Test ryzyka
Frederick (50+10=60): 65 nieudany
Wasyl (50): 42 udany
* * *
Trzebież nad Barwią, 3.09.2512 roku
Pracowali w milczeniu aż do wieczora. Milczenie było jednak pozorne, bo Gusik zawsze miał gazy jak się kaszy najadł więc regularnie w uszach pozostałych brzmiały jego pierdy. Ale cóż, najstarszy, a poza tym na dworze. Gdy do zachodu zostało akurat tyle czasu ile trzeba na wieczorny opierunek zebrali się przy ogniu. Młody dosuszał ciuchy przed snem, Vitalij przyniósł bukłak z alkoholem. Nadzorca i Gusik z babą zniknęli w szałasach. Ostatnio każde z nich spało na narzędziach. W ciągu dwóch tygodni zostali dwukrotnie okradzeni, tu, w środku lasu nad uroczą rzeczką. W obu przypadkach nikomu nie udało się wytropić złodzieja, zupełnie jakby sprzęty zostały poderwane z ziemi pod chmury. Poprzednia kradzież miała miejsce przedwczoraj w nocy. Cały dzisiejszy dzień pracowali nowymi narzędziami, przywiezionymi przez zarządcę Iska Rulfa Brodacza. Owy waligóra wyglądał na wojownika tak z postury jak i zachowania. Zajmował się wsią od zeszłej zimy.
Ognisko wygasało, samogon się kończył, Nikol był prawie ubrany. Coś zbudziło czujność
Rogera, posłyszał gwałtowny szelest za sobą. Zdążył wstać na równe nogi.
- Uwaga, coś nie tak. - wymruczał, a wraz z "tak" wszyscy przekonali się co konkretnie.
JEB!
W klatce piersiowej
Öjerssona serce odbiło się od żeber, a on sam legł na ściółce metr dalej. Zwalony z nóg obserwował, jak Vitalij sięga po toporzysko, chybia w napastnika a zza pleców otrzymuje cios, od którego pada na kolana. Obserwował, jak Nikol zostaje złapany w silne łapska i ugryziony przez ludzkich rozmiarów węża. Szarpanina trwała kilka sekund i skończyła się, gdy łapska puściły bezwładne ciało na ziemię. Zwierzoludzie zaatakowali ponownie. Zachód słońca rzucał ostre światło. Ten z głową węża wpadł w wejściu do szałasu na babę, którą uciszył szybkim ciosem toporkiem w szyję. Na to Gusik wszczął raban.
Roger ruszył po topór chcąc pomóc przyjacielowi, za którego plecami szykował się do ataku stwór z bydlęcą głową. Ten zaś z napastników, który tak skutecznie go uderzył, był już bardziej pająkiem niż człowiekiem. Poruszył odnóżami wyrastającymi z pleców, obrócił pajęcze lico ze szczękami i skierował kroki ku
Rogerowi. Wtem udaną próbę ucieczki podjął Kutański. Chytrze wymknął się z szałasu i dopadł pociągowego konia, którego aktualnie poganiał siedząc mu na grzbiecie. Pajęczak z marszu stracił zainteresowanie ofiarą, za pomocą odnóży w kilka sekund znalazł się wysoko w koronach drzew.
Vitalij zamachnął się ponownie toporem, ale jedynie wytrącił go sobie z rąk. Od byczka otrzymał cios w korpus, pękła kość. Legł na twarz. Gusik krzyczał podekscytowany.
Roger wymieniał ciosy z byczkiem, wężowy gdzieś zniknął. Gdy już tracił siły mutant beznadziejnie chybił, wystawiając się na kontrę. Drwal za pomocą dwuręcznego topora przeciął przeciwnikowi kości ramienia a następnie uciszył ostatecznie ciosem w plecy.
- Mi wystarcza - odezwał się Gusik zza pleców towarzysza.
- Spierdalam stąd, nigdy więcej las! - Z długim nożem w ręce zaczął biec w górę Barwi. Gdy się obrócił ukazała się rana głowy, krew ściekała niżej i niżej.
Przyjaciel
Rogera żył. Zamroczony alkoholem wstał gwałtownie co okupił ostrym bólem. Zawył, a wraz z nim Kutański gdzieś po lewej.
- Ramię, bark, pierś. Ale nakurwia - wysyczał.
- Wiejmy stąd.