Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2016, 20:56   #187
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri długą drogę do domu spędził całkiem pracowicie. Choć nie musiał machać mieczem, to każdego wieczoru machał kijem, ucząc Hugo tych lichych podstaw szermierki, które sam poznał. Starał się też oboje jako tako wyuczyć jazdy w siodle, żeby chodzenie stępa nie było szczytem ich jeździeckich możliwości nie zakończonych bolesnym upadkiem. Za to już przy kolacji opowiadał im o swojej rodzinie. Starał się też przy tej okazji opowiadać im o tym, że jego rodzina zawsze żyłą zgodnie z prawem bogów i ludzi. Robił to zwłaszcza na użytek Hugo, któremu obiecał swoje nazwisko. Shavri skończył też oba sztylety z kości dla kapitana i jego zastępcy, które to ostrza mimo że wyglądały dość osobliwie, były pamiątką po demonie, którego Evan ubił z pomocą Marva w czasie tej wyprawy.
- Jak będziecie w Futenbergu, odwiedźcie mnie proszę, zrobię Wam do nich porządne pochwy – obiecał obu mężczyznom, gry wręczał im ostrza zawinięte w płótno. Podziękował też Marvowi za pieniądze dla Rose.
Shavri zostawił France swój długi miecz. Częściowo na pamiątkę, a częściowo dla świętego spokoju. Choć nie wiedział, czy bardziej się o nią boi, kiedy jest uzbrojona czy kiedy nie jest… Tak czy siak pozostawił te kwestie bogom do rozstrzygnięcia.
Z Sinarą pożegnał się bardzo ciepło i przyjaźnie. Nic dla niej nie miał, więc przed ostatnią kolacją na szlaku poprosił Rose o pomoc. Nazbierał polnych kwiatów, które zręczne palce dziewczyny uplotły w dwa wieńce. Ku jego zdziwieniu dołączył do nich Hugo, który pod koniec tej czynności, cały czerwony na twarzy wręczył swój bukiet Rose. Z zebranych przez nich kwiatów powstały trzy wianki. Jeden Shavri podarował właśnie Sinarze, a drugi chciał dać Lenie, ale ponieważ nie chciał wchodzić w drogę Hundowi w żaden sposób, poprosił o to Hugo. Rose z kwiatów, które dostała od Hugo uplotła dla siebie osobny wianek i paradowała w nim dumna po obozowisku, niczym wcielenie nadciągającego lata, ku uciesze większości mężczyzn, którzy życzliwie za nią wołali. Hugo, który jednak trzymał się blisko dziewczynki, puchł z dumy. Shavri swoją drogą także.
- Posłuchajcie, gdybyście kiedyś potrzebowali konta w Futenbergu zawsze możecie się na mnie powołać i moja rodzina Was przyjmie. Ciepły kont i ciepła strawa, jakieś przeróbki kowalskie - to wszystko z serca wam oferuje - powiedział do towarzyszy na odchodnym i skierował się wraz z dziećmi do domu.

Z nadspodziewanie dużym spokojem i pewnością siebie Shavri podszedł do rozmowy z rodzicami. Zabawne, jeszcze trzy miesiące temu pewnie drżałby ze strachu o ich reakcje. Rzeczy, które zmieniają się, kiedy walczysz z nieumartymi, a do domu przywozisz na lekkim, bojowym rumaku worek ciężki od platyny…
Pierwszy dostrzegł ich Cori, który już od półtora miesiąca nabrał zwyczaju każdą jedną czynność, jaką wykonywał w domu, wykonywać właśnie w takim miejscu, żeby mieć widok na drogę. Rodzice starali się mu to wyperswadować z głowy, węsząc w tym jakieś wariactwo, ale nie było na to rady.
Radość chłopca z odzyskania starszego brata była tak wszechogarniająca, że nie tylko ogarnęła dwójkę nowych przybyszów, których chłopiec od razu zaczął traktować jak swoich jeszcze nim się dowiedział, kim są – w końcu przyjechali z jego bratem – ale także udzieliła się dwójce dzieci, dotąd mocno zdenerwowanych.
Norva, która, ku zdumieniu Shavriego, pojawiła się zaraz po Corim i to biegiem(!), była już bardziej powściągliwa. Najbardziej powściągliwi był jednak ojciec…
- …A przez jakiś czas będę brał tylko okoliczne zlecenia, żeby mieć oko na to, co tu się dzieje – zakończył tropiciel swoją niesamowitą opowieść.
- Coś ty sobie pomyślał? – zapytał ojciec po długiej, bardzo długiej chwili milczenia. Rozmawiali otwarcie w izbie całą rodziną. Hugo i Rose siedzący między Shavrim a Corim trwożnie wpatrywali się w swoje miski z kaszą, które postawiła przed nimi Norva.
- Dokładnie to, co powinienem – odparł spokojnie chłopak.
- Byłaby tam szczęśliwa!
- Czyżby? Jak dla mnie będzie szczęśliwa też tutaj. Przy rodzinie, która ją naprawdę pokocha i przy Hugo.

