| Do sali treningowej wszedł Phandel, sam. Skłonił się nisko Pierwszemu synowi ale również i K’ylorowi. - Szlachetni Panowie… - zaczął
Aeriel tylko warknął i w dwóch skokach stanął przed młodym magiem. - Tak? - wywarczał. - Gdzie są pozostali?
Młody mężczyzna mimowolnie uniósł dłonie w przepraszającym geście - Duagloth powiedział… - przełknął ślinę - że ich obecność nie będzie konieczna.
- A adepci? - w jego oczach błyszczało coś, co można było określić słowem “mord”.
Phandel osuszył gardło. - Patron ujął to tak: “entuzjazm Pierwszego syna jest godny pochwały, aczkolwiek jego asysta jest tutaj całkowicie zbyteczna”.
Aeriel warknął nisko, zwierzęco i spojrzał pytająco na K’ylora. - Rozumiem. - odparł młodemu magowi. - Tobie jednak nie kazał wracać? K’ylorze, zajmiemy się Phandelem, prawda?
Phandel wyciągnął przed siebie ręce. - Panowie, naprawdę jedynie przynoszę wiadomość. Duagloth powiedział mi, że “skoro lubuję się w sparingach, może powinienem zobaczyć na ile mi one pomogą”...
- Oczywiście że tak. - odpowiedział uśmiechając się przy tym paskudnie - Patron go nie potrzebuje bo jest świadom jego umiejętności, a nowe nabytki dopiero musi ocenić.
Aeriel posłał K’ylorowi porozumiewawczy uśmiech i zwrócił się do młodego maga. - Dobądź broni i przekonamy się. Dzisiaj kolejna lekcja. Walka z dwoma przeciwnikami. - powiedział, podnosząc treningowy miecz do góry.
Phandel z miną skazanca podszedł do stojaka na broń i wybrał jeden z długich drewnianych mieczy. Odwracając się posłał znienacka kulę kwasu prosto w twarz Pierwszego syna.
Aeriel rzucił się w bok, recytując słowa czaru. W stronę maga poleciała kula ognia, Phandel szybko biegał, lecz gdyby nie użył mocy lewitacji opalił by sobie znacznie więcej niż stopy, wylądował obok. Najstarszy z drowów krzyknął: - K’ylor, teraz! Korzystając z sytuacji kapłan doskoczył do boku Phandela i posłał w jego stronę silne poziome cięcie na wysokości pasa. Gdyby broń była prawdziwa bez wątpienia groziłaby przepołowieniem maga.
Brat K’ylora złożył się w pół i nic nie zapowiadało by miał się już dzisiaj wyprostować…
Aeriel podszedł wolnym krokiem do Phandela. - Popełniłeś jeden, zasadniczy błąd. Zlekceważyłeś naszą przewagę. Zaatakowałeś jednego z nas, nie obydwu. - westchnął przeciągle, kiwając głową K’ylorowi, by ten uleczył maga. Przyklęknął, by spojrzeć mu w oczy. - Musisz sprawić, by twoi przeciwnicy się pogubili. By sobie przeszkadzali. By stali w jednej linii, wpadali sobie pod nogi, ratowali się wzajemnie przed upadkiem… Myśl! - warknął.
K’ylor spojrzał na Aeriela i pokręcił przecząco głową. Jego zdolności miały być tajemnicą i lepiej by tak zostało. Nie zmieniało to faktu że znał się na klasycznej, pozbawionej magii medycynie.
- Symuluje. - zawyrokował spokojnie.
Młody czarodziej po jakimś czasie wygrał walkę o oddech, kolejną częścią kampani w sali ćwiczeń, było podźwignięcie się do pozycji siedzącej. - P… panowie błagam, zabijecie mnie.
- Nie to jest moim zamiarem, siostrzeńcu. - Aeriel spojrzał na niego ostrym wzrokiem. - Jeśli będziesz myślał, nic ci się nie stanie. - założył ręce na piersi. - Brakuje mu podstaw. I nie mam tutaj na myśli nawet techniki, jest za słaby fizycznie. Biegasz bracie? Ćwiczysz ciało? - spytał K’ylor. - M… mam niewiele czasu bracie, Duagloth…
- Kontynuuj?
- Zapełnia mi zajęciami całe cykle, czasem nie ma kiedy nawet odpocząć.
- Przestań. Wiem, ile kosztuje czasu kosztuje szkolenie maga. Ale popatrz, oto jestem tutaj. - rozłożył ręce szeroko. - Musisz być czujny i przygotowany, jeśli chcesz być kimś. - nachylił się. - Inaczej pogódź się z tym, że wykonujesz tylko rozkazy…
Phandel pokiwał głową, nigdy nie wyróżniał się niczym i teraz też tego nie robił. - Wstawaj. I uciekaj na swoje zajęcia z zaklęć. - warknął Aeriel. - Gdybyś jednak kiedyś miał ochotę nauczyć się czegoś… nieszablonowego, wiesz gdzie mnie znaleźć. - odwrócił się do niego plecami, ruchem głowy wskazując gdzie są drzwi.
