Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2016, 15:51   #81
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Wszystko żeśmy wzięli?- spytała Yarla. To było jedno z tych pytań raczej nie przemyślanych na szybko. Wszystkie po za półelfią kapłanką były najemniczkami. Cały swój dobytek pakowały w plecaki czy tam torby podróżne i trzymały przy sobie. Najlepszym tego dowodem była sama Ognistowłosa. W plecaku nosiła cały swój dobytek, a gdyby ktoś chciał jej go odebrać do obrony miała swój krasnoludzki topór bojowy, oraz ewentualnie sztylet schowany za paskiem.
-Idźcie na przód. Zaraz was dogonię.- burknęła po chwili nieco zmieszana, nie odrywając wzroku od kilku sekund od uliczki, gdzie swe towary rozkładały lokalne przekupy. Yarla była w pełni gotowa na podróż, lecz od kilkunastu dni chodził za nią pomysł prowadzenia pamiętnika. Z pamięcią u niej było kiepsko, a gdy już będzie sławną wojowniczką, wypadałoby przytoczyć parę historii z jej życia dla żądnych wiedzy bardów i trubadurów.

-Dajcie mi kałamarz i pióro. I ten flakonik z atramentem. I jeszcze kilka pustych pergaminów. No i tubę. Tuba na zwoje będzie też potrzebna- odezwała się do młodego mężczyzny w śmiesznych jak dla krasnoludzicy szatach. Być może był to jakiś uczeń maga, lub coś w ten deseń, szukający zarobku na wyprzedaży takiego rodzaju rzeczy i przedmiotów. Kobieta przyjrzała się wszystkiemu uważnie po czym odliczyła należność, którą podyktował jej handlarz. Nie chciało jej się targować o kilka monet. Yarla wartko zapakowała wszystko do plecaka, sprawdzając czy pióro się w środku nie połamię i czym flakon z atramentem jest dobrze zakorkowany, a następnie pognała za towarzyszkami.

Przypomniało jej się, że ciągle miała dla Turmaliny trochę monet, które znalazła tam w jaskini, lecz teraz czuła, że podział monet na Tumri byłby niesprawiedliwy. Anna również zasługiwała, podobnie z resztą jak kapłanka która bez zbędnego proszenia jej dołączyła do grupki.
-Tam w jaskini u zielonych ryjów. Znalazłam trochę monet. Nie za dużo, ale może po odrobinie targowania styknie na jakiś eliksir leczenia, lub spłatę naszych usług u Torikhy.- odezwała się głośno, a gdy skupiła na sobie uwagę półelfki puściła jej oczko. Mieszanka krwi elfa nie była łatwą do przegryzienia sprawą dla Yarli. Nie lubiła elfów jak większość krasnoludów z północnymi korzeniami, lecz kleryk znający się na leczeniu był im niezbędny.

Jakiś czas później, gdy już maszerowały traktem wypatrując swych kompanów i już zupełnie inaczej nastawionej do nich Piąchy, Yarla zdążyła się dość wybudzić. Od momentu jak tylko otworzyła oczy czuła się niedospana i ciągle zmęczona, ale koniec końców doszła do siebie na czas, gdyż dopiero co rozmyślała o Jorisie i reszcie, gdy tu nagle jej bystry wzrok wypatrzył wóz którym podróżowali jej kamraci.
-Dobra.- odezwała się na głos -Lepiej się skryjta, bo mogą posypać się iskry.- zwróciła się do ogółu, lecz wszyscy chyba zdawali sobie sprawę, że Turmaliny ów uwaga nie dotyczyła. Yarla w napięciu czekała ściskając drzewiec topora, na to jak powita ich półorczyca.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 20-09-2016, 22:43   #82
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Przez całą podróż Torikha bardziej milczała słuchając, niż prowadziła jakąś rozmowę. Niemniej... im więcej się dowiadywała, tym mniej bała się spotkania z drugą częścią drużyny (pomijając fakt, że mogą w zasadzie nie żyć). Wszak wyrosła na ziemiach, gdzie każdy z każdym prał się po pysku, a uczucie lojalności nawet w rodzinach bywało zapomniane. A może po prostu ona miała w życiu pecha?

Bogowie byli jednak przychylni obu grupom, gdyż… spotkali się na trakcie i wyglądało na to, że nikt nie umarł. Półelfka przyglądała się, z cieniem uśmiechu, siedzącym na wozie, po czym skinęła głową w geście powitania. Oko eksperta, nawet z dużej odległości pozwoliło jej ocenić, że wszyscy z wyjątkiem elfa potrzebują natychmiastowego leczenia i opatrunku.
Normalnie podeszłaby zaoferować swą pomoc, ale widząc bojowe i zacięte miny krasnoludzić, nie wiedziała, czy może się w ogóle przedstawić mężczyznom.

Marduk zmrużył wąskie oczy, przyglądając się zaskakującemu widokowi przed sobą. Napotkanie na szlaku samych niewiast było dość niecodziennym zdarzeniem, a tu na dokładkę taka różnorodność ras… Zerknął na kompanów siedzących na wozie. Czyżby dwie krasnoludzice były wzmiankowanymi wcześniej towarzyszkami? Znaczy, chyba krasnoludzice… bród w każdym bądź razie nie miały. Postanowił potraktować to jako wyznacznik płci.
Skłonił głowę w stronę dziewcząt które ich powitały, odnotowując przy okazji święty znak Księżycowej Panny na szyi jednej z nich, po czym znowu spojrzał na Jorisa, Piąchę i imć Slidara.

- Świtezianki! - zawołał z niejakim przekąsem Joris na powitanie krasnoludzic i Anny - Dobrze w zdrowiu was widzieć. I w towarzystwie.
Joris pomachał do nieznajomej półelfki, która tak wielkie nadzieję budziła co do uprzykrzonych już ran.
- Niechybnie kierowane wyrzutami sumienia przybyłyście nam pomóc i dopilnować byśmy cali trafili do Phandalin. Prawda?
- Tak. - Anna odpowiedziała nieśmiało. Wyraźnie unikała wzroku Jorisa i męczyła się, aby coś powiedzieć. W końcu zdołała wydukać tylko ciche “Przepraszam” na co w odpowiedzi myśliwy mrugnął do niej pojednawczo okiem.

Torikha pokłoniła się Jorisowi, uśmiechając się szerzej i troszkę pewniej, wyraźnie tocząc bój czy podejść do wozu, czy na razie udawać, że jej nie ma.
- Zobaczcie wszyscy żyją… bogowie byli… wam łaskawi. - odpowiedziała ściszonym głosem do krasnoludzić, chcąc jakoś wesprzeć je słowem i… pocieszyć. - Pozwolicie, że zajmę się rannymi i wrócimy do miasta…
- O to to właśnie. - rozpromienił się Joris - Rannych wyleczyć, zdrożonych nakarmić, a co do zwaśnionych to dzięki naszemu słonecznemu przyjacielowi Mardukowi, znalazł się nasz wóz. A na nim beczka piwa. Pan Gold… tfu! Gundren na pewno skłonny będzie ją zainwestować w rozwiązanie naszego problemu. Boście kobitki nieźle dały do wiwatu. Takich zakwasów w ramionach tom od weselicha brata nie miał…

Piącha milczała. Łypała jedynie spode łba na krasnoludzice, ale nie zrobiła ani ruchu w ich stronę. Nawet palcem nie drgnęła. Postanowiła zaufać Jorisowi i dać mu gadać, w końcu to bardzo lubił. Była jednak cały czas gotowa, gdyby któraś z tych pokurczy próbowała czegoś pokrętnego względem niej. Slidar również milczał, uważnie obserwując rozwój sytuacji pomiędzy gundrenowymi najemnikami.
- Dobra, dosyć! - Turmalina do cierpliwych nie należała - Nie będziemy się czaić i wymieniać uprzejmościami, dopóki nie wyjaśnimy wszystkiego co i jak. Cieszę się, bo was żywymi zastać się nie spodziewałam, ale najpierw załatwmy zielony problem.
- Ten ork mnie zaatakował. Bez dania przyczyny i zaczepki. I to nie pięścią, ale żelazem, cudem z życiem uszłam. Jeżeli nie chcecie jego krwi z tego czy innego powodu, niech wam będzie, ale nie spodziewajcie się, że możemy w jego towarzystwie być bezpieczni. Może zaatakować każdego z nas.
Napięcie zawisło w powietrzu, i to nawet dosłownie, bo wokół geomantki dosłownie skrzyła się dzika, magiczna energia i co chwilę jakiś kamyk lewitował w górę lub pękał z trzaskiem.
Yarla stała tuż obok swej krasnoludzkiej towarzyszki, wodząc uważnie wzrokiem to na nią, to na Piąchę, raz po raz przytakując głową na słuszność jej słów. Była wypoczęta i wyleczona, czuła że to dobry dzień na rozwalenie paru zielonych łbów, lecz skoro Turmalina już zabrała głos, Rudowłosa postanowiła w milczeniu poczekać na odpowiedź Piąchy. Była bojowo nastawiona, lecz postanowiła wykazać się odrobiną cierpliwości i dobrej woli. Mocno ściskała drzewiec swojego topora i nawet nie zwróciła uwagi na obecność nieznajomego elfa przy wozie, skupiając całą uwagę na półorczycy.

