- Biedni... - rudzielec powoli podniósł się z podłogi i przyjrzał rozpryśniętej po całym korytarzu istocie - [i]Ludzie. Czujesz to, Michael? - Wypłosz przykucnął przy jednym z pełznących fragmentów potwora - To kilka dusz. Nie fomory, zwykli ludzie. Połączeni w tą abominację.
Stevie zamyślił się na krótką chwilę. Nie spodziewał się takiego poziomu okrucieństwa po Pentexie.
- Jakiś nephandus tutaj był - rudowłosy sięgnął do kieszeni, po czym wydobył z niej plastikowy worek i z wielką ostrożnością zgarnął do niego jeden z mniejszych kawałków potwora - A może dalej jest. Spal całą resztę, to powinno spowolnić regenerację o następne kilka godzin. Ten kawałek przekażę mistrzowi Nicodemusowi, może on będzie umiał pomóc nieszczęśnikom przemienionym w tę bestię. Do tego czasu spróbuję się z nią zaprzyjaźnić, może mamy jakieś wspólne zainteresowania.
Smród był okropny i Wypłosz z trudem powstrzymywał wymioty. Jak dotąd niespecjalnie czuł strach, ale w tej chwili rudzielec czuł się wyjątkowo niepewnie. Nephandi, szaleni magowie, którzy oddali swojego awatara jakimś jeszcze bardziej szalonym istotom. I to wszystko podczas zapowiadającego się tak niewinnie spacerku przez biurowiec tajnej organizacji próbującej przejąć władzę nad światem. |