Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2016, 10:45   #24
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Gdy tylko drzwi mistrza zamknęły się za plecami Lorasha, bezceremonialnie zrzucił ciało w dół szybu przeznaczonego do lewitacji. Mało go obchodziło kto teraz znajdzie ciało, on zakończył swoje zadanie w tej wieży. Okrył się zaklęciem niewidzialności i ruszył na poszukiwanie kolejnej ofiary.
W drodze do wierzy Mistrza Velkyna szczęście najwyraźniej opuściło Lorasha. Z bocznych drzwi wyszło czterech drowów ubranych w szaty studentów magii
- Ej młody? co tak węszysz? szukasz guza? - zagadał jeden z nich - znalazłeś…
Lorash powoli tracił cierpliwość do wyszczekanych dzieciaków.
- Czterech co? - Uśmiechnął się pod nosem i ukradkiem sięgnął po niewielką paczuszkę proszku. Nic szczególnego, narkotyk jakich wiele lecz trzy jego cechy sprawiły, że to właśnie ten wybrał. Szybkość, siła i możliwość przyjęcia go prawie w dowolny sposób a teraz to liczyło się dla niego najbardziej.
Rozwiązał mieszek, nabrał powietrza by nie wdychać narkotyku i sypnął czwórce proszkiem w oczy. Nie czekając n ich reakcje rzucił się do biegu by jak najszybciej ich ominąć.
“Miłych wrażeń chłopcy.”
Lorash dobiegł do klatki schodowej, prowadzącej do wierzy mistrza zauroczeń. Wspinając się po stopniach drow przypominał sobie zajęcia u Velkyna, które zawsze obfitowały w ciekawe efekty. Ktoś usypiał, ktoś robił coś czego nie miał zamiaru robić, ktoś inny popadał w szaleństwo. Znów, Lorash miał kilka opcji: kwatery uczniów, biblioteka i pracownia, pokoje samego mistrza.

O ile stary nekromanta był - co Lorasz musiał szczerze przyznać - nieszkodliwy o tyle Velkyn mógł być wielkim utrapieniem. Więc tym razem udał się do biblioteki w duchu snując rozważania jak było by przyjemnie gdyby wszyscy zebrali się w jednym miejscu. Cóż jednak począć, nie mógł liczyć na takie szczęście, Lolth nie kochała go aż tak mocno. Starał się przy tym wyglądać jak ktoś kto nie tylko ma prawo tu przebywać ale wręcz powinien być właśnie tu. Niemal emanował pewnością siebie tak bardzo niepasującą do młodego samca. Przygotował sobie jednak i drugą działkę narkotyku na wypadek spotkania kolejnych grupek.
Wchodząc do pomieszczenia, Lorash wybuchł śmiechem wszystko wydawało mu się komiczne do tego stopnia, że nie mógł się powstrzymać przed chichotem. W zasadzie, nie był w stanie zrobić niczego innego. Ukląkł na środku pomieszczenia, objął swój własny brzuch i skupił całą uwagę na tym, by nie pomoczyć swojej bielizny. Trwało to wszystko gdzieś koło minuty. Kiedy zaklęcie minęło mężczyzna mógł wreszcie rozejrzeć się po bibliotece. Prostokątne pomieszczenie w którym na dłuższych ścianach poustawiane były rzędem regały z księgami i zwojami. Na północ znajdowała się para drzwi prowadząca do pracowni i sali wykładowej. Na środku komnaty stały trzy stanowiska pisarskie.
We wspaniałym humorze, bo jaki mógł być po takiej dawce śmiechu, ruszył przed siebie między regały. Dość miał już błąkania się po omacku, pozostawało mu więc zrobić tylko jedno.
- Jest tu ktoś? - Zawołał mocnym głosem.
Pomieszczenie zdawało się puste i nikt nie odpowiadał na wołania drowa.
- No i dobrze - oznajmił nikomu konkretnemu. Z regału wziął dwie książki i ruszył do pokojów uczniów. Przynajmniej z nimi miał jakiś pretekst dlaczego akurat się tu znajdował.
Lorash opuścił bibliotekę i skręcił ku celom w których zamieszkiwali studenci terminujący u Mistrza zauroczeń. Kiedy znajdował się już blisko drzwi, dostrzegł iż są one uchylone.
Bez zbędnego zastanawiania się i opóźniania egzekucji wparował do środka kopniakiem otwierając drzwi na oścież.
