Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2016, 22:43   #82
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Przez całą podróż Torikha bardziej milczała słuchając, niż prowadziła jakąś rozmowę. Niemniej... im więcej się dowiadywała, tym mniej bała się spotkania z drugą częścią drużyny (pomijając fakt, że mogą w zasadzie nie żyć). Wszak wyrosła na ziemiach, gdzie każdy z każdym prał się po pysku, a uczucie lojalności nawet w rodzinach bywało zapomniane. A może po prostu ona miała w życiu pecha?

Bogowie byli jednak przychylni obu grupom, gdyż… spotkali się na trakcie i wyglądało na to, że nikt nie umarł. Półelfka przyglądała się, z cieniem uśmiechu, siedzącym na wozie, po czym skinęła głową w geście powitania. Oko eksperta, nawet z dużej odległości pozwoliło jej ocenić, że wszyscy z wyjątkiem elfa potrzebują natychmiastowego leczenia i opatrunku.
Normalnie podeszłaby zaoferować swą pomoc, ale widząc bojowe i zacięte miny krasnoludzić, nie wiedziała, czy może się w ogóle przedstawić mężczyznom.

Marduk zmrużył wąskie oczy, przyglądając się zaskakującemu widokowi przed sobą. Napotkanie na szlaku samych niewiast było dość niecodziennym zdarzeniem, a tu na dokładkę taka różnorodność ras… Zerknął na kompanów siedzących na wozie. Czyżby dwie krasnoludzice były wzmiankowanymi wcześniej towarzyszkami? Znaczy, chyba krasnoludzice… bród w każdym bądź razie nie miały. Postanowił potraktować to jako wyznacznik płci.
Skłonił głowę w stronę dziewcząt które ich powitały, odnotowując przy okazji święty znak Księżycowej Panny na szyi jednej z nich, po czym znowu spojrzał na Jorisa, Piąchę i imć Slidara.

- Świtezianki! - zawołał z niejakim przekąsem Joris na powitanie krasnoludzic i Anny - Dobrze w zdrowiu was widzieć. I w towarzystwie.
Joris pomachał do nieznajomej półelfki, która tak wielkie nadzieję budziła co do uprzykrzonych już ran.
- Niechybnie kierowane wyrzutami sumienia przybyłyście nam pomóc i dopilnować byśmy cali trafili do Phandalin. Prawda?
- Tak. - Anna odpowiedziała nieśmiało. Wyraźnie unikała wzroku Jorisa i męczyła się, aby coś powiedzieć. W końcu zdołała wydukać tylko ciche “Przepraszam” na co w odpowiedzi myśliwy mrugnął do niej pojednawczo okiem.

Torikha pokłoniła się Jorisowi, uśmiechając się szerzej i troszkę pewniej, wyraźnie tocząc bój czy podejść do wozu, czy na razie udawać, że jej nie ma.
- Zobaczcie wszyscy żyją… bogowie byli… wam łaskawi. - odpowiedziała ściszonym głosem do krasnoludzić, chcąc jakoś wesprzeć je słowem i… pocieszyć. - Pozwolicie, że zajmę się rannymi i wrócimy do miasta…
- O to to właśnie. - rozpromienił się Joris - Rannych wyleczyć, zdrożonych nakarmić, a co do zwaśnionych to dzięki naszemu słonecznemu przyjacielowi Mardukowi, znalazł się nasz wóz. A na nim beczka piwa. Pan Gold… tfu! Gundren na pewno skłonny będzie ją zainwestować w rozwiązanie naszego problemu. Boście kobitki nieźle dały do wiwatu. Takich zakwasów w ramionach tom od weselicha brata nie miał…

Piącha milczała. Łypała jedynie spode łba na krasnoludzice, ale nie zrobiła ani ruchu w ich stronę. Nawet palcem nie drgnęła. Postanowiła zaufać Jorisowi i dać mu gadać, w końcu to bardzo lubił. Była jednak cały czas gotowa, gdyby któraś z tych pokurczy próbowała czegoś pokrętnego względem niej. Slidar również milczał, uważnie obserwując rozwój sytuacji pomiędzy gundrenowymi najemnikami.
- Dobra, dosyć! - Turmalina do cierpliwych nie należała - Nie będziemy się czaić i wymieniać uprzejmościami, dopóki nie wyjaśnimy wszystkiego co i jak. Cieszę się, bo was żywymi zastać się nie spodziewałam, ale najpierw załatwmy zielony problem.
- Ten ork mnie zaatakował. Bez dania przyczyny i zaczepki. I to nie pięścią, ale żelazem, cudem z życiem uszłam. Jeżeli nie chcecie jego krwi z tego czy innego powodu, niech wam będzie, ale nie spodziewajcie się, że możemy w jego towarzystwie być bezpieczni. Może zaatakować każdego z nas.
Napięcie zawisło w powietrzu, i to nawet dosłownie, bo wokół geomantki dosłownie skrzyła się dzika, magiczna energia i co chwilę jakiś kamyk lewitował w górę lub pękał z trzaskiem.
Yarla stała tuż obok swej krasnoludzkiej towarzyszki, wodząc uważnie wzrokiem to na nią, to na Piąchę, raz po raz przytakując głową na słuszność jej słów. Była wypoczęta i wyleczona, czuła że to dobry dzień na rozwalenie paru zielonych łbów, lecz skoro Turmalina już zabrała głos, Rudowłosa postanowiła w milczeniu poczekać na odpowiedź Piąchy. Była bojowo nastawiona, lecz postanowiła wykazać się odrobiną cierpliwości i dobrej woli. Mocno ściskała drzewiec swojego topora i nawet nie zwróciła uwagi na obecność nieznajomego elfa przy wozie, skupiając całą uwagę na półorczycy.

