Will nie miał zielonego pojęcia, co może mu się przydać w miejscu, w którym się znalazł. To nie były pustkowia, gdzie liczy się broń, medykamenty i waha. Tym światem rządziły inne wartości, a on za bardzo nie wiedział jakie. Niemniej w głowie zaczął mu się przemarsz poważnych, brodatych panów w dziwnych czapkach i w jeszcze dziwniejszych kolorach. Jakieś pedalskie niebieskie, zielone czy o zgrozo! pomarańczowe!
Niemniej zabrał się za szabrowanie. Coś tam mu w łapki mogło wpaść, a co mogłoby się lokalnym spodobać. |