Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2007, 19:25   #11
 
Stalker's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodze
W nocy obudził go szept.
Głos tak przerażający, jakiego jeszcze nie słyszał.
Poderwał się tak gwałtownie, jakby ktoś trąbił mu do ucha klaksonem od samochodu. Czym prędzej złapał w dłoń coś twardego, czym w tym wypadku była szklana butelka i idiotycznie krzyknął "Kim jesteś". Głos nie odpowiedział. Rozejrzał się po pokoju. Miał świetny wzrok i doskonale widział w ciemności, ale tym razem nie dostrzegł niczego. Wyskoczył z łóżka i dopadł wyłącznika światła. Nie przepadał za światłem, zwłaszcza w środku nocy, ale to był nawyk z dzieciństwa.
Kiedy budził się w pustym pokoju i czegoś się bał, zapalał swiatło, bo ono utwierdzało go w przekonaniu, że nikogo tam nie ma. W dzieciństwie miewał koszmary pełne bezgłowych ciał, ognia, noży i próbujących zabić go psycholi. Nie śmieszyło go to. Ani troche. Poza tym kiedyś był przekonany, że stwory, które nie mają ciała, muszą czegoś się bać. Więc postanowił, że to będzie światło.
Minęło 5 minut zanim się do końca uspokoił. Przemył twarz i wmówił sobie, że uroiło mu się to jak za dawnych lat. Zasnął. Nie śnił już od dawna. Ale tej nocy złe sny wróciły. Zapamiętał ten głos.

Nie mógł go zapomnieć...
 
__________________
Chciałeś dać swego Boga innym, choć tego nie chcieli.
Żyli w zgodzie, spokoju, swego Boga już mieli...
Stalker jest offline  
Stary 15-05-2007, 20:17   #12
 
Naikelea's Avatar
 
Reputacja: 1 Naikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwu
Kolejny dzień szkoły, pomyślała Margot wciąż będąc jedną nogą, ręką i połową umysłu w krainie snów. Obudzona przez uporczywą muzyczkę z budzika na telefonie nadal nie miała ochoty na wyjście z cieplutkiej pościeli. Zaraz po budziku do akcji, jak niemalże co rano, ruszył Regis, jej czarny terier. Potężne psisko rzuciło się z wielkim, różowym jęzorem do rąk i twarzy dziewczyny tylko po to, by za chwilę wskoczyć na łóżko i 'delikatnie' ją zgnieść własnym ciężarem. Okruszkiem przestał być już dawno.
-
Wynoś się, grubasie! Już, wynocha, ty wredna, wstrętna paskudo! Idź obudź resztę, a mnie zostaw w święty spokoju!
Ale ja wolę ciebie...,usłyszała cichy głos.
-Pięknie, jeszcze mam jakieś zwidy! Mówiłam ci tysiące razy, żebyś mnie nie budził! Wynocha! Już!
Zmagania z wielką, czarną kupą futra zmusiły ją do wstania z łóżka. Jednak tak szybko, jak wstała, tak i usiadła z powrotem. Coś było nie tak. Ból mięśni, kości, stawów i głowy szybko dał o sobie znać.
Ups... Czyżbym była chora? Nie, nie, nie. Nie jestem. To tylko moje przywidzenia.
Zmusiła się do wstania, wypicia kakao i wyjścia do szkoły.
Złe samopoczucie mocno dawało się jej we znaki w szkole, marzyła tylko o powrocie do domu. I zrobiła to tak szybko, jak tylko to było możliwe. Sen, jak wszyscy wiedzą, regeneruje organizm...
Jednak nawet dwugodzinna sesja regeneracyjne nie sprawi, że pójdę jutro do szkoły, pomyślała siedząc na łóżku oparta plecami o ścianę. Tylko dzięki niej zachowywała pion. Regis leżał obok łóżka i co chwilę podnosił łeb, jakby chciał sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Biedactwo..., pomyślał, a Margot zrzuciła wszystko na karb wysokiej gorączki.
 
__________________
Ja jestem diabłem na dnie szklanki...
Trzeba mnie pić do dna!
Naikelea jest offline  
Stary 15-05-2007, 22:04   #13
 
Atrhem's Avatar
 
Reputacja: 0 Atrhem miał trochę wstydliwych czynów w przeszłości
lepiej późno niż wcale...
***

Alex obudził się tego ranka z dziwnym przekonaniem, że będzie tego żałował...
Ubrał się dość szybko i poszedł do kuchni.
Fajnie...Dziadków znowu gdzieś poniosło...ale czemu tak wcześnie...WCZEŚNIE?! Cholera! Już po 12! A w sumie... mam to gdzieś...

