Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2016, 22:05   #27
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Kompleks Olathkyuvrów, kwatery Pierwszego Syna

Aeriel siedział za swoim biurkiem, przyglądając się jakimś mapom, gdy pojawił się K’ylor.
- Witaj, K’ylorze. Ufam, iż się nie nudziłeś? - zapytał, nie odrywając wzroku od leżących na biurku kart papieru.
- Prawdę mówiąc trochę. Trzeba było rozwiązać mały “rodzinny” problem i byłem nieco zawiedziony… jakością oponentów. - odparł zbliżając się do Pierwszego Syna. Rzucił okiem na mapy, ale nie był wstanie niczego z nich wywnioskować. - A jak poszła rekrutacja? Szczury uciekły z tonącego statku?
- Wyśmienicie wręcz… Zyskaliśmy nową kapłankę, kilku czarodziei, których należy przeszkolić w bitwie i całą grupę nowych żołnierzy, w tym również kobiety. - westchnął. - Studiuję rezydencję obecnego Dziesiątego Domu, ale nie wyglądają na żadne zagrożenie.
- Są liczni, ale po utracie sporej części szlachty faktycznie nie powinni stanowić zagrożenia. Minie wiele lat nim zaliżą rany które zadał im były Ósmy Dom. - mruknął i przyciągnął sobie krzesło. - W czym mogę ci pomóc? Wezwałeś mnie z czymś specyficznym na myśli, czy tylko chcesz pooglądać moją śliczną twarz?
Aeriel nawet nie krył się ze śmiechem.
- Poprawiłeś mi humor. - westchnął. - Mam sprawę. Zyskaliśmy czterech nowych czarodziei. Phandel twierdzi, że dwóch z nich jest nawet niezłych, zaś dwóch to akolici. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi nauczyć walczyć tych żółtodziobów. Kogoś, kto wie, na czym polega połączenie magii i walki, a… - drow nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu. Ściany lubiły mieć uszy. - Wiem, że potrafisz to całkiem nieźle.
- Mogę pomóc przy podstawach. Raczej nic zaawansowanego. I nie ręczę za stan “uczniów”, ale postaram się powstrzymywać. - odpowiedział spokojnie K’ylor - Ale liczę na rewanż gdybym kiedyś potrzebował twojej pomocy.
Aeriel wyszczerzył zęby.
- Już dawno nauczyłem się, że czasami bardziej opłaca się współpracować, niż sobie szkodzić. - mrugnął do K’ylora. Złożył ręce na biurku i nachylił się do młodszego mężczyzny. - Chodzi o to, by nauczyć ich wykorzystywać prostych czarów do odwracania uwagi przeciwnika, by zmusić ich do myślenia podczas walki. Nic skomplikowanego. - machnął ręką. - Nie uczę tego wszystkich, a jedynie tych, którzy nic nie zyskują na mojej śmierci. - mrugnął porozumiewawczo do towarzysza.
K’ylor uśmiechnął się na słowa starszego drowa.
- To da się zrobić. Kiedy zaczynamy?
- Zaraz, jeśli Phandel czeka tam, gdzie powinien. - wstał od biurka. - Jeśli nie… Cóż, będzie ciekawie zobaczyć jak karcisz brata. - wyszczerzył się do K’ylora.
- Mam mu w ogóle pozwolić rzucić jakiekolwiek zaklęcie? - spytał młodszy drow z uśmiechem - Albo nieważne, nie chce odkrywać wszystkich swoich kart przed innymi domownikami. Swoją drogą, słyszałem że dwóch magów Shobalar miało wypadek. Usmażeni żywcem, czy coś takiego. - dodał ruszając za Aerielem.
- Mówisz? - zapytał jakby od niechcenia Pierwszy Syn. - Ktoś musiał być strasznie zuchwały, że porwał się na synów Piątego Domu…
- Masz rację, ale myślę że ta osoba zwyczajnie wykonywała swoją pracę. Pewnie nic osobistego.
- Bardzo możliwe. Ale obstawiałbym, że narazili się jakiemuś mistrzowi z Akademii i po prostu ich jebnął. - mrugnął do K’ylora. - Swoją drogą, jak bardzo poważny był ów problem rodzinny?
Drow upewnił się że nikogo w pobliżu nie ma, po czym mignął szybko
~ Młodsza siostra została zgwałcona, trzeba było wytropić osoby odpowiedzialne.
Na głos natomiast odpowiedział.
- Nic poważnego, ostatnie cztery dni spędziłem załatwiając drobne sprawy w łaźniach i klubach. Wiesz miejsca gdzie mężczyźnie wypada się pokazać, a kobiecie nie.
Aeriel uniósł lekko brew w geście zaskoczenia i mignął ~ Piąty? ~ zaś na głos dodał:
- Zrozumiałe. Sprawy… handlowe? - zapytał, kierując rozmowę na inne tematy.
- Dokładnie. Powiem szczerze że całość była… nudząca, ale cóż poradzisz. Szanowna Matka Opiekunka każe, my robimy.
- Dokładnie… - westchnął przeciągle. - Mam nadzieję, że przynajmniej teraz zapewnimy sobie odrobinę… rozrywki. - uśmiechnął się drapieżnie, otwierając drzwi do sali treningowej.
- Mam taką nadzieję. - zawtórował K’ylor odpinając od pasa swoją pałkę - Kto pierwszy?
Aeriel powstrzymał go ruchem dłoni.
- Używamy jedynie replik, by się nie pozabijać. - skinął głową w stronę stojaka z drewnianymi odpowiednikami broni. - Wybierz sobie coś, bo czuję, że zanim przyjdzie Phandel, zdążymy zaliczyć jedną rundę. - odpiął od pasa miecz i wybrał długi, zakrzywiony patyk ze stojaka. Machnął nim kilka razy, jakby przyzwyczajając się do jego ciężaru i wyważenia, tak odmiennego i jednocześnie podobnego do Śpiewu.

K’ylor wzruszył tylko ramionami i spowrotem przypiął broń na swoje miejsce. Podszedł do stojaka i zaczął przetrząsać zebrane tam repliki. W końcu wybrał mocno zakrzywione ostrze, prostą replikę sejmitara.
- Preferuję pałki, ale tym też w ostateczności mogę się posłużyć. - rzekł i przybrał defensywną postawę, równocześnie jego lewa dłoń zajęła się ogniem. - Gotowy?
Aeriel wysunął lewą stopę do przodu, jakby przygotowując swoją pozycję do pchnięcia. Ostrze miał zawadiacko opuszczone, jakby chciał sprowokować K’ylora. W prawej dłoni zmanifestowała się niewielka ognista kula. - Bardziej nie będę. - odparł z uśmiechem, wyrzucając pocisk w stronę młodszego drowa i atakując podstępnym cięciem z dołu.
K’ylor przyjął ognistą kulę bezpośrednio na klatkę piersiową, zupełnie ignorując jej efekt. Sejmitar opadł w dół, by przechwycić ostrze Aeriela, a lewa, wolna, ręka pomknęła w kierunku trzymającego broń nadgarstka Pierwszego Syna.
Starszy drow widział ten manewr jeszcze nim K’ylor go zaczął. Zgiął rękę w łokciu, nabrał pędu i wywinął się w półobrocie, chcąc uderzyć przeciwnika prawą dłonią. Dłoń jednak była jedynie zasłoną dla śmiertelnego pchnięcia, które szło na wysokości krtani.
K’ylor nie był tak szybki jak Pierwszy Syn. Prawdopodobnie nie był też tak silny. Ale był wytrzymały jak duergar i równie ciężki. Zignorował wolną dłoń fechmistrza, skupiając się w pełni na broni. W ostatniej chwili rzucił się w przód, przemykając przy tym tuż przed ostrzem, starając się przygwoździć starszego drowa swoją masą, w walce w zwarciu nie było miejsca na sprytne zagrywki, czy zręczność. Liczyła się czysta siła i zdolność do przyjmowania na siebie ciosów.
