-
Foigan?- gospodarz zmarszczył czoło z zdziwienia -
Foigan był tu tylko przejazdem.- wziął głęboki wdech. Najwyraźniej już tęsknił za pękatą sakwą brodacza z południa -
Szukał brata. Ponoć trafił na jakiś trop i wczoraj w nocy ruszył w dalszą drogę. Został jednak jego kompan - półork Brogo. Możesz z nim pogadać, ale nie wydaje mi się, żeby chciał mieć cokolwiek wspólnego z rycerzem. Bez urazy, to po prostu silny duchem osobnik, który nie lubi podlegać żadnym zasadom.- wzruszył ramionami -
Poszedł gdzieś rankiem w cholerę, ale ma opłaconą izbę do jutra, więc pewnie będzie wieczorem sączył wino i palił fajkowe ziele.- wyjaśnił. Venora podziękowała gospodarzowi za informacje, a następnie pożegnała się z bratem i udała do świątyni.
Słońce leniwie opadało w stronę horyzontu, zwiastując piękny i bezchmurny wieczór nad Suzail. Rycerka pokonała drogę przez spokojny o tej porze dnia rynek i wróciła na odgrodzony od górnego miasta teren Helmitów. Wartownicy z pod znaku Czujnego oka, skinęli jej grzecznie głowami nie robiąc żadnych problemów z przepuszczeniem przez bramę świątynną. Gdy dotarła na główny plac, ujrzała nieopodal budynku koszar wyczekującego ją półelfa z warsztatu Bardocka. Mężczyzna siedział na brukowanej kostce w cieniu muła, na grzbiecie którego przyniósł owiniętą w płótno zbroję.
-
Niech łaska Ilmatera spływa na ciebie każdego dnia.- powitał ją unosząc przy tym dłoń -
Nie martw się. Nie czekam długo.- uśmiechnął się, po czym wstał i wyszedł rycerce na przeciw.
Niedługo później Venora miała elfi pancerz w swojej celi. Z zapartym w piersi tchem odsłaniała kolejne, naoliwione elementy zbroi podziwiając każdy detal. Smaczku i podniecenia dodał drugi pakunek. Również zwinięty w płótnie, półtoraręczny miecz. Ostrze nie różniło się niczym szczególnym od przeciętnego miecza, choć miało idealnie wyważony środek ciężkości. Jedyną rzeczą, która charakteryzowała oręż były tajemnicze i nie do rozpoznania runy. Venora chwilę przyglądała się symbolom, lecz nie była w stanie ich z niczym skojarzyć.
-
Dobra robota co?- zagaił stolarz -
Złap w garść. Poczuj, jak wygodnie się go trzyma. Jakby był przedłużeniem twojego ramienia- zachwalał patrząc z podziwem na miecz -
Jestem tylko prostym rzemieślnikiem, ale kiedyś uczyłem się walki wręcz. Dobrze, że będzie użytkowany przez kogoś godnego- dodał na koniec.
Półelf zamienił z Venorą jeszcze kilka słów, po czym odszedł w swoją stronę nie trwoniąc jej ostatnich wolnych chwil. Czuła, że wyprawa, która ją czekała odciśnie wielkie piętno na jej życiu. Czasem nawet łapała się na rozważaniu, czy w ogóle to przeżyje. Szybko jednak wtedy sobie przypominała, że będzie z nią Arthon i cały oddział piechurów, gotowych stanąć w obronie swej dowódczyni. Venora przeganiała mroczne myśli budzące lęk i zwątpienie.
Godzina jeszcze była młoda. Za oknem z swej celi, gdzie widok padał na górne miasto i fragment muru do królewskiego zamku widziała jak zmęczeni i strudzeni życiem mieszczanie udają się do szynków i gospód by przepijać ciężko zarobione srebrniki, śpiewać lub obstawiać zakłady. Wszystko byle zapomnieć o troskach codziennego życia.