Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2016, 02:22   #64
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 17

Denver; centrum; okolice bazy; Dzień 2
- ciemność, noc; nieprzyjemny chłód.



Scott



- A dziękuję. Porucznik Raggs swoja drogą. - przedstawił się oficer dowodzący żołnierzami którzy zagasili pożar. - To ty jesteś tym "Colorado" Sheppardem? Słyszałem o tobie. - pokiwał krótko głową patrząc z uznaniem na rozmówcę. - A ci ludzie. No cóż, my nie mamy za wiele miejsca. Możemy paru ciężej rannych zabrać no ale nie mamy więcej miejsca. - oficer wskazał na ciężarówki. Jedna z cysterną miała tyle miejsca co w szoferce a ta i tak była zajęta przez wojskową załogę. Druga niby miała sporą pakę ale jak się do niej miała władować drużyna żołnierzy to jednak za wiele wolnego nie zostawało.

- Ogień nie powinien się raczej zapruszyć ponownie. Ale lepiej niech to wszystko się wygasi na dobre, przewietrzy więc dziejszą noc lepiej by nie nocowali tutaj. Choć na upartego czemu nie. Mogą przenocować u sąsiadów czy co. Ale jutro już powinni wrócić spokojnie. Choć oczywiście będzie zalatywać spalenizną jeszcze długo. - wyraził swoją fachową opinię spec od pożarnictwa. Nie wyglądało by żołnierze mieli zamiar zjechać stąd lada chwila ale pewnie i nie zamierzali czekać do rana. Do samego rana zaś też już wiele nie zostało bowiem w lecie noce były dość krótkie.

Scott zostal chyba jako jedyny z Łowców w pobliżu budynku więc i on zebrał najwięcej podziękowań od ludzi. Teraz gdy sytuacja się zaczęła normować do ludzi zaczynały docierać jakieś inne reakcje poza chęcią walki, ucieczki, ukrycia się czy ratowania życia. Część już szła razem z innymi do sąsiednich domów. Część jeszcze kręciła się po ulicy a niektórym żołnierze pomagali zapakować się do ciężarówki. Scott zaliczył więc kilka pytających spojrzeń, kilka przyjacielskich i wdzięcznych uścisków dłoni czy klepnięć po plecach. Zaliczył sporo załzawionych od dymu jak i rozpaczy oczu oraz bardzo wiele osowiałych i obojętnych spojrzeń. Ktoś tu czy tam krzyczał albo złorzeczył czemu i komu się dało za swoje nieszczęście.



Butch i Tristan



Teraz gdy obaj łowcy mieli okazję ondaleźć i obejrzeć dokładniej stwory do jakich strzelali. Co prawda dwa pierwsze jakie znaleźli celowo ze złości i rozpaczy przechodnie zmienili w zmasakrowane ochłapy mięsa ale na trzeci, który był nieco dalej i którego chyna trafili jak nie Tristan to Młynarz, jeszcze na ulicy, znaleźli w miarę całego. Nie licząc znaczy grymznięcia się z paru pięter na bruk i postrzału oczywiście. Butch widział niezbyt w sumie duże zwierzę. Korpus miało na wielkość przeciętnego kundla. No może trochę spasionego kundla. Nie był aż taki specjalnie wielki. Na pewno pełnowymiarowy dorosły był od niego i większy i cięższy. Zaś optycznie jednak znacznie powiększały go skrzydła, zwłaszcza gry były rozpostarte na całą rozpiętość. Wówczas proporcjami przypominał ptaka czy nietoperza. Z tym ostatnim miał nawet podobne, błoniaste skrzydła. Był też porosniętą rzadką szczeciną a nie piórami. No i był czarny czy jakiś ciemny więc po nocy bez światła byłby ciężki do zauważenia. To widzieli na oczy sami gdy stwory były jakoś znośnie widoczne tylko na tle płomieni lub podobnym. A tak po prostu jawiły się jako atakująca ciemość.

Doświadczony myśliwy jakim był Tristan wyłapał jednak znacznie więcej od kolegi. Zwierzę było dość spore powierzchniowo ale miało proporcje bardziej ptaka czy innego latadła niż ssaka naziemnego. Co sugerowało, że nie jest to jakiś przypadek, że akurat tej nocy wyrosły małpie skrzydła i postanowiła sobie polatać. Było więc dość lekkie a więc ciężkie, karabinowe pociski miały aż nadto mocy by trafić i przebić stwora na wylot. Już nawet amunicja posrednia powinna mieć aż nadto mocy obalającej by zabić stwora jednym trafieniem. A przeciętny pocisk z broni krotkiej powinien poważnie zranić i może zmusić do ucieczki. Choć te ostatnie nie zawsze bylo takie pewne na Pustkowiach. No ale trzeba było trafić najpierw to coś. W nocy było to skrajnie trudne. Zwłaszcza przy pierwszym ataku, z zaskoczenia gdy człowiek jeszcze nie wiedział, że coś już na niego poluje.

Mała masa stwora pozwalała też szacować, że nie ma zbyt wiele krzepy. Pewnie mniej od przeciętnego człowieka. Jednak szpony na końcach łap były twarde i ostre jak nóż conajmniej i jako taki w walce należało traktować. Najgroźniejszą jednak bronią było taranowanie. Stwór bowiem pewnie był za słaby by powalić świadomego zagrożenia i dorosłego człowieka. Ale co innego gdy atakował z impetu pełnej prędkości. Wówczas mógł go pewnie powalić a jeśli było ich więcej następne mogły już rzucać się na powaloną ofiarę.




Młynarz



Młynarzowi oba plany się udały. I wrócił cało do ich kryjówki i wrócił ze znaleźną flaszką. Zostawił za sobą cichnący z każdym krokiem harmider a na miejscu przywitała go trójka pozostałych Łowców. Alejandra wyglądała na zaniepokojną stanem osmoleń na ubraniu zmutowanego Łowcy oraz tym, że wybyli we czwórkę a on wraca sam. Spytała więc czy nic mu nie jest i gdzie jest reszta. Mógł wspomnieć sobie tamtą dziewczynę którą uratował. Widział ją potem gdy mijał ciężarówki żołnierzy. Ci pomagali wejść na pakę co bardziej poszkodowanym w walkach i ogniu pogożelcom. Była też i ona. Siedziała na ławie paki cieżarówki wpatrzona tępo przed siebie. Póki w zasięg jej wzroku nie wszedł zakutany od stóp do głów obcy. Wówczas w twarz wkradło się ożywienie. Pomachała mu i uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline