Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2016, 19:17   #162
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Półork nie skomentował jej słów, ale ruszył przodem lekko pochylony i czujny. Z krótkim zakrzywionym mieczem w dłoni szedł na przedzie. Thamzir za nim, Chaaya jako trzecia. A Jarvis z wyciągniętym pistoletem dubeltowym zamykał pochód. Przemykali przez piaski kryjąc się w cieniu dużych wydm i poszarpanych przez wiatr skałek oraz przedzierając przez opustoszały lej po pustynnym mrówkolwie. I w końcu dotarli do pierwszej padliny… wielbłąda, który zginął szybko, ale jego ciało już przyciągnęło miejscowych padlinożerców: hieny, sępy, szakale. Co innego jeździec owego wielbłąda, nim zajęli się najgorsi znani Chaai padlinożercy. Ghule. Przeklęci przez duchy pustyni ludzie, którzy w desperacji, a czasem z wrodzonej sobie dewiacji zasmakowali w ludzkim mięsie. By po śmierci nie zaznać spokoju i wyjść ze swych grobów w celu żerowania na zwłokach. Może nie najgroźniejsi nieumarli o jakich Chaaya słyszała, ale z pewnością jedni z najobrzydliwszych.
Tancerka stała w milczeniu nad ciałem jeźdźca ze spuszczoną głową. Jako obca kobieta, nie mogła dotknąć zmarłego i oddać chociażby namiastki czci poległemu. Miała jednak nadzieję, że śmierć ulitowała się nad Pustynnym Dzieckiem i przyszła w porę, ukrócając cierpieniu ciała i ducha.
~ Widzę ślady zwierząt, ale też i ghuli… to dość typowe, niestety… oby piasek był nam łaskawy, byśmy nie natrafili na potępionych tej ziemi… ~ bardka poinformowała towarzysza i rozejrzała się po horyzoncie obserwując rzeźbienie terenu. Ze wszystkich umarłych tego świata, to właśnie ghuli najmniej się obawiała i… nawet im współczuła. Oczywiście, nie wszyscy zasługiwali na współczucie, lecz jako nośniczka podań i legend, wiedziała, iż wiele ghuli zostało za życia zmuszonych do okrutnych działań lub nawet byli nieświadomi swego grzechu do czasu własnej śmierci. Wiele mędrców twierdziło, iż pierwszy ghul pustyni powstał z ciała człowieka o najczystszym sercu, który w chwili śmierci przeklął sam siebie, nie mogąc znieść potworności czynu jakiego się dopuścił… notabene nieświadomie.
Za to mumie… mumii powinni bać się nawet sami nekromanci.
- Załatwmy to szybko i wracajmy do karawany… - mruknęła do zgromadzonych ponaglającym tonem. Zbyt długie przebywanie w tak nielicznej grupce, na środku pobojowiska w samym sercu rozgrzanego pieca hutniczego, nie było jednym z genialniejszych planów w jakich przyszło jej brać udział. - Gdzie są te owadzie ślady… może wiatr jeszcze ich nie zatarł i uda się ustalić skąd… lub dokąd prowadzą lub przynajmniej utwierdzą mnie w fakcie do kogo należą.
Nie było to jednak takie łatwe jak się mogło wydawać, trupy porozrzucane były na sporym obszarze, a pomiędzy nimi buszowały padlinożercy. Większość z nich niegroźna. Nawet hieny, zwykle będące zagrożeniem. Tu… przy obfitości pożywienia zwierzęta nie odczuwały potrzeby atakowania żywych istot. Po co było ryzykować zranienie, albo śmierć?
Gob nalegał na poszukiwanie swego towarzysza, pewny, że ten jeszcze żyje. Thamzir i Jarvis zajęli się bardziej przyglądaniu się zagrożeniom, niż szukaniu śladów. I to było dobrym wyborem, bo padlinożerne ghule były koneserami. Od martwego ludzkiego mięsa wolały bardziej świeże, najlepiej żywe. Normalnie chowające się przed zagrożeniem, teraz ufne w swą liczebność… zauważywszy czwórkę podróżników ruszyły w ich w kierunku. Najpierw jedna szóstka, a za nimi zbierająca się w kupę ósemka tych stworów.
