Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2016, 18:34   #117
Aisu
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
Krasicki i jego rewelacyjne teorie

-… Jeszcze raz, dlaczego marnujesz mój czas? – burknął gniewnie Górka, obserwując jak Krasicki grzebał w swoim plecaku.
– Ponieważ, mój ty wiecznie niezadowolonym poharatany przyjacielu- ! – z tryumfalnym wyrazem na twarzy wyciągnął w końcu opakowanie wyniszczonych kart – Mam pewną teorie, a ty pomożesz mi ją sprawdzić! … Ale będę do tego potrzebował obu rąk
Krasicki machnął owiniętą w temblaku ręką, rozwijając bandaż i odsłaniając ukryty sztylet – który szybko powędrował za pas.
– Widzisz, Górka, lata spędzone z Kryńskim nauczyły mnie pewnej rzeczy – jak ludzie widzą kogoś dużego, to z marszu zakładają że jest kompletnym półgłówkiem. – rozprostował parę razy palce. – Jakby istniała jakaś święta równowaga, która wymagała by ludzie nie mogli mieć wszystkiego. Hah. – zaczął tasować karty na próbę. – I to sprawiało, że ludzie często mylą… Często mylili prostotę Kryńskiego z głupotą. Rzecz którą nauczyliśmy się zresztą wykorzystywać. Tak więc kiedy zobaczyłem kogo gościmy w swoich progach, naszła mnie pewna myśl – uśmiechnął się lekko. – Kto wysyła kompletnego kretyna na przeszpiegi do, potencjalnie, wrogiego obozu? – wyciągnął jedną z kart z rękawa wprawionym ruchem. – Nikt, to kto. Natomiast kto wysyła szpiegów udających kompletnych kretynów by ich wrogowie opuścili gardę? – jego uśmiech poszerzył się nieznacznie. – Ludzie którzy wiedzą jak utrzymać władzę. Albo wampiry.
– Skończyłeś?
– Prawie. Jak widzisz, myślę że twój postawniejszy imiennik jest dużo bystrzejszy niż udaje. Więc planuje wciągnąć go w „przyjacielską” grę w pokera. – schował karty do opakowania. – I planuje kantować na potęgę. Oszukiwać, mamić, blefować, łgać, wyciągać karty z rękawa i nawet z dupy jak zajdzie potrzeba. I zobaczymy czy nasz serdeczny przewodnik zauważy. A jeżeli zauważy – czy pokaże to po sobie.
Wyminął go i ruszył do drzwi.
– Chodźmy, panienka Zosia powinna właśnie zaczynać spotkanie. To doskonała okazja. Zahaczmy jeszcze o Popielskiego, wygląda na takiego którego można by w to wciągnąć.

Zebranie Zosi.

Zosia poczuła, jak Wilhelm ściska jej dłoń, próbując dodać otuchy, i natychmiast poczerwieniała ze wstydu. Nie powinna była tego rozwiązywać w ten sposób. Powinna była zapytać Wilhelma o Olgę w cztery oczy, a nie zwoływać tu wszystkich. Zadziałała nieroztropnie, pod wpływem impulsu.
… Może nie była to prawda. Może po części bała się, że jeżeli będą sami, to Wilhelm szybko ukoi jej zmartwienia i przekona że niepotrzebnie się zawracała sobie tym głowę. A ona ochoczo na to przystanie.
… Ale oddanie nie oznaczało ślepego posłuszeństwa. I choć bała się że swoim zachowaniem ściągnie na siebie jego gniew, to robiła to dla jego dobra.
- Dobry pomysł, z tym spotkaniem - Zach wszedł do środka dostojnym krokiem. Opadł na rzeźbione karło, kołpak odłożył na stolik. - Brakuje nam ustaleń. Brakuje skupienia. To dobrze, że Zosia wyszła z inicjatywą by ustalić dalsze działania.
Spóźniony do pomieszczenia wszedł rycerz Bożogrobców. Było w nim coś niespokojnego. Jednocześnie tym razem jego przenikliwy wzrok wydawał się jakby nieobecny.
- Wybaczcie spóźnienie - pokłonił się lekko, po czym ruszył w kąt, żeby nie stać zbyt blisko Zofii i nie przyciągać niepotrzebnej uwagi do swojego stanu.