Alex dość szybko przeszedł do porządku dziennego nad godziną swojej pobudki i rozpoczął rozeznanie terenu. Pierwszy punkt? - lodówka.
Wniosek? Stanowczy bral mięsa... Jestem mięsożerny do jasnej cholery!
Bez dłuższego namysłu ubrał się do końca, wziął rower i ruszył na polowanie...

Na Sienkiewce udało mu się upolować średni kebab za resztkę oszczędności.
Z nową energią pomyślał o tym co mógłby ze sobą zrobić przez resztę dnia.
Pierwsza myśl-las. Potrzeba mu było lasu. Ruszył w kierunku Stadionu, ale po drodze odwiedził jeszcze Kadzielnie, żeby dać upust energii tłumionej wewnątrz. Gdy bezwładne spadanie ze skałek na dwa kółka już mu się znudziło pojechał dobrze sobie znaną ścieżką na Stadion. Nie był to morze taki las jakiego było mu potrzeba, ale cóż... popatrzył przez chwilę na szarawą panoramę Kielc widoczną ze Skoczni i pojechał w kierunku Patrolu...
Nie taki zły ten dzień...
 
Atrhem jest offline  
Stary 15-05-2007, 22:20   #14
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Już dobrze po południu, Simba postanowił wrócić do domu. Z Wietrzni? O, nie - przez ten czas zdążył już przemieścić się przez las pod Telegrafem (na który swoją drogą wszedł i zrobił parę zdjęć z góry) na Bukówkę. Stamtąd właśnie wracał - niedługo, bo tylko niecały kwadrans.
Właśnie zastanawiał się, gdzie podziała się jego alba, gdy przypomniał sobie, że zostawił ją w zakrystii. Planował to zrobić już jakieś dwa miesiące wcześniej, ale zawsze zapominał. Dokładnie tak, jak teraz zapomniał, że tym razem nie zapomniał. Trochę skomplikowane? Skądże.
Przechodząc przez furtkę - tym razem nie dosłownie "przez" - zatrzasnął ją za sobą, dziwiąc się, że ona nadal dzielnie wisi - ostatkiem sił, jeśli o czymś takim można mówić w przypadku furtki. I nigdy nawet nie wyskrzypiała swych męk! Tak... Ta furtka zasługiwała na podziw.
Wszedł do domu i sprytnie omijając zaludnione pomieszczenia, znalazł się w swoim pokoju. Mimo, że dzień spędził głównie na nicnierobieniu, położył się na łóżku i przez okno dachowe patrzył w niebo. Zaraz jednak stwierdził, że bardziej twórczym zajęciem będzie włączenie komputera, przeglądając kilka forów.
Dzień spędził na mniej lub bardziej nieproduktywnych zajęciach, przerywanych tylko niechętnymi zerknięciami na plecak. Niby większość lekcji już odrobił, ale jednak coś zostawało. Tylko kto by się przejmował, co?
Dla osób, które nie znały jeszcze jego cechy charakterystycznej, warto zaznaczyć, że wszystko działo się przy akompaniamencie najróżniejszych typów muzyki, od gotyckiego metalu zaczynając, na kilku piosenkach francuskiego hip-hopu kończąc.
Wreszcie, koło pierwszej w nocy, położył się na łóżku. Jakiś czas patrzył jeszcze w gwiazdy przez otwarte okno, po czym, w pewnym momencie, usnął...
 
Diriad jest offline  
Stary 15-05-2007, 23:05   #15
 
DoomThrower's Avatar
 
Reputacja: 1 DoomThrower nie jest za bardzo znany
Lukas [3]

Podczas kolejnego z serii upalnych dni, Lukas, ogarnięty chęcią zapomnienia o szkole, która już minęła, skorzystał z zaproszenia Miazgusia [postać najpewniej epizodyczna, choć prawdziwa i dysponująca... naprawdę imponującymi zdolnościami na płaszczyźnie Parkour'u] na kilka chwil przeciskania się przez miejską dżunglę. Choć Lukas uważał, że umie całkiem sporo, jeśli chodzi o PK, to w porównaniu z Miazgą był całkowitym amatorem. Salta, które ten regularnie uskuteczniał, były dla Lukas'a szczytem marzeń, niedościgłym, niczym Mount Everest. "Grunt to się zmęczyć..." zdołał pomyśleć, przed kolejnym z serii upadków spowodowanych utratą równowagi. Miazguś nigdy nie upadał... Po 2 godzinach, Lukas, poobijany bardziej, niż kiedykolwiek, wrócił do domu. Nadchodził zmierzch. Tym razem nie chciał go okiełznać. Tym razem chciał zasnąć...