Półelfka pokiwała do siebie głową, a gęste, falowane włosy rozbłysły w świetle słońca, miedzianymi nitkami. Jest po to by leczyć, a gdy z jakiegoś powodu wpadną na pomysł spalenia jej na stosie, po prostu zacznie uciekać najszybciej jak potrafi.
- To ja… ja się zajmę ranami. - powiedziała bardziej do siebie niż innych, ruszając powoli do wozu. - Nazywam się Torikha Melune i jestem wysłanniczką Świetlistej Selune. - przywitała się zgromadzonym. - Z racji tego, iż Pani ma udała się teraz na spoczynek, a na niebie króluje słońce… będziecie musieli zapłacić za mą usługę. - wyłożyła karty na stół, nie owijając za bardzo w bawełnę. - Cena jednak jest symboliczna i to od was zależy ile mi zapłacicie. - ściągając stalową tarczę z wygrawerowanym symbolem bogini, sięgnęła po plecak. - Przyjmuję wszelkie dobra począwszy od materialnych, po informacje. - dokończyła, uśmiechając się jakby… przepraszająco.
- Nie zbliżaj się do orka, jest groźny. Nie rozbroili go - stanowczo nakazała Turmalina, ponownie ignorując płeć i imię Piąchy. Teraz była tylko "Tym Orkiem" - I na pewno nie próbuj go leczyć, zresztą Selune nie pochwala leczenia złych istot, prawda?
-Więc mówisz, że jeśli nasza nowa towarzyszka zdoła uleczyć Panią Piąchę bez żadnych konsekwencji, to znaczy, że pani Piącha nie może być zła? - Anna zwróciła się do Turmaliny. -W takim razie jest oczywistym, że nie mogła być po stronie Goblinów, a cała sprawa jest jedynie nieporozumieniem i powinnyście obie podać sobie ręce i przeprosić. - Stwierdziła, przenosząc wzrok na kapłankę z uśmiechem. - Proszę śmiało, pani Piącha będzie za okazaną pomoc bardzo wdzięczna, jestem tego pewna.
- Może pozwólcie by wypowiedzieli się sami zainteresowani leczeniem, wszak nie będę uzdrawiać kogoś na siłę, jeśli nie będzie chciał lub mógł zapłacić. - kapłanka wyciągnęła medyczny zestaw i popatrzyła po rannych wyczekującym, lecz nie ponaglającym spojrzeniem.

Myśliwy pokręcił głową na widok pękających kamyczków i dzierżonej przez Yarlę broni.
- Turmalinko, schabiku. Nie znam się na tych hokus pokus, ale Ty chyba jesteś czymś pomiędzy magiczką, a górnikiem, tak? Przedstaw więc sobie, że idziemy sobie przez jaskinię, goblińce bez ducha już leżą dookoła, a na końcu patrzymy i co? Kamulec! Taki co z nieba spadł. Się błyszczy jak psu jaja i aż tętni to jakąś tam mocą. Podchodzisz już i ci ręcę się trzęsą… a wtedy bam! Piącha miażdżyć! A z kamyczka ino wióry się ostały. I tak właśnie nasza Piącha się pewnie czuła gdyś temu burkowi łeb kulką rozwaliła. Do tego momentu rozumiałem. Bo co potem to… - tu wywrócił tylko oczami na znak, że nie da się tego opisać - Nawet nie mam wam za złe, żeście mnie i Sildara ostawiły tam samych. Miałem. Nie powiem. Nawet życzyłem wam pobłądzenia w lasach i połamania nóg w wykrotach. Ale potem Valko przybiegł i mi się naszego kapłana szkoda zrobiło. Tchórz, bo tchórz, ale w drużynie był, nie? No i na was też mi złość przeszła. Prawie całkiem. Dlatego proponuję, zawieszenie broni i… zakład.
Spojrzał na Yarlę i Turmalinę z nie ukrywaną nutką wyzwania w oczach.
- Mamy do uratowania Gundrena z goblińskich łapsk. Wygrywają ci, którzy do końca ubiją więcej goblińców. Liczonych w odciętych uszach. Ja i Piącha, przeciwko Waszej dwójce. A zagramy o… - tu uśmiechnął się chytrze - dzień służby. Co wy na to?
- Pirytku, czyś ty się z martwym koniem na rozumy pozamieniał? Jaki wilk, jaki kamyk? Podobno to cywilizowany ork, umie mówić, nawet pary razy słyszałam. Głównie słowo "Miażdżyć". - Turmalina spojrzała na tropiciela jak na "średnio rozgarnięte" dziecko - Wcześniej też zabiliśmy wilka i ork nawet się nie skrzywił, a przy drugim zaatakował? Mam teraz za każdym razem jak kuszę podnoszę pytać czy ktoś mnie nie zaatakuje jak strzelę? Bo swojego afektu do wilka nie ogłosił, a ja czytam z kamieni, nie z myśli.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 21-09-2016, 13:15   #83
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
- A co konkretnie się stało? - nie wytrzymał naraz słoneczny elf, który w nogach czuł pokonane mile i bezproduktywne dreptanie w miejscu nie nastrajało go pozytywnie do cierpliwego wysłuchiwania kłótni. - Panie Jorisie, Slidarze, wy byliście pośrodku tego sporu, jak mniemam, opowiedz któryś - byle krótko - co zaszło, może jakieś wyjście znajdziemy. Bo tak to do wieczora można się przepychać w gadce o kamieniach i kto kogo pierwszy zaczepił i jaką krzywdę wyrządził - odłożył tarczę na wóz, przeczesał włosy i rozejrzał się czy kto nie ma zamiaru niecnie wykorzystać zaaferowania podróżników.
- Byłem wtedy jeszcze potencjalnym obiadem goblinów - odparł Hallwinter i Marduk wyczuł, że na tę chwilę rycerz wolał już chyba towarzystwo zielonoskórych niż dwóch rozsierdzonych krasnoludzic.
- Pytałaś o powód - Joris zrezygnowany wzruszył ramionami - To ci go podałem. Piącha jak widzisz nie atakuje nikogo. Za to wy dwie wyraźnie rozważacie, czy nas nie napaść. Sama rozważ kto tu w szatki zbójców się przyodziewa i podejmij decyzję. Idziemy na gobliny? Czy wyręczamy je tu na drodze?
Myśliwy nie wyglądał na zdatnego do walki. W żadnym razie. Ale łuk leżał obok niego i wolną rękę położył na nim.
- W skrócie Marduku, Piącha chciała oswoić rannego wilka. Turmalina w niewiedzy o tym go zabiła. Koniec. A teraz jeśli jednak krasnoludzice nie zamierzają nas napadać, radziśmy skorzystać z Twych mocy Torikho. Ja niestety nie za bardzo posiadam cokolwiek czym mógłbym się odwdzięczyć, no chyba, żeby Sildar za mnie założy. Z informacjami też krucho. O zwierzynie mógłbym ci poopowiadać, ale to chyba nie jest najciekawsza dla kapłanów wiedza. Ale jeśli byś miała dołączyć do kompanii to na pewno się odwdzięczę w trakcie.
- Więc to nieporozumienie - Marduk pokiwał głową. - Niefortunne nieporozumienie, które niestety doprowadziło do wzburzenia i ostrych słów, jeśli dobrze rozumiem. Trudno, stało się, ale chyba teraz nie ma co już sięgać po broń. Gobliny mają jeńca - waszego znajomego - którego zdałoby się uratować. Może zajmijcie się tym najpierw, a potem, jak jeszcze będziecie mieli - miały - ochotę wziąć się za łby, to to zrobicie - mówiąc to zerknął ku paniom naprzeciwko, jednak raczej ku nieco wyższym i smuklejszym od tych do których kierował swe słowa. Valko zamerdał ogonem jak gdyby potwierdzając słowa elfa i z zainteresowaniem obwąchał wszystkie panie, ze szczególnym uwzględnieniem Torikhi. Pachniały miastem, obcymi ludźmi i obcymi zwierzętami, a dla psa to była ciekawa odmiana
-Trzymaj mnie Turmi bo zara pacne go w czerep! - Yarla pogroziła Jorisowi palcem. - Gdyby krasnoludzice chciały was napaść to by tu z medykiem nie przyłaziły!- wyjaśniła, lecz nie mówiła tego szczególnie groźnym tonem. Raczej zabolał ją fakt, że choć Joris nie miał prawa narzekać na agresję krasnoludzic, robił to, a jemu wszak krzywda się żadna nie stała z ich rąk.
-Lecz nasza kochana, lecz i spadajmy stąd bo trza plan obmyślić co dalej poczniemy- dodała na koniec Yarla.
Myśliwy o dziwo rozweselił się po słowach Ognistowłosej.
- Yarla, Yarla, Yarlutka. Żebyś wasze miny widziała to też byś nie była pewna co się stanie. Alem teraz rad. Leczmy, jedźmy i planujmy.