- Gob… kiedy do ciebie dotrze, że szukanie Haga jest bez sensu? - tancerka pisnęła cicho, schowana za plecami ogromniastego wojownika, gdyż ze wszystkich trzech mężczyzn… to on miał tu największą broń. - Panowie… jakieś plany, na ostatnie chwile tego życia? - zaśmiała się nerwowo, otwierając torbę i panicznie w niej czegoś szukając.
- Nie tak łatwo nas zabić. - wyjaśnił półork sięgając po oręż. A Jarvis uśmiechnął się ironicznie. - Z tym się zgodzę. Mnie też nie… droga Charrito.
Mina mu nieco zrzedła gdy przywołał lamparta.

Dość dużego i groźnego drapieżnika, ale… tylko jednego. Bo po wykonaniu kilku gestów, tuż obok niego powstała świetlista szczelina przez którą ten kocur przeskoczył z rykiem.
Thamzir zaś nie odpowiedział wykrzykując w tajemnym języku mieszaninę próśb do swego bóstwa i obelg w kierunku wrogów. Efekt tego był piorunujący i to dosłownie. Grom z jasnego nieba.
Błyskawica uderzyła w jednego ze zbliżających się ghuli i rozerwała go na strzępy z głośnym hukiem. Ale nawet ten pokaz boskiej potęgi nie zmienił planów reszty nieumarłych.
Zachowania mężczyzn utwierdziły dziewczynę w fakcie, że samcom przydałaby się mała lekcyjka pokory w życiu. Nie miała jednak czasu tego teraz roztrząsać. Z frustracją zarzuciła torbę na plecy, nie znajdując w niej tego, czego aktualnie potrzebowała. Odchodząc od rosłego Goba, przymknęła na chwilę oczy przypominając sobie wersety jednej z mantr, którymi zagrzewała do walki pewna legendarna tawaif z nieistniejącego już królestwa.
Nie minęła chwila, gdy tancerka odezwała się w nieznanym Jarvisowi języku. Słowa były ciche, przypominające szum wiatru, lub szelest pergaminu, lecz wypowiadane były twardo, zupełnie jakby zaraz po wydobyciu się z ust bardki, zakorzeniały się w sercu mężczyzny.
Chaaya postąpiła kolejne kilka kroków w tył, tak, że żaden z trójki towarzyszy nie mógł dostrzec jej nawet kątek oka, za to słyszał ją doskonale… tak samo jak rytmiczny akompaniament dzwoneczków, przypominający szum spadającego deszczu, który dołączył po chwili do deklamacji.
Potwory zbliżały się w ślepej niemal furii, podążając w kierunku grupki podróżników wzbogaconej o przyzwanego kocura. Gob ryknął wściekle w ich kierunku, ale to kolejna błyskawica zrobiła wrażenie. Trafiła następnego ghula i zabiła go na miejscu… znów rozrywając na strzępy nieumarłego. Jarvis uśmiechnął się łobuzersko i poprzez kolejne przejście między światami przyzwał kolejnego lamparta tworząc pomiędzy ich dwojgiem, a potworami żywą barierę z drapieżników. Tymczasem kapłan najwyraźniej szykował własne sztuczki, bowiem po krótkiej modlitwie jego oczy zapłonęły czerwonym ogniem.
Bardka pozostawała dalej za plecami walczących, wpierając ich kolejnymi wersami ezoterycznej poezji. Potwory z pierwszej linii dopadły wreszcie przeciwników. Dwa z nich związały ze sobą lamparty rzucając się na nieumarłych. Przy czy jednemu z kotowatych udało się powalić i rozszarpać ghula. Trzeci został zaatakowany przez Goba wrzeszczącego głośno i niemal z pianą na ustach. Czwarty… ten rzucający się na kapłana, został postrzelony dwukrotnie z pistoletu dubeltowego Jarvisa i dobity ognistymi promieniami strzelającymi z oczu kapłana. Potworek zmienił się w kupę dymiącej materii, podczas gdy kolejny piorun uderzył w jednego z ghuli drugiej fali nadciągających bestii.
