K’ylor wrócił do domowego kompleksu, po tym całym imprezowaniu musiał się wyspać. Tym bardziej, że zanosiło się na to, iż będzie musiał pojawiać się u “U Servira” regularnie.
Przez kolejne cztery cykle drow pojawiał się w lokalu i spędzał tam czas, zdrowie i rodzinne pieniądze. W końcu, pewnego wieczoru, wypatrzył Tekroha i jeszcze jednego Shobalara. Tekroh miał podbite oko i wyglądał na wyjątkowo wściekłego.
- Tekroh! Wypadek przy polowaniu? - spytał przysiadając się do mężczyzn.
Tekroh zmierzył K’yora nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Pierdolona siostrzyczka, kiedyś potnę jej tą twarzyczkę w plasterki. - mężczyzna schował twarz w szklance z drinkiem, następnie objął ramieniem K’yora i obrócił się z nim w stronę swojego towarzysza:
- Lotkarze, to jest ten łowca o którym ci mówiłem, facet ma jaja, wsadził rękę w słoik! No i wypić potrafi. Łowco, to jest mój starszy brat Lotkar, pierwszy zabijaka Shobalar.
Po prezentacji, mężczyźni przeszli do jednej z bocznych salek i przysiedli się do stolika przy którym siedziało już dwóch innych mężczyzn, również nieco poobijanych. Po paru drinkach i kreskach, szybko stało się jasne, że każdy niedawno oberwał od siostry, czy matki. Rany na ego były dość świeże, bo mężczyźni nie szczędzili epitetów pod adresem płci pięknej.
W końcu Loktar, który do tej pory pozostawał dość cicho powiedział:
- Mam pomysł na polowanie, kto jest za? - wszyscy mężczyźni entuzjastycznie przyjęli propozycje, uwaga Shobalara skupiła się więc na K’ylorze
- Polujemy na najgroźniejszą zwierzynę w mieście, czy mam was oprowadzić po co ciekawszych miejscach w Podmroku? - spytał K’ylor i dokończył swój drink. Z impetem odstawił szklankę na blat.
- Tak czy inaczej, będzie to wymagało nieco przygotowań.
Lotkar i Tekroh wymienili porozumiewawcze spojrzenia. po czym ten pierwszy zwrócił się bezpośrednio do K’ylora.
- Tekroh wspominał mi o twoich ociągnięciach w łowach, a przynajmniej o tym co twierdzisz że osiągnąłeś. Tak, będziemy polować w mieście i choć wiemy co robimy, z przyjemnością posłucham twoich propozycji na temat przygotowań, tylko głupiec nie słucha darmowej porady. - To wy jesteście specjalistami w mieście. Taki dzikus jak ja sugerowałby zwyczajnie wybrać się na imprezę, wybrać sobie odosobniony cel, najlepiej stosunkowo młody, bo takie osobniki są… najsoczystsze i po odpowiednim przygotowaniu zabrać w jakieś ustronne miejsce. Najlepsze plany to proste plany.
Lotkar spojrzał na swojego brata.
- Brzmi to jak coś w twoim stylu Tekroh, gdzie to ostatni było? Potańcówka?
- Taaa… - Tekroh schował twarz w drinku. Lotkar kontynuował.
- Tym razem zrobimy tak: załatwimy jeden z tych “przyjaznych serwisów dowozowych” co mają ochronę. Przebierzemy się w ich szaty i po prostu poczekamy na klientkę, co wy na to? - jeden z drowów popatrzył na Tekroha:
- Tekroh taryfiarz, to będzie dobre. - wszyscy ryknęli śmiechem ale Lotkar pokręcił głową.
-
Nie… potrzeba kogoś z bardziej plebejskim wyglądem. - spojrzał na K’ylora
- Lepiej by się nadawał nasz łowca, co ty na to łowco?
Drow przekrzywił głowę. Czy właśnie próbowali go urazić? Żałośnie im to szło.
- Skoro biorę na siebie najgorszą robotę to ja zaczynam. Jak skończę to wy będziecie mogli się zabawić. - odparł spokojnie.
Loktar ryknął śmiechem.
- Jasne, przyjacielu… cie ma sensu żebyś pościł ani chwili dłużej, nasze zainteresowania są i tak zbyt… wyrafinowane i czasochłonne, nie ma potrzeby cię przynudzać. ***
Grupa czterech drowów opuściła lokal i ruszyła ulicami. Loktar zamówił powóz z ochroną w dość odludnej uliczce. Było czerech ochroniarzy zbrojnych w długie miecze i woźnica. Wszyscy mieli też ręczne kusze. Tekroh i Loktar jednocześnie zaczęli kreślić zaklęcie, chwilę później cała załoga wozu pogrążyła się we śnie.
- Dokończcie ich, tylko uważajcie na ubrania. - Polecił Loktar.