- Tak, ale… - Olf zaciął się. Było dla niego oszołamiające, że w ogóle prowadzili taką rozmowę. - Nasza rodzina… mamy dość swoich własnych problemów – Senior rodu spróbował z drugiej strony. Dużo gorzej szło mu grzmienie przy tej dwójce przestraszonych ślepków… Gram i Piotr… Nie. Olf odrzucił od siebie te myśl.
Shavri za to wychylił się z ławy, podniósł z podłogi mieszek ze swoimi pieniędzmi i ciężko położył go na stole. Brzdęknęło. Głośno.
- To rozwiązuje problemy.
- Tak. Teraz. Dzięki Sune. A masz pewność, ile razy wrócisz do domu w jednym kawałku? – warknął Olf.
- Tyle razy, ile Sune da – odparł chłopak.
- A jak nie da za wiele?
- Jak nie da, to wyuczysz Hugo na kowala. Tak jak wyuczyłeś mnie, a wcześniej jak ciebie wyuczył dziadek. Rose zna się na handlu. Pomoże mamie. Może mieć wiedzę, której jej brakowało.
Olf usiadł ciężko. Świadom był tego, że tak naprawdę decyzja już została podjęta i to nie przez niego. Może się wściekać do woli, ale to niczego nie zmieni. Dzieci ani nie można odesłać, skąd przyszły, ani wygonić na bruk. Mężczyzna przeklinał w duchu dobre serce syna, dopóki nie zdał sobie sprawy z tego co robi. Trwała wojna. Czasy były złe. Owszem bogowie byli łaskawi i ostatnia stoczona bitwa przyniosła Królestwu zwycięstwo. Ale następna mogła potoczyć się różnie. Spojrzał na brzdące.. Były zdrowe i jeśli wierzyć opowieści przeżyły już dość w życiu, żeby wiedzieć, na czym ta gra polega. Można je wychować, wyuczyć. Hugo spojrzał na niego odważnie, butnie i wytrzymał jego spojrzenie całe cztery sekundy. Rzecz, którą do tej pory potrafił tylko Piotr... Nie. Złe myśli!
- Za to, co jest w tym worku mógłbyś otworzyć kuźnie – powiedział po chwili. – Zamówień na broń i pancerze jest teraz w srocz.
- Mógłbym, ale chce, żeby matka mnożyła te pieniądze. Dziadek zawsze powtarzał, że wojna poza śmiercią przynosi też zyski… A chyba limit śmierci już wyczerpała w naszej rodzinie. Więc… - zawiesił głos. - Cori musi się uczyć. Każda dodatkowa para rąk może być potrzebna. Jeszcze nie wiem, ile nas to będzie kosztowało, wkrótce do miasta przybędzie mag, który mi to powie. – Tu Shavri zwrócił się do brata. – Nie uwierzysz, kto do nas przyjedzie, naprawdę. Mnie samemu było trudno…
- Ignis… - przerwał mu ojciec. – Powiesz coś w końcu?
Ignis Traffo nie mogła oderwać wzroku od Rose. Jej serce matki… Naraz poczuła się tak, jakby jej modlitwy zostały wysłuchane. Nie starali się o kolejne dzieci po tym, jak wojna zabrała im obu najstarszych synów, a potem… cóż… było już za późno. Na słowa męża, spojrzała na Shavriego i powiedziała po prostu.
- Norva się zaręczyła.
- Co proszę?
– Shavri wybuchnął radosnym śmiechem i zerwał się ściskać siostrę. Ta zaczęła syczeć.
- Zbliż się tylko, a połamię ci nogi – obiecała, choć nic takiego nie zrobiła, kiedy brat zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
- Z kim?
- Z Jontkiem. Synem garbarza.
- Proszę, proszę. A ja się zastanawiałem, co on tak często zachodzi w te strony.