* * *

Stalowy zgrzyt szeptu... Krople czarnej wody, zaburzającej idealną harmonię tafli... Lukas obudził się... Nie... To musiał być sen... Chaos... Czerń i Biel... Światło i Mrok... Chciał krzyknąć... Nie potrafił... Wokół niego wirowały tysiące alabastrowo-białych masek, niczym z antycznego dramatu... Cała scena odlewała się na czarnym tle próżni dość groteskowym odcieniem... To tylko sen... To tylko...

* * *

-SEN! Wrzask przerwał ciszę. Zegarek wskazywał czwartą z minutami. Księżyc zresztą też. Zimny pot spłynął Lukas'owi po karku. "Heh. Jak tak dalej pójdzie, to na wakację wylecę w białym fartuchu a nie samolocie..." zdołał pomyśleć, zanim bramy krainy snów znów stanęły przed nim otworem.

Poranek jak zwykle był dla Lukas'a okrutny. Promienie słońca niemiłosiernie kłuły w powieki. Blask dał tym razem pewien nieoczekiwany pozytywny efekt... Zapomnienie... Nocny koszmar stał się wspomnieniem, które niemalże od razu zniknęło...
 
__________________
LoBo

"Rzucę pawiem dalej niż widzę!"
DoomThrower jest offline  
Stary 15-05-2007, 23:31   #16
 
Reverie's Avatar
 
Reputacja: 1 Reverie nie jest za bardzo znany
Gdzie jest ta cholerna pianka do golenia nóg? Zostało jej jakieś 10 minut, może 15 do wyjścia do szkoły. Dobrze, że dziś miała na później... Termometr pokazywał ok 26 stopni, co dla niej było masakrą. Przecież ugotuje się w tych spodniach!Odrzuciła na bok czarne sztruksy i sięgnęła po, czarną oczywiście, spódnice. Od tego zaczęły się poszukiwania pianki.
Do szkoły tachała ze sobą wieeeelką torbę qmpla. Nawet nie narzekała w myślach - w końcu w pełni i chyba świadomie się na to zgodziła.
Dzień ani się nie dłużył ani nie zleciał szybko. O 15 wyszła z uśmiechem na twarzy witając Lukasa. Od początku maja zawsze na nią czekał. W końcu miał już wakacje. Autbus, ktorym jechali do niego nie był jakoś strasznie zatłoczony. Jedna dziewczyna rzucała się w oczy. Mini, koturna...Tylko nogi troche nie takie. Nawet na chwilę w głowie Sh'eenaz nie pojawiła się myśl, że jest straszna tak oceniając. Pewnie dlatego, że Lukas przyznał jej rację.
Dungeoneer... Ich nowa zabawa. Popołudnie było deszczowe - choć burza niestety nie przyszła - przez co mieli trochę czasu.
- I znowu mnie już zabijesz, tak? Bez sensu... Dłużej bym pograła...
I rozpętalo się piekło. Błahy powód a tyle złości... W pewnym momencie część kart wzleciała nad stół, jakby silny wiatr od podłogi je poniósł.
Para spojrzała się na siebie i na uchylone okno. Nie skomentowali. Ważniejsza była kłótnia.
Dziewczyna żałowała. To było głupie. Często tak miała. Kiedyś tak lubiła się kłócić...Teraz nie chciała ranić. Jego. Inni nie są ważni.

-Pizza! - rodzice Lukasa zechcieli uczcić jego świetnie zdaną maturę.
-Będę przez Ciebie gruba,wiesz? musiała dodać, na dodatek wierząc w to, co mówiła. Robiła wszystko by jeszcze schudnąć...ok, nie wszystko. Ale dużo.

Biegli do samochodu w strugach deszczu. Sh'eenaz biegnąc, śmiała się sama do siebie ze szczęścia. Lukas odwiózł ją do domu, po 30 minutach pojechał do siebie. Lubi z nim jeździć.

Kiedy wychodził chciała mu powiedzieć co czuje. Nie umiała...

Leżała już w łóżku, gdy nagle przypomniała się jej sytuacja z kartami. To było dziwne. Nie wiedziała, ile o tym myślała. W końcu zasnęła z nadzieją, że magia istnieje...
 
