Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2016, 20:14   #30
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację

Barrusowi udało się dość szybko wyperswadować elkorskiemu bramkarzowi, że jego wizyta w Afterlife jest konieczna. Zadowolony z rezultatu tej rozmowy ruszył ku wejściu, nie zważając na gwizdy za jego plecami, wydawane przez zniechęconych kolejkowiczów.

Przekroczył próg drzwi do klubu, ignorując podejrzliwe spojrzenia ochroniarzy. Wszedł do przedsionka Afterlife – miejsca, gdzie odpoczywali ci, którym dobra zabawa za mocno dała się we znaki. Niezbyt było to przyjemne miejsce – podejrzane typy stojące ciasno w grupkach i łypiące na każdego przechodzącego. Szczególnie samotnego przechodzącego. Na szczęście korytarz nie był długi i już po chwili Barrus mógłby przejść do bardziej tłocznej i anonimowej części klubu.

Coś go jednak zatrzymało. Usłyszał dobrze znany sobie głosik. Dziecięcy głosik.

Dziecko: Mam.
odpowiedział batariański szkrab swojemu wielokrotnie starszemu turiańskiemu koledze.
Turianin: To dawaj, mały. I zapierdalaj po następnego frajera.

Mały batarianin z zaskakującą jak na swój wiek precyzją przelał z omni-klucza środki na interfejs turianina, po czym przemknął obok Barrusa, kompletnie go ignorując i powrócił do kolejki stojącej przed klubem.

Turianin: Co się tak kurwa gapisz?
zwrócił się do Widma.

Maurinius poszedł dalej. Nie miał teraz czasu na oszustów. Jeśli zechce, zawsze może tu wrócić. Priorytetem jest jednak misja i to nią zamierzał teraz zająć się kapitan. Ledwie przekroczył drugie drzwi czekała go jednak niemiła niespodzianka. W ostatniej chwili wyhamował.

Naprzeciw niego stało czterech uzbrojonych po zęby zabijaków różnej proweniencji. Przewodził im najprawdopodobniej typ po środku, jako jedyny bez broni.

Batarianin: Do Arii, lumpie. Raz.

Barrus po chwili zastanowienia ruszył. Nie był zachwycony co prawda tonem przywitania, ale czego mógł się spodziewać po kryminalistach z Omegi. Ostatecznie jego celem była właśnie Aria, którą ujrzał po krótkim spacerze z bronią stale wycelowaną w czaszkę. Pani Omegi siedziała na swej równie fioletowej jak ona kanapie i przyglądała mu się z zaciekawieniem.

Aria T’Loak: Nie będziesz robił problemów, co, złotko? Moi ludzie mogą odejść?
zaczęła wciąż oglądając go niczym wystawowy obiekt.


Jahleed był zadowolony z tego, jak załatwił sprawę z batariańskimi oprychami. Nadto możliwość posiadania dwóch prywatnych goryli do brudnej roboty wydawała mu się bardzo interesująca. Zawsze mogli służyć za zwiad czy narzędzie perswazji… mnóstwo można było wymyślić zastosowań. Problem mógł stanowić najwyżej kapitan, prawdopodobnie niezbyt zachwycony obecnością w drużynie dwóch typów spod ciemnej gwiazdy.

Nic to jednak, ważne, że udało mu się jakoś wyjść z tej sytuacji. Jahleed wpadł na pomysł, aby, zanim uda się do kapitana, odnaleźć najpierw Quina i L, którzy mogli stanowić pomoc w możliwych negocjacjach z Barrusem. Udali się do klubu Overmind, więc i tak powędrowały niewielkie voluskie stopy.

Po przejściu tego samego nieprzyjemnego korytarza pełnego vorchów (budzącego nawet nostalgiczne wspomnienia z wcześniejszych lat), Jahleed stanął przed wyblakłym napisem „Overmind” i przekroczył próg klubu. Ciężko byłoby wypatrzyć towarzyszy volusa w takim tłumie, gdyby nie fakt, że Liri właśnie siedziała przy barze i rozmawiała z barmanem. Von postanowił jej potowarzyszyć.


Rozdzielili się. Był to dobry pomysł, przetrząśnięcie tego tłumu w poszukiwaniu informacji wymagało znacznie szybszego działania niż kolejne przepytywanie przechodniów. Liri postanowiła w barze, co było decyzją logiczną, skoro Irarise tutaj właśnie miała pracować.

Barman: Hm?
Głos Lirithei oderwał go od zajęć.

Barman: Nie wiem. Nic mi to nie mówi. Jestem tu nowy, tak po prawdzie. A-ale możesz zapytać szefów, tam siedzą.
Wskazał stoliki zapełnione przez Błękitne Słońca.


Quin zaś ruszył w bawiący się motłoch, licząc na odnalezienie jednej z koleżanek po fachu Irarise. Nie było to trudne – co prawda niektóre zajęte były świadczeniem usług, ale dość szybko udało się turianinowi odnaleźć wolną tancerkę. A raczej to ona zobaczyła jego. Uśmiechnęła się doń i podeszła, kołysząc zmysłowo biodrami.

Tancerka: Jak się bawisz, brzydalu? Masz ochotę na małe tete-a-tete?
zarzuciła mu ręce na szyję.
 
MrKroffin jest offline