Chaaya kontynuowała swoje przedstawienie do nie widzącej jej widowni, jednakże powoli dojrzewała do decyzji, by samej uzbroić się w oręż. Gdy zataczała kolejne kręgi, zastygając w kolejnych pozach pozwalających ulotnić ochronną czakrę z jej ciała, wyciągnęła spod tuniki amazoński miecz, który przytwierdzony miała do uda, jak za duży sztylet.
Trzymając ów oręż w dłoniach poczuła lekkie drżenie, jakby ów miecz drżał z niecierpliwości, by zostać użytym w boju. I okazja w sumie była blisko, bo jeden z ghuli pokonał drapieżnika wgryzając mu się w gardło i trupim jadem paraliżując przyzwanego przez Jarvisa drapieżnika. Drugi nie mógł jednak tak łatwo poradzić sobie z doświadczonym półorkiem i stracił dosłownie głowę. Znowu huknął grom zabijając kolejnego ghula… drużyna bardki wybijała stwory, ale nie dość szybko niestety. Jarvis to zauważył i przeładowawszy broń wezwał wsparcie powietrzne.
Gigantyczną pustynną osę unoszącą się nad nimi.
- Za chwilę trzeba będzie przenieść walkę na wyższy poziom. - rzekł z pocieszającym uśmiechem do bardki. A Thamzir kolejnym płomiennym spojrzeniem podpalił nacierającego w jego kierunku ghula.
~ Zapewne tak będzie… ~ bardka odpowiedziała magowi w przerwie recytacji, powoli wysuwając się na przód i doskakując do najbliższego nieumarłego, który miał szczęście posilić się kawałkiem orientalnego kota. Zaatakowany znienacka stwór nie zdążył odskoczyć. Chaaya uderzyła go ostrzem dość skutecznie, acz nie dość mocno by zabić od samego uderzenia, ale… ostrze trafiając w cel pokryło się szronem i ten szron niczym zaraza przepełzł błyskawicznie na ghula, zabijając go na miejscu.
Chaaya była tak zaskoczona efektem ataku, że aż zatrzymała się milknąc i patrząc w zakłopotaniu to na broń, to na ghula, to na Jarvisa… jakby ten miał jej wytłumaczyć co się właściwie wydarzyło.
~ Trzeba będzie w końcu zidentyfikować ten miecz. ~ stwierdził Jarvis strzelając z dubeltowego do zbliżających się do nich kolejnych ghuli, zabijając go. Towarzyszył temu odgłos kolejnej błyskawicy z jasnego nieba, która usmażyła kolejnego ghula, a wściekły Gob ruszył naprzeciw ghulom nie przejmując się własnym bezpieczeństwem. Lampart nadal warował przy Chaai i sparaliżowanym “braciszku”, a Thamzir spopielił zranionego przez błyskawicę ghula, krzycząc coś o półmózgich bękartach.
~ Sam się zidentyfikuj… ~ fuknęła nagle zaborczo, najwidoczniej pałając już do oręża bezkresną miłością i wywijając mieczem powolny młynek nad głową, po czym zastygając w pozycji skorpiona. Przez dwa oddechy trwała tak obserwując przeciwników, po czym ruszyła na spotkanie kolejnemu wrogowi.
~ Nie chcesz wiedzieć czym jest i co potrafi?~ zdziwił się czarownik , kolejny huk pioruna towarzyszył bardce, lampartowi, Gobowi i gigantycznej osie atakującej ghule. Półork rozszarpał wroga… znów rozcinając go uderzeniami falchiona.
~ Sam mi to powie. ~ odpowiedziała z dziką ekscytacją doskakując do rannego padlinożercy, przez chwilę mierząc się wzrokiem z nieumarłym. Dzieliły ich trzy kroki. Stwór wyciągnął zachłannie łapska, podczas gdy bardka kręciła leniwie ostrzem ósemki w powietrzu.
Ghul zawarczał głęboko z wnętrza swoich trzewi, otwierając poharatane usta i wywieszając długi, siny jęzor. W tym samym momencie, oboje rzucili się przed siebie, a krótki miecz na chwile połączył oba ciała, gdy tawaif wbiła swojego nowego Ranveera w pierś przeciwnika. Śmiercionośny szron rozpełzł się bo po metalu by trafić swym promieniem nieumarłego nieszczęśnika, zamieniając go w lodowy kamień.