Torikha zwróciła się do najbardziej z gadatliwych, nowo poznanych osób.
- A więc jest pan myśliwym. - odparła ciepło, wchodząc na wóz by lepiej obejrzeć rannego. - Kończy mi się sadło świstaka… jeśli kiedyś sobie o mnie przypomnisz… - urwała, biorąc do prawej ręki medalion, lewą nakrywając najdotkliwsze z obrażeń. Półelfka poczęła cicho szeptać w nieznanym, “chropowatym” języku, przynosząc mężczyźnie ulgę. Następnie przewieszając się przez ścianę wozu, przez chwilę tkwiła tyłkiem wysoko zadartym w powietrzu, by wyjąć potrzebny zestaw medyczny.
-...to znajdziesz mnie w domu siostry Garaele, kapłanki Tymory. - dokończyła po chwili, uśmiechając się i nakładając opatrunków.
- Kto następny? - zwróciła się do pozostałej dwójki.
Mężczyzna obok podniósł dłoń. - Ja jeśli łaska. Zapłacę ci w mieście. - odparł spokojnie.
- Oczywiście panie…
- Sildar - przedstawił się ranny, pozwalając by półelfka zajęła się nim tak jak wcześniej Jorisem.
- Ja chcę usłyszeć od niego, dlaczego mnie zaatakował - Turmalina wskazała na "orka". - Oraz jego przysięgę na Gruumsha, że nie ruszy na nas. A ty Pirytku, własną głową za niego poręczysz. Jak znów spróbuje zaatakować, Ciebie do odpowiedzialności pociągniem. Więc słowo zarówno Nam, jak i Tobie dane będzie. Zgoda?
Turmalina szturchnęła siostrę - Powiedz coś, siostra. Możemy odpuścić sobie orka na jakiś czas?
- Od poręczeń to są kupce i skrybowie - odparł błogim i niezbyt bacznym na szorstki ton Turmaliny głosem, myśliwy - Ja ci mogę co najwyżej oznajmić, że półoczyca więcej z ostrym na was nie pójdzie. Ale jak jej na odcisk będziesz nadeptywać to z dyńki owszem, może cię strzelić. Co do przysięgi to jej sprawa, ale zapomniałaś wspomnieć, że Piącha chciała już do jaskini iść i gobliny bić. A Ty ją z tym kulomiotem zatrzymałaś i zaczęłaś od goblinów wyzywać. Sama więc też przysięgaj na… no. No na tego od tych Twoich kamieni.
-Jaka szkoda, że nie znamy czaru, który może sprawić, że wszyscy się dogadają, prawda? - Anna szepnęła do nieznajomego jej Elfa, do którego prześlizgnęła się, w czasie gdy Joris i dwie krasnoludzice “wymieniali poglądy”. -[i]Anna, miło mi./i] - Wyciągnęła rękę w powitalnym geście.
- Jestem Marduk - jasnowłosy elf ujął jej dłoń i uścisnął na sposób ludzi, pilnując się by miarkować siłę. Zaczynał się przyzwyczajać do takiego pozdrowienia. - Mi również jest miło - uśmiechnął się. Po pierwszym szoku jakiego doznał na kontynencie, szybko się oswajał z realiami, nawet z tym jak krótko w porównaniu z jego rasą żyją ludzie czy nawet krasnoludowie. Już miał palnąć że istnieją różne czary wpływające na umysł ale w porę ugryzł się w język, domyślając się że Annie nie chodzi o wykład. Była ładna, może nawet piękna wśród ludzi w specyficzny, pełen witalności właściwej okrągłouchym sposób, odmienny od urody Tel’Quessir. Wielu z jego ludu nazywało go “wulgarnym”, ale Marduk z pewnych względów nie był aż takim estetą.
- Miejmy nadzieję że sama rozmowa wystarczy, z braku czarów - uśmiechał się do dziewczyny, nie zwracając uwagi na resztę - A znasz jakieś, Anno?

- Wy tracić czas na gadanie, kiedy gobliny z pająk przygotowywać kolację z Gundren - odparła w końcu Piącha. Mogło się wydawać, że przez cały ten czas próbowała ułożyć swoje myśli w to jedno zdanie we wspólnym.
Słowa te skierowane były raczej do nikogo konkretnego, ale jedno było pewne - Piącha całkowicie zignorowała obecność, zachowanie i słowa dwóch krasnoludzic, jakby te rozpłynęły się w powietrzu i właściwie nigdy nie istniały.
- Jak wy skończyć, to my ruszać do miasto? - spytała półorczyca, kierując spojrzenie na Jorisa, a zaraz potem próbując wypatrzeć błąkającego się gdzieś Valko.
Nie widząc u olbrzymiej kobiety zainteresowania leczeniem, kapłanka zeszła z wozu, pakując swoje rzeczy i szykując się do ruszenia w drogę powrotną.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 21-09-2016, 20:52   #84
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
11 Eleasias, południe

Turmalina chyba wyrzuciła z siebie wszystko, co leżało jej na wątrobie, bo brak odpowiedzi Piąchy nie sprawił, że cisnęła w nią przydrożnym głazem. Mruknąwszy tylko do Jorisa Twój zwierz, twoja sprawa poprawiła kieckę i raźno ruszyła w stronę Phandalin, a za nią podążyła reszta towarzystwa. Tropiciel z ulgą zaciął woły i wóz potoczył się po wyboistym trakcie. Może jakoś przeżyją ten dzień…

Po kilku kwadransach oczom grupy ukazało się Phandalin oraz ruiny dużego dworu, na wzgórzu na wschód od miasteczka. Woły wyczuły koniec mordęgi i energiczniej pociągnęły wóz; tropiciel nie musiał ich już poganiać, mógł swobodnie przyjrzeć się górniczej mieścinie i jej mieszkańcom. Również reszta "jego" ekipy rozglądała się z zainteresowaniem. Gdy tylko wjechali między zabudowania w oczy rzucił im się szyld wiszący na dwupiętrowym budynku z bali.
- Barthen’s Provision! To tu mieliśmy odebrać zapłatę i odstawić towary! - tymczasowy woźnica ucieszył się głośno i niezgrabnie ustawił wóz bokiem do składu handlowego. Woły zaraz zaczęły skubać trawę, a Joris mocno pchnął drzwi i wszedł do środka. Załatwią sprawę raz-dwa i będzie złoto na leczenie i jedzenie. Oraz duuużą ilość piwa, bo koniec końców nie doszło do odszpuntowania gundrenowej beczułki na zgodę. Może to i lepiej - nie wiadomo jak tutejszy kupiec zareagowałby na uszczuplenie ładunku. Jeszcze potrąciłby z wypłaty… Reszta drużyny z rozpędu władowała się do środka za tropicielem; tylko Marduk i Thorika pozostali na zewnątrz. Niemniej jednak w środku pozostało jeszcze trochę miejsca i mogli się wcisnąć. Valko potruchtał kawałek dalej i wsadził łeb w koryto, pijąc łapczywie.

