| pokój Samuela
Stefan usłyszał chrapanie. Drzwi były otwarte Samuel leżał na łóżku w koszuli i slipach z pod łóżka wystawała nogawka spodni od munduru.
Mając w pamięci ostrzeżenia Brokena, że po wydarzeniach w Ishvarze przy chandrze może mu odbić wolał dać znać o swojej obecności. Powiedział łagodnie.
- Smutas, to ja Stefan. Nie wiem, czy mnie słyszysz…. Zostawiam ci herbatę do picia i jakieś kiełbasy. Przyjechał jeden taki, Furry… Ale w sumie to wszystko może poczekać do rana, bo go sprawdzałem. I przykro mi, że doszło do takiej sytuacji ze Stryjem, ale… dziękuje za uratowanie mnie. Przez chwilę naprawdę się bałem…. Słyszysz mnie Smutas? - ARrree- Krzyknął przebudzony machając rękami oczy miał rozszerzone, ale szybko zorientował się szybko gdzie jest: - Ach, to ty Stefan dobrze, że nie podchodziłeś bliżej… Ciebie nie winię. Mam pretensje do siebie oraz twoich bliskich, że powstrzymali mnie dopiero jak chciałem wysadzić hotel, a jakby tamtą armata wystrzeliła było by jeszcze gorzej, czemu nikt mnie wtedy nie wręczył przy tych ćpunach? Czemu zawsze podczas walki muszę być z przyzwyczajenia takim bezwzględnym potworem?
- Nie jesteś potworem. A oni chcieli dobrze i nie wiedzieć, czemu wyszło jak wyszło -odstawił tacę z herbatą
Ishvalczyk stanął za Stefanem
- Cześ, chciałeś ze mną gadać
- A pan, kim jest i do kogo? -powiedział Stefan odruchowo kładąc rękę przy Nightwingu. Znajomy tego tu skośnego. Długi taki mnie tu przysłał - mruknął.
Samuel Zborowski na widok gościa zrobił szerokie z przerażenia oczy, po chwili przemyślał sytuacje ogarnęło go odrętwienie i zaczął mówić monotonnym głosem -Spokojnie Stefanie uratowałem Pana przed złoto zębembnym potworem z kanałów a jego brata podobno pomogłem ocalić w Ishvarze…, Jeżeli chcę mnie Pań zadenuncjować żandarmerii wojskowej to już za późno zdążyłem wyrobić sobie plecy jak ostatnia gnida. Nie żeby mi się nie należała kulka w łeb za to, co zrobiłem albo coś gorszego dzisiaj nie powstrzymałem grupki naćpanych Isivalczyków przed wysadzeniem się w powietrze a mogłem… Oczywiście nie przeszło mi to w tamtym momencie, bo jak kretyński armijny pies widziałem tylko wyznaczony przez dowódcę cel… Kurwa! Obiecywałem sobie, że nigdy więcej! Dzisiaj pozwoliłem zginąć trzem wczoraj uratowałem całe tłumy i rodziny przed zmiennokształtnymi potworami żywiącymi się ludzkim mięsem czy te śmierci da się zbilansować? Straciłem dawno rachubę ilu ludziom uratowałem życie i zdrowie? Ilu niewinnych patriotów zabiłem? Ile rodzin i wiosek zniszczyłem martwiąc się o ocalenie własnych bliskich? Czy walka z potworami szaleńcami i mordercami, którą teraz prowadzę ma jakikolwiek sens?- Zapytał przerywając w końcu słowotok, który czasami łapał go czasem w tych sytuacjach i spojrzał na brązowo skórego ex kanalarz
Ishvalczyk wzruszył ramionami.
- Nie wiem, nie jestem klechą, ale ćpunów to mi nie żal. To cholerstwo tylko mi kłopotów w robocie przysparza. Liczy się chyba to, co się może zrobić. Byle mocno nie szkodzić, co nie? - mówił spokojnie.
