Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2016, 20:52   #84
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
11 Eleasias, południe

Turmalina chyba wyrzuciła z siebie wszystko, co leżało jej na wątrobie, bo brak odpowiedzi Piąchy nie sprawił, że cisnęła w nią przydrożnym głazem. Mruknąwszy tylko do Jorisa Twój zwierz, twoja sprawa poprawiła kieckę i raźno ruszyła w stronę Phandalin, a za nią podążyła reszta towarzystwa. Tropiciel z ulgą zaciął woły i wóz potoczył się po wyboistym trakcie. Może jakoś przeżyją ten dzień…

Po kilku kwadransach oczom grupy ukazało się Phandalin oraz ruiny dużego dworu, na wzgórzu na wschód od miasteczka. Woły wyczuły koniec mordęgi i energiczniej pociągnęły wóz; tropiciel nie musiał ich już poganiać, mógł swobodnie przyjrzeć się górniczej mieścinie i jej mieszkańcom. Również reszta "jego" ekipy rozglądała się z zainteresowaniem. Gdy tylko wjechali między zabudowania w oczy rzucił im się szyld wiszący na dwupiętrowym budynku z bali.
- Barthen’s Provision! To tu mieliśmy odebrać zapłatę i odstawić towary! - tymczasowy woźnica ucieszył się głośno i niezgrabnie ustawił wóz bokiem do składu handlowego. Woły zaraz zaczęły skubać trawę, a Joris mocno pchnął drzwi i wszedł do środka. Załatwią sprawę raz-dwa i będzie złoto na leczenie i jedzenie. Oraz duuużą ilość piwa, bo koniec końców nie doszło do odszpuntowania gundrenowej beczułki na zgodę. Może to i lepiej - nie wiadomo jak tutejszy kupiec zareagowałby na uszczuplenie ładunku. Jeszcze potrąciłby z wypłaty… Reszta drużyny z rozpędu władowała się do środka za tropicielem; tylko Marduk i Thorika pozostali na zewnątrz. Niemniej jednak w środku pozostało jeszcze trochę miejsca i mogli się wcisnąć. Valko potruchtał kawałek dalej i wsadził łeb w koryto, pijąc łapczywie.

- Dobry dzień! - zawołał wesoło Joris rozglądając się po składzie, po dach wypełnionym kocami, linami, hakami, pułapkami na różnoraką zwierzynę, beczkami suszonego mięsiwa i workami krakersów. Gdyby wybierał się w głuszę tu mógłby się zaopatrzyć we wszystko co potrzebne. Z wyjątkiem broni. Za niezbyt czystą ladą stał łysiejący pięćdziesięciolatek. Dobiegające z zaplecza hałasy świadczyły o tym, że nie prowadzi tego biznesu sam.
- Czy dobry to się zaraz okaże - gderliwie odparł kupiec okraszając burkliwość całkiem przyjaznym uśmiechem. - Dla was z pewnością dobry, boście skrwawieni ale żywi. Co, orki was dopadły na trakcie? Mówiłem temu kurwisynowi, burmistrzowi, żeby nagrodę za czystkę podniósł… a, zresztą i tak nie ma komu miecza podnieść na te czerwone chłystki Glasstafa, a co dopiero na orki… No, to czego wam potrzeba? Jak magii to do świątyni Tymory idźcie, kawałek dalej jest; ale bandaże i spiryt ku zdrowotności zewnętrznej i wewnętrznej to wam sprzedać mogę.

 
Sayane jest offline