Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2007, 19:36   #19
Naikelea
 
Reputacja: 1 Naikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwu
Rano gorączka minęła. Wszystko znowu było tak, jak zwykle. Nie pamiętała, co jej się śniło. Pamiętała tylko, że co chwilę budziła się w nocy, bo chciało jej się pić, bo pies zwariował i bo miała koszmar. Gorączkowy. Ten co zwykle. O składaniu...

Nie poszła jednak do szkoły. Po co? Skoro kolejny dzień można było mile spędzić w ciepłym łóżeczku bez większych akrobacji, jeśli chodzi o zwolnienie ze szkoły, głupotą byłoby tego nie wykorzystać.
Zeszła na dół do kuchni. Było cicho i pusto. Przez duże okna wychodzące na ogród widziała Regisa, który wygrzewał się na trawie w plamie słońca. Margot patrząc na niego przypomniała sobie o jego dziwnym nocnym zachowaniu.
Właśnie, ciekawe, o co mu chodziło... Przecież nigdy się tak nie zachowywał.
Zrobiła sobie śniadanie, a potem postanowiła ubrać się i zabrać psa na spacer. Gdziekolwiek. Byleby nie siedzieć w domu w tak piękne, słoneczne przedpołudnie.
Pies zaprowadził ją na Kadzielnię. Usiadła pod pomnikiem, który znajdował się na szczycie wzgórza. Pies biegał luzem gdzieś niedaleko. Przez jej głowę przebiegały tabuny myśli. Swobodnie rozrzuconych, nieskładających się w jednolitą całość. Siedziała nie musząc spoglądać na zegarek, nie musząc spieszyć się gdziekolwiek. Może nie całkowicie wolna, lecz nieograniczona niczym pilny i wymagającym załatwienia tu i teraz. Lubiła to. Takie niezupełnie prawdziwe, ale też nie do końca będące złudą poczucie, że nie ma nic do zrobienia, oprócz siedzenia tutaj.
Regis przybiegł do niej i padł w trawę w pobliżu, głośno ziając i wywalając swój różowy jęzor na długość równą niemalże połowie metra. Patrzył jej w oczy z wyrazem, który właściwie mógł wyrażać tylko jedno: Wracajmy juz do domu, co? Piiić... Cóż było robić? W odpowiedzi na prześmieszną minę męczennika wstała, zbiegła z pagórka i zaczęła schodzić po schodach.

- Gdzie bylaś? Chodź, pomożesz mi przy obiedzie - już w drzwiach przywitały ją słowa mamy, a zaraz potem usłyszała tupotanie małych stópek po schodach - Sara też jest w domu. Reszta rodzeństwa pewnie niedługo wróci ze szkoły. Margot westchnęła cicho i ruszyła do kuchni na odsiecz mamie w walce z obiadem. Z gotowaniem szło jej tak sobie, ale w końcu ktoś musiał obrać warzywa.
Cholerny wydawca, nie wiem o co chodziło mu tym razem. Przecież sam dobrze wie, że...
- Mówiłaś coś, mamo?
-Nie, nic. Jak tam marchewka?
- Beznadziejnie.
Czyli jak zwykle.
-Wcale nie jak zwykle!
- Co nie jak zwykle?
- No... Marchewka? -
zapytała, kompletnie zbita z tropu. Jak to? Co się dzieje? Nikt nic nie mówi, a ona co?...
Gorączka nadal mi nie przeszła. Stanowczo.
Skończyła kroić marchewkę i wróciła do siebie na górę.
 
__________________
Ja jestem diabłem na dnie szklanki...
Trzeba mnie pić do dna!
Naikelea jest offline