- Dobry dzień! - zawołał wesoło Joris rozglądając się po składzie, po dach wypełnionym kocami, linami, hakami, pułapkami na różnoraką zwierzynę, beczkami suszonego mięsiwa i workami krakersów. Gdyby wybierał się w głuszę tu mógłby się zaopatrzyć we wszystko co potrzebne. Z wyjątkiem broni. Za niezbyt czystą ladą stał łysiejący pięćdziesięciolatek. Dobiegające z zaplecza hałasy świadczyły o tym, że nie prowadzi tego biznesu sam.
- Czy dobry to się zaraz okaże - gderliwie odparł kupiec okraszając burkliwość całkiem przyjaznym uśmiechem. - Dla was z pewnością dobry, boście skrwawieni ale żywi. Co, orki was dopadły na trakcie? Mówiłem temu kurwisynowi, burmistrzowi, żeby nagrodę za czystkę podniósł… a, zresztą i tak nie ma komu miecza podnieść na te czerwone chłystki Glasstafa, a co dopiero na orki… No, to czego wam potrzeba? Jak magii to do świątyni Tymory idźcie, kawałek dalej jest; ale bandaże i spiryt ku zdrowotności zewnętrznej i wewnętrznej to wam sprzedać mogę.

 
Sayane jest offline  
Stary 24-09-2016, 14:39   #85
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Ruszyli więc do Phandalin. Piącha trzymała się blisko Jorisa. Był on jedyną osobą pośród całej ten bandy, którą półorczyca obdarzyła jako takim zaufaniem. Zbyt krótko się znali, by mogła mu w pełni zaufać, tak jak swojemu dawnemu przyjacielowi, ale myśliwy był na dobrej drodze. Poza tym była pewna, że jemu jedynemu nie zależało na jej śmierci, ba, może nawet cenił sobie jej towarzystwo! Dziwny człowiek z tego Jorisa, myślała sobie Piącha, kiedy maszerowała nieopodal niego.
Konflikt z krasnoludzicami został zamieciony pod dywan, przynajmniej na jakiś czas. Piącha całkowicie ignorowała ich obecność, w czym pomagało towarzystwo futrzastkego Valko z tym jego uroczym pyskiem. Turmalina i Yarla kompletnie dla niej nie istniały, traktowała je jak śmierdzący odór - nic więcej.
No i były jeszcze dwa nowe nabytki, z którymi Piącha nie za wiele chciała mieć wspólnego. Bo o ile wiedziała, czego mogła się spodziewać po dotychczasowych kompanach, o tyle Marduk i Thorika byli dla niej niewiadomą. Spoglądała tylko czasem w ich stronę groźnym wzrokiem, jakby sprawdzając czy nie czaili się na życie jej, Valko lub Jorisa.

Samo Phandalin nie zrobiło na Piąsze żadnego wrażenia. Ot, typowa ludzka osada. Półorczyca nie zwracała uwagi na dziwne spojrzenia przechodniów - była przyzwyczajona do takowych od momentu, kiedy uciekła z własnego plemienia. Wiele przewędrowała samotnie, również w okolice podobnych do Phandalin ludzkich osad.
Nie bardzo mając jakikolwiek cel w odwiedzaniu miasta, Piącha postanowiła dalej trzymać się blisko Jorisa.
U Brathena zakupiła kilka bandaży, spirytus i trochę suszonego mięsa. Właściwie to wzięła, co chciała i rzuciła monetami na blat, a potem wyszła bez słowa.
- Ja zaczekać przy wyjściu z osada - oznajmiła Piącha Jorisowi.
Być może wyczuła, że ten wolałby chwilę odpocząć od jej towarzystwa, a może i ona sama potrzebowała chwili samotności. Czuła zresztą, że nie byłaby mile widziana w ludzkiej gospodzie, a nie chciała robić kolejnych problemów myśliwemu. Nie rozwodząc się dłużej nad swoją decyzją odwróciła się i ruszyła ku skrajowi Phandalin.
Tam przycupnęła sobie na murku i wyciągnęła zakupione bandaże, którymi postanowiła opatrzyć co gorsze rany.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 26-09-2016, 22:25   #86
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Myśliwy przeglądają półki i zaglądając do co ciekawszych beczek przytaknął kupcowi i uśmiechnął się równie przyjaźnie.
- Ha! Orki! Panie gospodarzu, orki to mało powiedziane. Były porwania, bitki, zasadzki, zdrady, ucieczki, a na koniec to o mało samiśmy się nie wykończyli. Choć jeden już pewnie nie wróci… ech... No ale długo by gadać, a dzień sam z siebie dobrym się nie stanie. Wóz pana Goldseekera żeśmy dostarczyli. Ino bez pana Goldseekera. Są tu gdzieś może jego bracia?
- Czyj? Nie znam takiego - zdumiał się kupiec.
- Rockseekera, zapasy dla niego i braci - poprawił Slidar, przerywając oglądanie liny. - Tylke że Gundrena gobliny porwały.
Barthen zafrasował się mocno; widać lubił swojego partnera w interesach. Nie przeszkodziło mu to jednak dokładnie sprawdzić zawartości wozu; słuchając równocześnie opowieści Slidara. Potem zawołał z zaplecza dwóch młodzieńców, którzy zaczęli przenosić paczki do magazynu.
- A to co? To chyba wasze - kupiec zajrzał do jednego z worków i rzucił w stronę drużyny. Z wnętrza wypadła utłuszczona paczka, którą z miejsca zainteresował się Valko. Wyglądało na to, że na wozie pozostał bagaż Aidyma.
- Ano nasze - potwierdził Joris złapawszy worek zafrasowawszy się niemniej na wspomnienie Aidyma - A raczej tego co to już raczej nie wróci. Psina się ino ostała. A co z jego braćmi? Znaczy Gundrena?
- W kopalni pewnie siedzą. Z dekadzień ich już w mieście nie było; powinni wrócić lada dzień, bo im się zapasu skończą -
odparł kupiec.
- A to się dobrze składa, bo wieści dla nich mamy - myśliwy odłożył na chwilę worek na bok - A za transport wozu to się nie należy, co nam aby?
- Jak kompletny… -
Barthen spokojnie dokończył przegląd towarów, a jeden z … wziął woły za uzdę i pociągnął na tył budynku. - No dobra, zapraszam do środka. Dziesięć złotych monet od głowy było uzgodnione, prawdaż… - mężczyzna pogrzebał pod kontuarem i sprawnie odliczył sześć równych kupek monet. - Proszę. Jak chcecie znów nadstawiać głowy na trakcie to możecie zajść do naszego, pożalcie się bogowie, burmistrza. Ma dom naprzeciw gospody. A jak nie chcecie łbów narażać to cóż… Powodzenia.

Dziesięć sztuk złota. Joris chłopak był prosty i do szczęścia niewiele było mu potrzeba. Ale pieniądz ten jak raz był teraz potrzebny. I nie wiedział jak dla innych, ale dla niego niespodziewany. Pewien był, że to Gundren miał im wypłacić złoto po przybyciu do tego… Dys...kon… tu Wielo… bran...żo...wego Barthena. Psi syn co za nazwa… I coś mu w pamięci mignęło, że jego, przez wzgląd na więzienną opłatę, wypłata nie obejmowała. Ale co tam. Najwyraźniej w gundrenowej klacie, serducho dobre biło i uwzględniło też Jorisa. Co też myśliwego nawet wzruszyło trochę i tym mocniej wziął sobie odratowanie brodatego liczykrupy z goblińskich łap do serca.
- Tej suszonej wołowiny i tych śmiesznych małych chlebków… dobre to w ogóle? - wyciągnął z worka krakersa i ugryzł z głośnym chrupnięciem - da radę… No tak na pięć dni wędrówki w jakieś płótno mi zawińcie. I spirytu kwartę. Jałowcowy macie? I napitku jakiegoś zwyczajnego bez większej mocy na tyle samo dni. Do tego - zdjął kołczan i obejrzał uszczuploną zawartość - Pięć strzał ino nie pokancerowanych. I z jeden gonek płótna. Może być liche, bo na szmaty. Aaaaj… i koszulina by mi się zdała. Bo tę co mam to podarłem to może szyć nie będę… Ile by to było?
Widząc jak sprzedawca sięga po liczydło Joris zagaił:
- A coś o nagrodzie mówiliście? I chłystkach Glasstafa? Zbójcy jacy?
- Żeby to zbójcy -
mruknął Barthen, sprawnie przesuwając drewniane koraliki liczydła. - Zbójcy to by przyszli, wzięli co uniosą i poszli, a ci… Szkoda gadać. Po mordach leją kogo popadnie, ze sklepów haracz ściągają, nikogo się nie boją, bo i po prawdzie to nie ma komu przeciw nim stanąć. Wester tylko portkami trzęsie, ani mu w głowie jaką straż organizować, a tutejszym do kupy zebrać się ciężko. Każdy się boi, żeby mu świeżo wystawionej chałupy z dymem nie puścili. I słusznie. 42 sztuki srebra to będzie; drobne odpuszczę na dobry początek współpracy - zarechotał i spojrzał na resztę stojącej w sklepie czeredy, wyraźnie licząc na większy utarg. - A po strzały to musisz iść do Lionshield Coster, u mnie broni nie dostaniesz.
- No to Sildar, dziewczynki… - rzekł wykładając pieniądz - ja idę do karczmy. Trochę się poprztykaliśmy, ale stypa dziś. Swoje wypić trzeba. Mam nadzieję, że dołączycie. A i popytać trochę jeszcze nie zaszkodzi.
Po czym zmienił koszulę, wziął worek i wyszedł.