Charrita zaczęła cofać się ostrożnie, by nie zostać okrążona przez następnych wrogów, ponownie wznawiając recytację mantry.
~ Skoro tak twierdzisz, acz nie wszystkie miecze mówią. ~ Jarvis radził sobie ze swym pistoletem zabijając kolejnego stwora dwoma strzałami. Jego osa porwała w górę szamocącego się ghula. A kolejny zwarł się w boju z lampartem. Nieumarli przegrywali, toteż ostatni nie związany walką, rzucił się do odwrotu, smagany ognistym promieniem oczu Thamzira.
~ Ależ on nie musi przemawiać, bym zrozumiała jego przekaz… ~ odpowiedziała zdziwiona, że Jarvis nie zrozumiał jej metafory. Kobieta wycofała się ostatecznie z pola walki, zajmując miejsce za plecami swojego “męża”.
- Czas na nasz powrót, nim pojawią się następni… - jej łagodny głos, przerwał milczenie wśród czwórki. - Gob… jeśli Hag był tu sam… - urwała, nie chcąc denerwować wojownika, który potrafił przerazić swą siłą i okrutnością w walce.
Ten jednak nie wydawał się jej słyszeć gnając na oślep w dzikim szale.
~ Możesz go ogłuszyć? Chyba nieco odpłynął w bojowej furii. ~ zapytał telepatycznie czarownik ładując amunicję do swej broni. Zaś Thamzir rozejrzał się dookoła z nadal płonącym wzrokiem i mówiąc dumnie. - Mnie się bezkarnie nie zaczepia.
~ Obawiam się, że nie potrafię… ~ bardka patrzyła za biegnącym półorkiem, kręcąc w zrezygnowaniu głową.
- Wspaniale się spisałeś Thamzirze… jestem pod wielkim wrażeniem twojej mocy… - dodała nieco cicho, rozglądając się po pobojowisku jak i rozwleczonej po ziemi karawanie, a raczej tym co z niej zostało.
- Chrrr… rrr… eeerrcch… - energii półorkowi nie starczyło na długo. Sięgając po swą nadludzką siłę zmęczył się bardzo i zatrzymał po chwili opierając o miecz. A Chaaya dostrzegła coś… niepokojącego, dłoń z sygnetem. Ów pierścień musiał należeć do Hareta i co gorsza znała inicjały na nim zapisane. To był członek rodu Jalalmudinów, więc to była karawana jej ludu.
- To byli dholianie. - podstępny smutek, szybko wyparł z jej serca adrenalinę i podniecenie po wygranej walce. Tancerka bardzo chciała, móc pochować swoich braci z ziemi, ale wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Nie mieli na to czasu, a nawet jeśli, to zbyt długie przebywanie w tym miejscu narażało ich na większe niebezpieczeństwo. “To co piasek zrodził, piasek też zabierze…” jak to mawiali. Oby dusze zmarłych zaznały spokoju i odrodziły w błogosławieństwie nowego wcielenia.
Przechadzając się miedzy zwłokami, podeszła do olbrzymiego mężczyzny i poklepała go po ramieniu, jakby chcąc go pocieszyć. - Wrócimy tu z karawaną… może wtedy go znajdziemy.
- On tu gdzieś… jest. - mruknął półork niezbyt zadowolony tą perspektywą, ale zbyt zmęczony by się kłócić. Gdzieś nad nimi rozległ się skrzek. To ptak ich drugiego przewodnika zataczał koła przypominając o sobie. I pewnie wzywając ich z powrotem.
- Chodźmy. - mruknął ponuro Gob ruszając z powrotem, a Jarvis spojrzał na swoją żonę i spytał. ~ Co sądzisz o tym pobojowisku? ~
~ W jakim sensie? ~ spytała Jarvisa bardka, obserwując półorka ze smutkiem, ale jakby też powątpiewaniem.
- Jeśli jest… znajdziemy go, może ptak go z góry wypatrzy. P-pomóc ci? - fakt, że o to spytała może mógłby i zaplusować u wojownika, ale… w praktyce, ani on, ani ona chyba nie wyobrażali sobie jakby to wyglądało gdyby się zgodził.
- Muszę odpocząć, ot co. - wydyszał mężczyzna siadając po kilku krokach.
