Anbar nie odzywał się do innych, kiedy siedzieli w celi, słuchając ponuro połajanek brata i skubiąć wściekle okazałą brodę. Zostali pojmani w niewolę jak ostatnie łotrowskie łachudry, jak on mógł do tego dopuścić? I co najgorsze, Blod zginął, nawet nie zadbano o jego odpowiedni pogrzeb na tej przeklętej, obcej ziemi...
Jego brat miał dużo racji, ale czy mógł pozwolić żeby zdrada odwiecznych praw gościnności i porwanie jego towarzyszki broni przez karczmarza uszło skurwielowi płazem. Widział, że jego sprytny braciszek ma ciągle dostęp do swoich magicznych mocy i zmyślnie korzystał z nich żeby wytwarzać użyteczne przedmioty. Nigdy chyba nie doceniał Oskara, może sytuacja nie była wcale stracona...zacisnął pięści i wyszeptał na imię Moradina przysięgę krwawej zemsty na wiedźmie, która była odpowiedzialna za śmierć Bloda i ich pohańbienie.
Skinął głową, dziękujać Tupikowi, kiedy ten go rozwiązał. Podążył sceptycznie za niziołkiem wzrokiem w stronę kloaki.
- Myślisz, że moglibyśmy tędy się wydostać, zmieścimy się tam?... Może by uwolnić więźniów z innych cel, stworzyć większy chaos.