__________________
Gdybym to ja ukradł słońce, nie dałbym go ludziom, aby mieli ciepło. Utopiłbym je w oceanie i zaczął lupować ich dusze, sprzedając im ogień...
Reverie jest offline  
Stary 17-05-2007, 00:11   #17
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Wicher i noc

Ta noc była wyjątkowo ciemna, nie rozświetlana światłem księżyca. Gdzieś na Herbach, ni stąd ni zowąd stado szpaków zerwało się do lotu i skrzecząc zaczęło krążyć nad miastem. Kaczki w parku także zbudziły się w środku nocy i kwacząc, zaczęły bić skrzydłami o ziemię. Wiał wiatr, wyginający korony drzew i grając pomiędzy ulicami swoją szemrzącą melodię. Ponury, ciężki pomruk przebiegł wzdłuż skał na Wietrzni...

Widzisz kulę, całą z ciemnofioletowego kryształu, poznaczoną żyłkami mieniącymi się to ciemnym złotem, to całkowitą czernią. Jest nieprawdopodobnie piękna, idealna. Chcesz jej dotknąć, ale wtedy coś się zmienia. Nagle, znikąd pojawia się ogromny smok, który pędzi na Ciebie, otwierając szeroko paszczę i wydając przy tym okropny ryk. Jego kły zdają się być ostre jak sztylety, a ślepia parzą ogniem. Jest coraz bliżej, kulisz się w sobie, czujesz jego obecność, czujesz że połyka kulę i ciebie...


Sh’eenaz, budzisz się zlana potem, oddychając szybko. Kilka drobnych przedmiotów, które gdy śniłaś uniosły się w powietrze, opadło na ziemię z lekkim stukiem. Śniłaś wiele razy, zwykle były to koszmary, ale nigdy takie... Prawdziwe. Ciemność, kula, smok... To wszystko wydawało się być całkiem namacalne.
Oddech powoli wraca do normy. Dochodzi cię ciche miauknięcie. Zauważasz, że twoich kotów nie ma przy łóżku, gdzie zwykły normalnie sypiać.
Po chwili zauważasz je, białego i czarnego, siedzące niemal bez ruchu na parapecie przed oknem. Przysiadły na nim niemal bez ruchu, machając tylko jakby od niechcenia ogonami. Wpatrywały się w niebo, widoczne pomiędzy drzewami rosnący wokół twojego domu. Gdy się zbliżyłaś, biały obrócił ku tobie swój łebek i prychnął, odsłaniając małe kły. Zeskoczył z parapetu i udał się w kierunku swego legowiska. Po chwili czarny podążył w jego ślady. Podchodzisz do okna, opierasz się na parapecie i wyglądasz przez nie. Noc wygląda niby zwyczajnie. Tylko ten mrok, jakby taki gęściejszy. Wieje okropnie silny wiatr, który zgina drzewa i szumi w szczelinach pomiędzy deskami tego starego domu. Nigdzie też nie możesz dojrzeć księżyca.
Postanawiasz jutro zajrzeć do zamku cyganów. Dawno już tam nie byłaś...

- Reeegis... – jęknęłaś, Margot, przez sen. Pies, zamiast spać jak przystało na porządnego teriera, tłukł się po pokoju, dysząc i skamląc na zmianę.
Okropnie bolała cię głowa, od kilku godzin nie mogłaś usnąć. Do tego ten pies obraca wszystko na jeszcze gorsze. Uniosłaś się lekko z poduszki, próbując zogniskować zaspany wzrok na terierze. Chwilowo stał naprzeciwko ciebie, żywiołowo merdając ogonem i patrząc błagalnie. Zamruczałaś coś pod jego adresem i z powrotem opadłaś na poduszki, dokładnie otulając się kołdrą. Po chwili usłyszałaś, jak Regis trąca nosem uchylone drzwi i wybiega z twojego pokoju.
Zaciskasz powieki, ze wszystkich sił chcąc wreszcie zasnąć. Wiatr za oknami szumi jak nigdy, a deski z domku na drzewie klekoczą przy kolejnych podmuchach.
Wtulasz się w kołdrę starając się zignorować wszelkie odgłosy. Wtedy, słyszysz coś... Brzmi jak melodia wygrywana na fujarce, ale zdaje się, jakby dochodziła gdzieś z daleka...
>[-]<
Zrywasz się, nasłuchując. Melodia jednak już ucichła, nie słyszysz nic, prócz wycia wiatru.
- Gorączka... – mamroczesz i na powrót zagrzebujesz się w pościeli.