Aeriel stał bokiem, gdy wpadł na niego K’ylor. Jednak i na takie sytuacje znał rozwiązanie. Gdy spadali, łokieć wbił się w brzuch młodszego drowa, a czaszka Pierwszego Syna uderzyła w czaszkę oponenta z siłą godną krasnoludzkiego młota. Aż pojawiły mu się mroczki przed oczami.
Kapłan aż zassał powietrze pod wpływem tej wymiany ciosów, ale nie pozwolił sobie na zatrzymanie się. Zmusił się całą siłą woli do oddania Pierwszemu Synowi pięknym za nadobne, odciągnął swoją głowę w tył i powtórzył manewr Aeriela.
Zadzwoniło mu w uszach, zakręciło się w głowie, ale kojarzył fakty. Był przytomny. W miarę. K’ylor miał czaszkę twardą niczym kamień, ale to Aeriel miał lata doświadczeń w takich starciach. Wywinął biodra w lewo, chwytając prawą dłonią lewy nadgarstek oponenta, zaś lewą pięść umieścił na szczęce przeciwnika z takim impetem, jakby chciał ją urwać.
K’ylor zacisnął mocno lewą dłoń na nadgarstku oponenta. Pozwolił, czy też raczej poddał się manewrowi Aeriela i padł ciężko na ziemię. Równocześnie w powietrzu rozniosła się woń mocno przypalonego mięsa. Fechmistrz popełnił błąd atakując lewy nadgarstek K’ylor, cały ten czas płonął. Z tej rundy wyszli po równo. Odtoczył się w tył i podniósł z trudem.

- Yba wywiłeś mi żchwe. - wyseplenił i złapał się za twarz. Z donośnym chrupnięciem nastawił kość. - Cud że nie złamana.
Aeriel roztarł przypalony nadgarstek.
- Będę chyba musiał uśmiechnąć się do Richery… - westchnął, wstając. - Dobra walka. - podał mu dłoń, pomagając wstać. - Gdzie ten Phandel? - zastanowił się.
- Pewnie chowa się po kątach by uniknąć treningu? - odparł K’ylor - Phandel to syn Aurory?
- Dokładnie. Twój młodszy braciszek. - mrugnął mu porozumiewawczo. - Ostatnio zebrał takie baty, że nie dziwię się, że się nie pojawia… Cóż, trzeba będzie go przećwiczyć jeszcze mocniej, by wpoić mu nieco dyscypliny.
- Niektórym osobom nic nie pomoże. - westchnął kapłan unosząc dłoń do żuchwy. Wzniósł cichy zaśpiew i od razu poczuł się lepiej gdy boska magia przelała się przez jego ciało. Następnie powtórzył manewr, tym razem sięgając ku Pierwszemu Synowi. - Już nie musisz iść do Richery.
- Dzięki. - odparł Aeriel, rozmasowując nadgarstek. - Richera to jedna z nielicznych w tym domu kobiet, która nie patrzy na nas z góry. Przynajmniej na razie. - westchnął.
~ Jest jeszcze młoda, nie myli płci z siłą. ~ mignął Aerielowi - Wszystko odbywa się zgodnie z wolą Lolth.
- A jakże mogłoby być inaczej. - uśmiechnął się słabo Pierwszy Syn. - Twoja, ekhm… matka, Aurora znaczy się, również ma inny stosunek do… - chciał powiedzieć mężczyzn, ale wiedział, jak Łowczyni traktuje żołnierzy. - do nas. Choć to może wynikać z faktu, iż wkurwia ją Filfria…
- Nie mi to oceniać. Ale przyznaję, Druga Córka potrafi zaleźć za skórę. -
K’ylor skrzywił się przy tym wyraźnie.
- Nie tylko ona. - mrugnął porozumiewawczo do niego, mając w pamięci spięcie pomiędzy nim, a Lorashem. - Cóż, wygodnym byłoby… - pozostawił tę kwestię niedokończoną, pamiętając, że ściany mogą mieć uszy.
- Zaiste. - skwitował to krótko K’ylor - Gdzie jest Phandel, jeszcze trochę i umrę tutaj z głodu.
 
Zaalaos jest offline