Lorash wparował do pomieszczenia będącego czyjąś sypialnią. Chyba jednak nie była to kwatera Rylda, ale to nie miało znaczenia, Ryld tu był - zaciskal garotę na szyi innego studenta. Nagłe wtargnięcie drowa dosłownie kupiło ofierze jego ofiary kilka dodatkowych chwil życia.
Baragh widząc całą scenę jedynie się uśmiechnął i wyszeptał słowa które jedynie Ryld był w stanie usłyszeć.
Ryld puścił nagle garotę i złapał się za głowę, a potem zaczął ciągnąć na boki swoje włosy i wrzeszczeć. Jego ofiara odzyskawszy możliwość oddychania, zaczęła łapczywie łapać powietrze.
- Nieudolny śmieć, tylko na tyle Cię stać? - Drwił z napastnika Baragh.
Ryld tarzał się po podłodze przeżywając w głowie jakiś koszmar, duszony do niedawna drow zdążył się ogarnąć na tyle.. by dobyć sztyletu i spaść na swoje niedoszłe nemezis. Młody student dziurawił klatkę piersiową Beantha raz po raz.
Baragh przyglądał się aż niedoduszony drow skończy się wyżywać i dotrze do niego komu zawdzięcza życie.
- Nie ma za co - rzekł z przekąsem.
Drow odwrócił się wreszcie i sporzał na Lorasha z usmiechem.
- Dzięki bracie! przysięgam że kiedyś się odwdzięczę Baragh! weź jego różdżkę, jest magiczna.
- I co ja z nią zrobię? Lepiej mi powiedz gdzie znajdę Antolga bo już mi się Ryld raczej do niczego nie przyda a mam sprawę.
Młody drow zabierał się już za obrzynanie przegubów trupa, najwyraźniej planując poćwiartować jego ciało i gdzieś schować.
- Antolg Beanth? pewnie nawet nie ma go w akademii, jak znam życie daje chuja jakiejś studentce, wiesz jaki on jest “dżunior patron”.
- A masz może pomysł dzięki któremu mógłbym się z nim szybko zobaczyć? Trochę się spieszę.
Drow był skupiony na pospiesznym wyjmowaniu biodra z panewki.
- Zamachaj mu cipą przed oczami - rzucił nie odwracając się.
- W domu mi kiedyś pokazali taką sztuczkę, jak go ługiem potraktujesz to prawie nic nie zostanie - zaproponował Lorash widząc zmagania młodszego drowa, żyłka alchemika dala znać o sobie.
- Dobra poszukam tego, jak mu tam, Vuzrar? Tak chyba tak, skopię mu dupę to mi raz dra przyprowadzi braciszka.
- Vuzrar pewnie liże dupę starszym kolegom jak na lizusa przystało - rzucił drow przy akompaniamęcie zgrzytania chrząstek.
- Trzymaj się - pożegnał młodego i ruszył by zapolować na kolejną ofiarę, na szczeście droga nie była zbyt długa.
Korytarz drugiego piętra, od którego rozpoczął swoje poszukiwania Lorash, był dość tłoczny, widocznie niedawno skończyły się jakieś zajęcia. Studenci byli zbyt zajęci sobą, by zwracać uwagę na młodego ucznia szkoły wojowników jakim mienił się im Lorash.
Z księgami pod pachą sunął między nimi niczym czerw przegryzający się przez miękkie tkanki trupa. Rozglądał się przy tym szukając facjaty swego celu. Póki co nie przeszkadzało mu, że jest widoczny, nawet cieszył się z tego, przecież i tak wszystko miało obciążyć konto Baragha.
Lorash zauważył twarz pasującą do rysopisu Antolga, znikającą za drzwiami jednego z pomieszczeń. Wyglądało na to, iż wbrew temu co mówił “brat Baragha”, Antolg “dżunior patron” Beanth, znajdował się jednak w akademii.
I na to miał swoje sposoby. Choć żal mu było marnować go na te drzwi, wydobył z jednej z licznych kryjówek niewielki flakonik, zdjął pieczęć lakową i odkorkował. Niewielki obsydianowy pręcik przymocowany do korka wsunął do dziurki od klucza i za jego pomocą precyzyjnie wąską stróżka wprowadził kwas do zamka. Odczekał aż żrąca substancja zrobi swoje po czym pchnął silnie drzwi.
Tylko po to by zrozumieć, iż drzwi wciąż pozostają zamknięte, może coś je trzymało z drugiej strony. Sztaba?