Słyszysz tylko wiatr, jak gra na gałęziach drzew i szumi w szczelinach okien. Alex, nawet nie starasz się zasnąć, wiesz że to próżne. Leżysz tylko na łóżku z rękami założonymi za głowę, wsłuchując się w tą niezwykłą muzykę. Nie pamiętasz podobnie silnej wichury. Brzmi to trochę jak morskie fale, tylko wiatr jest bardziej... Wolny.
W pokoju jest całkiem ciemno, jak nigdy. Dziwne, że nie świeci księżyc. A może zawsze tak jest o tej porze, tylko ty zwykle już śpisz? Sprawdziłbyś, która godzina, ale jakoś nie masz ochoty się ruszać. Przymykasz oczy, biorąc głęboki oddech. Sen nie chce przyjść...
Nagle, coś wybija się poza szum wiatru. Otwierasz oczy, marszcząc brwi z niedowierzaniem. Słyszałeś już kiedyś ten odgłos. Dawno, dawano temu, w Norwegii.
To było wycie wilka, z całą pewnością. Donośne i przeciągłe. Po chwili powtarza się znowu, tym razem nieco dłuższe. Potem jednak znów mogłeś dosłyszeć tylko szum wiatru. Podniosłeś się na łóżku, przecierając oczy. W Kielcach nigdy nie było wilków. To niemożliwe...
Po chwili jednak wilk znów zawył, jeszcze dłużej niż za długim razem. Głos przez kilkanaście sekund wznosi się i opada, jakby chciał zagłuszyć wichurę i rozwiać twoje wątpliwości.

Stalker, obudził cię przerażający, przesączony jadem i okrucieństwem ryk. Zew. Zerwałeś się, doskoczyłeś do włącznika światła. Krzyk nadal dudnił w twojej głowie, powoli stawał się jednak tylko echem. Wrażenie jednak pozostało. Powoli dochodziłeś do siebie.
Czułeś, że jakiś niezwykły niepokój wisi w powietrzu. Coś... Coś się dzieje, czułeś to...
Uciekać, uciekać, uciekać...

Patrząsnąłeś głową. „Boże, co się ze mną dzieje?” Jednak nadal słyszałeś jakiś szept, szepty, których było coraz więcej, które narastały...
Szybko, jak najdalej! Szybko, szybko, szybko!
Uciekać, uciekać, uciekać...
Jak najdalej...!
Uciekać, uciekać!
No szybciej!
Byle dalej, byle dalej....

Zamarłeś w bezruchu. Szeptów było coraz więcej, dochodziły ze wszystkich stron pokoju, ze wszystkich zakamarków i mówiły tylko o jednym...
Szybko, szybko, uciekać, ocalić się, ocalić...
Nawet głośniejsze podmuchy wiatru nie były w stanie ich zagłuszyć. Stałeś tak, zafascynowany. Jeszcze nigdy nie słyszałeś ich tak głośno...

Gdy się zerwałeś, Lukas, rzuciłeś okiem na zegarek. Chryste, co za godzina...
Nie mogłeś z powrotem zasnąć. Leżałeś tylko, przewracając się od czasu do czasu z boku na bok i próbowałeś zapomnieć o tym śnie. Gdy wreszcie, prawie udało ci się zasnąć, rozbudził cię hałas trzęsionych przez wiatr okiennic. Zamruczałeś coś z dezaprobatą i przewróciłeś się na drugi bok. Przysłuchując się szumowi wiatru, rozważałeś, skąd mogła się wziąć taka wichura. Przez okno nie widać było księżyca. Wiedziony jakimś impulsem, podniosłeś się i zerknąłeś na wiszący na ścianie kalendarz.
Środa, 16 maja. I symbol zamalowanego kółeczka.
Nów.
Westchnąłeś i z powrotem opadłeś na łóżko. Naciągnąłeś kołdrę na uszy, żeby choć przez chwilę przestać słyszeć ten wiatr...

