Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2016, 21:19   #120
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Jednooki tym razem nie miał swojego napierśnika. Zamiast tego ubrany był w sznurowaną koszulę, której rękawy podciągnął do łokci. Snuł się po dworku Honoraty jakby nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ale po poprzedniej nocy nie tylko on czuł się nieswojo w tym jakże nietypowym towarzystwie. Młodą Brujah znalazł na drodze do jego własnych komnat - widać ona chciała z nim porozmawiać.
Mimo tego że upłyną cały dzień, to dziewczyna wyglądała jakby w ogóle nie spała. A jednak stąpała pewnie przed siebie, jakby niesiona jakąś dziwną siłą.
- Panie Jaksa, ja… - zawiesiła głos. – Wiem że proszę o wiele, ale chciałabym z Panem porozmawiać. Na osobności.
Wprawne oko Jaksy od razu dostrzegło brak błękitnego klejnotu, który od tygodni wisiał u szyi dziewczyny.
- Chodź dziecko - odwrócił się i ruchem dłoni wskazał swój pokój. Wewnątrz pod ścianą leżał siennik. Pod drugą ścianą stał prosty drewniany stolik i dwa krzesła przywodzące na myśl chłopską chatę dużo bardziej niż piwnicę na dworku szlachcianki. W rogu leżał napierśnik i juki, w których znajdował się cały dobytek rycerza.
Odsunął jedno z krzeseł robiąc miejsce wampirzycy, a sam zajął miejsce po drugiej stronie. Łokcie oparł o stolik, a ręce splótł na wysokości twarzy. Jego postura wydawała się ogromna, a stolik jeszcze mniejszy niż był.
Zofia nie skorzystała z oferty, i zamiast usiąść na krześle, stanęła obok stołu.
– Panie Jaksa, ja.. – zawiesiła głos.
Opadła na kolana i przycisnęła czoło do ziemi.
– Jest mi tak bardzo, bardzo przykro! Sprawiłam że zrobił Pan coś okropnego wbrew sobie! A wszystko przez to że w gniewie nie pomyślałam co mówię! Przepraszam! Przepraszam, przepraszam, przepraszam! I błagam o wybaczenie!
Jednooki patrzył na nią przez chwilę. Postronny mógłby się zastanawiać, czy delektuje się patrząc na młodą dziewczynę leżącą u jego stóp, czy też raczej jest na tyle zaskoczony, że najzwyczajniej w świecie nie wie co zrobić. Trwał tak w milczeniu, aż w końcu pochylił się i położył dłoń na jej ramieniu.
- Wstań dziecko. Chciałaś porozmawiać. Nie czyścić podłogę w mojej samotni.
Dziewczyna podniosła się powoli, ale wzrok dalej wlepiała w ziemię. Poczucie winy i żal wypisane miała na twarzy, i nawet bez Auspexu jednooki wiedział, że jej słowa płyną z serca.
Nie odezwała się, czekając co powie dalej.
- Usiądź, proszę - wskazał krzesło naprzeciw, choć do końca nie był pewien czy gest dojrzała, czy raczej powinien zaproszenie wypisać na klepisku.
Dziewczyna posłusznie usiadła, więc jednak nie musiał uciekać się do tak radykalnych rozwiązań.
- Każdy z nas ma w sobie to czego się wstydzi. Każdy z nas ma cząstkę czegoś, co może zabrać nam panowanie nad sobą. Wybacz… powinienem lepiej nad sobą panować. Ty zaś… - na chwilę zamilkł.
- Ty zaś, musisz wiedzieć, że tacy jak my, mogą czasem stracić nad sobą panowanie. I wtedy może nie być tam primogenki o szybkości błyskawicy. Może nie być tam rycerza w lśniącej zbroi, który własna piersią cię osłoni. Może nie być tam Węgra, który mocą krwi wprost do bestii przemówi. Z wczorajszej nocy naukę wyciągnąć musisz. Inaczej nie będzie żadnego pożytku z mojej hańby i twoich bezpodstawnych zarzutów - głos wampira był kompletnie obojętny. Jak gdyby opowiadał o cyklu pór roku, lub innych odwiecznych prawdach, na które żadne z nich wpływu mieć nie mogło.