Wzruszył ramionami i poszedł zrealizować pierwotny cel, odnaleźć Vuzrara.
Lorash przeszukał drugie piętro, ale Vuzrara nigdzie nie było widać. Drugi syn ruszył więc ku schodom na niższe piętro. Na klatce wypatrzył wreszcie swój cel, młody Beanth wchodził na górę w towarzystwie kolegów - trzech innych studentów, grupka komentowała ostatnie zajęcia.
Baragh stanął pod ścianą i wyciągnął swoją okarynę, nabrał powietrza i zagrał na niej.
Klatka schodowa wypełniła się ostrymi, wirującymi kawałkami kryształów które swoim dzwonieniem zagłuszyły melodię okaryny. Chwilę potem, samo dzwonienie, zagłuszyły wrzaski mrocznych elfów, w tym oczywiście Vuzrara. Kryształowe noże cięły szaty i skórę mężczyzn. W stronę schodów już kierowali się pierwsi ciekawscy. A Baragh choć przestał grać dalej utrzymywał w umyśle żywe wspomnienie melodii która powołała do życia zaklęcie, podtrzymując w ten sposób jego działanie.
Posiekani mężczyźni zasłaniając rękami głowy rozbiegli się w każdym możliwym kierunku, jeden wyskoczył za barierkę, inni biegli czy to w górę czy to w dół schodów. Jednak całe ich działanie było nieco spóźnione. Jedyny z nich, który uniknął poważnych cięć, był tym, który zeskoczył z drugiego piętra...
- Co tam się dzieje!? - krzyknął jeden z elfów zbliżający się od strony korytarza, mężczyzna szybko zakreślił zaklęcie i rozproszył sferę magicznych, kryształowych ostrzy. Ofiary noży zwijały się na kolanach w rosnącej kałuży własnej krwi.
- Wezwijcie kapłankę, niech ktoś im pomoże! - rozbrzmiał głos czarodzieja który przed chwilą rzucił zaklęcie. Kilku stojących dalej gapiów machnęło ręką i wycofało się do tyłu. Nikt nie chciał się angażować. Czarodziej skupił spojrzenie na Loraszu.
- Ty tam! co tu się stało? zaraz… co ty tu właściwie robisz? - czarodziej zaczął zbliżać się a stronę Drugiego syna.
- No jestem! przejście proszę! - Z za pleców czarodzieja do uszu Lorasha dobiegł znany już głos.
Wciąż w swoim nowym, tymczasowym ciele, Filfriia kroczyła z wolna kręcąc biodrami w stronę całego zamieszania. Czarodziej odwrócił się i ustąpił miejsca kobiecie.
- Studentko - zaczął zasadniczo - sama Lolth musiała cię tu zesłać, czy je… czy łaska bogini pozwoli ci pomóc tym synom szlachetnych domów?
- To pozostaje w gestii Lolth Mistrzu, ale uczynię co mogę. - powiedziała kobieta uśmiechając się uprzejmie do czarodzieja gdy go mijała.
- Spieprzaj samcze! - syknęła na Lorasha - nie kręć mi się pod nogami.
Zgodnie z rozkazem ruszył jak najszybciej w drogę powrotną zahaczając jeszcze o komnatę Antolga. Drzwi, wciąż były zamknięte, aczkolwiek gdy mężczyzna nacisnął na klamkę okazało się, że nic ich teraz nie blokuje od środka. Pchnął je więc energicznie samemu pozostając za progiem i przygotowując sztylet dyskretnie ukryty za plecami.
Drow zajrzał więc do środka. Pomieszczenie było dość ciasnym magazynem na wiadra, miotły i inne przedmioty związane ze sprzątaniem. Obok drzwi, stała spora, szafka, którą ktoś najwyraźniej zasunął wcześniej drzwi. W głębi pomieszczenia, pośród poprzewracanych wiader leżało ciało drowa ze spuszczonymi spodniami.
Lorash uniósł brew podziwiając dzieło Filfrii, musiał przyznać, że jego siostra miała talent. Musiał też niestety przyznać, że jeśli szło o wybór miejsca to już mniej się postarała.
Odetchnął i zanucił pod nosem wesoła melodię znikając z oczu wszystkim którzy mogli by go teraz przyłapać. Miał już do zrobienia tylko jedną rzecz, jedną malutką rzecz nim powróci do swego ciała… Skierował swe kroki w stronę kuchni, ciekaw czym też uraczą go akademicy.
 
Googolplex jest offline