Wiatr wpadł do niewielkiej, jednoizbowej chatki przez uchyloną okiennicę z niemalowanego drewna. Owiał szybko całe pomieszczenie, drewniane ściany, płomienie paleniska, zawieszone u sufitu pęczki grzybów, wiązanki mięty i przeróżnych innych ziół, przygasił płomienie świec woskowych. Wielki, czarny kruk siedzący na półce przy kominie zakrakał głośno. Siedząca przy zagraconym stole, potężna, starsza kobieta, oderwała się na chwilę od ucierania czegoś w misce i popatrzyła najpierw na drgający płomień świecy, a potem na kołyszące się u sufitu wiązanki z zadumą.
Wiatr jakby na chwilę ustał i w izbie znów zaczął pogodnie trzaskać kominek, znów wokół zapachniało żywicą, miętą i wroteczem. Czarno-bury kot, miaucząc, otarł się o jej nogi. Kobieta podniosła się, jednocześnie sięgając dłonią do karku zwierzęcia.
- Tak, tak, ja też to czuję... – mruknęła chyba bardziej do siebie jak do kruka i kota. Podeszła do okna i zamknęła je. Jak na staruszkę postury jakichś trzech przeciętnych kobiet, poruszała się stosunkowo lekko. Westchnęła i popatrzyła przez okno na drzewa, korzące się pod wichrowym batem.
- To już dziś... Mamy coraz mniej czasu. – wyszeptała, a w jej starczym głosie zabrzmiała troska. Za oknem, przysłonięte gałęziami drzew, widniały w oddali biało-żółto bloki.


Słońce raziło cię okropnie przez zamknięte powieki. Lukas, wydawało ci się, że dopiero co zdołałeś zasnąć. Ale... Przecież nie musiałeś się tym przejmować. Już dawno po maturach. Możesz spać do dobranocki...
Obróciłeś się od okna, żeby uciec przed promieniami słońca. I wtedy, niespodziewanie to usłyszałeś... Brzmiało, jak melodia grana na flecie, czy czymś takim. Momentalnie jakby wszystko ucichło, a ty słuchałeś urzeczony.
>[-]<
Nagle, melodia umilkła. Dochodziła gdzieś z zewnątrz, zza okna. Uniosłeś lekko głowę, jednak uznałeś, iż nie ta wiedza nie jest warta twojego wysiłku. Znów opadłeś na łóżko i niemal natychmiast zasnąłeś.

Bolała cię głowa, bolały cię mięsnie, bolało cię wszystko. Promienie słońca wpadające przez okna dachowe budziły cię, Simba, z nieprawdopodobną wprost skutecznością. Jęknąłeś, przewracając się na drugi bok. Nie mogłeś spać tej nocy. Sen po prostu nie chciał przyjść, nawet przywoływany ze wszystkich sił. I jeszcze ta okropna wichura, poruszająca dachówką tuż nad twoim pokojem. Horreur. Mimo wszystko, postanowiłeś w końcu otworzyć oczy. Po co próbować zasnąć, jak i tak już nic z tego nie będzie? Przecierając powieki, zerknąłeś na okno. Widniała za nim jaśniejąca, poranna szarówka. Zegarek wskazywał piątą trzydzieści.
Jakoś zwlekłeś się z łóżka i dokuśtykałeś do balkonu. Wyszedłeś na zewnątrz. Zimne powietrze orzeźwiało, jednak uwagę przykuwało co innego...
Idealnie zdążyłeś na wschód słońca. Niewielka, żółtopomarańczowa tarcza wisiała tuż nad skałkami na kadzielni. Patrzyłeś zmęczony, ale jednak urzeczony. Nieczęsto można podziwiać taki widok... I gdy tak stałeś, usłyszałeś nagle jakąś melodię, wygrywaną chyba na fujarce. Dochodziła ona jakby z daleka, a jednak słyszałeś ją bardzo dokładnie, każdą nutę. Pieśń wschodu...
>[-]<
Po chwili melodia ucichła, tylko ty stałeś dalej na balkonie obserwując słońce.
Jest poranek, 17 maja.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
Stary 17-05-2007, 23:40   #18
 
DoomThrower's Avatar
 
Reputacja: 1 DoomThrower nie jest za bardzo znany
Lukas [4]

Czas obudzić Dar?

* * *

"Fujarka? Co do... I ten brak księżyca... Hmmm. Pewnie był po drugiej stronie bloku... Zresztą... Czy to ważne?" Myśli Lukas'a błądziły wokół dziwnych wydarzeń, które pamiętał już tylko jakby przez mgłę. Był tylko jeden element, który nie dawał wyrzucić się z głowy... Sen. Kula i Smok. Nie wiedział czemu, ale miał wrażenie, że tłumaczenie tego wszystkiego w racjonalny sposób, nie miało sensu. "W sumie i tak nie ma co się nad tym rozwodzić. Jeśli to ma jakiś związek z moją przyszłością... Przeznaczenie i tak mi to wyjaśni." Przeznaczenie... Ta jedna rzecz w świecie Lukas'a nie miała w sobie nawet cienia racjonalizmu... Nie wierząc w Boga, Lukas musiał znaleźć dla Niego jakieś zastępstwo... To właśnie jemu nadał imię Przeznaczenie.