Dziewczyna słuchała ze spuszczoną głową, bez słowa wpatrując się w położone na kolanach dłonie.
Dopiero pod koniec zacisnęła ja lekko.
– Odezwałam się bez namysłu. Przepraszam. Czy jest coś, co mogę zrobić by mi Pan wybaczył?
- Cóż tobą kierowało? Zazdrość? Zawiść? Gniew? - dopytywał jednooki.
– Złość. I… Zawód. – wyszeptała. – Panie Jaksa… Przepraszam Pana raz jeszcze, także za to, co zaraz powiem. I modlę się o to że znajdzie Pan w sercu siłę, by wybaczyć mi słowa, które padną teraz z moich ust. – W końcu podniosła wzrok. Piwne oczy skrywały determinacje tej drobnej. – Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Pana w Krakowie, odczułam… Ulgę. Zobaczyłam człowieka Boga, kogoś kto będzie stał na straży wszystkiego co święte, kto będzie czuwał nad nami, pilnował byśmy nigdy nie zeszli z właściwej drogi. Kto będzie myślał nie o interesach, nie o władzy, a o dobru zwykłych ludzi, którzy tak często padają ofiarą … Nas. Wampirów. -odruchowo uciekła wzrokiem na bok, ale zaraz znów spojrzała na Wampira. Jej postawa, mimo pozornej pokory, emanowała zaciętością.
– Ale od kiedy wyruszyliśmy, zawsze kiedy liczyłam że zabierze Pan głos w obronie tego co właściwe, Pan zdawał się być zajęty… Innymi rzeczami. – lekki rumieniec wystąpił na jej policzki, ale nie powiedziała na głos co miała na myśli. Nie żeby musiała. – Tak więc kiedy przyprowadził Pan do nas Panią Olgę, osobę którą, może niesłusznie, postrzegałam za ucieleśnienie grzechu, z jej… – zarumieniła się jeszcze bardziej. - … Sposobem bycia… Poczułam się… Zdradzona. I kiedy wystąpił Pan w jej obronie, nie potrafiłam powstrzymać gniewu.
Zamilkła, pozwalając mu przyswoić wszystko co właśnie powiedziała.
- Ciężko oceniać postępki innych, nie mając wglądu w całą sytuację. Nie winię cię za to. Chociaż nie jestem ci winien żadnych wyjaśnień, to spróbuję, byś wyciągnęła nauki na przyszłość - zmierzył swym jednym okiem wampirzycę.
- Ta, która mianuje się Olgą jest silnym wampirem. Nie dziwi więc, że Wilhelm chcąc zapewnić sobie i nam stabilną pozycję szuka silnych sojuszników. Dlatego też poprosił mnie, żebym ją ochraniał. Choć zapewniam cię, ochrony nie potrzebowała żadnej. Tak naprawdę miałem jej pilnować. Gdyby to zależało ode mnie, to nadal byłbym w Smoleńsku i tam na miejscu śledziłbym każdy jej krok. Ale, że chciała się spotkać osobiście z Koenitzem, toteż wróciłem tutaj przy jej boku.
Jednooki odchylił się na swoim krześle.
- Jesteśmy wampirami. Nieśmiertelnymi sługami Bożymi. Nie możemy myśleć kategoriami chwili. Musimy realizować boskie plany przez lata, albo i dekady. Zwróć uwagę do czego doprowadził twój pochopny osąd. Obraziłaś mnie. Wyciągnęłaś bestię na światło dzienne. Ktoś mógł ucierpieć, czego ani ja, ani z pewnością ty nie chcieliśmy. Co więcej, moglibyśmy stracić sojusznika, podkopać pozycję Wilhelma. Teraz, gdy jest niestabilna. Myśl perspektywicznie. Patrz w przyszłość. - W końcu przerwał i patrzył na wampirzycę chcąc sprawdzić, czy jakąś naukę z tego wyciągnęła.