Młody czarodziej potrzebował dość dużo czasu by wypełznąć z komnaty.
Aeriel odwrócił się do K’ylora i westchnął. - Ech, gdyby tylko miał ochotę… Ciekawe, kiedy Opiekunka wymyśli coś, by znowu zająć nam trochę czasu. - szepnął. - Pewnie będziemy przy niszczeniu Upadłego Domu. Zgodnie z tradycją. - odparł K’ylor odkładając na swoje miejsce atrapę którą do tej pory się posługiwał. - A potem… Byłeś kiedyś na powierzchni? - spytał nagle. - Jedynie raz, na łowach. Tam też… - westchnął, po czym mrugnął do K’ylora ~ Tam zginął Jarred, poprzedni Pierwszy Syn.
- Cóż, tam bywa niebezpiecznie. Ale chciałbym się tam jeszcze kiedyś wybrać. Powierzchniowe elfki tak pięknie błagają o litość… - rozmarzył się drow. - Najlepsza część to powolne odkrajanie fragmentów ciała od ich dzieci.
- Ja tam wolę te ich ciasne szparki. - zaśmiał się głośno. - Chociaż, nie powiem, okaleczanie jest w modzie, zwłaszcza tam. - mrugnął do młodszego drowa. - Musiałbyś widzieć jak żałośnie wyglądają ich wojownicy, gdy odrąbie się im dłonie. - parsknął śmiechem. - “Wojownicy”. Są żałośni, spotkałem tam tylko jedną osobę godną mojej uwagi, a i to ledwo. - mruknął - Tyle że ja byłem tam sam. Aurora przez dłuższy czas nie dawała mi nic do roboty i zacząłem się nudzić, więc zacząłem zwiedzać fragmenty podmroku do których zazwyczaj się nie zapuszczam. Ostatecznie znalazłem ścieżkę na powierzchnię.
Aeriel odłożył treningową broń na miejsce i przypiął pas z prawdziwym mieczem. - Cóż, ja też znalazłem tam jedną osobę godną mojej uwagi. - uśmiechnął się paskudnie i mignął ~ Był to Jarred. ~ głośniej zaś dodał: - Byłem tam z akademii, ale to było dawno temu. Jeszcze nim urodziła się Filfria. - celowo pominął Lorasha, uznając go za mniej ważnego. - Pamiętasz tę ścieżkę? - zapytał nagle. - Zastanawiałem się kiedy wreszcie o to spytasz. Oczywiście że tak! - odparł kapłan z ekscytacją w głosie - Może znajdziemy trochę czasu na zwiedzanie “podmroku”?
- Jak tylko uspokoi się sytuacja w mieście. - uśmiechnął się drapieżnie. - Zabierzemy kilku naszych i pójdziemy na łowy! - klepnął kapłana w ramię. - Wyśmienicie.
- Jak długa to trasa? Poczynię już odpowiednie przygotowania.
- Kilka dekadni. Woda nie będzie problemem, polować mogę na utrzymanie trzech, czterech osób. Matka Opiekunka mogłaby być zainteresowana otwarciem nowego kontaktu handlowego z powierzchnią, moglibyśmy połączyć jedno z drugim.
- Interesujący pomysł. Moglibyśmy jej to zasugerować, jak tylko znajdzie trochę czasu… - westchnął Aeriel. - Czy w pobliżu tego wyjścia znajduje się jakieś większe miasto tych… ludzi? Albo wioska faerie?
- Las w którym jest nieco faerie. W pobliżu lasu jest kilka ludzkich miast, ale nie patrzą tam zbyt dobrze na drowy, trzeba by było kogoś wygadanego.
- K’ylor, zapominasz o tym, że to z nami jest Pajęcza Królowa. Drobna iluzja wystarczy na kilka godzin, by nawiązać kontakt. Poza tym, chyba znam kogoś, kto mógłby się nam przydać… - zastanowił się, a jego myśli pobiegły w stronę jego pierwszej córki, matki jego kolejnych dzieci. - Tak, myślę, że znam odpowiedź na nasze problemy. - uśmiechnął się krzywo. - Ja nie zapominam o Pajęczej Królowej. Nigdy. - odparł z mocą młodszy drow - Zwyczajnie zdaję sobie sprawę z moich umiejętności. Prowadzenie negocjacji handlowych do nich nie należy.
- Chyba, że Opiekunka uzna inaczej. - uśmiechnął się i klepnął kapłana w ramię. - Do moich też nie należało, aż do przedwczoraj, gdy pertraktowałem z… uciekającymi szczurami.
- Święte słowa. - K’ylor westchnął lekko i skierował się do drzwi - Na chwilę obecną chyba nie mamy tutaj nic do roboty? Zjadłbym coś.
Aeriel dopiero teraz zdał sobie sprawę, że też jest głodny. Cóż, adrenalina wyłączała apetyt na bardzo długo. - Masz rację, chodźmy coś zjeść. |