Na zewnątrz ku swojemu rozczarowaniu elfów już nie zastał. W sumie nie należało jakoś bardzo spodziewać się po nich, że rzucą wszystko i dołączą do ich kompanii. Marduk wyglądał nader dostojnie. Odpowiadał też jak na jorisowy gust bardziej grzecznie niż od serca. Takim to księżniczki ratować a nie goblińce łapać. Ale może akurat miał przerwę w tym ratowaniu i jeszcze się zobaczą… A Torikha… no tu myśliwy postanowił nie spocząć, póki się kapłance nie zrewanżuje. Sadło świstaka było oczywiście osiągalne, ale wymagało czasu. Bo jak samo upolowanie świstaka trudnym nie jest, tak znalezienie świstaczej rodziny w nieznanym lesie już nastręczało trochę trudności. Ale o tym pomyśli jutro. Teraz miał nieprzepartą ochotę na potężną dawkę wygody…
Piącha podeszła niespodziewanie i po krótce i po piąszemu oznajmiła mu co zamierza. Właściwie nie powiedział jej tego, ale był z niej dumny. Że nie zrobiła niczego głupiego. I że w ogóle nie odeszła. Turmalina wcale tak bardzo się nie myliła. Ale on już wcześniej doszedł do tego wniosku. W Piąsze było coś ze zwierza. A w jego fachu, zwierz zawsze się przydaje. Jedni stawiają na sokoły. Inni na psy. Jeszcze inni tresują łasice, czy jakieś koty. Czemu by więc nie liczyć na półorka? Bo ostatecznie nie było wątpliwości, że zawsze lepiej mieć własnego półorka niż łasicę. W końcu łasica nie wyrywa ramion gdy przegrywa w szachy… czy jakoś tak.
Koniec końców skinął półorczycy głową i tylko przypomniał jej, że wieczorem stypa i że przez wzgląd na Valko mogłaby przyjść. No i dał jej ten aidymowy worek gdzie było jakieś dziwnie pachnące jedzenie, którym tak się w sklepie Valko zainteresował. Chciał całość zostawić w jakimś mystryjskim przybytku, ale Phandalin nie wyglądało jak miejsce pielgrzymek dla łaknących łaski bogini magii.
Skierował się więc na chwilę do Lwiej Tarczy po strzały, a zaraz potem nie gdzie indziej jak prościutko do wyszynku…

Klientela była tu iście górnicza, zapach zupełnie naturalny i dający się łatwo zaakceptować i tylko ceny niezrozumiałe. No ale myśliwy był przy złocie to dziadować nie zamierzał. Zamówił posiłek, łóżko i dwa kufle przyjemnie zmętniałego piwa, z którymi skierował do stolika zajmowanego przez jakiegoś samotnego gwarka.
- A powitać! Można się dosiąść?
Nie, żeby miał jakąś konkretną sprawę, ale Joris lubił poznawać nowych ludzi. Najróżniejszych i najdziwniejszych rzeczy można się było dowiedzieć. Postawił więc piwo przed górnikiem i zasiadł chcąc wywiedzieć czegoś o samej kopalni. Co kopią? Kto właścicielem? Czy co dziwnego się dzieje w niej? Zali sama kopalnia stara, bo słyszał, że Phandalin to stare czasy pamięta? Czemu kupce nie chronią kopalni przed Czerwonymi Glasstafa? I czy Rockseekerowie nie zatrudniali, aby górników, do jakiej sekretnej roboty bo wieść niesie, że jednego goblińce uprowadziły.
Gotów, był postawić trochę tego piwa, a nawet coś do żarcia w razie gdyby język onego miał się rozwiązywać i jakie ciekawostki wypuszczać.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 26-09-2016 o 22:28.
Marrrt jest offline  
Stary 27-09-2016, 11:10   #87
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Mydło i powidło, tak można by określić Barthen’s Provision. Czego tu nie było? Całe mnóstwo wszelakiego żelastwa w stylu kotewek, młotków czy podków, koce zwinięte w bele, skrzynie pełne butów i ubrań, jakieś flasze, puszki z ziołami, nawet stał słój landrynek po dwa miedziaki za sztukę, niestety pusty.

Yarla zapatrzyła się w wypełnione towarem półki, marząc o nowej zbroi, zaklętym magią toporze, czy chociażby jakiejś innej magicznej błyskotce. Potrzebowała złota. Dużo. A złoto samo się nie zarobi.


-Mówisz jakaś banda? Mówisz nie ma komu ich przegonić?- spytała sklepikarza, bawiąc się złotymi monetami brzękającymi w jej dłoni. To byłby dobry trening przed wypowiedzeniem wyzwania niedźwieżukowi. Ognistowłosa spojrzała na Turmalinę jakby szukając niemej odpowiedzi na pytanie “bierzemy to?”
- Nie tylko kupcy i górnicy zjechali do Phandalin - skrzywił się kupiec i widząc zainteresowanie krasnoludzicy tematem wreszcie uprzejmie się przedstawił jako Elmar Barthen, właściciel. - Nie dość, że trakty niebezpieczne to we własnym domu człek nie może zażyć spokoju. Ale… - zawahał się - Za to wam raczej nikt nie zapłaci; a już na pewno nie burmistrz. Za to - uniósł palec i zawiesił głos w napięciu - w nagrodę będziecie mogli zatrzymać wszystko to, co ta banda po ludziach nakradła, a zapewniam, że jest tego sporo! Jak się ich pozbędziecie to sądzę, że nikt nie będzie miał żalu o kilka błyskotek, miecz czy worek kaszy. Dobry interes dla każdego! -
-Mów dalej…- Yarla zawiesiła na piersi ręce oczekując nieco więcej szczegółów na temat chociażby ilości zbirów, czy miejsca ich pobytu.
- Co ja mogę… A, wiem, że pijają w spelunie tej krasnoludzicy, jak jej tam… No, w Śpiącym Gigancie - to kawałek na wschód, w stronę ruin dworu. Tyle że zwykle łażą w kupie, po jednym ich nie wyłuskacie.
-Przypomnij sobie jak ta krasnoludzica się zwie.- zażyczyła sobie Yarla, rozmyślając w głowie różne możliwości rozwiązania tej sytuacji.
- Grista chyba, czy jakoś tak.
-Popytam trochę o nią i popytam o tych chłystków. Jak się nazywa ich przywódca?- chciała mieć dokładne informacje, nim zacznie działać.
- Glasstaff, mówiłem.
Yarla spojrzała pytająco na Turmalinę i Annę jakby to z ich zdaniem na ten temat liczyła się najbardziej. Były jej towarzyszkami. Pełnoprawnymi.
-Mam nadzieję, że to nie ten czarodziej u którego miałam pobrać nauki. - Anna zastanowiła się. Wyjęła z torby znaleziony w jaskini Goblinów posążek. -Może potrafi mi Pan powiedzieć coś o tym? - Zapytała kupca.
- Ładna rzecz, kosztowna… Warta z 50 sztuk złota jak nie więcej. Ale od panny tego nie kupię; nie byłoby komu sprzedać. Jakby jakaś karawana szła do Neverwinter albo Triboaru to można im dać, ale póki co się na to nie zanosi. Słyszałem, że nawet ostatnia partia towarów dla Lionshield Coster nie dotarła do miasta.
-Dziękuję. - Anna schowała figurkę i poszła znaleźć sklep w którym może zakupić bełty do kuszy. Wyszła i rozejrzała się. W zasięgu wzroku nie widziała nic sklepopodobnego. Musiała trochę poszukać.