- Dobra, dobra. – przedrzeźniła go. - Nie zmyślaj, tłumoku. Wiem, że niczego takiego nie zauważyłeś – wyburczała, kiedy już ją wypuścił. – No, dzieciaki! – zawołała, klaskając w dłonie. – Co to za niejedzenie? Wsuwajcie! A potem pokażę wam, gdzie będziecie dziś spali. Jutro zorganizujemy wam cos wygodniejszego niż strych, ale na razie będzie wam musiał wystarczyć
- A ja muszę iść wydoić Miłą Łatkę
– przypomniała sobie Ignis, wstając pośpiesznie. Ale najwidoczniej nie śpieszyło się jej na tyle, żeby nie mogła się zatrzymać przy dzieciach i pocałować cała trójkę (Cori wciąż siedział na ławie) w łepki.
- Pomogę ci – natychmiast zaoferował się jej młodszy, odkładając łyżkę.
- Doskonale – przyzwoliła łaskawie pani matka, a potem spojrzała jakby z zaskoczeniem na swojego męża. – Drewno na jutro – pokazała mu palcem palenisko i wyszła bajecznie szczęśliwa.
Jakiś czas Shavri z ojcem rozmawiali o rzeczach bieżących, podczas gdy Hugo z Rose dojadali kasze. Potem, gdy wyszli wraz z Norvą, mężczyźni zostali sami w izbie.
- Synu, zginiemy przez ciebie z głodu.
- Być może. Ale wpierw trzeba jeszcze wyprawić młodej wesele
– powiedział Shavri, po czym po prostu zaczął się rozpakowywać.
- Nie kpij, głupcze… - zaczął Olf.
- Nie kpie. Mam tylko dość życia w grobie! – warknął Shavri, prostując się gwałtownie. – Przyjrzałeś się matce? Kiedy ostatni raz widziałeś ją taką szczęśliwą? Przypomnij sobie, jak potrafisz, bo ja nie jestem w stanie. To moje jarzmo, nie twoje. I tak, to prawda. Za którymś razem coś mnie może po prostu zeżreć i wtedy faktycznie zostaniecie z tym sami. Ale bogowie, może się nam poszczęści na tyle, że dzięki Tobie Hugo będzie już wtedy potrafił majtać młotem, a dzięki matce i Norvie Rose będzie już potrafiła sprzedać krowi placek! Dziadek tracił majątek po to, żeby ratować ludzie życie. Żadna cena nie była dla niego straszna, a widział więcej wojny od ciebie! – A potem dodał coś, co nie przyszło mu do głowy, że przejdzie przez jego własne usta. Zwłaszcza prosto w twarz ojcu. – To jest wszystko, co mam do powiedzenia w tej sprawie.
Olf najeżał się. Najpierw zrobił się blady, potem czerwony. Długo milczał. Potem pokiwał z niechęcią głową.
- Obyś się nie mylił, najemniku – odparł sucho i poszedł narąbać tego nieszczęsnego drewna. Ignis wiedziała, co robi. Czynność ta dobrze mu zrobiła na nerwy.

Potem nadeszły ciepłe dni pełne wzajemnego docierania się, dużych awantur, wybuchów śmiechu i chwil bezcennych. Ignis jakby odmłodniała, gdy z jednej strony rozmawiała z córką na temat weselicha, a z drugiej na nowo musiała opowiadać dzieciom bajki na dobranoc. Olf pomrukiwał i ustawiał dzieci po kontach, ale nie za bardzo miał sie czego czepiać, bo nawet rozrabiaka Hugo, ostrzeżony opowieściami Shavriego, a potem widząc na włąsne oczy, że ów nie kłamał, starał się nie dawać mężczyźnie powodów do gniewu. Rose zaś była tak czarująca i pomocna, że jakiekolwiek jej karcenie w ogóle nie wchodziło w gre. Norva, choć trudno było się jej przyzwyczaić do myśli o tym, że te dzieci już tu zostaną, szybko je zaakceptowała. W zasadzie najtrudniej miał spolegliwy Cori, który nieco bał się Hugo i Shavri wiedział, że któregoś dnia jego młodszy brat zdobędzie w końcu ostrogi i pobije się z jakimś innym chłopakiem. Być może nawet z powodu Rose? Kto ich tam wie?
Dni mijały na pracy. Shavri jeśli nie był na zleceniu, to pomagał w domu. Starał się być pośród bliskich jak najczęściej i jak najszybciej wracać do domu z każdej misji. Niestety nie dawało się tego mimo wszystko łatwo pogodzić z pracą. Nawet kiedy zupełnym przypadkiem któregoś dnia stuknął o siebie obcasami swoich zdobycznych, skórzanych butów, które okazały się być nie tylko ładne...
Lato zaczęło się, a życie było piękne!
 
Drahini jest offline