Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2016, 21:12   #24
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Stąpali ostrożnie wśród nieznanego pochodzenia bursztynów, przechodząc nisko pod wiszącymi na pajęczych niciach ognikami, unosząc wysoko nogi nad dziko wysuniętymi w górę korzeniami i będąc czujnymi, ponieważ oczekiwali w każdym momencie ataku bestii, która mogła wypaść na nich znikąd… o ile była jedna… i o ile to była bestia. Podążali śladem uciekającej przed nimi, a może przed czymś innym, szarookiej dziewczyny będącej w tym momencie prawdopodobnie ich jedynym tropem na drodze rozwiązania zagadki spowijającej gęstą mgłą tą okolicę oraz samo Eveningstar. Noc już dawno zastąpiła dzień wynosząc charakterystyczny srebrny dysk nad ich głowy. Do pełni jeszcze brakowało kilka dni.
Powinno być rześko z powodu panującego w jesiennych nocach chłodu, a było ciepło i duszno. W powietrzu unosił się zapach kojarzący się z różanymi perfumami tak chętnie wykorzystywanymi przez nadworne damy Cormyru, Tethyru czy też innych królestw centralnych oraz zachodnich. W nadmiarze zdarzało się, iż kojarzył się ze zgnilizną - a choć zapach w tym momencie nie był aż tak intensywny, to zdawało się, że niewiele mu brakuje.
Leśne bezdroże przeszło wreszcie w dziwnie wydeptany trakt rozszerzający się z każdym kolejnym krokiem i ciągnący się wśród drzew naprzód. Krzaki tu i ówdzie szeleściły na wskutek powiewów wiatru, jednakże wydawało się, jakby czasami poruszały się samoistnie, bez żadnego czynnika zewnętrznego. A może to tylko omamy spowodowane nerwami? Każde z nich co jakiś czas mocniej zaciskał swe dłonie na orężu chcąc poczuć się choć odrobinę pewniej. Pomiędzy pniami przemykały co moment jakieś cienie, które być może również były wytworem ich wyobraźni. Pewnym było jedynie to, iż prawdopodobnie zbliżali się już do wspomnianych elfich ruin.
- To leśne duchy - odezwała się szeptem nieco przestraszona Malindil - Nie obraźcie ich, a wszystko będzie w porządku. Tak w moim ludzie mówią. Każdy las ma swoje duchy.

Po tym krótkim ostrzeżeniu szli dalej w milczeniu, lecz cali spięci. Krople potu spływały po ich czołach, a ziarna zwątpienia zaczynały znajdować podatny grunt w ich umysłach. Czy kiedykolwiek gdziekolwiek znajdą na końcu tej drogi?
Odpowiedź przyszła szybko.


Drzewa nagle przemieniły się w olbrzymie drewniano-skalne kolumny sięgające niebios. Dzika flora rosła bujnie dookoła bez jakiegokolwiek wpływu człowieka na nią. Jedynie ścieżka pozostawała wciąż widoczna, a trawa w jej pobliżu wyglądała na świeżo i równo przyciętą. Na bezchmurnym niebie lśniły gwiazdy akompaniując bezdźwięcznej, niosącej się wśród srebrzystego światła pieśni Selune. Naprzeciw nich w odległości maksymalnego zasięgu łuku kompozytowego w jednym z ów skamieniałych drzew znajdowało się wejście do jakiejś jaskini, z której wydobywało się ciepłe światło. Nad nim osadzone na metalowych łukach runy silnie świeciły błękitem ukazując kształtne elfickie pismo. Całość wywierała zapierające dech w piersiach wrażenie. Wyglądało to tak, jakby czas się tutaj zatrzymał.
- Iluzja - odezwała się znów elfka, tym razem już nie szepcząc - Nie dziwota, że nikt tego miejsca dotychczas nie odnalazł. To miejsce ma całe tysiąclecia! - oznajmiła z niemałą satysfakcją.
Mimo to mieli teraz inny problem. W wejściu do groty stała ta sama dziewczyna, która przed nimi uciekała. Teraz wyglądała na pewną siebie dzięki wyprostowanej postawie i opartych o biodra rękach.
- Ścigaliście mnie aż tutaj, by i mnie zabić? Wiedzcie, że nie poddamy się bez walki - krzyknęła w ich stronę nie dając ani chwili na wyjaśnienia - Pożałujecie tego!
I właśnie w tym momencie z gałęzi jednego ze skamieniałych drzew spadła bestia, której tak się obawiali - olbrzymi wilkołak o wielkich zębach nawykłych do rozszarpywania swych ofiar i zielonych oczach ukazujących nienawiść. Jego mięśnie były wyraźnie zarysowane pod grubą sierścią, a pazury wystarczająco długie, by rozszarpać niedźwiedzia jednym ciosem.

Nie pozostało im nic innego, jak walczyć.


 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosÄ….[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 20-09-2016 o 21:16.
Flamedancer jest offline