Colonsky za bardzo nie rozumiał Adelmusa. On osobiście to po prostu spaliłby wszystkie trupy, bo już dawno temu poznał koncept całopalnych ofiar. W każdym razie był jak najbardziej ostrożny przy wsiadaniu na koń, a tylko patrzył czy biorą zwłoki będące dowodem na działanie sił nieczystych, chaosu i ogólnie burdelu. Do reszty powiedział:
- No jeżeli na drodze miałaby nas noc zastać to ja bym proponował zabunkrować się tutaj. Inaczej będziemy mieli mocno przejebane z latającymi, wielkimi komarami i innymi stworami rodem z najgorszych koszmarów małych dzieci. - odkaszlnał i dodał - Twardym trza być, a nie mientkim! Na pohybel skurwysynom! Wyjebane mam na jakichś zwierzoludzi, a zależy mi na dokończeniu roboty z banitami. Chyba, że to banici - zwierzoludzie, to by zmieniało postać rzeczy. - po ostatnim zdaniu zamyślił się, ale już po chwili wyzerował swoje myślenie (to mu całkiem dobrze szło), żeby bardziej skupić się na siadaniu na konia niż na porannym sraniu. |