- Możemy zrobić sobie małą przerwę. Ghule chyba szybko nie wrócą, a jaszcze mam parę sztuczek w zanadrzu. - odparł Jarvis spiorunowany wzrokiem kapłana. On wcale nie miał ochoty tu twkić.
~ W ogólnym. To naprawdę są dholianie? ~ zapytał telepatycznie czarownik.
Chaaya wydęła usta w podkówkę, oplatając się ramionami jakby było jej zimno.
- Dobrze… odpoczywaj. - zawyrokowała cicho, obracając się w miejscu, po czym ruszając powoli wgłab zmasakrowanej karawany.
~ Niestety tak… jeden ze zmarłych nosi sygnet dość znanego rodu z moich stron. Rzadko kiedy podróżuje się w mieszanej karawanie… także prawdopodobnie wszyscy byli… ~ ciągnęła posępnie, przystając od czasu do czasu by oddać cześć poległemu. Przy okazji starała się wywiedzieć skąd przystąpił atak, co karawana przewoziła, i jak była liczna.
Przeszukiwała trupy sama… Jarvis nie był w tym wielką pomocą, bardziej pilnując jej zadka niż szukając czegoś na ziemi. A Thamzir nie brukał swych kapłańskich palców pracą. Ciężko było dziewczynie ustalić co zabiło jej pobratymców. Ślady poparzeń i ostrzy nie pasowały do niczego co znała, podobnie jak drobne stożkowate ślady w piasku. Co gorsza była to wyprawa dyplomatyczna… choć pomniejszego kalibru i Chaaya znalazła tawaif towarzyszącą tej wyprawie.
~ Poznajesz któreś z tych śladów? Pierwszy raz takie coś widzę… ~ tancerka wskazała na dziwne stożki na piasku, nie przestając lawirować między trupami, aż w końcu dostrzegła wśród ciał, znajomą sylwetkę… a raczej to co z niej zostało, plus zmasakrowaną, ładną dziewczęcą twarz.
- To moja siostra. - z jakiegoś powodu, Chaaya przełamała milczącą konwersację w myślach, wskazując palcem na martwą kobietę. Twarz miała rozluźnioną, jakby nie dotarło do mięśni, że powinny wygiąć się w grymasie rozpaczy i żalu.
~W moich stronach, naszych zmarłych się pali. Moglibyśmy ją.. spopielić, w ramach pogrzebu.~ zaproponował Jarvis delikatnie kładąc dłonie na jej ramionach.~A co do śladów… tak jakby… widziałem podobne. Przy zabawkach dla bogatych dzieci. Mechaniczne nakręcane żuczki zostawiały takie ślady w mule.~
~ Dholianie także palą zmarłych… na specjalnych stosach ułożonych ze świętych drzew z oazy, na której wyrosło pierwsze dholiańskie miasto. Popioły zaś rozsiewamy z wiatrem… ~ tancerka nie wiedziała, jak sobie poradzić z pocieszycielskim gestem czarownika. Drżącą dłonią, strzepała jego ręce ze swoich barków, ale z jakiegoś powodu, odwróciła się do niego i oparła czołem pod jego brodą. ~ Mógłbyś mi pomóc ją pochować? ~ spytała, pomijając kwestię mechanicznych robaczków, jakby nie miała głowy by roztrząsać to co usłyszała.
~ Oczywiście ~ odparł Jarvis spokojnie. ~ Co mam zrobić? ~
~ Ummm… przydałoby się ją… zaw...zaw… przenieść… zawinąć… eee… nie wiem jak się do tego zabrać, nie powinieneś jej dotykać, ale nie powinniśmy jej tu palić w tej krwi. ~ sytuacja powoli zaczęła przerastać bardkę, która schowała się za plecami Jarvisa, ponownie opierając się o niego czołem. ~ Może przykryję ją szalem nasiąkniętym olejkiem i podpalimy wachlarzem… może to wystarczy? ~
~ Mogę przywołać coś co ją przeniesie. ~ zaoferował czarownik wyraźnie zamyślony.
~ Masz na myśli jakieś zwierze? ~
~ Coś w tym rodzaju. ~ potwierdził czarownik przyglądając się ciału i pocierając kciukiem podbródek. ~ Lub żywiołaka ~
~ Nie chcę cie nadwyrężać… zwierze może być. ~ odparła ściągając chustę z głowy i otwierając torbę.
