Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2016, 18:39   #91
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
11 Eleasias, wczesne popołudnie

Drużyna Rockseekera i jej potencjalni towarzysze rozeszli się po Phandalin. Piącha zaś siedziała w ruinach jakiegoś domostwa, karmiąc Valko i opatrując swoje rany. Będąc przy złocie mogła skorzystać z opieki kapłanki, lecz póki co nie zbliżała się do centrum miasta. Jorisa tez nigdzie nie było widać, a do wieczora - i stypy, na którą ją zapraszał - było jeszcze daleko; słońce stało wysoko. Nieliczni ludzie, który kręcili się po osadzie, przyglądali się podejrzliwie półorczycy, ale nikt nie wchodził w konfrontację. Wyglądało na to, że będzie miała spokój.


Tymczasem tropiciel rozsiadł się w gospodzie, starym i wypróbowanym sposobem płacąc jedzeniem i piciem za informacje. Mężczyzna, do którego się przysiadł wyglądał jakby tego potrzebował. Zresztą gdyby był porządnym jegomościem to o tej porze siedziałby przy robocie, a nie nad kuflem piwa.
Od słowa do słowa Joris łatwo rozwiązał język Durana, bo takim mianem przestawił się jego rozmówca. Większość pytań tropiciela rozśmieszyła górnika, choć Joris zauważył, że ten pokrywa czasem śmiechem swoją niewiedzę. Rzecz jasna kopalnia nie miała właściciela - gdyby tak było nie kopałby tam przecież kto popadnie, a i miasto byłoby chronione. Dawniej ponoć rządziły nią pospołu krasnoludy, gnomy i ludzie, ale to musiały być bajki, bo kto to widział taki dziwaczny pakt. Na pewno tylko tam brodacze rządzili, to widać po robocie; nawet stęple się jeszcze trzymają, choć wieki minęły. A wiadomo, że jak krasnolud wyniucha złoto to nikomu nawet okruszka nie odda i Rockseekerowie nie byli wyjątkiem. Chodziły plotki, że znaleźli coś WIELKIEGO, bo na przodek wychodzili pierwsi i wracali ostatni by nikt ich nie śledził, szeptali wciąż między sobą, ale pary z gęby nie puścili. Żadnego z nich nie widział od wielu dni, a wieść o porwaniu zdumiała go bardzo. Jasne, w kopalni można było spotkać wszelkiego rodzaju tałatajstwo, ale nic ponad normę.
Pytanie o ochronę wywołało kolejny wybuch wesołości podchmielonego już Durana. W Phandalin były trzy sklepy na krzyż: Barthena, kompanii Lionshield i skup górniczy prowadzony przez Halię Thornton. Kopalnia nie była oficjalnie otwarta, więc nie przynosiła zysków dla miasta. Każdy mógł ryć gdzie popadnie, więc niby za co kupcy mieliby utrzymywać ochronę? Do tego kopalni? Toż własnego interesu przed Czerwonymi obronić nie potrafili! Duran aż zapluł się ze śmiechu, choć szybko ucichł i rozejrzał się czujnie, czy jakiś oprych za takie gadanie nie da mu w mordę. Tutaj ludzie nie śmiali się z Czerwonych.

Gdy Joris był pewien, że już nic nie wyciągnie z niespełnionego poszukiwacza złota, pojadł sobie i opłacił pokój. Już miał iść do kapłanki Tymory by uleczyć resztę ran, gdy drzwi karczmy odtworzyły się i stanęła w nich Anna, niosąca swoje niewielkie zakupy. Niedługo po niej zjawił się również i Marduk, który chyba - sadząc z tego jak emablował wiotką szlachciankę na trakcie - zapałał do Anny afektem. Albo szukał kogoś, kto by mu ogrzał łoże po długiej wędrówce nie wiadomo skąd. Na końcu do gospody wparowały Turmalina i Yarla.

Zadowolony z ruchu w interesie o tak wczesnej porze Stonehill cicho polecił żonie naszykowanie większej niż zwykle ilości jedzenia, a dzieciaki posłał po wodę do balii. Nie prowadził tego interesu długo, ale wiedział już, że kobiety i elfy bardzo lubili kąpiel.


W międzyczasie Torikha spacerowała sprawdzając, czy nikt nie potrzebuje kapłańskiej posługi. Na szczęście w miasteczku panował spokój; tylko kilka osób podeszło do niej pytając o krasnoludzice, z którymi rankiem widziano półelfkę. Nowe osoby w Phandalin zawsze zwracały uwagę, tym bardziej, że okolica była niebezpieczna. Torikha uspokoiła rozmówców - na tyle, na ile się zorientowała trójka pań nie stanowiła dla mieszczan zagrożenia; no chyba że któryś spróbuje podebrać krasnoludzicom piwo.

Wracając do domu zobaczyła nadchodzącego z drugiej strony Slidara Hallwintera. Rycerz miał kwaśną minę, ale na widok półelfki rozpogodził się.
- Dobrze się składa, właśnie chciałem odwiedzić światynię… czy raczej jej opiekunkę - skłonił się dwornie Torice i pozwolił zaprowadzić się do Garaele. Elfka zamieniła ze Slidarem kilka niezobowiązujących zdań, po czym uprzejmie wyprosiła Torikhę z pomieszczenia. Zdumiona takim obrotem sprawy dziewczyna z braku innego zajęcia udała się do gospody. Jeśli Marduk planował zajęcie się Czerwonymi przyda mu się pomoc; a przynajmniej przewodnik.

 
Sayane jest offline