21-09-2016, 11:51
|
#72 |
| Poszli spać. Louis nie mógł dłuższy czas usnąć czując jak chłopi się wiercą i szeptają przy każdym dźwięku wydobywającym się w budynku. Bali się ducha i przez to łowca także czół się nieprzyjemnie. W końcu jednak zasnął. Zmęczenie podróżą swoje zrobiło.
Obudzono go na jego wartę. Czół jakby dopiero się położył a już musiał czynić wartę. Popatrzył na chłopów. Spali na szczęście. Widocznie ich też droga zmorzyła.
Usiadł w głównej sali i zaczął czyścić swój sprzęt. Strzały dokładnie oczyścił z posoki zwierzoludzi. Toporek sprawdził czy nie ma uszkodzeń po ostatnim użyciu przez zacnego rycerza rozwalającego ołtarz.
Skończył w końcu i poszedł na obchód. Nic się nie działo. Konie stały gdzie je rycerze zostawili. Obszedł dookoła jeszcze przybytek w którym nocowali i odcedził kartofelki. Przyszła kolej na zmianę warty.
Z rana wstali i przyszykowali się do drogi. Trochę nie dospany Louis przeklął deszczową pogodę. Nie lubił deszczu podczas podróży. Deszcz utrudniał strzelanie jak i tropienie. Nie wspominając o zdrowiu, które mogło się nadwątlić.
W końcu deszcz ustał i można się było cieszyć drogą. Jesień w bretońskich lasach była iście piękna. Louisowi przypomniało się jak jako mały chłopiec z ojcem w las na polowania chodzili. Także piękne lasy w rodzinnych stronach Coriolisa były, ale ten? Od dawna nie był na łonie natury i zupełnie inaczej się odbierało taki las.
Czarne krzewy przykuły uwagę łowcy. Czasami zbierał różne zioła. Sam nie umiał z nich nic przyrządzać, ale dla innych były bardzo wartościowe. Postanowił zebrać ich trochę. Może gdzieś znajdzie kogoś kto da trochę srebra za tą roślinę.
Radość ludzi witających przyjaciół i rodziny ujęła Lousia. Sam mieszkał tylko z matką i siostrą w lesie z dala od wioski, ale miłość i szczęście przypomniało się. Jak wracał po długim okresie do rodzinnego domu matka aż płakała ze szczęścia.
Czół się jak bohater. W końcu nim byli dla tych ludzi. Odwzajemniał pocałunki co ładniejszych kobiet a dłonie ściskał z równą siłą mężczyzną. Uśmiechał się do nich życzliwie. W końcu zaproponowano odpoczynek i jadło. Więc ruszyli i zasiedli. Louis usiadł pod ścianą o którą oparł swój łuk z kołczanem. Plecak przy nodze znalazł miejsce. Zaczął jeść co dali. Zajadał się jakby ja królewskie danie, bo to jadł było podane z wdzięcznością szczerą.
Wszedł jegomość. Od samego początku nie spodobał się łowcy. W swoim, może nie długim życiu spotkał takich jak on i wiedział, że nie będzie przyjemnie.
Kiedy potraktował starca z buta Coriolis aż zacisnął pięści i zęby. Niestety władcy Bretonii mieli nieograniczoną władzę i robili co chcieli. Zerknął na Pierra i Gasparda licząc, że może zareagują i nie przeliczył się, chociaż reszta towarzyszy z zębami wyskoczyła.
Łowca przeklną pod nosem i sięgnął po łuk i strzały i stanął tak by nie oberwać halabardą. Nie chciał walki ze szlachtą. To skutkowało banicją w najlepszym przypadku. Byli na włościach tego szlachcica i on tu był prawem.
Skoro zrobiło się gorąco nie opuści drużyny. Nie on. Czekał na rozwój akcji gotowy ustrzelić każdego zbrojnego, który zechce walczyć lub zajść od tyłu kogoś z bohaterów Serrac. |
| |