Twarz Zofii zachmurzyła się. Ale jakie myśli biegły skryte za tymi młodymi oczami, Jaksa powiedzieć nie potrafiła.
- … Patrzę w przyszłość. I jedyne co widzę, to rzekę krwi. – odparła w końcu. – Panie Jaksa, nie jestem ślepa, i umiem liczyć, nawet jeżeli nie za dobrze. Patrząc na to jak idą sprawy… Boję się, że nasza obecność tutaj doprowadzi tylko to jeszcze większego rozlewu krwi. I poprzysięgłam sobie, że zrobię co w mojej mocy by do tego nie dopuścić. – odwróciła wzrok, na krótką chwilę. Po chwili znów patrzyła mu w oczy – Miałam nadzieje że pomimo tego co się wydarzyło, pomoże mi Pan w tym.
- Nie żywię urazy, boś młoda i niedoświadczona. Wiedz też, że Bóg nie miałby interesu w jakiejkolwiek twej krzywdzie -
na moment zamilkł, po czym zdał sobie sprawę, że to co miał na mysli nie jest tak oczywiste i objaśnił - Zatem i ja nie mam interesu w twej krzywdzie. Pomocą służę i Wilhelmowi jestem wierny.
- A co z krzywdą Gangreli i Tzimicse? Czy w ich krzywdzie Bóg ma interes?
Jej głos zhardział.
- Dziecko, Bóg jest miłosierny. Nie ma interesu w niczyjej krzywdzie. Ale pismo naucza nas, że czasem konieczne jest wymierzenie kary. Czy to strącenie Lucyfera, czy też ognisty deszcz spadajacy na Sodomę i Gomorę. Czy choćby potop, który oddzielił gorliwych wyznawców jakim był Noe i jego rodzina, od zatwardziałych grzeszników. Wiedz, że my jesteśmy jeno narzędziami w jego wielkim planie. No bo czy woda była wcieleniem zła, gdy zalewała grzeszników? Czy deszcz ognia był zły? Kary są konieczne. Kształtują charakter.
- A jakich zbrodni winni są kniazie Smoleńska, poza tej że stoją na drodze ambicji Wilhelma? I jaka kara spotka nas, za to że przestąpimy progi ich domostw, zapewniając o swojej przyjaźni i współpracy, tylko po to by wbić im sztylet w serce gdy tylko nadejdzie ku temu stosowna okazja?
Jaksa zacisnął mimowolnie palce. Najwyraźniej tok rozumowania dziewczyny mu się nie podobał.
- Czy zatem sądzisz, że Mojżesz nie powinien wyprowadzać narodu wybranego z Ziemi Egipskiej? Tylko dlatego, że naruszył tym prawo gościnności? Zabierając Egipcjanom ich własność? Wszak niewolni byli dla nich niczym rzeczy. Może istnieje szansa, żeby obu nawrócić. Jednak, żeby nie skakali sobie do gardeł muszą czuć nad sobą majestat kogoś silniejszego. I to właśnie rola Wilhelma. - Jednooki przechylił głowę i spojrzał czujnie na wampirzycę - Od kiedyż to ambicja Wilhelma stała się dla Ciebie przeszkodą dziecko?
– Od kiedy przestała być narzędziem do celu, a stała się celem sama w sobie.
Nie ulękła się przeszywającego spojrzenia Torreadora, dalej spoglądając mu prosto w oczy… oko.
– Pan Haszko twierdzi że nad Smoleńskiem wisi klątwa. Klątwa która żywi się krwią, i która sprawia że do krew przelewana będzie już zawsze. I podobno jest w nas. Nie wiem czy jest to prawda ale… Ale boję się, że nikomu już nie przeszkadza wizja zabijania za księstwo Wilhelma. A jak dobrym księciem by nie był… To nie mogę się zgodzić na to by zasiadł na tronie zbudowanym z krwi. I jeżeli to czyni mnie jego… Lub Pana wrogiem, to niech tak będzie.