Z początku Lukas chciał opowiedzieć Sh'eenaz o śnie, ale po pewnym czasie doszedł do wniosku, że ten sen był tylko snem i niczym więcej. Tuż po przebudzeniu, Lukas został rozbudzony przez telefon od kumpla z klasy, który brutalnie zakomunikował, że za godzinę ma on maturę ustną z angielskiego. 3 minuty zajęło mu wzięcie prysznica, 2 ubranie się w garnitur i kolejne trzy dobiegnięcie na autobus. W szkole był aż dwadzieścia minut przed planowanym czasem, co nawet jego zaskoczyło. Kolejne siedem zajęło mu pokazanie komisji, że jest w stanie wydusić z siebie jakieś zdanie po angielsku. A potem był wolny... Postanowił wrócić do domu, żeby się przebrać, ale kiedy dojechał na miejsce, uznał, że zostanie w garniturze, zmieniając koszulę, krawat, spodnie i buty. Teraz musiał tylko zaczekać na Sh'eenaz pod Jej szkołą. Oczekiwanie było dla niego najgorszą porą dnia. Sekundy potrafiły być godzinami. Ale ten czas minął. A potem zaczęła się prawdziwa radość. Jak co dzień, kiedy się widzieli... Śmiech towarzyszył im aż do chwili rozstania. O 21:30 na Zagórskiej jedynym źródłem światła były sporadycznie rozstawione latarnie. Lukas, idąc na przystanek, zauważył kusząco wyglądające drzewo usłane cieniem. Sprawiało ono wrażenie, jakby plac wokół niego był jego własnością. Lukas nie mógł odmówić pokusie, żeby choć dotknąć tego kolosa natury. Wkraczając w cień rzucany przez drzewo, Lukas poczuł na sobie dziwne mrowienie. Im bliżej drzewa, tym wibracje przepływające przez jego ciało się nasilały. W końcu wraz z dotknięciem drzewa... ustały. Teraz jedynym, co otaczało Lukas'a, był cień. Co dziwne, cień znacznie gęstszy, niż być powinien. Zaskoczony, powoli oddalał się od drzewa. Wreszcie opuścił mrok, kryjąc się przed nim wśród wątłego światła pobliskiej latarni. Jakby na pożegnanie, Lukas wyciągnął rękę, zanurzając ją w cieniu. I wtedy coś się stało... Lukas zauważył, że rękaw jego ubrania nie jest częścią marynarki... Po krótkich oględzinach zorientował się, że ma na sobie dziwnie poszarpany długi kruczoczarny płaszcz. Nie mogąc w to uwierzyć, przeszedł kilka kroków, ale płaszcz zamiast zniknąć, ukazał kolejną zadziwiającą właściwość... Kiedy tylko Lukas stykał się z jakimś cieniem, płaszcz wydłużał go i potęgował jego ciemność... Kilka kroków dalej... Płaszcz zniknął, jakby nigdy go nie było. Nadal nie mogący dojść do siebie Lukas stanął jak osłupiały. "Co jest??? Co to do cholery ma znaczyć?" zapytał sam siebie. Nieoczekiwanie, usłyszał odpowiedź... "Dowiesz się... W swoim czasie..." Tego dnia, Lukas nie usłyszał już nic więcej, a promienie porannego słońca, znów dały mu zapomnienie... A może nadal pamiętał?
 
__________________
LoBo

"Rzucę pawiem dalej niż widzę!"
DoomThrower jest offline  
Stary 18-05-2007, 19:36   #19
 
Naikelea's Avatar
 
Reputacja: 1 Naikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwu
Rano gorączka minęła. Wszystko znowu było tak, jak zwykle. Nie pamiętała, co jej się śniło. Pamiętała tylko, że co chwilę budziła się w nocy, bo chciało jej się pić, bo pies zwariował i bo miała koszmar. Gorączkowy. Ten co zwykle. O składaniu...

