Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2016, 19:46   #25
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
K’ylor wrócił do domowego kompleksu, po tym całym imprezowaniu musiał się wyspać. Tym bardziej, że zanosiło się na to, iż będzie musiał pojawiać się u “U Servira” regularnie.

Przez kolejne cztery cykle drow pojawiał się w lokalu i spędzał tam czas, zdrowie i rodzinne pieniądze. W końcu, pewnego wieczoru, wypatrzył Tekroha i jeszcze jednego Shobalara. Tekroh miał podbite oko i wyglądał na wyjątkowo wściekłego.
- Tekroh! Wypadek przy polowaniu? - spytał przysiadając się do mężczyzn.
Tekroh zmierzył K’yora nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Pierdolona siostrzyczka, kiedyś potnę jej tą twarzyczkę w plasterki. - mężczyzna schował twarz w szklance z drinkiem, następnie objął ramieniem K’yora i obrócił się z nim w stronę swojego towarzysza:
- Lotkarze, to jest ten łowca o którym ci mówiłem, facet ma jaja, wsadził rękę w słoik! No i wypić potrafi. Łowco, to jest mój starszy brat Lotkar, pierwszy zabijaka Shobalar.
Po prezentacji, mężczyźni przeszli do jednej z bocznych salek i przysiedli się do stolika przy którym siedziało już dwóch innych mężczyzn, również nieco poobijanych. Po paru drinkach i kreskach, szybko stało się jasne, że każdy niedawno oberwał od siostry, czy matki. Rany na ego były dość świeże, bo mężczyźni nie szczędzili epitetów pod adresem płci pięknej.
W końcu Loktar, który do tej pory pozostawał dość cicho powiedział:
- Mam pomysł na polowanie, kto jest za? - wszyscy mężczyźni entuzjastycznie przyjęli propozycje, uwaga Shobalara skupiła się więc na K’ylorze
- Polujemy na najgroźniejszą zwierzynę w mieście, czy mam was oprowadzić po co ciekawszych miejscach w Podmroku? - spytał K’ylor i dokończył swój drink. Z impetem odstawił szklankę na blat. - Tak czy inaczej, będzie to wymagało nieco przygotowań.
Lotkar i Tekroh wymienili porozumiewawcze spojrzenia. po czym ten pierwszy zwrócił się bezpośrednio do K’ylora.
- Tekroh wspominał mi o twoich ociągnięciach w łowach, a przynajmniej o tym co twierdzisz że osiągnąłeś. Tak, będziemy polować w mieście i choć wiemy co robimy, z przyjemnością posłucham twoich propozycji na temat przygotowań, tylko głupiec nie słucha darmowej porady.
- To wy jesteście specjalistami w mieście. Taki dzikus jak ja sugerowałby zwyczajnie wybrać się na imprezę, wybrać sobie odosobniony cel, najlepiej stosunkowo młody, bo takie osobniki są… najsoczystsze i po odpowiednim przygotowaniu zabrać w jakieś ustronne miejsce. Najlepsze plany to proste plany.
Lotkar spojrzał na swojego brata.
- Brzmi to jak coś w twoim stylu Tekroh, gdzie to ostatni było? Potańcówka?
- Taaa… -
Tekroh schował twarz w drinku. Lotkar kontynuował.
- Tym razem zrobimy tak: załatwimy jeden z tych “przyjaznych serwisów dowozowych” co mają ochronę. Przebierzemy się w ich szaty i po prostu poczekamy na klientkę, co wy na to? - jeden z drowów popatrzył na Tekroha:
- Tekroh taryfiarz, to będzie dobre. - wszyscy ryknęli śmiechem ale Lotkar pokręcił głową.
- Nie… potrzeba kogoś z bardziej plebejskim wyglądem. - spojrzał na K’ylora - Lepiej by się nadawał nasz łowca, co ty na to łowco?
Drow przekrzywił głowę. Czy właśnie próbowali go urazić? Żałośnie im to szło.
- Skoro biorę na siebie najgorszą robotę to ja zaczynam. Jak skończę to wy będziecie mogli się zabawić. - odparł spokojnie.
Loktar ryknął śmiechem.
- Jasne, przyjacielu… cie ma sensu żebyś pościł ani chwili dłużej, nasze zainteresowania są i tak zbyt… wyrafinowane i czasochłonne, nie ma potrzeby cię przynudzać.