- Dlatego nie nosisz już szafiru od niego? Ten kamień, to był szafir, prawda? - drążył rycerz.
- Eeee, Lazuryt, chyba? – odparła wybita z rytmu. Nie bardzo wiedziała co to ma do rzeczy.
- Lazuryt - powtórzył, jakby pierwszy raz usłyszał to słowo.
- Jaki zatem masz plan? Co chciałaś nam przekazać wczoraj na spotkaniu? Jak powinniśmy postąpić wedle twej opinii?
Teraz to już zupełnie zbił ją z tropu
- Eeee… Nie mam żadnego konkretnego planu. Spotkanie miało być takie ogólne… Ostrzec wszystkich przed Olgą… Porozmawiać o Ravnos… O tym co powiemy Miszce jak już do niego pojedziemy… Długi czas nie było okazji porozmawiać, to pomyślałam że by się przydało… A teraz to bardziej… Deklaracja intencji…
Jednooki kiwnął głową ze zrozumieniem.
- I co powiemy Miszce? Wilhelm dowódcą, my jego świtą. Olga jest niebezpieczna, ale o tym wiemy. A co z Ravnosami?
- Zobaczyłam jedną w Smoleńsku, ale… Uciekła mi zanim zdążyłam porozmawiać. Ukrywają się chyba, bo Pani Salome nic na ten temat nie widziała.
- I co? Widzisz w nich sojuszników, czy wrogów? Szlachetnych, czy grzeszników? Powinniśmy trwonić siły na nawiązanie kontaktu z nimi, czy też podążać własną ścieżką i czekać na ich ruch? - Rycerz zdawał się sprawdzać dziewczynę
- E, skąd mam wiedzieć… - Zofia cofnęła się pod nawałem pytań – Dziewczynę widziałam tylko raz… I chyba ją przestraszyłam. Ale wydawała się… Miła. –
Nie wchodziła w szczegóły.
- Z pewnością nie zaszkodziłoby pozyskać więcej przyjaciół.
- A jeśli to tylko pozór? Jeśli okażą się większym zagrożeniem niż Olga?
- Jeżeli służą diabłu… Lub jeżeli oddali się bestii… To zrobię to, co będzie trzeba by chronić nas i mieszkańców Smoleńska. – odparła z ponurą determinacją, która zawstydziłaby niejednego inkwizytora.
I którą kompletnie zrujnował lekki uśmieszek, jaki zagościł na jej twarzy gdy przypomniała sobie kotka z tamtej nocy.
- … Ale nie wydaje mi się żeby coś nam z ich strony zagrażało.
- Pamiętaj, żeby nie dokonywać pochopnych ocen. Myślę, ze powinnaś wrócić do noszenia lazurytu. Podkreślał twoje oczy. A przy Wilhelmie powinien być ktoś silny moralnie. Ktoś, kto pociągnie go za rękę we właściwą stronę, gdybyśmy znaleźli się na rozstajach.
- A co Pan będzie w tym czasie robił? - zapytała cicho. – Czy nie to właśnie powinno być Pana rolą?
- Ja drogie dziecko jestem prostym żołnierzem. Wilhelm jest mym dowódcą. Nie jest rolą żołnierza kwestionowanie rozkazów. Ty zaś… - zawahał się.
- Ty masz coś, czego on pragnie. Wampir który raz zasmakował krwi innego wampira instynktownie szuka tej więzi jaka się wtedy tworzy.
W dłoni rycerza pojawił się zdobiony pierścień, który jednooki obracał w palcach.
- Pomyśl o tym. I pomyśl, że są wśród nas też tacy, którzy gdy zauważą to co ja, będą chcieli wywrzeć wpływ na Wilhelma. Taka Olga dajmy na to. Co byś czuła, gdyby w swym pociągu do grzechu ofiarowała Wilhelmowi swoją krew?
Pierścień przeskakiwał między palcami jednookiego.