Kolana ugięły się pod Zosią z ulgi. Zaczynała już się bać że nikt nie przyjdzie.
– A-ha,ha… – zaśmiała się słabo. – Mój stwórca zwykł mawiać… Kto nie tworzy własnych planów, staje się pionkiem w planach innych. – Odparła Zachowi.
Wraz z wejściem Jaksy jej wzrok powędrował do templariusza. Ściągnęła brwi gniewnie, ale nic nie powiedziała.
– Um… Czy Pani Marta przyjdzie potem? – zwróciła się do Zacha. Powiedziano jej że wrócili razem nie tak dawno, więc wciąż powinna być w okolicy?
- Nie przyjdzie - bąknął Węgier i ręce na piersi zaplótł.
– A-ha… – wampirzyca podupadła trochę na duchu. – Um… Wszystkie u niej w porządku? Nie widziałam jej już jakiś czas…
- Nie wiem. Ją zapytaj.
Zach nie raczył powiedzieć jak Zosia miała to zrobić skoro Marta sobie ewidentnie gwizdała na zaproszenia wampirzycy, ale młoda Brujah uznała że lepiej będzie jak przemilczy ten fakt. Jasnorzewska wpadła jako kolejna i rozejrzała się dookoła.- To tak sobie rządzicie? Krakowska to szkoła czy camarillska? Bo tu w Smoleńsku jest jednowładztwo.-
- I to planuję zmienić.- stwierdził Wilhelm z uśmiechem, a primogenka.- Nie powiem, żebym nie popierała. Smoleńska tradycja rządów deczko mi nie leży.-
- To może Zosia zacznie - zarządził Zach, a trochę w tym było prowokacji. Co uważniejszy zauważyłby, że Węgier jest poirytowany. - Po co to spotkanie?
W tym czasie do komnaty wszedł spóźniony i wyraźnie oderwany od swych badań Marcel.
– E-e? słowo Honoraty wytrąciły ją trochę z rytmy. – To takie dziwne, naradzanie się? – przeniosła wzrok na Milosa. – J-już mówię… Sko-oro wszyscy już są… Um, zaoferowałabym kompot, ale nikt z nas go nie pije, aha, haha, bo jesteśmy wampirami… Ha, haaa... – głos jej zamarł.
Nigdy nie była dobra w przemówieniach, a teraz stresowała się podwójnie. Oderwała wszystkich od ich obowiązków, i po co właściwie? Żeby ukoić własne nerwy? Niedorzeczne. Może jak teraz wszystkim podziękuje, to nie będą na nią zbyt źli…
Delikatne palce Koenitza ścisnęły jej dłoń raz jeszcze, Wilhelm posłał jej pełen otuchy uśmiech.
Zach wychwycił ten dyskretny gest, wywindował jedną brew w odpowiedzi na niego.
… Nie. Poprzysięgła bronić nadziei i marzeń wszystkich nich. I nawet na tak nieznanym jej polu walki jak to… Nawet jeżeli wydawało się że jako jedyna dostrzega coś złego w tym co się dzieje… Nie wolno jej było zwątpić.
Puściła rękę Wilhelma, i wyprostowała się, próbując dodać sobie powagi poważną postawą.
– Um… J-jest kilka sprawa które chciałam omówić… Ze wszystkimi, najlepiej… Ostatnio wszyscy zajmujemy się własnymi problemamii, nie bardzo przejmując się tym co robią pozostali… Nie uważam żeby było to dla nas dobre. A-ale… Um, pierwszy punkt… Lasombra. – ścisnęła usta, i po chwili odezwała się znowu, ze stalą w głosie. – Dlaczego tutaj jest?
- Bo wybyć nie może. Raz że się uczepił jej sam Miszka, a dwa…- wzruszył ramionami Wilhelm.- Z tego co wie ona i co Gangrele mogą potwierdzić. Na północ od Smoleńska rozruchy, wilkołaki szaleją… i ponoć Diabły moskiewskie walczą. Droga niebezpieczna dla samotnej Spokrewnionej toteż czeka w Smoleńsku na uspokojenie sytuacji. Tak twierdzi.-
- Czemu akurat spośród wszystkich niewiadomych wskazujemy na Olgę? - Zach nazwał problem po imieniu.
Zosia nie była do końca pewna do czego odnosił się Milos, wiec zamiast tego odpowiedziała Wilhelmowi.
