24-09-2016, 18:36
|
#46 |
| Chwila intymnej prywatności Pech obudziła się nieco wcześniej od reszty. Nad ranem myśli nie pozwalały się rozluźnić, do tego była jedną z nielicznych, trzeźwych osób. „Poranny ptaszek łapie robaka” jak to zwykło się mawiać.
Dorzuciła trochę drewna do ogniska i ogrzała przy nim dłonie. Noc wydawała się taka długa, ale poranek zdawał się nieść dobre wieści; wzeszło słońce i nie padało.
Czarodziejka zdjęła płaszcz Raula i sprawdziła, czy jeszcze ma przy sobie zwoje. Sen zmorzył ją tak szybko, że nawet nie pomyślała o odpięciu pasa.
Wzięła jedną z leżących w jaskini mis i napełniła ją w studni. Zebrała również garść popiołu z ogniska. Wprawdzie mogła przygotować zaklęcia w środku, jednak krępowała ją obecność wszystkich, nawet, jeżeli wciąż spali.
Tak przygotowana wyszła na zewnątrz, gdzie ujrzała dwóch wartowników. Xandrosa się już tak bardzo nie obawiała - zdawał się rozumieć zwyczaje magów - jednak drwal pozostawał zagadką i nie była pewna, jak może zareagować na rytuały magini. Dla pewności, udała się w miejsce, gdzie nie będzie jej widać z wejścia do jaskini.
Ostrożnie odłożyła misę, po czym wyszła na pusty kawałek grunty i obróciła się, rozsypując popiół dookoła siebie. Usiadła w środku naznaczonego kręgi i wyciągnęła zwoje, które kolejno uważnie przeglądała. Zatrzymała się na jednym, którego rozwinęła przed sobą i zaczęła szeptem czytać. Zupełnie jak w przypadku rzucanych zaklęć, język którym zapisano zwoje był... nietypowy.
Minęło kilkanaście minut. Pech wstała, by następnie zacząć kroczyć wzdłuż rozsypanego popiołu.
Po zatoczeniu jednego koła, kroki stały się bardziej energiczne, a ręce czarodziejki uniosły się ku niebu. Rozpoczął się taniec, a wraz z nim rozbrzmiał melodyjny śpiew w plugawym języku. Rytuał trwał dłuższą chwilę, po której Pech zaczęła spowalniać i milknąć, by wreszcie skończyć wraz z ostatnim wydanym słowem.
Nie zwlekając, wymalowała - jeszcze brudną od popiołu dłonią - na swojej twarzy prosty symbol, inkantując przy tym zaklęcie. Symbol wyparował czarnym dymem, który rozrzedził się w powietrzu, oplatając ciało czarodziejki formą przezroczystego klosza, ledwie widocznego na pierwszy rzut oka. Jeżeli potrzebowała czegoś na tych ziemiach, było to zaklęcie ochronne. Kąpiel była druga w kolejności, niestety w aktualnych warunkach trudno było o nią, więc musiała zadowolić się prostą misą z wodą.
Zaczęła zmywać z siebie resztki popiołu oraz brudy minionego dnia. Woda była nieprzyjemnie zimna, ale swoje zadanie spełniała. Obmywając ciało, zastanawiała się, co będzie dzisiaj robić, kiedy już sprawdzi posąg i zje pierwsze danie dnia. Prawdopodobnie wybierze się w poszukiwanie tutejszych ziół. |
| |