- Ja… Co? – dziewczyna wydawała się szczerze zbita z tropu. – Wilhelm nie... Nie rozumiem o czym Pan mówi. – pokręciła głową – Chyba.. Chyba inaczej patrzymy na więzy krwi… Dla mnie… Dla mnie to coś co może wiązać rodzica z dzieckiem… Albo Mężczyznę z Ż-żoną… I to kobieta powinna pić pierwsza, to przecież Żona wspiera Męża, a Mąż otacza ją opieką. I nie jest to… Nie jest to coś to czego powinno podchodzić się lekko.
Odchrząknęła, zasłaniając usta dłonią. Policzki spłonęły jej rumieńcem, widać było że wątek traktowała dość personalnie.
- I taka więź… To jednak symbol podporządkowania się… Wilhelm nigdy nie zaakceptowałby krwi od kogoś tak niegodnego zaufania jak Olga… Jako Książę w ogóle nie powinien od nikogo jej akceptować. Obowiązkiem księcia jest działać w interesie wszystkich na swojej domenie, a nie tylko jednej osoby.
Jednooki skinął głową. Tym razem nie skomentował jej słów. Ciężko było powiedzieć, czy przyznał jej rację, czy raczej stwierdził, że Zofia nie jest gotowa.
- Przemyśl to dziecko. I pamiętaj, że świat nie jest czarny i biały. Na wiele pytań nie ma jednej słusznej odpowiedzi.
Zosia nie odpowiedziała. Nie wydawała się specjalnie przekonana do filozofii templariusza, i chyba nie bardzo rozumiała co próbował jej przekazać między wierszami.
- Chyba jestem winna Panu jeszcze jedne przeprosiny. Wygląda na to że… Pomyliłam rolę, którą zdecydował Pan się odgrywać, z tym co naprawdę dla Pana ważne. Oczekiwała od Pana bycia kimś kim nigdy Pan nie był, i potem wpadłam w złość gdy nie mógł Pan temu sprostać. Przepraszam.
Jedno oko zatrzymało się na twarzy dziewczyny i świdrowało ją uważnie. Wzrok krzyżowca był zimny, a gdzieś na jego twarzy było widać powoli narastający gniew. Dziewczyna nie odwróciła wzroku, twardo patrząc mu w twarz.
- Nie oceniaj pochopnie. Ale muszę przyznać ci rację. Nigdy nie byłem i nie będę tym, za kogo mnie mają. Ty masz mnie za miłosiernego opiekuna, który w imię Boga będzie nawracać ludzi. Podczas gdy wychowałem się w duchu krucjat. Innowierców winno się tępić, żeby zrobić miejsce pod jedyną słuszna wiarę - dłoń zacisnęła się na pierścieniu.
- Władcom zaś należy oddawać hołd. Nie wpływać na nich. Jeno radzić. Każdy jest ojcem swoich wyborów. Jeżeli na pożegnanie przyjmiesz ode mnie ostatnią radę, to proszę - zacisnął na chwile szczękę - egzystuj tak, żebyś nigdy nie żałowała.
- Właśnie to próbuje teraz robić. – przytaknęła.
- A Wilhelm… Wilhelm… Wilhelm nie synem Boga. Nie jest bez skazy. Myślę… Myślę ze mógłby być wspaniałym księciem… I mógłby tez być potwornym księciem. I jeżeli nie my zadbamy o to by stał się tym pierwszym… To kto?
Zamilkła na chwilę, wahając się wyraźnie.
- … I gdy ostatnio rozmawialiśmy o kwestiach… Ludzi innej wiary… Pana postawa była… Inna.


– Ah-haha, muszę przyznać... – kontynuowała niezręcznie. – Że spodziewałam się... Bardziej... Um, gorliwych... Słów, od Bożego Wojownika. – wyjaśniła.
- Gdyby z nauki Boga wynikało, że mamy palić niewiernych, to pół świata musiałbym podpalić. Zapewniam panienkę, że moja wiara nie byłaby wtedy gorliwsza.