– To czemu nie wyruszy na zachód? Myślałam że Inflanty są nad Bałtykiem, a nie pod Moskwą. – nie dawała za wygraną. – To grzeszna kobieta. Nie powinniśmy jej gościć. W ogóle nie powinniśmy byli jej tutaj zapraszać. – posłała nieprzyjazne spojrzenie Jaksie. Widać było kogo obwiniała za zaistniałą sytuację.
-Grzeszny żywot zostawiła już za sobą wraz ze śmiertelnością, ale Zosia ma rację. Dobrze by było pomóc jej wyruszyć w dalszą drogę.-wtrącił cicho Giacomo, a Marcel spojrzał na niego z gniewem.-Boihsz siem konkurencji drogi ksieże? Niepotrzehbnie. Szwiat nie kreci siem woków ciebie. Olga jest wielce poteszna i skłonna nas wspieracz, mosze być uszyteczna jako sojusznik. I nie pofinniszmy robic z niej naszego wroga okazujoc osch...osłochć… niecheć.-
- Zatem zebraliśmy się tutaj, żeby odrzucić znaczącego sojusznika w tych niespokojnych czasach. Tak? - rycerz na chwilę zawiesił głos, choć siedział z rękami splecionymi na piersiach. Nie patrzył w twarz Zosi. Nie był pewny czy i ta Brujah nie poczyta tego za zniewagę. - Nie widzę w niej grzechu jawnego. Wszak każdego dnia jesteśmy wodzeni na pokuszenie. Mogę zaś poprzysiąc, że jeżeli panienka przyuważy jawne wystąpienie przeciw Bogu, to osobiście Oldze karę wymierzę.
- Poprzysięgniesz tak, jak przed krzyżem celibat przysięgałeś? - głos brujah przeciął powietrze. Nawet nie próbowała ukrywać zawartej w nim wściekłości.
Zach parsknął śmiechem. Krótkim, urywanym.
- Zośka, dość - upomniał dziewczynę. - Przesadzasz. I nie jesteś bezstronna.
Oblicze rycerza zmieniło się natychmiast. Wypłynął na nie gniew. Jednooki wampir obnażył kły, syknął i rzucił się wprost na Brujah. Jego dłonie prawie zacisnęły się na szyi Zofii, jednak poczuł szarpnięcie do tyłu zanim zdążył choćby musnąć młodą wampirzycę. Nie tylko on się rzucił, także i rozbawiona z początku Jasnorzewska rzuciła się, tyle że na krzyżowca, by go pochwycić i unieruchomić. I miała przewagę w zdolności nadnaturalnej prędkości poruszania się.
Zosia stała jak wryta. To… To ona do tego doprowadziła?
Jasnorzewska, rozmyta do smugi, była pierwsza i pochwyciła od tyłu rozszalałego torreadora, któremu siłą dorównywała z pewnością… w chwilach, gdy nie był pod wpływem szału. Trzymając od tyłu, jednak utrudniała mu poruszanie i działanie. Takoż dała czas, by opancerzony Ventrue Koenitz stanął pomiędzy Jaksą, a jego celem. Giacomo z piskiem schował się pod stół. A Marcel równie zaskoczony co reszta towarzystwa zamarł na chwilę, by potem ruszyć w kierunku rozszalałego Jaksy, zapewne w celu obezwładnienia go… jakoś.
Zach postąpił w stronę jednookiego, nałożył dłoń na jego piersi i z mocą do niego rzekł.
- Uspokój się. Kontroluj swoją bestię.
Zosi łzy podeszły do oczu.
– Ja... Ja nie chciałam…
I zadziało… szał choć z trudem, ale jego gniew pod wpływem słów Zacha opadał powoli. I wywołało to ulgę na twarzy Marcela, bo rozwiązanie które planował wdrożyć Tremere, z pewnością nie było tak delikatne.
– Ja…. Przepraszam, nie- nie chciałam…
Szept Zosi ledwo przebiła się przez warknięcia Jaksy. Wampirzyca dalej stała w miejscu, stróżki czerwonych łez spływające po policzkach. Ukryła twarz w dłoniach i ze szlochem wybiegła z pokoju.

- To jej wyszła narada. Bezbłędnie - Zach upewnił się, że Jaksa odzyskał rezon. Przeniósł wzrok na Koenitza - Nie ty aby powinieneś załatwiać takie sprawy?
