John poczuł postrzał niczym ukąszenie końskiej muchy. Lekkie uszczypnięcie w nogę, które zacznie boleć gdy zejdzie adrenalina.
Agent Doe wiedział, że to tylko draśnięcie i ból nie będzie zbyt odczuwalny. Wiedział też, że musi się spieszyć. Nie było czasu na podziwianie skali zniszczenia w szeregach przeciwnika. W ogóle nie było czego podziwiać. Jakim trzeba być chorym psycholem, żeby w ogóle myśleć w tych kategoriach nad martwymi, często rozwleczonymi w promieniu wielu metrów ludzkimi ciałami? Rozerwanymi na strzępy przez wybuch granatu, z rozwaloną czaszką, z której resztki mózgu mieszają się z piaskiem, krwią i pianą morską.
Doe nie był tego typu skurwielem. Odwrócił się zapominając momentalnie o po powykręcanych ciałach i rozpoczął ostrzał mniejszej łodzi.
Nie było sensu zabijać tego co wyręczał ich odpalając silnik, cumy odcinało się zdecydowanie szybciej.
John kucnął mierząc w głowę i nacisnął spust.... |