Wampirzyca zmarszczyła brwi, pogrążając się w głębokim zamyśleniu. To co mówił Jaksa było... Inne od tego co usłyszała na Prusach.
- … Um, to... Jak by Pan postępował... Z niewiernymi ?
- Każdemu trzeba dać szansę. Szansę na nawrócenie - mówił spokojnie.



Ale nie powiedziała nic więcej.
- Teraz wybacz. Chciałbym się pomodlić - powiedział, po czym wstał odsuwając krzesło.
Dziewczyna zwiesiła głowę, i posłuszne udała się do wyjścia.
W drzwiach jednak zatrzymała się na chwilę.
- Czy… Czy jest coś, o czym chciałby Pan porozmawiać, panie Jaksa? – zapytała trochę speszona.
… Chyba tylko Zosia potrafiła kogoś obrażać przez cały wieczór, a potem wyciągnąć przyjacielską dłoń i łudzić się, że druga osoba ją przyjmie.
Patrzył na nią, jak gdyby zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Jak gdyby w głowie toczył sam ze sobą bitwę. Czy podzielić się z nią doświadczeniem wiekowego wampira. Pokazać jej jak skomplikowany świat może być, czy też rzucić się i rozerwać ja na strzępy tak jak stoi w progu jego samotni. Z jednej strony miała w sobie coś, co kazało roztaczać wokół niej opiekę. Z drugiej… rycerz czuł, że z każdą chwilą jego bestia wychodzi coraz bliżej powierzchni. W końcu pomachał przecząco głową.
- Nie… to wszystko. Bywaj.


Wiekowy wampir leżał na swym sienniku. Cały czas miał otwarte oko, które beznamiętnie wlepiał w sufit. Ostatnie noce przyniosły wiele emocji. Zmienił połowę swoich ludzi w ghule. Druga połowa za to wkrótce zacznie knuć za jego plecami. Do tego Zofia. Smarkula, która wyciągnęła z niego bestię. Czuł ją cały czas. Niczym wąż w rajskim ogrodzie. Czuł jego pełzanie pod skórą. Zastanawiał się, czy to dlatego, że pił z Sarnai? Od tego się zaczęło. Do tamtej chwili Zofia widziała w nim strażnika Porządku i Wiary.
Przewrócił się na bok i wpatrywał w ścianę.
Ile miała lat ta smarkula? Od kiedy była wampirem? Była niczym. Pyłem na wietrze. Czemu się nią przejmował? A może się nią wcale nie przejmował? Może szukał cały czas czegoś co odciągnie jego myśli od Tatarki?
Milos był na tropie spisku związanego ze świętym reliktem. Giacomo zaś jednoznacznie twierdził, że Kainici mają swoje relikwie. Swoje. Bez udziału świętych. Bez udziału Boga. Włoch, który miał być dlań ostoja wiary namawiał Jednookiego, żeby się od tej wiary kompletnie odwrócić.

W cichym pokoju rozniosło się zgrzytnięcie zębów. Nic nie było takie jakie miało być. Co jeżeli relikt na który natrafili jest wypaczony? Słyszał w głowie głos anioła. Ale czyż Niosący Światło nie był aniołem nim Bóg wymierzył mu karę. W ciągu kilku nocy ci, którzy byli mu obojętni jak Zach stali się sojusznikami. Ci zaś, których miał za swych najbliższych krewniaków postanowili mu wbić nóż w plecy. Nic już nie będzie takie samo. Nic.

Nadal miał zobowiązania do wypełnienia. Obiecał. Musiał znaleźć kryjówkę na jej powrót. Otworzył dłoń. Już nie znalazł tam różańca. Tym razem był tam jedynie pierścień, który był jedyną pamiątką po Tatarce. Nie wiedział, czy to Wąż kierował myśli ku niej. Czy też Zosia w swoim wywodzie o tym, że miała go za kogoś innego przypomniała mu o niewypełnionych obietnicach? Pięć wieków spokoju i teraz na ruskiej ziemi kocioł w głowie.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline