| - Ślady. Są, ale stare i ludzkie na szczęście. Widać wspomnienia nie tak dawnej walki – a raczej rzezi. Gdzie niegdzie gleba nadal miała brunatny kolor i pachniała posoką. Nic nie wskazywało na to, by w pobliżu czaiła się istota, która zmaltretowała kobietę i zmroziła krew w żyłach przeraźliwym piskiem. Pora wrócić i poinformować resztę. Chyba jest bezpiecznie, chociaż mroczne miejsca po środku lasu, takie jak to – w których nadal czuć odór śmierci - przyciągają bestie, plugastwa, a nawet demony. Bezpiecznie to chyba zbyt mocne słowo. Trzeba wracać do reszty i wypytać tę kobietę. Może uda się czegoś dowiedzieć.
Rzucił bryłkę gleby, którą trzymał w dłoni, raz jeszcze rozejrzał się między krzewami wciąż kucając nisko. Podniósł z ziemi topór i ruszył w kierunku, z którego przyszedł. W myślach układał pytania do kobiety i sposób w jaki je zadać by nie pogłębiać szoku, w jakim zapewne się znajdowała. Stanął na chwilę patrząc w ziemię.
- I co my do cholery teraz z nią zrobimy? Co, zostawimy w lesie z dzieckiem? Zabierzemy ze sobą? - zmarszczył brwi , wsunął palce we włosy i spojrzał w stronę nieba, ale nie było go tam.
- Whaark - warkną klnąc w ojczystej mowie - na miejscu są mądrzejsi ode mnie, coś wymyślą.
- Znów ten pisk! - przeszywający dźwięk wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na ponure drzewa przed sobą - tak, tym razem wiem skąd dochodzi. O nie! Tam są oni - ruszył biegiem, już nie uważając, czy toporzyska nie obijają się o siebie. Biegł odpychając się od pni, chłostany bezlitośnie po twarzy przez ostre gałęzie.
Kurtyna drzew i krzewów odsłoniła ich postury, dopiero, gdy był bardzo blisko - kobieta stała tyłem do niego, tuż przed Waldemarem. Za mim reszta.
- Dobrze. Są wszyscy. Dlaczego tak po prostu stoją? Nie słyszeli tego wrzasku? - Już chciał zadać nurtujące go pytania, kiedy spostrzegł srebrzyste ostrze wynurzające się z pleców kobiety. Osuwające się ciało odsłoniło kamienną twarz łowcy czarownic. W jego zimnym spojrzeniu nie było nic. Po prostu ją zabił.
Jin Stał jak wryty, kiedy zwłoki układamy się pod nogami Waldemara. Próbował wyjaśnić sobie to, co zobaczył, ale myśli i emocje kotłowały się w jego głowie. Włosy, na całym ciele zjeżyły się, oczy otwarły szeroko, a twarz pokryła dziesiątkami bruzd w grymasie gniewu. Nie wiedział nawet kiedy doskoczył do uzbrojonego łowcy czarownic chwytając go za płaszcz pod szyją.
- Pojebało cię kurwa?! coś ty zrobił! - wykrzykiwał mu prosto w twarz, chociaż był niższy od niego.
Nim zdążył wykrzyczeć więcej bluzgów w kamienną twarz Waldemara, gdyż jego uwagę przykuł ruch dziecka, które trzymał.
- roho ya misitu.. - wezwał opiekuńcze duchy, kiedy zobaczył plugawy pomiot chaosu bezczelnie kalający dziecięcą postać. W momencie puścił odzież Waldemara unosząc otwarte dłonie. Spoglądał to na wijącego sie potwora, to w zimne oczy łowcy czarownic. Jego ciało mimowolnie cofało się, jakby nie chcąc skalać się powietrzem wydychanym przez odrażające, zdeformowane ciało. Spojrzał na pozostałych towarzyszy, na leżące w kałuży krwi ciało kobiety. Nikt nic nie mówił. Pozwolili by Jin sam uświadomił sobie sytuację. Myśli docierały do niego jedna po drugiej.
- Gdyby nie musiał, z pewnością by jej nie zabił. Jeśli nie powinien jej zabijać, ktoś by zareagował, nie pozwolili by mu - po chwili wiedział juz co się stało. Reszta wątpliwości szybko została rozwiana przez słowa towarzyszy. Zrobili to, co trzeba było zrobić.
- Wybacz Panie Waldemarze - Ukłonił się splatając palce dłoni pod twarzą, bo tak przepraszało się tam gdzie się wychował - zrobiłeś, co musiałeś. Ja zrobiłbym to samo - dodał, chociaż człowiek taki, jak Waldemar zdawał się nie potrzebować usprawiedliwienia dla swoich czynów. Taka profesja - wiedział, co robi.
Kiedy Hans wykonał wyrok deklamując wyniosłe słowa - zbyt łaskawe dla tego parszywego bytu - trzeba było pomyśleć, co dalej.
- Trochę szkoda. Mogła coś wiedzieć - spojrzał na truchło kobiety.
- W okolicy nie znalazłem nic podejrzanego. Możemy iść dalej. Mogę też ruszyć przodem, gdy będziemy bliżej Dunstigfurt i zlustrować miasto. Zdecydujemy wtedy, czy je ominąć, czy przez nie przejść. Przy odrobinie szczęścia, jeśli nie zostanę zauważony możemy oszczędzić sobie zbędnych kłopotów i spowolnienia pościgu. A może nawet zdobędę jakieś przydatne informacje. To moja propozycja. - zaczesał włosy palcami do tyłu i czekał cierpliwie, aż każdy zbierze myśli. |