-Nie znałem przyczyn tego spotkania. Nie wiedziałem co Zofia planuje i co powie.- odparł dumnie Wilhelm spoglądając za uciekającą dziewczyną. -Myślałem, że ino omówimy ogólnie plany na wyprawę. I jej oskarżenia dotyczące zarówno Olgi i Jaksy są również dla mnie niespodzianką.-
Po tych słowach pognał za Zosią zostawiając osłupione towarzystwo samym sobie.
Jaksa opadł na podłogę, trzymany nadal w klinczu przez ich gospodynię. Z ust jego dochodziło jedynie sapanie basowe, bardziej do zwierzęcia podobne niż do człowieka czy wampira. Jednak z jego oka zniknął płomień szału jaki się tam pojawił po zniewadze Zosinej. Teraz zaś patrzył w podłogę wzrokiem już nieobecnym.
Przed oblicze Jaksy wychynęła Zachowa prawica gotowa podnieść go z klęczek.
- Wstań, bracie. Głupie to niesnaski. Głupie i dziecinne. Nie miej smarkuli za złe. Musimy patrzeć w przód, po co nas tu posłano. Najgorsze co można teraz zrobić to rozpierzchnąć się na wszystkie strony, bo ten urażony, a tamta wstydem rozogniona. Litości. Bierzmy się do kupy, jak dorosłe, parosetletnie wąpierze.
Jednooki najpierw spojrzał na wyciągniętą dłoń, jakby nie wiedząc co się dzieje. Przypomniał sobie, że oddychać nie musi, toteż i basowe sapanie ustało. Mierzył kilka sekund w ciszy Ventrue jakby każde słowo jego analizując. W końcu chwycił wyciągniętą dłoń. Wstał z pomocą i bez słowa wrócił na miejsce, które zajmował przed atakiem gniewu. Rozmyślnie unikał spoglądania w stronę, gdzie wcześniej była Zofia.
- Czas podjąć jakieś strategiczne decyzje. -zarządził Zach autorytarnie. - Zaraz mamy udać się do Miszki. Niedługo potem z inicjatywą spotkania wyjdzie Kościej. A my nie mamy grama pomysłu, jak nabrać przewagi w tych przepychankach.To najgorsza wojna na jaką mnie posłano. Albo po prostu dowódca z najmniejszą siłą przebicia.
- Ty zamierzasz drogi Milosu go zastąpić?- zapytał Giacomo wychodząc spod stołu i spojrzał ironicznie.- I jaką niby to jaką siłą przebicia dysponujesz? Dominacją? Przymus to niestety mało subtelny sposób i rzadko skuteczny na dłuższą okres panowania. Nawet Lasombra to wie, choć dysponuje tą samą sztuczką. I nie włazi innym do głów gwoli przekonania ich do siebie. Plan mamy, póki co, prosty… być przyjaznymi dla obu i wybrać właściwą ofertę, a potem… wymienić kniazia na lepszego.-
Usiadł za stole starając zapanować na zszarganymi nerwami i swoim głosem.- Acz jeśli masz lepszy pomysł podejścia do sytuacji, to ja zamieniam się w słuch.-
-Muszę się zgodzić z Włochem.- dodała Jasnorzewska.-Łatwo to sarkać na wodza. Ale jeśli nie masz żadnej innej propozycji poza narzekaniem, to ja wolę swój miecz ostawić przy Wilhelmie.
- A co thy moszesz powiedziećh o ganghelskim khniaziu?- zapytał Francuz.
-Ano nic co byście nie wiedzieli. Stary to Gangrel, butny i pyszałkowaty. Ale niegłupi i podejrzliwy. Zdrady się obawia. Zabójców Diabła. Z wzajemnością zresztą.- wzruszyła ramionami.- Ceni siłę i lubi testować swe potomstwo. I nie ma litości dla tych, którzy go zawiodą.-
- Skoro siłę ceni, to trza mu ją pokazać - mruknął krzyżowiec. Ciężko było rzecz czy to nie czasem pozostałość bestii przemawia przez niego.
- Oj, oj Giacomo. Poważne oskarżenia wysuwasz - Zach wrócił do przemowy księdza. - Zarzucasz mi, że włażę innym do głów? A widziałeś kiedyś jak to robię, he?
