Maya próbowała krzyczeć za odchodzącą postacią. Pierwsze słowa ugrzęzły jej w gardle, dopiero gdy tajemnicza siła uwolniła ją ze swojej władzy zdołała wycharczeć:
- … tajemnica. Kurwa, ja pierdole…
Po tym zerwała się z kolan i pośpiesznie ruszyła do drzwi przez które wybiegła tamta dziwna istota. W rozpędzie i w złości otworzyła je z głuchym trzaskiem…
i stanęła jak wryta.
Drzwi otworzyły się bez problemu. Za nimi panowała niezbadana ciemność. Maya cofnęła się o krok niepewna czy chce opuścić pomieszczenie w którym się znajdowała. Strach przed kolejnym nieznanym zwyciężył. Wolała zostać tu, gdzie teraz była sama. Obejrzała się dookoła siebie zatrzymując wzrok na oknie. Zamiast wyjść przez drzwi ruszyła w jego kierunku, zgodnie z wydeptaną ścieżką, którą zdążyła wcześniej przyuważyć.
Za oknem jednak panowała ciemność. Zupełnie jakby ktoś zasłonił je czarną folią. Nie była to bowiem noc, nie było gwiazd ani zarysów czegokolwiek, a jedynie nieprzenikniona czerń. I nie było klamki. Okna nie dało się otworzyć.
Maya rozejrzała się po pomieszczeniu jeszcze raz. Ostrożnie podeszła do świeczki stojącej na metalowym lichtarzyku i uniosła ją z niego by zaraz po tym przesunąć się z nią w stronę jednego z obrazów. Przyglądała mu się dokładnie przez dłuższą chwilę próbując wyczytać z niego… cokolwiek. Z rosnącą złością dochodziła jednak powoli do wniosku, że nie mówi jej on nic. Absolutnie nic. Zaciskając dłonie w pięści przesunęła się do kolejnego obrazu. Wydawał się identyczny ale Maya usilnie próbowała znaleźć jakąkolwiek różnice między obrazem A a obrazem B. Gdy jej próby spełzły na niczym zrobiła to samo z obrazem B i obrazem C, z obrazem C i obrazem D, z obrazem D i obrazem E,... a gdy na żadnym z nich nie znalazła różnicy ze złością i impetem pociągnęła za ramę obrazu E zrzucając go na ziemię. To samo uczyniła z obrazem D tym razem jednak dodatkowo uderzając nim o posadzkę tak, że rama roztrzaskała się. Obrazy musiały wisieć tu długo, gdyż ściana za nimi miała jaśniejszy odcień. Maya zaczęła krzyczeć ile sił w gardle. Na początku po prostu krzyczała rozwalając po kolei każdy z obrazów, jedne z większą, drugie z mniejszą siłą lądowały ciskane w różnych częściach pomieszczenia. Dopiero gdy nie było co rozwalać a jedynym niezbadanym w pomieszczeniu obiektem zostały drzwi wyjściowe z niego, krzyk wściekłości przerodził się w słowa.
- Wracaj! Gdzie jesteś! Rozwiązałam twoją pierdoloną zagadkę! Odpowiedź to ‘tajemnica’! Ja pierdole! Chcę się obudzić! Obudzić! Nienawidzę pierdolonych tajemnic! Chcę się obudzić! Gdzie ty kurwa jesteś, kurwo jedna!
Wraz z nowym przypływem odwagi wkroczyła w ciemny korytarz. Na początku nie przestawała w złości wykrzykiwać obelg. Ciemny niekończący się korytarz sprawiał jednak, że każdy krok do przodu był krokiem w nieznaną ciemność, zaś liche światło jakie dawała świeczka zaczynało przygasać, tlić się z coraz większym trudem i z coraz większą strużką dymu, aż w końcu zgasło całkiem.
Maya oparła dłoń o ścianę korytarza by nie stracić równowagi. Wraz z światłem jej złość momentalnie odeszła w niepamięć przeradzając się w rozpacz. Dziewczyna stawiała kolejne kroki do przodu ale tym razem towarzyszyła jej melodia łkania i rozpaczliwego jęku z którego dało się wyróżnić tylko jedno słowo “obudzić”. Każdy krok stanowił jednak wielki trud, konieczność przełamania lęku. Ciężko było powiedzieć ile dziewczyna zrobiła kroków i ile minęło czasu. Zmęczona i z pustką w głowie osunęła się w końcu przy ścianie by usiąść na zimną posadzkę. Łkała jeszcze przez jakiś czas, zaś jej myśli i odwaga powoli zbierały się w jedną całość, która bardzo głośno w jej głowie zaczęła wykrzykiwać:
wstawaj!
Wstała.
Ruszyła dalej przed siebie ciemnym korytarzem. Nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć wypełniała głowę kłócącymi się ze sobą myślami. Jedne czarno widziały i wróżyły jej złą przyszłość. Drugie przywoływały miłe wspomnienia i uśmiech Emmy, by podtrzymać ją na duchu. Trzecie podsuwały teorie spiskowe. A czwarte dopingowały każdy kolejny krok.
Nagły ból czoła którym najwyraźniej uderzyła w coś zimnego i twardego wyrwał ją z tego stanu. Maya zaczęła obmacywać najpierw własne czoło, następnie ścianę która stanowiła przeszkodę. W końcu wyczuwając drzwi a następnie klamkę. Niewiele myśląc i nie siląc się nawet na przetarcie łez pociągnęła za nią.
Pierwszym co poczuła był wiatr. Chłód i wilgoć sprawił, że
skąpo ubrana dziewczyna zaczęła dygotać gdy przekroczyła próg sporej groty.