Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2016, 23:37   #28
Corrick
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Do sali treningowej wszedł Phandel, sam. Skłonił się nisko Pierwszemu synowi ale również i K’ylorowi.
- Szlachetni Panowie… - zaczął
Aeriel tylko warknął i w dwóch skokach stanął przed młodym magiem.
- Tak? - wywarczał. - Gdzie są pozostali?
Młody mężczyzna mimowolnie uniósł dłonie w przepraszającym geście
- Duagloth powiedział… - przełknął ślinę - że ich obecność nie będzie konieczna.
- A adepci? -
w jego oczach błyszczało coś, co można było określić słowem “mord”.
Phandel osuszył gardło.
- Patron ujął to tak: “entuzjazm Pierwszego syna jest godny pochwały, aczkolwiek jego asysta jest tutaj całkowicie zbyteczna”.
Aeriel warknął nisko, zwierzęco i spojrzał pytająco na K’ylora.
- Rozumiem. - odparł młodemu magowi. - Tobie jednak nie kazał wracać? K’ylorze, zajmiemy się Phandelem, prawda?
Phandel wyciągnął przed siebie ręce.
- Panowie, naprawdę jedynie przynoszę wiadomość. Duagloth powiedział mi, że “skoro lubuję się w sparingach, może powinienem zobaczyć na ile mi one pomogą”...
- Oczywiście że tak. -
odpowiedział uśmiechając się przy tym paskudnie - Patron go nie potrzebuje bo jest świadom jego umiejętności, a nowe nabytki dopiero musi ocenić.
Aeriel posłał K’ylorowi porozumiewawczy uśmiech i zwrócił się do młodego maga.
- Dobądź broni i przekonamy się. Dzisiaj kolejna lekcja. Walka z dwoma przeciwnikami. - powiedział, podnosząc treningowy miecz do góry.
Phandel z miną skazanca podszedł do stojaka na broń i wybrał jeden z długich drewnianych mieczy. Odwracając się posłał znienacka kulę kwasu prosto w twarz Pierwszego syna.
Aeriel rzucił się w bok, recytując słowa czaru. W stronę maga poleciała kula ognia, Phandel szybko biegał, lecz gdyby nie użył mocy lewitacji opalił by sobie znacznie więcej niż stopy, wylądował obok. Najstarszy z drowów krzyknął:
- K’ylor, teraz!
Korzystając z sytuacji kapłan doskoczył do boku Phandela i posłał w jego stronę silne poziome cięcie na wysokości pasa. Gdyby broń była prawdziwa bez wątpienia groziłaby przepołowieniem maga.
Brat K’ylora złożył się w pół i nic nie zapowiadało by miał się już dzisiaj wyprostować…
Aeriel podszedł wolnym krokiem do Phandela.
- Popełniłeś jeden, zasadniczy błąd. Zlekceważyłeś naszą przewagę. Zaatakowałeś jednego z nas, nie obydwu. - westchnął przeciągle, kiwając głową K’ylorowi, by ten uleczył maga. Przyklęknął, by spojrzeć mu w oczy. - Musisz sprawić, by twoi przeciwnicy się pogubili. By sobie przeszkadzali. By stali w jednej linii, wpadali sobie pod nogi, ratowali się wzajemnie przed upadkiem… Myśl! - warknął.
K’ylor spojrzał na Aeriela i pokręcił przecząco głową. Jego zdolności miały być tajemnicą i lepiej by tak zostało. Nie zmieniało to faktu że znał się na klasycznej, pozbawionej magii medycynie.
- Symuluje. - zawyrokował spokojnie.
Młody czarodziej po jakimś czasie wygrał walkę o oddech, kolejną częścią kampani w sali ćwiczeń, było podźwignięcie się do pozycji siedzącej.
- P… panowie błagam, zabijecie mnie.
- Nie to jest moim zamiarem, siostrzeńcu. -
Aeriel spojrzał na niego ostrym wzrokiem. - Jeśli będziesz myślał, nic ci się nie stanie. - założył ręce na piersi.
- Brakuje mu podstaw. I nie mam tutaj na myśli nawet techniki, jest za słaby fizycznie. Biegasz bracie? Ćwiczysz ciało? - spytał K’ylor.
- M… mam niewiele czasu bracie, Duagloth…
- Kontynuuj?
- Zapełnia mi zajęciami całe cykle, czasem nie ma kiedy nawet odpocząć.
- Przestań. Wiem, ile kosztuje czasu kosztuje szkolenie maga. Ale popatrz, oto jestem tutaj. -
rozłożył ręce szeroko. - Musisz być czujny i przygotowany, jeśli chcesz być kimś. - nachylił się. - Inaczej pogódź się z tym, że wykonujesz tylko rozkazy…
Phandel pokiwał głową, nigdy nie wyróżniał się niczym i teraz też tego nie robił.
- Wstawaj. I uciekaj na swoje zajęcia z zaklęć. - warknął Aeriel. - Gdybyś jednak kiedyś miał ochotę nauczyć się czegoś… nieszablonowego, wiesz gdzie mnie znaleźć. - odwrócił się do niego plecami, ruchem głowy wskazując gdzie są drzwi.
Młody czarodziej potrzebował dość dużo czasu by wypełznąć z komnaty.
Aeriel odwrócił się do K’ylora i westchnął.
- Ech, gdyby tylko miał ochotę… Ciekawe, kiedy Opiekunka wymyśli coś, by znowu zająć nam trochę czasu. - szepnął.
- Pewnie będziemy przy niszczeniu Upadłego Domu. Zgodnie z tradycją. - odparł K’ylor odkładając na swoje miejsce atrapę którą do tej pory się posługiwał. - A potem… Byłeś kiedyś na powierzchni? - spytał nagle.
- Jedynie raz, na łowach. Tam też… - westchnął, po czym mrugnął do K’ylora ~ Tam zginął Jarred, poprzedni Pierwszy Syn.
- Cóż, tam bywa niebezpiecznie. Ale chciałbym się tam jeszcze kiedyś wybrać. Powierzchniowe elfki tak pięknie błagają o litość… -
rozmarzył się drow. - Najlepsza część to powolne odkrajanie fragmentów ciała od ich dzieci.
- Ja tam wolę te ich ciasne szparki. -
zaśmiał się głośno. - Chociaż, nie powiem, okaleczanie jest w modzie, zwłaszcza tam. - mrugnął do młodszego drowa. - Musiałbyś widzieć jak żałośnie wyglądają ich wojownicy, gdy odrąbie się im dłonie. - parsknął śmiechem.
- “Wojownicy”. Są żałośni, spotkałem tam tylko jedną osobę godną mojej uwagi, a i to ledwo. - mruknął - Tyle że ja byłem tam sam. Aurora przez dłuższy czas nie dawała mi nic do roboty i zacząłem się nudzić, więc zacząłem zwiedzać fragmenty podmroku do których zazwyczaj się nie zapuszczam. Ostatecznie znalazłem ścieżkę na powierzchnię.
Aeriel odłożył treningową broń na miejsce i przypiął pas z prawdziwym mieczem.
- Cóż, ja też znalazłem tam jedną osobę godną mojej uwagi. - uśmiechnął się paskudnie i mignął ~ Był to Jarred. ~ głośniej zaś dodał: - Byłem tam z akademii, ale to było dawno temu. Jeszcze nim urodziła się Filfria. - celowo pominął Lorasha, uznając go za mniej ważnego. - Pamiętasz tę ścieżkę? - zapytał nagle.
- Zastanawiałem się kiedy wreszcie o to spytasz. Oczywiście że tak! - odparł kapłan z ekscytacją w głosie - Może znajdziemy trochę czasu na zwiedzanie “podmroku”?
- Jak tylko uspokoi się sytuacja w mieście. -
uśmiechnął się drapieżnie. - Zabierzemy kilku naszych i pójdziemy na łowy! - klepnął kapłana w ramię.
- Wyśmienicie.
- Jak długa to trasa? Poczynię już odpowiednie przygotowania.
- Kilka dekadni. Woda nie będzie problemem, polować mogę na utrzymanie trzech, czterech osób. Matka Opiekunka mogłaby być zainteresowana otwarciem nowego kontaktu handlowego z powierzchnią, moglibyśmy połączyć jedno z drugim.
- Interesujący pomysł. Moglibyśmy jej to zasugerować, jak tylko znajdzie trochę czasu… -
westchnął Aeriel. - Czy w pobliżu tego wyjścia znajduje się jakieś większe miasto tych… ludzi? Albo wioska faerie?
- Las w którym jest nieco faerie. W pobliżu lasu jest kilka ludzkich miast, ale nie patrzą tam zbyt dobrze na drowy, trzeba by było kogoś wygadanego.
- K’ylor, zapominasz o tym, że to z nami jest Pajęcza Królowa. Drobna iluzja wystarczy na kilka godzin, by nawiązać kontakt. Poza tym, chyba znam kogoś, kto mógłby się nam przydać… -
zastanowił się, a jego myśli pobiegły w stronę jego pierwszej córki, matki jego kolejnych dzieci. - Tak, myślę, że znam odpowiedź na nasze problemy. - uśmiechnął się krzywo.
- Ja nie zapominam o Pajęczej Królowej. Nigdy. - odparł z mocą młodszy drow - Zwyczajnie zdaję sobie sprawę z moich umiejętności. Prowadzenie negocjacji handlowych do nich nie należy.
- Chyba, że Opiekunka uzna inaczej. -
uśmiechnął się i klepnął kapłana w ramię. - Do moich też nie należało, aż do przedwczoraj, gdy pertraktowałem z… uciekającymi szczurami.
- Święte słowa. -
K’ylor westchnął lekko i skierował się do drzwi - Na chwilę obecną chyba nie mamy tutaj nic do roboty? Zjadłbym coś.
Aeriel dopiero teraz zdał sobie sprawę, że też jest głodny. Cóż, adrenalina wyłączała apetyt na bardzo długo. - Masz rację, chodźmy coś zjeść.
 
Corrick jest offline