Nie poszła jednak do szkoły. Po co? Skoro kolejny dzień można było mile spędzić w ciepłym łóżeczku bez większych akrobacji, jeśli chodzi o zwolnienie ze szkoły, głupotą byłoby tego nie wykorzystać.
Zeszła na dół do kuchni. Było cicho i pusto. Przez duże okna wychodzące na ogród widziała Regisa, który wygrzewał się na trawie w plamie słońca. Margot patrząc na niego przypomniała sobie o jego dziwnym nocnym zachowaniu.
Właśnie, ciekawe, o co mu chodziło... Przecież nigdy się tak nie zachowywał.
Zrobiła sobie śniadanie, a potem postanowiła ubrać się i zabrać psa na spacer. Gdziekolwiek. Byleby nie siedzieć w domu w tak piękne, słoneczne przedpołudnie.
Pies zaprowadził ją na Kadzielnię. Usiadła pod pomnikiem, który znajdował się na szczycie wzgórza. Pies biegał luzem gdzieś niedaleko. Przez jej głowę przebiegały tabuny myśli. Swobodnie rozrzuconych, nieskładających się w jednolitą całość. Siedziała nie musząc spoglądać na zegarek, nie musząc spieszyć się gdziekolwiek. Może nie całkowicie wolna, lecz nieograniczona niczym pilny i wymagającym załatwienia tu i teraz. Lubiła to. Takie niezupełnie prawdziwe, ale też nie do końca będące złudą poczucie, że nie ma nic do zrobienia, oprócz siedzenia tutaj.
Regis przybiegł do niej i padł w trawę w pobliżu, głośno ziając i wywalając swój różowy jęzor na długość równą niemalże połowie metra. Patrzył jej w oczy z wyrazem, który właściwie mógł wyrażać tylko jedno: Wracajmy juz do domu, co? Piiić... Cóż było robić? W odpowiedzi na prześmieszną minę męczennika wstała, zbiegła z pagórka i zaczęła schodzić po schodach.

- Gdzie bylaś? Chodź, pomożesz mi przy obiedzie - już w drzwiach przywitały ją słowa mamy, a zaraz potem usłyszała tupotanie małych stópek po schodach - Sara też jest w domu. Reszta rodzeństwa pewnie niedługo wróci ze szkoły. Margot westchnęła cicho i ruszyła do kuchni na odsiecz mamie w walce z obiadem. Z gotowaniem szło jej tak sobie, ale w końcu ktoś musiał obrać warzywa.
Cholerny wydawca, nie wiem o co chodziło mu tym razem. Przecież sam dobrze wie, że...
- Mówiłaś coś, mamo?
-Nie, nic. Jak tam marchewka?
- Beznadziejnie.
Czyli jak zwykle.
-Wcale nie jak zwykle!
- Co nie jak zwykle?
- No... Marchewka? -
zapytała, kompletnie zbita z tropu. Jak to? Co się dzieje? Nikt nic nie mówi, a ona co?...
Gorączka nadal mi nie przeszła. Stanowczo.
Skończyła kroić marchewkę i wróciła do siebie na górę.
 
__________________
Ja jestem diabłem na dnie szklanki...
Trzeba mnie pić do dna!
Naikelea jest offline  
Stary 18-05-2007, 22:33   #20
 
Reverie's Avatar
 
Reputacja: 1 Reverie nie jest za bardzo znany
cholernie nie chce mi się pisać tego posta...

***

Sen, sen, sen...Nie mogła sobie przypomnieć, co się jej śniło. Czuła tylko, że było to dziwne. Poszła do szkoły, a tam... Mieli fizykę. Bawili się ołowianymi kuleczkami. Takie niewielkie i nie bardzo ciężkie kule. Sh'eenaz podrzucała jedną z nich, całkowicie bezwiednie. W pewnym momencie spojrzała na kulkę - Sh'eenaz w ogóle nie poruszała ręką, a kulka podrygiwała. Przestraszona schowała kawałek metalu do kieszeni. Jego chłód palił jej skóre.

Po południu wyruszyła z Łukaszem do ich znajomych cyganów, mieszkających przy Prostej. Luk ledwo ich znał.
Na szczęście cyganie i on zaakceptowali się i polubili. Dziewczyna, czuła tego dnia potrzebę, spotkania się z nimi...

*** Koniec! I nic więcej!
Bo Franek mnie wkurzył!
i Już!
 
__________________
Gdybym to ja ukradł słońce, nie dałbym go ludziom, aby mieli ciepło. Utopiłbym je w oceanie i zaczął lupować ich dusze, sprzedając im ogień...
Reverie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172