Półelfka pokiwała do siebie głową, a gęste, falowane włosy rozbłysły w świetle słońca, miedzianymi nitkami. Jest po to by leczyć, a gdy z jakiegoś powodu wpadną na pomysł spalenia jej na stosie, po prostu zacznie uciekać najszybciej jak potrafi.
- To ja… ja się zajmę ranami. - powiedziała bardziej do siebie niż innych, ruszając powoli do wozu. - Nazywam się Torikha Melune i jestem wysłanniczką Świetlistej Selune. - przywitała się zgromadzonym. - Z racji tego, iż Pani ma udała się teraz na spoczynek, a na niebie króluje słońce… będziecie musieli zapłacić za mą usługę. - wyłożyła karty na stół, nie owijając za bardzo w bawełnę. - Cena jednak jest symboliczna i to od was zależy ile mi zapłacicie. - ściągając stalową tarczę z wygrawerowanym symbolem bogini, sięgnęła po plecak. - Przyjmuję wszelkie dobra począwszy od materialnych, po informacje. - dokończyła, uśmiechając się jakby… przepraszająco.
- Nie zbliżaj się do orka, jest groźny. Nie rozbroili go - stanowczo nakazała Turmalina, ponownie ignorując płeć i imię Piąchy. Teraz była tylko "Tym Orkiem" - I na pewno nie próbuj go leczyć, zresztą Selune nie pochwala leczenia złych istot, prawda?
-Więc mówisz, że jeśli nasza nowa towarzyszka zdoła uleczyć Panią Piąchę bez żadnych konsekwencji, to znaczy, że pani Piącha nie może być zła? - Anna zwróciła się do Turmaliny. -W takim razie jest oczywistym, że nie mogła być po stronie Goblinów, a cała sprawa jest jedynie nieporozumieniem i powinnyście obie podać sobie ręce i przeprosić. - Stwierdziła, przenosząc wzrok na kapłankę z uśmiechem. - Proszę śmiało, pani Piącha będzie za okazaną pomoc bardzo wdzięczna, jestem tego pewna.
- Może pozwólcie by wypowiedzieli się sami zainteresowani leczeniem, wszak nie będę uzdrawiać kogoś na siłę, jeśli nie będzie chciał lub mógł zapłacić. - kapłanka wyciągnęła medyczny zestaw i popatrzyła po rannych wyczekującym, lecz nie ponaglającym spojrzeniem.

Myśliwy pokręcił głową na widok pękających kamyczków i dzierżonej przez Yarlę broni.
- Turmalinko, schabiku. Nie znam się na tych hokus pokus, ale Ty chyba jesteś czymś pomiędzy magiczką, a górnikiem, tak? Przedstaw więc sobie, że idziemy sobie przez jaskinię, goblińce bez ducha już leżą dookoła, a na końcu patrzymy i co? Kamulec! Taki co z nieba spadł. Się błyszczy jak psu jaja i aż tętni to jakąś tam mocą. Podchodzisz już i ci ręcę się trzęsą… a wtedy bam! Piącha miażdżyć! A z kamyczka ino wióry się ostały. I tak właśnie nasza Piącha się pewnie czuła gdyś temu burkowi łeb kulką rozwaliła. Do tego momentu rozumiałem. Bo co potem to… - tu wywrócił tylko oczami na znak, że nie da się tego opisać - Nawet nie mam wam za złe, żeście mnie i Sildara ostawiły tam samych. Miałem. Nie powiem. Nawet życzyłem wam pobłądzenia w lasach i połamania nóg w wykrotach. Ale potem Valko przybiegł i mi się naszego kapłana szkoda zrobiło. Tchórz, bo tchórz, ale w drużynie był, nie? No i na was też mi złość przeszła. Prawie całkiem. Dlatego proponuję, zawieszenie broni i… zakład.
Spojrzał na Yarlę i Turmalinę z nie ukrywaną nutką wyzwania w oczach.
- Mamy do uratowania Gundrena z goblińskich łapsk. Wygrywają ci, którzy do końca ubiją więcej goblińców. Liczonych w odciętych uszach. Ja i Piącha, przeciwko Waszej dwójce. A zagramy o… - tu uśmiechnął się chytrze - dzień służby. Co wy na to?
- Pirytku, czyś ty się z martwym koniem na rozumy pozamieniał? Jaki wilk, jaki kamyk? Podobno to cywilizowany ork, umie mówić, nawet pary razy słyszałam. Głównie słowo "Miażdżyć". - Turmalina spojrzała na tropiciela jak na "średnio rozgarnięte" dziecko - Wcześniej też zabiliśmy wilka i ork nawet się nie skrzywił, a przy drugim zaatakował? Mam teraz za każdym razem jak kuszę podnoszę pytać czy ktoś mnie nie zaatakuje jak strzelę? Bo swojego afektu do wilka nie ogłosił, a ja czytam z kamieni, nie z myśli.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline