.
- Yyyy…? - Odpowiedział strażnikowi, który w następstwie błyskawicznie sięgnął po rapier i broń palną. Ogr dobrze znał ten mały kawałek drewna, misternie poskręcany z żelaznymi elementami. Robił sporo huku i sprawiał równie wiele bólu. Szczególnie to ostatnie zwykło działać na jego wyobraźnię.
- Wolisz się najeść i zginąć, czy wrócić do domu na kolację i żyć dalej? - Kontynuował Mesmir po dłuższej chwili ciszy, po czym ostentacyjnie wymierzył w olbrzyma swoją spluwę.
- Ale Ogril nie wracać do miasta! - Huknął swoim tubalnym głosem stwór, po czym wskazał na swój wyładowany towarami plecak, w którym równie dobrze mógłby zmieścić się rosły człowiek.
- Ogril iść do czarodziej. Czarodziej być przyjaciel pana. Ogril nieść towar dla czarodziej… - stwór wydawał się nie rozumieć aluzji Mesmira i był też przy tym wyraźnie oburzony niewiedzą strażnika, co też podkreślił krzyżując na piersi muskularne ramiona. W jego opinii, to dokąd się udawał i w jakim celu, było czymś równie oczywistym co zachodzące co wieczór słońce.

Tymczasem Colin postanowił skorzystać z nadarzającej się okazji. Zmusił ciągnącego wóz wierzchowca do ominięcia żywej przeszkody i bez słowa wyjaśnienia ruszył przed siebie, unikając przy tym kontaktu wzrokowego z ogrem i modląc się w duchu, aby ten nie zauważył jego zniknięcia. Olbrzym, z którym rozmawiał Mesmir, miał wszystkie procesy myśleniowe tak bardzo skupione na dyspucie ze strażnikiem, że nawet nie zwrócił uwagi na oddalającego się handlarza i jego owoce.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172