-
A co konkretnie się stało? - nie wytrzymał naraz słoneczny elf, który w nogach czuł pokonane mile i bezproduktywne dreptanie w miejscu nie nastrajało go pozytywnie do cierpliwego wysłuchiwania kłótni. -
Panie Jorisie, Slidarze, wy byliście pośrodku tego sporu, jak mniemam, opowiedz któryś - byle krótko - co zaszło, może jakieś wyjście znajdziemy. Bo tak to do wieczora można się przepychać w gadce o kamieniach i kto kogo pierwszy zaczepił i jaką krzywdę wyrządził - odłożył tarczę na wóz, przeczesał włosy i rozejrzał się czy kto nie ma zamiaru niecnie wykorzystać zaaferowania podróżników.
- Byłem wtedy jeszcze potencjalnym obiadem goblinów - odparł Hallwinter i Marduk wyczuł, że na tę chwilę rycerz wolał już chyba towarzystwo zielonoskórych niż dwóch rozsierdzonych krasnoludzic.
-
Pytałaś o powód - Joris zrezygnowany wzruszył ramionami -
To ci go podałem. Piącha jak widzisz nie atakuje nikogo. Za to wy dwie wyraźnie rozważacie, czy nas nie napaść. Sama rozważ kto tu w szatki zbójców się przyodziewa i podejmij decyzję. Idziemy na gobliny? Czy wyręczamy je tu na drodze?
Myśliwy nie wyglądał na zdatnego do walki. W żadnym razie. Ale łuk leżał obok niego i wolną rękę położył na nim.
-
W skrócie Marduku, Piącha chciała oswoić rannego wilka. Turmalina w niewiedzy o tym go zabiła. Koniec. A teraz jeśli jednak krasnoludzice nie zamierzają nas napadać, radziśmy skorzystać z Twych mocy Torikho. Ja niestety nie za bardzo posiadam cokolwiek czym mógłbym się odwdzięczyć, no chyba, żeby Sildar za mnie założy. Z informacjami też krucho. O zwierzynie mógłbym ci poopowiadać, ale to chyba nie jest najciekawsza dla kapłanów wiedza. Ale jeśli byś miała dołączyć do kompanii to na pewno się odwdzięczę w trakcie.
-
Więc to nieporozumienie - Marduk pokiwał głową. -
Niefortunne nieporozumienie, które niestety doprowadziło do wzburzenia i ostrych słów, jeśli dobrze rozumiem. Trudno, stało się, ale chyba teraz nie ma co już sięgać po broń. Gobliny mają jeńca - waszego znajomego - którego zdałoby się uratować. Może zajmijcie się tym najpierw, a potem, jak jeszcze będziecie mieli - miały - ochotę wziąć się za łby, to to zrobicie - mówiąc to zerknął ku paniom naprzeciwko, jednak raczej ku nieco wyższym i smuklejszym od tych do których kierował swe słowa. Valko zamerdał ogonem jak gdyby potwierdzając słowa elfa i z zainteresowaniem obwąchał wszystkie panie, ze szczególnym uwzględnieniem Torikhi. Pachniały miastem, obcymi ludźmi i obcymi zwierzętami, a dla psa to była ciekawa odmiana
-
Trzymaj mnie Turmi bo zara pacne go w czerep! - Yarla pogroziła Jorisowi palcem. -
Gdyby krasnoludzice chciały was napaść to by tu z medykiem nie przyłaziły!- wyjaśniła, lecz nie mówiła tego szczególnie groźnym tonem. Raczej zabolał ją fakt, że choć Joris nie miał prawa narzekać na agresję krasnoludzic, robił to, a jemu wszak krzywda się żadna nie stała z ich rąk.
-
Lecz nasza kochana, lecz i spadajmy stąd bo trza plan obmyślić co dalej poczniemy- dodała na koniec Yarla.
Myśliwy o dziwo rozweselił się po słowach Ognistowłosej.
-
Yarla, Yarla, Yarlutka. Żebyś wasze miny widziała to też byś nie była pewna co się stanie. Alem teraz rad. Leczmy, jedźmy i planujmy.
Torikha zwróciła się do najbardziej z gadatliwych, nowo poznanych osób.
-
A więc jest pan myśliwym. - odparła ciepło, wchodząc na wóz by lepiej obejrzeć rannego. -
Kończy mi się sadło świstaka… jeśli kiedyś sobie o mnie przypomnisz… - urwała, biorąc do prawej ręki medalion, lewą nakrywając najdotkliwsze z obrażeń. Półelfka poczęła cicho szeptać w nieznanym, “chropowatym” języku, przynosząc mężczyźnie ulgę. Następnie przewieszając się przez ścianę wozu, przez chwilę tkwiła tyłkiem wysoko zadartym w powietrzu, by wyjąć potrzebny zestaw medyczny.
-
...to znajdziesz mnie w domu siostry Garaele, kapłanki Tymory. - dokończyła po chwili, uśmiechając się i nakładając opatrunków.
-
Kto następny? - zwróciła się do pozostałej dwójki.
Mężczyzna obok podniósł dłoń. -
Ja jeśli łaska. Zapłacę ci w mieście. - odparł spokojnie.
-
Oczywiście panie…
-
Sildar - przedstawił się ranny, pozwalając by półelfka zajęła się nim tak jak wcześniej Jorisem.
-
Ja chcę usłyszeć od niego, dlaczego mnie zaatakował - Turmalina wskazała na "orka". -
Oraz jego przysięgę na Gruumsha, że nie ruszy na nas. A ty Pirytku, własną głową za niego poręczysz. Jak znów spróbuje zaatakować, Ciebie do odpowiedzialności pociągniem. Więc słowo zarówno Nam, jak i Tobie dane będzie. Zgoda?
Turmalina szturchnęła siostrę -
Powiedz coś, siostra. Możemy odpuścić sobie orka na jakiś czas?
-
Od poręczeń to są kupce i skrybowie - odparł błogim i niezbyt bacznym na szorstki ton Turmaliny głosem, myśliwy -
Ja ci mogę co najwyżej oznajmić, że półoczyca więcej z ostrym na was nie pójdzie. Ale jak jej na odcisk będziesz nadeptywać to z dyńki owszem, może cię strzelić. Co do przysięgi to jej sprawa, ale zapomniałaś wspomnieć, że Piącha chciała już do jaskini iść i gobliny bić. A Ty ją z tym kulomiotem zatrzymałaś i zaczęłaś od goblinów wyzywać. Sama więc też przysięgaj na… no. No na tego od tych Twoich kamieni.
-
Jaka szkoda, że nie znamy czaru, który może sprawić, że wszyscy się dogadają, prawda? - Anna szepnęła do nieznajomego jej Elfa, do którego prześlizgnęła się, w czasie gdy Joris i dwie krasnoludzice “wymieniali poglądy”. -[i]Anna, miło mi./i] - Wyciągnęła rękę w powitalnym geście.
-
Jestem Marduk - jasnowłosy elf ujął jej dłoń i uścisnął na sposób ludzi, pilnując się by miarkować siłę. Zaczynał się przyzwyczajać do takiego pozdrowienia. -
Mi również jest miło - uśmiechnął się. Po pierwszym szoku jakiego doznał na kontynencie, szybko się oswajał z realiami, nawet z tym jak krótko w porównaniu z jego rasą żyją ludzie czy nawet krasnoludowie. Już miał palnąć że istnieją różne czary wpływające na umysł ale w porę ugryzł się w język, domyślając się że Annie nie chodzi o wykład. Była ładna, może nawet piękna wśród ludzi w specyficzny, pełen witalności właściwej okrągłouchym sposób, odmienny od urody Tel’Quessir. Wielu z jego ludu nazywało go “wulgarnym”, ale Marduk z pewnych względów nie był aż takim estetą.
-
Miejmy nadzieję że sama rozmowa wystarczy, z braku czarów - uśmiechał się do dziewczyny, nie zwracając uwagi na resztę -
A znasz jakieś, Anno?
-
Wy tracić czas na gadanie, kiedy gobliny z pająk przygotowywać kolację z Gundren - odparła w końcu Piącha. Mogło się wydawać, że przez cały ten czas próbowała ułożyć swoje myśli w to jedno zdanie we wspólnym.
Słowa te skierowane były raczej do nikogo konkretnego, ale jedno było pewne - Piącha całkowicie zignorowała obecność, zachowanie i słowa dwóch krasnoludzic, jakby te rozpłynęły się w powietrzu i właściwie nigdy nie istniały.
-
Jak wy skończyć, to my ruszać do miasto? - spytała półorczyca, kierując spojrzenie na Jorisa, a zaraz potem próbując wypatrzeć błąkającego się gdzieś Valko.
Nie widząc u olbrzymiej kobiety zainteresowania leczeniem, kapłanka zeszła z wozu, pakując swoje rzeczy i szykując się do ruszenia w drogę powrotną.