-Nie ty jeden tu jesteś Ventrue. To żem nie opanował klanowych dyscyplin nie oznacza, że nic o nich nie wiem.- mruknął ponuro Włoch i pomachał palcem.-Takoż i jaki twój plan jest? Bo żem żadnego nie usłyszał.-
- Plany winien wykładać dowódca. Ja mogę jedynie podsuwać rady - mruknął Węgier.- A moje rady są takie, by ludzi swoich kontrolować. Jak będą sobie do gardeł skakać i obrzucać się oskarżeniami to po co nam wrogowie? Wydawać rozkazy, rozdzielać zadania. Zarządzać nimi a nie pozwalać leżeć odłogiem albo na własną rękę działać. A w drugim rzędzie wybadać obu kniaziów, wybrać stronę odpowiedniejszą by stała na czele Camarilli na Smoleńsku. Wilhelm Koenitz powinien swoje ambicje poskromić i poprzeć jednego z dwójki. Bo my, z marnymi siłami i wewnętrznymi niesnaskami nie przepchamy go na stołek księcia, ale winien przeforsować siebie na inną zacną funkcję. Ale to tylko sugestie.
-Taki był plan wasz chyba? Wybadać ich ?- zasępiła się Honorata.-Nie po to my czekalim na zaproszenie?
-I podrapała się po karku. No i… nie wiem. Musztrę będziecie na moich ziemiach odstawiać? Kto wie jak na to kniaziowie zareagują. Teraz mają rozejm, ale pisany na piasku.- dodała na koniec.
- Nikt nie mówił o musztrach. Ale ludzie są zadaniowi. Jak się im coś zleca to nie kombinują na boku. A to chyba Wilhelma najgorsza wada. Brak inicjatywy. Chodzimy jak chcemy, robimy co chcemy. Nie stanowimy oddziału a zbiór indywiduów, z których każdy gra swoją grę. Nawet ja - przyznał niechętnie.
-Coś w tym jest… jeśli wszyscy się zgodzą, to moglibyśmy ustalić jakąś hierarchię wojenną i podział ról. Oczywiście z Wilhelmem na czele. Jeśliby był pewien, że wszyscy nie mają nic przeciwko to z pewnością przejąłby nowe stanowisko z całą energią i godnością.- zaproponował Giacomo i wzruszając ramionami dodał.-Poza mną w tej drabince oczywiście. Choć wstyd się przyznać… żadna ze mnie pomoc na polu walki.-
-Nie podoba mi się to.- sarknęła primogenka Brujah.-Nie po to sprzymierzyłam się z Szafrańcem, by popadać z jednego jednowładzctwa w drugie, ale tymczasowo mogę się podporządkować. TYM-CZA-SO-WO.-
- Chcialhbym zachowahć jakiehsz phrawo do prhotestu, choćbhy po to by zapobiec tyhm niedohrzecznym pomyshłom Zofii.- dodał Marcel.
Z twarzy jednookiego odpłynął w końcu gniew. Wyglądała za to na zmęczoną. Jakby w ciągu kwadransu postarzał się o dekadę.
- W Grecj mieli republikę. Rządy ludu. I Grecji już nie ma. W Cesarstwie Rzymskim mieli Senat. Przedstawicieli ludu. I Cesarstwa już nie ma. W Rzeczypospolitej głos szlachty ważniejszy niż głos króla. Niedługo i Rzeczypospolitej nie będzie. - Zamilkł na chwilę i popatrzył po zebranych. W końcu zatrzymał się na Marcelu. - Pozwólmy wampirom, żeby każdy kwestionował słowa przywódcy, to i wampirów niedługo nie będzie. Na świecie nigdy nie będzie miało znaczenie co myśli większość. Władza zawsze będzie w rękach jednostki. Bo jeżeli będzie inaczej, to świat upadnie, a to co zapisane w Apokalipsie świętego Jana stanie się dniem powszednim. Wilhelm ma moje poparcie i winien rządzić silną ręką. Dla dobra nas wszystkich.
-Cesarstwo niemieckie też miało jednego władcę i upadło. A co do cesarstwa rzymskiego… to senat miała Republika. Samo Cesarstwo miało cesarzy… władców absolutnych i też upadło. Kiepskich władców… po prawdzie. Myślę że złoty środek jest tu najlepszy.- zaproponował Włoch.
- To zhrobimy w sphrawie Lasombry. Ja jestem za zatrzyhmaniem jej z nami. Moszemy jej pilnowacz dyskhetnie, ale wyrzec siem takiego atutu, w obechnej sytuachi jest lekkomyszsz… głupie.- stwierdził stanowczo Tremere.
Jaksa skinął głową.
- Też uważam, że sojusznikiem będzie dobrym. Choćby Tym-cza-so-wym - spojrzał na Honoratę - Jeżeli trzeba, to mogę mieć na nią oko, choć nie sądzę żeby miała kłopoty sprawić.
-Jest groźna, ale po prawdzie… to myśmy ją nagabywali i spraszali. Myśmy jej sojusz proponowalim. Nie godzi się więc tak po prostu słowo złamać.- zafrapował się Giacomo.
- Może być cennym sojusznikiem - zgodził się Milos. - Ale Wilhelm powinien z nią zawczasu ustalić warunki owego sojuszu. By był sprawiedliwy i obustronny i gwarantował, że nie zmieni strony lub nie zacznie grać na kilka frontów. Ufać jej na piękne… - chrząknął - oczy także jest głupotą.
- O to się nie martw. Nasz dzielny przywódca kilka godzin każdej ostatniej nocy poświęcał negocjacjom.- zaśmiała sie Honorata i dodała wzruszając ramionami.- W jadalni i w obecności przyzwoitek, co każe mi powątpiewać w jego…-
-Jest po prostu wychowany w arturiańskim etosie rycerskim.- oburzył się Giacomo na takie sugestie.
-Mnie tam za jedno jej los, ale kniaź będzie zły jak mu Lasombrę przed przyjęciem ubijecie.- wzruszyła ramionami Jasnorzewska.-W końcu się ta Contessa zgodziła zaspokoić jego ciekawość i dumę… i zginęła. To zaboli jego klejnoty rodowe… w duchu zaboli.-
- Czasem nie wiem o czym wy rozprawiacie - Zach potrząsnął z niedowierzaniem głową. - Przecież nikt jej nie zamierza mordować. Zośka jest zazdrosna bo ją te arturiańskie walory przyprawiają o szybsze niebicie serduszka. Nie mieszajmy jej prywaty z polityką. Ale kontrolować Olgę trzeba. Żeby jej nie przyszła zdrada do głowy.
- Póki będzie widziała interes swój z naszym spleciony o zdradę nie ma się co martwić. Zresztą wątpię by Janikowski przypadł jej do gustu. To z Diabłem mogą być kłopoty.- ocenił Giacomo.
- A ty skąd wiesz co jej po drodze. Dzisiaj z nami, jutro któryś z kniaziów zaoferuje jej ładny dworek z profitami za to żeby donosiła co się między nami dzieje albo świnie nam pod nogi podrzuciła. Biorąc ją na sojusznika dajemy jej miecz do ręki i sposobność by go użyła - nie zgadzał się Zach.
-Nasz skrzacik spod stołu ma rację. Nasz kochany kniaź z lasu do subtelnych nie należy.- zaśmiała się Jasnorzewska i wzruszyła ramionami. -A i samą wampirzycę zdołał już zrazić do siebie, skoro boi się sama do niego udać. Jakoś nie wierzę by akurat Gangrel zdołał ją przekupić, acz pilnować Lasombry warto. Mogę ja… może się czegoś przy okazji nauczę.-
- Doskonale - Węgier spojrzał na nadal zamknięte drzwi, w których zniknęli Zosia i Koenitz. - Jeśli nikt nie ma nic do dodania to chyba można tu skończyć. Bez wodza i pomysłodawczyni to spotkanie straciło nagle sens.
-Jahk dla mnie to moszemy. Nic wienhcej do dodahnia nie mahm.- stwierdził Marcel, a i Jasnorzewska spytała przyglądając się Zachowi.-A co z naszą drugą panienką? Ty przekażesz Marcie ustalenia i nakłonisz do tej… całej drabinki wojskowej? Ona chyba jak ja, lubi niezależność.-
- Marta jest niezależna. I nie mam natenczas na nią wpływu. To sprawa Koenitza by ją trzymać w ryzach - odparł zdawkowo.
Jasnorzewska skwitowała to głośnym wybuchem śmiechu.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."
Aisu jest offline