- Zamyśliłam się, co mówiłyście? - otrząsnęła się Turmalina odwracając wzrok od całkiem ładnej kalety plecionej z rzemieni w dwóch różnych kolorach oraz jadeitowej bransoletki. Po chwili wyjaśnień kiwnęła głową - Dwa razy namawiać mnie nie musicie. Dobra, to gdzie ta banda? W rozkręcaniu rozbijanych imprez całkiem niezła jestem!
Po czym niewinnie zatrzepotała rzęsami i wyszczerzyła białe jak kalcyt ząbki.
- Nie idźcie tam we dwie; nie chcę mieć was na sumieniu - ostrzegł kupiec.
-Co masz na myśli?- dopytywała ruda krasnoludzica.
- To samo co miałem wcześniej - Barthen z powątpiewaniem spojrzał na Yarlę, która wyglądała na zabijakę, a nie ogarniała tak prostej, w jego mniemaniu, sprawy. Może przewożąc dobra Rockseekera dostała po głowie o jeden raz za dużo? - Dzień dobry, w czym mogę służyć? - huknął nagle, gdyż w drzwiach pojawiła się trójka górników, którzy nerwowo zażądali lin, haków i prowiantu na kilka dni. Wyglądało na to, że rozmowa o pozbyciu się Czerwonych została chwilowo zakończona.
- To ja idę zorganizować jakieś pieniądze… więcej pieniędzy - Slidar z niejakim zdumieniem spojrzał na mieszek z wypłatą od kupca - i odwiedzę kapłankę Tymory. Spotkamy się w gospodzie, Gundren mówił, że jest tu tylko jedna, prawda? Jeszcze raz dziękuję wam za ratunek.
Rycerz ukłonił się krasnoludzicom, pożegnał z kupcem i wyszedł. Zakupy jednak same się nie zrobią, więc pora była wydać zarobione złoto!

Nie było to co prawda miejsce, gdzie porządna krasnoludka chciałaby zrobić zakupy, ale na bezwęglu i torf węgiel, jak mawiał jej tatko. Pora było zacząć targi.
Turmalina poprawiła dekold, tak by uwydatnić co miała najlepsze, przejrzała się w lusterku stojącym zaraz obok beczki z kiszonymi ogórkami i zaczęła targi od kiszońca właśnie, którego powoli chrupała w wyzywający sposób.
Biedak nie miał najmniejszych szans.
Koszulę nocną oddał niemal za półdarmo, podobnie jak bandaże z białego, wygotowanego lnu, które były potrzebne, by znów koszula nie poszła na strzępy. Turmalina radośnie opowiadała mu o swoich przygodach i trudach, które spotykają damę na drodze, a on częściowo słuchał, a częściowo się gapił.
Ciekawe, jaką miałbyś minę, gdybyś zobaczył moją siostrzyczkę Emeraldę, pomyślała krasnoludka przypominając sobie siostrę bliźniaczkę, uchodzącą za odrobinę ładniejszą. Choć teraz pewnie zapinała się pod samą szyję i zaczęła zapuszczać bokobrody, jak żonie przystało.
Dopiero gdy doszło do targów o podróżną żywność kupiec opamiętał się i zaczął mniej się ślinić, a więcej liczyć.
- Faceci - mruknęła do towarzyszek z politowaniem, chowając sakiewkę z której ubyło dużo mniej niż powinno - są prości jak trzonek topora.


Chwilę później, na zewnątrz.

Plecak nie był wiele cięższy po zapakowaniu do niego prowiantu, opatrunków i ubrania, ale i tak ważył swoje - magia lecząca regenerowała rany, ale niekoniecznie siły. Turmalina rozejrzała się po osadzie, zastanawiając się, co dalej.
- Pirytek ściąga wszystkich do Stonehilla, opijać chce Aidyma. Ja na nim jeszcze kreski nie położyłam. Może się zgubił, może pojmany? Z mniej ciekawych zadań mam reperację kiecki, ale to musi zaczekać aż wyschnie. A z ciekawszych... może rekonesans w "Gigancie"? Brać się za łby z bandziorami nie musimy, ale obejrzymy ich sobie, posłuchamy. Swoją drogą, nazwa Śpiący Gigant pewnie sugeruje fatalną gorzałę, taką po której ma się naprawdę niezłego kaca. Patrząc po właścicielce, rzekłabym, że nawet na standardy krasnoludzkie. Grzechem byłoby nie sprawdzić. Zgarniamy chłopaków i idziemy?
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 27-09-2016 o 11:22.
TomaszJ jest offline  
Stary 27-09-2016, 12:43   #88
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Kapłanka grzecznie stała pod wejściem nie chcąc wpychać się na siłę, do i tak przepełnionego ponad miarę, sklepiku. Podczas marszu za wiele nie mówiła, nie czując się dostatecznie pewnie by swobodnie zawierać głos w drużynie. Nie mając za wiele do roboty, przyglądała się więc z nienachalnym zaciekawieniem elfowi.
Wytrzymała w milczeniu całkiem długo, w końcu jednak nie wytrzymała i za którymś razem, gdy spojrzenia ich obu, ponownie się spotkały, zapytała:
- Dobrze zrozumiałam, że ty też nie należysz do “drużyny”? - mówiła we wspólnym, z lekkim, acz miękkim akcentem.
- Uchowajcie bogowie - Marduk uśmiechnął się i poruszył lekko ręką w geście wesołości, na elfią modłę subtelnie okazując rozbawienie równe temu, które człowiek sygnalizowałby gromkim śmiechem. - Poratowałem Slidara, Jorisa i… Piąchę… gdy dojrzałem ich na trakcie w potrzebie. Ale przyznaję, wstępnie zadeklarowałem że pomogę im odbić z rąk goblinów Gundrena - ich kompana z krasnoludzkiej rasy. Jestem Marduk - położył dłoń na sercu i ukłonił się uprzejmie kapłance na sposób swego ludu.

Teraz on przyjrzał się A’Tel’Quessir. W przeciwieństwie do Anny wydawała się lepiej przygotowana do walki - a przynajmniej do walki wręcz, twarzą w twarz. Jej buzia budziła sympatię, a symbol Selune na szyi wzmagał jego pozytywne wrażenie.
- Jak to się stało że poczułaś powołanie do służby Srebrnej Pani, jeśli wolno mi wiedzieć? - zapytał łagodnie i z uśmiechem. - Czy w tych stronach to popularne wyznanie? Jeśli mogę też zaproponować, zaprowadzisz mnie do świątyni Tymory i kapłanki opiekującej się przybytkiem?
Półelfka skinęła nieznacznie głową, prawdopodobnie, w geście przywitania. Była rozluźniona i uśmiechnięta, gotowa do konwersacji.
-Torikha… miło mi cię poznać. - odpowiedziała z niewymuszoną grzecznością w głosie, choć jej twarz, z każdym słowem elfa, stawała się co raz bardziej kamienna i neutralna, jakby założyła nań maskę lub jej osoba została w jakiś sposób obrażona, lecz wychowanie nie pozwalało jej zrugać rozmówcy.
-Powiedzmy, że było to powołanie. - spoglądając na drzwi przybytku, odwróciła się weń plecami i ruszyła przed siebie. - Nie wiem czy moja Pani jest “popularna”, nie pochodzę stąd. Przybyłam z misją. - Melune odwróciła się do Marduka, jej oczy były uśmiechnięte, a brwi wesoło poruszyły się dwa razy. - Chodź zaprowadzę cię do siostry Garaele.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 27-09-2016, 18:12   #89
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
Wcześniej