***

Grupa czterech drowów opuściła lokal i ruszyła ulicami. Loktar zamówił powóz z ochroną w dość odludnej uliczce. Było czerech ochroniarzy zbrojnych w długie miecze i woźnica. Wszyscy mieli też ręczne kusze. Tekroh i Loktar jednocześnie zaczęli kreślić zaklęcie, chwilę później cała załoga wozu pogrążyła się we śnie.
- Dokończcie ich, tylko uważajcie na ubrania. - Polecił Loktar.
K’ylor spojrzał na leżących drowów. Zza pasa wyjął nóż, który wbił ostrożnie w gardło jednego z ochroniarzy. Odciągnął jego głowę w tył, a krew popłynęła szerokim strumieniem po szyi i twarzy nieszczęśnika, zabarwiając ulicę na piękny, karminowy kolor. Mężczyzna oblizał ostrze, ta krew smakowała… Słabością. Brakiem potencjału. Przyjrzał się pozostałym mężczyznom. Z jego gardła wydobył się cichy warkot. Tracił czas, a raczej nie będzie miał lepszej okazji. Koniec z grami. Wzniósł cichy zaśpiew, a przez jaskinię, czy też raczej najbliższą, niewyciszoną, okolicę przebiegł grzmot. Nad głowami drowów uformowała się ciemno szara chmura z której wystrzeliła błyskawica, prosto w kierunku Loktara.
Elektryczność dosłownie usmażyła zarówno Loktara jak i stojącego obok Tekroha. Trzeciemu drowowi, który razem z K’ylorem ruszył by zająć się załogą powozu, nie brakowało zaś refleksu - natychmiast rzucił się do ucieczki.
Kapłan zaśmiał się gardłowo i wskazał palcem uciekającego drowa. Żałosne. Z “niebios” spłynęła kolejna błyskawica i kolejna, i jeszcze jedna. Gdy uciekinier przestał się ruszać K’ylor ponownie skupił swoją uwagę na Shobalarach. Krótkim gestem, jakby odpędzał muchę, rozproszył zaklęcie i podszedł do trupów. Nożem wykroił z Loktara serce, natomiast Tekrohowi odpiłował przyrodzenie. Obydwa organy owinął ubraniami zabitego woźnicy i spojrzał na jego śpiących towarzyszy. Niech żyją. Przydadzą się jako kozły ofiarne.
Usatysfakcjonowany obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku kompleksu Dziewiątego Domu, po drodze rzucając kolejne zaklęcie, tym razem zacierające ślady. Wątpił by ktokolwiek go śledził, ale ostrożności nigdy za wiele.

Kompleks Olathkyuvrów
K’ylor powrócił do Domu, a dokładnie części w jakiej zamieszkiwał od kilku cykli. Zadanie zostało wykonane więc wypadało jedynie zdać sprawozdanie Richerze, z którą to notabene mężczyzna dzielił nawet komnatę. K’ylor odnalazł kobietę zajętą okładaniem linijką dziewczyny która najwyraźniej zrobiła coś złego.
- Jesteś zajęta siostro? Mam coś co powinno cię zainteresować. - powiedział potrząsając przy tym zakrwawionym zawiniątkiem.
Richera obdarzyła mężczyznę przepięknym uśmiechem.
- Oh, to nic bracie. - drowka zaprzestała wymierzania kary ku uciesze ofiary - Proszę, chodźmy do mojego gabinetu.
K’ylor skinął głową i ruszył za kobietą. Gdy tylko drzwi gabinetu się za nimi zamknęły rozsupłał zawiniątko i rzucił odcięte prącie Tekroha na biurko. Serce natomiast wziął w dłoń i zaczął się nim bawić. W końcu wbił w nie swoje zęby i oderwał spory fragment. Drobna strużka krwi popłynęła po jego brodzie i dalej na posadzkę.
- Należało do osoby odpowiedzialnej za stan twojej protegowanej. Właściciel jest martwy. Jego starszy brat też i inny towarzysz ich “zabaw”. Byli żałośnie słabi. Reszta to małe rybki, nigdy więcej nie podniosą ręki na lepszego od siebie. - zdał “raport” z zadania. Powoli przeżuł spory kęs Loktarowego serca. Było nawet niezłe. Smakowało magią i nieograniczonym potencjałem.
- Mam nadzieję że odrobina krwi ci nie przeszkadza? - spytał głosem z którego wyraźnie przebijało zadowolenie.
- Och… - kobieta zasłoniła usta bynajmniej nie z obrzydzenia czy strachu co raczej z podekscytowania - bracie - podeszła bliżej i położyła swoje smukłe dłonie na jego żelaznych ramionach - jesteście tacy brutalni, jak zwierzęta - objęła go z całych sił - wspaniale!
Młoda kobieta ogarnęła się nieco i puściła mężczyznę.
- Wyśmienicie, naprawdę wyśmienicie, wspaniale. Osobiście zadbam o to by Wielebna z bożej łaski Opiekunka dowiedziała się o twoim sukcesie. Jeśli obowiązki kiedyś znów nas połączą, będę wielce rada. Przydzielono ci już komnatę? Czy może chcesz jeszcze korzystać z mojej?
- Mam już swoją siostro. - odparł drow ogryzając kolejny kawał mięsa. Poświęcił chwilę na przeżucie pokarmu po czym podniósł się i skierował do drzwi - Do następnego.
 
Zaalaos jest offline