- Dobrze prawicie… bracia. Że Smutas i... - powiedział Stefan. - Przepraszam pana, ale kim pan jest? I mówiąc “długi” macie na myśli takiego wysokiego dandysa z brązowymi, falistymi włosami, które zaczesuje tak, że wygląda jak lwi łeb. I z długim nosem, bródką i… zajeżdża pewnie papierosami i wodą kolońską?
- Tia, wlazł tu za mną, głupek trochę - rzekł Ishvalczyk.
- Pan zaś spostrzegawczy. Większości rodzinie i jego dziewczyną zajęło nawet lata by się na nim poznać -Stefan parsknął. - Czyli nie zamierzasz rozpowszechniać informacji, że żyje? Jeżeli chodzi o podziękowania za uratowanie życia tobie i twojemu bratu to też nie trzeba. To po prostu spłata gigantycznego długo wobec twojego ludu. Walczę z potworami krzywdzącymi ludzi, aby choć częściowo zadość uczynić mojemu uczestnictwu w tamtej wojnie - Powiedział nieco uspokojony Samuel.
- Ale rozumiem, że Długi jest w pobliżu! - powiedział głośno Nowicki nadal nie spuszczając wzroku z Ishvaczyka. Kto wie, czy facet nie miał gdzieś ukrytego noża? I jeszcze w ataku furii, w akcie zemsty dźgnie Smutasa?
Okazało się, że facet chciał żeby pomóc mu z bolącym kręgosłupem. Znachor uspokoił się - Zdejmujcie bluzkę i sądzicie na zydlu Stefan zostań mądry jesteś to się pewnie czegoś nauczysz - Weteran myślał podobnie jak chłopak i wolałbym być ostrożny.
Obmacał bolące miejsce szybko rozpoznając naciągnięty mięsień - Zaraz wam postawie bańki ogniowe i nasmaruje maścią ziołową przydałaby się wam seria dziesięciu zabiegów będziecie musieli uważać żeby was nie zawiało ich - Tłumaczył wyciągając z torby lekarskiej zestaw szklanych baniek różnej wielkości, które kiedyś transmutował z butelek oraz świeczkę talerzyk i zapałkę. Wielokrotnie zbierał rozpuszczony wosk wymieniał tylko knot i za pomocą alchemii wykonywał nową świeczkę.
Gdy już rozgrzane szkło spoczęło na ciele Ishvalczyka ten aż sykną z bólu - Ciągnie, co nie? Musisz wytrzymać kwadrans Stefan masz zegarek? - Po zdjęciu baniek okazało się, że ślady są czarne Samuel ucieszył się, że wyciągnął część choroby nasmarował plecy gęstą maścią własnej produkcji, którą dokładnie wtarł w chory odcinek kręgosłupa.
Ulga w bólu była wyraźnie odczuwalna.
- Mogę odliczać sekundy - zaoferował Stefan. - 1… 2… 3… Gdzie ten idiota Stasiek!? 7… 8… - To taki stary z ciebie chłop a nie masz jeszcze zegarka? Trzeba to zmienić jak najszybciej. Nie lubię świecić moją cebulą, ale nie mamy wyboru - Wyciągnął symbol państwowych alchemików odmierzył czas a po skończeniu zabiegu zaproponował pacjentowi coś do jedzenia z talerza przyniesionego przez Stefka.
- Mam inne wydatki niż kupno zegarka… A na farmie ojciec mnie nauczył i zegarka i tego, że czas odmierza się po wykonanej robocie. Zresztą Stasiek ma zegarek, a ja jestem lepiej zorganizowany od niego.
- Co znowu zrobiłem nie tak?! - burknął Stanisław po wejściu - Gdzieś się szwendał, Stefek? Widzę, że pan Samuel już się zapoznał z panem… Trafiłem na niego pod monopolowym. Niezły fart, nie? - wyszczerzył zęby. |