-Jaka szkoda, że nie znamy czaru, który może sprawić, że wszyscy się dogadają, prawda? - Anna szepnęła do nieznajomego jej Elfa, do którego prześlizgnęła się, w czasie gdy Joris i dwie krasnoludzice “wymieniali poglądy”. -[i]Anna, miło mi./i] - Wyciągnęła rękę w powitalnym geście.
- Jestem Marduk - jasnowłosy elf ujął jej dłoń i uścisnął na sposób ludzi, pilnując się by miarkować siłę. Zaczynał się przyzwyczajać do takiego pozdrowienia. - Mi również jest miło - uśmiechnął się. Po pierwszym szoku jakiego doznał na kontynencie, szybko się oswajał z realiami, nawet z tym jak krótko w porównaniu z jego rasą żyją ludzie czy nawet krasnoludowie. Już miał palnąć że istnieją różne czary wpływające na umysł ale w porę ugryzł się w język, domyślając się że Annie nie chodzi o wykład. Była ładna, może nawet piękna wśród ludzi w specyficzny, pełen witalności właściwej okrągłouchym sposób, odmienny od urody Tel’Quessir. Wielu z jego ludu nazywało go “wulgarnym”, ale Marduk z pewnych względów nie był aż takim estetą.
- Miejmy nadzieję że sama rozmowa wystarczy, z braku czarów - uśmiechał się do dziewczyny, nie zwracając uwagi na resztę - A znasz jakieś, Anno?
-Jestem tylko skromna adeptką, znam kilka prostych czarów, nic wielkiego. - Anna spuściła wzrok, onieśmielona. -Znam tylko kilka prostych czarów, głównie do ratowania swojej skóry z kłopotów….żadna ze mnie wojowniczka. - Wyjaśniła pośpiesznie. - Za to ty wyglądasz na kogoś, kto ma w tej kwestii sporo do pokazania. W tej i w innych.

Marduk poczuł jak podstępna hydra pychy w jego duszy unosi łby i rozpala mu policzki nagłym rumieńcem. OCZYWIŚCIE że był znakomitym wojownikiem, to było naturalne biorąc pod uwagę dzieje jego rodu i zdobytą sławę. Nawet ta ludzka dziewczyna, nie znając go, to wyczuła. A przecież wśród przodków mógł wymienić tak znamienite imiona jak…

I wtedy przyszło otrzeźwienie, jakby kto chlusnął mu w twarz lodowatą wodą. Właśnie takie zadufanie było przyczyną jego upadku - upadku na własne życzenie, wstydu i zesłania, bo było to zesłanie, w jakiekolwiek słowa ubrałaby to Królowa czy Olithir.

Młodzik milczał przez chwilę, rozpamiętując z goryczą wypadki które sprawiły że znalazł się tutaj - na środku traktu, odziany niczym plebejusz, bez nawet jednego służącego na podorędziu. Wreszcie jednak zdławił emocje i podniósł na Annę oczy.
- Nie mów tak, proszę - odezwał się z wymuszonym uśmiechem. - Dopiero uczę się fechtunku, jak i umiejętności zdatnych w życiu… chociażby w podróży - uśmiechnął się już bardziej naturalnie. - To zaś, że “znasz kilka prostych czarów” z całą pewnością stawia cię zdecydowanie wyżej pod względem wykształcenia niż… cóż, podejrzewam że niemal każdą znaną ci osobę. A biorąc pod uwagę twą młodość zapewne wszystko jeszcze przed tobą. Opowiesz mi o sobie, o tym gdzie uczyłaś się magii, no i jak to się stało że wraz z nimi trafiłaś na gobliny? - skinieniem wskazał Jorisa i pozostałe osoby.
-Oh tylko tak mówisz. - Anna próbowała nie dać po sobie poznać, że się rumieni pod wpływem tylu pochlebstw. -Jestem zaledwie skromna adeptką, która zabrała się w drogę przez te niebezpieczne góry z drużyną. No i po tym porwaniu jakoś tak...zostałam. No przecież nie mogę opuścić kogoś, kto okazał mi taką dobroć jak pan Rockseeker, prawda? - Westchnęła. - Gdyby tylko wszyscy się tyle nie kłócili, pewnie już dawno byśmy go uratowali.
- A dokąd zmierzała taka piękna, ale i nader skromna adeptka? - zapytał żartobliwie coraz bardziej rozbawiony Marduk, ignorując kłócących się na rzecz podziwiania rumieńców Anny.
-P-piękna? - Oczy Anny rozszerzyły się z zaskoczenia. - Tylko tak mówisz. Nie umywam się przecież do Elfich piękności, których bezlik musiałeś widzieć - Machnęła ręką nerwowo, próbując udawać, że lekceważy to pochlebstwo. Niezbyt jej to wyszło.

Słoneczny elf milczał przez chwilę, błądząc spojrzeniem po jej buzi.
- Staram się mieć otwarty umysł, Anno. A jestem też pewien że niejeden mężczyzna sławi twą urodę.
-Proszę, przestań, cała się zaraz zarumienię. - Anna pokręciła głową w słodki, lekko zalotny sposób. -Ktoś tak szarmancki i pełen klasy bardzo przydałby się w tej drużynie. - Powiedziała, biorąc go pod ramię. -Zdecydowanie chcę cię bliżej poznać. - Uniosła spojrzenie w górę, by spojrzeć mu w oczy i posłała piękny uśmiech. Miał prawo być onieśmielony jej zachowaniem. Chłopak jednak tylko zaśmiał się na taką poufałość - nie był do czegoś takiego przyzwyczajony, nie na pierwszej randce! Podobała mu się ta bezceremonialność, była egzotyczna! Przycisnął lekko rękę Anny.
- Może będzie okazja... - powiedział z tajemniczym uśmiechem.

Zerknął na pozostałych.
- A jak ci się udało zbiec przed goblinami? Ścigały cię?
I na te słowa dobry humor dziewczyny rozwiał się. Spuściła głowę.
-Poszłam z pannami krasnoludzicami. - Przyznała, nie próbując nawet zamaskować wstydu w głosie. - Myślałam,że ratując pania Piąchę Joris naraża nas wszystkich na śmierć. Myliłam się i teraz się wstydzę tego. - Spojrzała ponownie na Elfa. - Nie doszło by do tego, gdyby ktoś nami sprawnie dowodził, ktoś inteligenty, opanowany i charyzmatyczny. - Spojrzała na Elfa znacząco.
- Nic dziwnego że jeszcze są pannami - Marduk mruknął sam do siebie, usiłując puścić mimo uszu ostatnie słowa magiczki, bowiem dosłownie czuł jak na powrót budzą w nim ambicję i pychę. Odetchnął kilka razy nim wziął emocje pod kontrolę.
- Chętnie się przekonam kim są ci cali porywacze, na czele z Czarnym Pająkiem…
- Obyśmy to my zaskoczyli ich, a nie oni nas - Slidar nieoczekiwanie wtrącił się do rozmowy, rozwiewając atmosferę flirtu. Dalszą podróż odbyli w milczeniu.

Teraz


Anna patrzyła jak Marduk odchodzi z kapłanką Selune, będac z nią w wyraźnej komitywie. Zmierzyła ich stalowym wzrokiem a potem poszła w swoją stronę. Znaleźć sklep z bronią i kupić więcej bełtów do kuszy.
 

Ostatnio edytowane przez Demogorgon : 27-09-2016 o 18:21.
Demogorgon jest offline  
Stary 27-09-2016, 18:37   #90
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Ciemnoskóra półelfka zaprowadziła Marduka do niewielkiego domu stojącego kilkadziesiąt metrów dalej. Na futrynie wisiał symbol Tymory, a po drodze minęli niedużą kamienną kapliczkę poświęconą Bogini Szczęścia. Garaele była zaskoczona kolejnym gościem; nieczęsto w Phandalin pojawiało się tyle obcych osób na raz. Elfka nalała Mardukowi i Torikhce aromatycznego naparu, podobnego do tego, który chłopak pijał na wyspie i usiadła naprzeciw kapłana.
- Co sprowadza elfa do górniczej mieściny? - spytała, a Marduk uśmiechnął się, bo kapłanka Tymory sama przecież była elfką, tyle że księżycową. Poniewczasie jednak uświadomił sobie że będzie miał świadka tej rozmowy - a biorąc pod uwagę to co list mógł zawierać, mogło to nie być fortunne zdarzenie. Tym niemniej, nie zamierzał zwlekać, bowiem im szybciej zabierze się za misję, tym szybciej będzie mógł ją ukończyć.
- Mam list dla ciebie, pani, od kapłanów z Evermeet - powiedział uprzejmie i sięgnął do plecaka by wręczyć zdumionej gospodyni grubą, starannie przygotowaną paczuszkę. - Przybywam również by zbadać sprawę Kuźni Czarów - czy pogłoski o tym że to miejsce zostało na nowo odkryte jest prawdziwe i pod czyją jest kontrolą.
- Znam historię tego miejsca, choć nie słyszałam, by ktoś odnalazł kuźnię - kapłanka ostrożnie rozpakowała list, złamała pieczęć i uważnie przeczytała treść. Młodzi kapłani zauważyli, że brwi Garaele uniosły się kilka razy. Po lekturze pedantycznie złożyła delikatny pergamin i spojrzała na elfa. - No cóż. Widzę, że zadomowisz się tutaj na dłużej.

Marduk westchnął w duchu, ale starannie utrzymywał na zewnątrz maskę uprzejmości. Skinął energicznie głową.
- Skoro tak to zechciej, pani, opowiedzieć jak wygląda posługa kapłańska w tych okolicach? Zostałem skierowany wprost do ciebie i rad bym się dowiedzieć jakich innych świątyń i wyznań tutaj oczekiwać, kogo należałoby mi poznać i w czym mogę pomóc.
- W liście stoi, że macie się wykazać i nauczyć się pokornie służyć współmieszkańcom; niekoniecznie odprawiając modły w kaplicy. To w skrócie. Tu nikt nie czci Pana Elfów, a krasnoludów na pewno na niego nie nawrócisz - roześmiała się Garaele z pewnym napięciem, nie wiedząc jak młody kapłan odnosi się do wyznawców innych religii. Cóż, skoro został przysłany do kapłanki Tymory będzie musiał nauczyć się i tolerancji. - Umiesz walczyć, możesz zacząć od obrony kobiet i dzieci przed chłystkami Glasstaffa. Można ich poznać po tym, że noszą czerwone płaszcze. W każdym razie czerwone były nim utytłali je aż po szyję w krwi i błocie - skrzywiła się. Marduk zauważył, że z góry założyła jego szermiercze wykształcenie, przewyższające umiejętności tutejszych opryszków. Pochlebiło mu to, choć sam uważał podobnie. - Jest ich wielu, więc nie szarżuj, trzymaj plecy osłonięte, reaguj tylko gdy to niezbędne. Słyszałam, że nie przebierają w środkach; jeśli zginiesz to nikt cię nie pomści - zakończyła z goryczą.
Torikha, wbrew pozorom, bardzo szybko stała się neutralnym uczestnikiem całego zdarzenia. Może nawet nie słuchała toczącej się obok rozmowy. Rada z możliwości picia gorącego naparu, grzała zmarznięte dłonie, trzymając oburącz kubek.

Chłopak znowu pokiwał głową i nieświadomie stukał paznokciami w stół.
- Znakomity pomysł, zajmę się tym gdy tylko powrócę z wyprawy ratunkowej, jeśli nic nie masz przeciwko, pani - odezwał się wreszcie żywo i dodał tonem wyjaśnienia. - Grupa miejscowych została zaatakowana w drodze i niejaki Gundren - krasnolud - został wzięty przez gobliny w niewolę. Nieboraka mus ratować jak najszybciej, bo nie wiadomo czy śmierć mu nie grozi z rąk jakiegoś “Czarnego Pająka”, władającego gobasami i… niedźwieżukami, czymkolwiek nie byłyby istoty o tak niezwykłej nazwie. Ale czy do czasu mojego powrotu - co może potrwać - straż miejska nie zrobi aby porządku z tymi zbójami Glasstaffa?
Półelfka parsknęła śmiechem, wymieniając się z Garaele znaczącymi spojrzeniami. Nie zamierzała jednak tłumaczyć swojego zachowania. To nie z nią rozmawiał. Właściwie, to nie powinno jej tu być. Skruszona spuściła wzrok, szykując się do odejścia i dania elfom trochę prywatności.
- Masz swoją odpowiedź - elfka wskazała na speszoną Melune. - Burmistrz to… bardziej lichwiarz niż rządca; a Czerwonych boi się tak samo jak i reszta. Zorganizowanie straży nie leży w jego możliwościach, ani chęciach, zapewne.
Kapłanka Selune dopiła napar, odstawiając pusty kubek do wiadra z naczyniami. Skłoniwszy się na pożegnanie, udała się na zewnątrz, zrobić mały obchód po mieście.

Marduk odprowadził wzrokiem Torikhę i wrócił spojrzeniem do księżycowej elfki.
- Rozumiem… - co prawda nie do końca znał znaczenie słowa “lichwiarz”, ale sens wypowiedzi pojął. - A ten Glasstaff… kim on jest? I dlaczego jego ludzie atakują kobiety i dzieci?
- Jakiś czarodziej. Nikt nie wie kim on jest; nikt nie wnikał i rzadko pokazuje się w mieście. Nazywamy go tak od kostura, który nosi. To chyba on zjednoczył tutejszych opryszków pod swoją komendą… a może ich przejął… Nie pamiętam już - elfka potarła skronie. Marduk zauważył na jej ciele kilka siniaków i zadrapań. - Jego zbiry wymuszają haracze od większości handlarzy i robią tu co chcą. Nie wiem czy mają w tym jakiś wyższy cel prócz własnej satysfakcji. Popytaj po mieście, może dowiesz się czegoś więcej, ale ludzie się boją… Nie dalej jak kilka dni temu leczyłam właściciela sadów, którego zatłukli prawie na śmierć za to, że nie chciał im się opłacić. Czerwoni nie ruszają chyba tylko Halii z Miner’s Exchange.
- Rozumiem - powtórzył chłopak. Wodził przez chwilę paznokciem po desce, zatopiony w myślach.
- Czy znasz, pani, jakąś rodzinę której można zaufać, mieszkającej blisko miejsca gdzie bytują ludzie Glasstaffa? Chętnie bym się rozmówił z kimś kto widzi ich na codzień zamiast chodzić i na ślepo rozpytywać.
- Nie sądzę, by ktoś z nimi współpracował; zbyt wiele sprawiają problemów. Popytać nie zaszkodzi, na pewno ktoś wie coś co może ci się przydać, ale jak chcesz ich stałe miejsce, to chyba pijają w spelunie na wschód stąd. U Stonehilla pojawiają się najwyżej po haracz.
- Rozumiem, zajmę się tą sprawą - skwitował młodzik i przekrzywił głowę, spoglądając na obrażenia krewniaczki. - Czy to któryś z nich tak cię poturbował, pani?
- Nie, to… wypadek przy pracy - odparła wymijająco.

Chłopak nie był do końca przekonany co do tego “wypadku”, ale po kilku chwilach skinął powoli głową i zmienił temat.
- Opowiedz mi, pani, historię Kuźni Czarów, jeśli mogę prosić. Zastanawia mnie dlaczego szuka jej ktoś posługujący się imieniem Czarnego Pająka, o którym wspominałem wcześniej. Twoja wiedza może pomóc rozwiązać tę zagadkę, a kto wie, może zapobiec jakiejś biedzie - zagadnął, ale mimo - najwidoczniej - szczerych chęci Garaele nie dowiedział się niczego nowego ponad to, co przekazali mu zwierzchnicy wysyłając go na misję. Tym niemniej wysłuchał jej uważnie i nie przerywając.

Wreszcie uznał że najwyższa pora przestać zawracać głowę kapłance Bogini Szczęścia.
- Na mnie już czas, ale chętnie obejrzałbym kaplicę i pomodliłbym się nim wrócę do tych dzielnych ludzi, którzy zbierają się by odbić krasnoluda - podniósł się z krzesła; cały czas zachowywał się wobec księżycowej krewniaczki z największą uprzejmością i grzecznością. Co prawda ujrzana wcześniej kamienna kapliczka nie zwiastowała bogowie jedni wiedzą czego, ale skoro miał “zadomowić się tutaj na dłużej” to uznał że mile będzie widziane przez Garaele takie zainteresowanie; miał również zamiar stosownie skomplementować wystrój kaplicy, doceniając starania kapłanki.
Elfka skinęła głową i pożyczyła Mardukowi powodzenia. Poleciła też gospodę Stonehilla jako dobre miejsce na nocleg. Najwyraźniej słoneczny elf nie miał co liczyć na gościnę kapłanki i musiał radzić sobie sam.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172