K’ylor spojrzał na leżących drowów. Zza pasa wyjął nóż, który wbił ostrożnie w gardło jednego z ochroniarzy. Odciągnął jego głowę w tył, a krew popłynęła szerokim strumieniem po szyi i twarzy nieszczęśnika, zabarwiając ulicę na piękny, karminowy kolor. Mężczyzna oblizał ostrze, ta krew smakowała… Słabością. Brakiem potencjału. Przyjrzał się pozostałym mężczyznom. Z jego gardła wydobył się cichy warkot. Tracił czas, a raczej nie będzie miał lepszej okazji. Koniec z grami. Wzniósł cichy zaśpiew, a przez jaskinię, czy też raczej najbliższą, niewyciszoną, okolicę przebiegł grzmot. Nad głowami drowów uformowała się ciemno szara chmura z której wystrzeliła błyskawica, prosto w kierunku Loktara.
Elektryczność dosłownie usmażyła zarówno Loktara jak i stojącego obok Tekroha. Trzeciemu drowowi, który razem z K’ylorem ruszył by zająć się załogą powozu, nie brakowało zaś refleksu - natychmiast rzucił się do ucieczki.
Kapłan zaśmiał się gardłowo i wskazał palcem uciekającego drowa. Żałosne. Z “niebios” spłynęła kolejna błyskawica i kolejna, i jeszcze jedna. Gdy uciekinier przestał się ruszać K’ylor ponownie skupił swoją uwagę na Shobalarach. Krótkim gestem, jakby odpędzał muchę, rozproszył zaklęcie i podszedł do trupów. Nożem wykroił z Loktara serce, natomiast Tekrohowi odpiłował przyrodzenie. Obydwa organy owinął ubraniami zabitego woźnicy i spojrzał na jego śpiących towarzyszy. Niech żyją. Przydadzą się jako kozły ofiarne.
Usatysfakcjonowany obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku kompleksu Dziewiątego Domu, po drodze rzucając kolejne zaklęcie, tym razem zacierające ślady. Wątpił by ktokolwiek go śledził, ale ostrożności nigdy za wiele.
Kompleks Olathkyuvrów
K’ylor powrócił do Domu, a dokładnie części w jakiej zamieszkiwał od kilku cykli. Zadanie zostało wykonane więc wypadało jedynie zdać sprawozdanie Richerze, z którą to notabene mężczyzna dzielił nawet komnatę. K’ylor odnalazł kobietę zajętą okładaniem linijką dziewczyny która najwyraźniej zrobiła coś złego.
- Jesteś zajęta siostro? Mam coś co powinno cię zainteresować. - powiedział potrząsając przy tym zakrwawionym zawiniątkiem.
Richera obdarzyła mężczyznę przepięknym uśmiechem.
- Oh, to nic bracie. - drowka zaprzestała wymierzania kary ku uciesze ofiary
- Proszę, chodźmy do mojego gabinetu.
K’ylor skinął głową i ruszył za kobietą. Gdy tylko drzwi gabinetu się za nimi zamknęły rozsupłał zawiniątko i rzucił odcięte prącie Tekroha na biurko. Serce natomiast wziął w dłoń i zaczął się nim bawić. W końcu wbił w nie swoje zęby i oderwał spory fragment. Drobna strużka krwi popłynęła po jego brodzie i dalej na posadzkę.
- Należało do osoby odpowiedzialnej za stan twojej protegowanej. Właściciel jest martwy. Jego starszy brat też i inny towarzysz ich “zabaw”. Byli żałośnie słabi. Reszta to małe rybki, nigdy więcej nie podniosą ręki na lepszego od siebie. - zdał “raport” z zadania. Powoli przeżuł spory kęs Loktarowego serca. Było nawet niezłe. Smakowało magią i nieograniczonym potencjałem.
- Mam nadzieję że odrobina krwi ci nie przeszkadza? - spytał głosem z którego wyraźnie przebijało zadowolenie.
- Och… - kobieta zasłoniła usta bynajmniej nie z obrzydzenia czy strachu co raczej z podekscytowania
- bracie - podeszła bliżej i położyła swoje smukłe dłonie na jego żelaznych ramionach
- jesteście tacy brutalni, jak zwierzęta - objęła go z całych sił
- wspaniale!
Młoda kobieta ogarnęła się nieco i puściła mężczyznę.
- Wyśmienicie, naprawdę wyśmienicie, wspaniale. Osobiście zadbam o to by Wielebna z bożej łaski Opiekunka dowiedziała się o twoim sukcesie. Jeśli obowiązki kiedyś znów nas połączą, będę wielce rada. Przydzielono ci już komnatę? Czy może chcesz jeszcze korzystać z mojej? - Mam już swoją siostro. - odparł drow ogryzając kolejny kawał mięsa. Poświęcił chwilę na przeżucie pokarmu po czym podniósł się i skierował do drzwi
- Do następnego.