~ Żadne nadwyrężanie… przyzywanie wsparcia to moja specjalność. ~ wyjaśnił czarownik wykonując gest i sprawiając, że z piasku wyłoniła się nieforemnna kamienna postać, zbudowana z głazów. Żywiołak ziemi w formie humanoida spojrzał na Jarvisa, potem obrócił kamienną głowę w kierunku zwłok i sięgnął łapami w piasek pod nimi, by unieść martwe ciało.
~ A jeśli będziemy potrzebowali tego wsparcia? ~ spytała, wyglądając zza jego pleców. ~ Chciałabym ją zakryć i możemy gdzieś odejść… na jakąś wydmę. ~ zaproponowała, podchodząc niepewnie do kamiennego żywiołaka.
~ To się przyzwie następnego. Nie znam tak potężnych zaklęć jak Agnis, za to zawsze mam na podorędziu sojuszników. ~ wyjaśnił czarownik wskazując kamiennemu pomocnikowi najbliższą wydmę, po czym ruszył wyjaśnić Thamzirowi i półorkowi sytuację… żeby nie zadawali niepotrzebnych pytań.
Zakrywszy ciało od pasa w górę, dziewczyna udała się za żywiołakiem, od czasu do czasu powracając się za siebie, by spojrzeć na pobojowisko z góry.
~ To byli dyplomaci. Jak będziesz referować Vizerai, warto o tym wspomnieć… chyba. ~
~ Zapamiętam. ~ odparł Jarvis, podczas gdy kamienny stwór dotarł do wydmy i złożył ciało dziewczyny na ziemi.
Bardka podziękowała przyzwańcowi skinieniem głowy po czym zadumała się nad złożonym ciałem, zastanawiając się jak spalić… doszczętnie, doczesną powłokę swojej kuzynki.
Stwór odparł ruchem “głowy” i to był jedyny jego gest. Bowiem nie istniał zbyt długo, opuścił ten świat rozspyjąc się w pył, gdy czarownik doszedł do dziewczyny.
Bardka wróciła do szperania w torbie, by wykopać zawinięty w szmatkę wachlarz.
~ Jak się czuje Gob? ~ zagadała, otwierając broń i rozpalając cichym szeptem.
~ Fizycznie już wypoczął. Jeśli chodzi o ducha… to jest zdeterminowany by znaleźć towarzysza broni. ~ odparł Jarvis przyglądając się dziewczynie i jej działaniom. ~ Nie wiem czy będzie miał okazję. Vizerai może postanowić inaczej. ~
Dziewczyna myślała przez chwilę, gładząc się płomieniami po policzku.
Obserwując punkcik, który był siedzącym półorkiem, ruszyła nagle w pląs dookoła zwłok, rozpoczynając, z początku niepewnie, pieśń, którą Jarvis już raz słyszał, gdy opatrywała jego rany.
Przy każdym okrążeniu, rozpościerała ognisty podmuch, który smagał zakrytą sylwetkę, powoli ją spalając. O dziwo, bardka nie wyglądała jakby właśnie przeżywała żałobę i chowała swoją krewną. Była uśmiechnięta i nawet radosna, choć może nie promieniało od niej szczęściem jak zazwyczaj.
Gorący wiatr znad pustyni, powoli obsypywał żyjących parzącym piaskiem, rozwiewając popioły i porywając je chen daleko, a temu wszystkiemu towarzyszył śpiew i brzęczenie dzwoneczków.
Chaaya tańczyła jeszcze chwilę po tym, jak po tawaif nie pozostało już prawie śladu. Gdy pieśń dobiegła końca, zziajana i morka od potu, rzuciła się nagle w ramiona maga, przytulając się do niego i szepcząc mu ciche dziękuje, po czym zgasiła płomień, nie chcąc by ten zranił towarzysza.
~ To było… śliczne. ~ przytulił ją delikatnie czarownik i dodał cicho. - Musimy wracać Charrito.
- Oczywiście. - odparła pokornym tonem, odsuwając się z niechęcią od swego “męża” i zbiegając z wydmy, ku towarzyszom na dole.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 19-09-2016 o 19:20.
sunellica jest offline