Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-09-2016, 18:39   #91
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
11 Eleasias, wczesne popołudnie

Drużyna Rockseekera i jej potencjalni towarzysze rozeszli się po Phandalin. Piącha zaś siedziała w ruinach jakiegoś domostwa, karmiąc Valko i opatrując swoje rany. Będąc przy złocie mogła skorzystać z opieki kapłanki, lecz póki co nie zbliżała się do centrum miasta. Jorisa tez nigdzie nie było widać, a do wieczora - i stypy, na którą ją zapraszał - było jeszcze daleko; słońce stało wysoko. Nieliczni ludzie, który kręcili się po osadzie, przyglądali się podejrzliwie półorczycy, ale nikt nie wchodził w konfrontację. Wyglądało na to, że będzie miała spokój.


Tymczasem tropiciel rozsiadł się w gospodzie, starym i wypróbowanym sposobem płacąc jedzeniem i piciem za informacje. Mężczyzna, do którego się przysiadł wyglądał jakby tego potrzebował. Zresztą gdyby był porządnym jegomościem to o tej porze siedziałby przy robocie, a nie nad kuflem piwa.
Od słowa do słowa Joris łatwo rozwiązał język Durana, bo takim mianem przestawił się jego rozmówca. Większość pytań tropiciela rozśmieszyła górnika, choć Joris zauważył, że ten pokrywa czasem śmiechem swoją niewiedzę. Rzecz jasna kopalnia nie miała właściciela - gdyby tak było nie kopałby tam przecież kto popadnie, a i miasto byłoby chronione. Dawniej ponoć rządziły nią pospołu krasnoludy, gnomy i ludzie, ale to musiały być bajki, bo kto to widział taki dziwaczny pakt. Na pewno tylko tam brodacze rządzili, to widać po robocie; nawet stęple się jeszcze trzymają, choć wieki minęły. A wiadomo, że jak krasnolud wyniucha złoto to nikomu nawet okruszka nie odda i Rockseekerowie nie byli wyjątkiem. Chodziły plotki, że znaleźli coś WIELKIEGO, bo na przodek wychodzili pierwsi i wracali ostatni by nikt ich nie śledził, szeptali wciąż między sobą, ale pary z gęby nie puścili. Żadnego z nich nie widział od wielu dni, a wieść o porwaniu zdumiała go bardzo. Jasne, w kopalni można było spotkać wszelkiego rodzaju tałatajstwo, ale nic ponad normę.
Pytanie o ochronę wywołało kolejny wybuch wesołości podchmielonego już Durana. W Phandalin były trzy sklepy na krzyż: Barthena, kompanii Lionshield i skup górniczy prowadzony przez Halię Thornton. Kopalnia nie była oficjalnie otwarta, więc nie przynosiła zysków dla miasta. Każdy mógł ryć gdzie popadnie, więc niby za co kupcy mieliby utrzymywać ochronę? Do tego kopalni? Toż własnego interesu przed Czerwonymi obronić nie potrafili! Duran aż zapluł się ze śmiechu, choć szybko ucichł i rozejrzał się czujnie, czy jakiś oprych za takie gadanie nie da mu w mordę. Tutaj ludzie nie śmiali się z Czerwonych.

Gdy Joris był pewien, że już nic nie wyciągnie z niespełnionego poszukiwacza złota, pojadł sobie i opłacił pokój. Już miał iść do kapłanki Tymory by uleczyć resztę ran, gdy drzwi karczmy odtworzyły się i stanęła w nich Anna, niosąca swoje niewielkie zakupy. Niedługo po niej zjawił się również i Marduk, który chyba - sadząc z tego jak emablował wiotką szlachciankę na trakcie - zapałał do Anny afektem. Albo szukał kogoś, kto by mu ogrzał łoże po długiej wędrówce nie wiadomo skąd. Na końcu do gospody wparowały Turmalina i Yarla.

Zadowolony z ruchu w interesie o tak wczesnej porze Stonehill cicho polecił żonie naszykowanie większej niż zwykle ilości jedzenia, a dzieciaki posłał po wodę do balii. Nie prowadził tego interesu długo, ale wiedział już, że kobiety i elfy bardzo lubili kąpiel.


W międzyczasie Torikha spacerowała sprawdzając, czy nikt nie potrzebuje kapłańskiej posługi. Na szczęście w miasteczku panował spokój; tylko kilka osób podeszło do niej pytając o krasnoludzice, z którymi rankiem widziano półelfkę. Nowe osoby w Phandalin zawsze zwracały uwagę, tym bardziej, że okolica była niebezpieczna. Torikha uspokoiła rozmówców - na tyle, na ile się zorientowała trójka pań nie stanowiła dla mieszczan zagrożenia; no chyba że któryś spróbuje podebrać krasnoludzicom piwo.

Wracając do domu zobaczyła nadchodzącego z drugiej strony Slidara Hallwintera. Rycerz miał kwaśną minę, ale na widok półelfki rozpogodził się.
- Dobrze się składa, właśnie chciałem odwiedzić światynię… czy raczej jej opiekunkę - skłonił się dwornie Torice i pozwolił zaprowadzić się do Garaele. Elfka zamieniła ze Slidarem kilka niezobowiązujących zdań, po czym uprzejmie wyprosiła Torikhę z pomieszczenia. Zdumiona takim obrotem sprawy dziewczyna z braku innego zajęcia udała się do gospody. Jeśli Marduk planował zajęcie się Czerwonymi przyda mu się pomoc; a przynajmniej przewodnik.

 
Sayane jest offline  
Stary 02-10-2016, 11:40   #92
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Piącha przyglądała się jak Valko zajada się przysmakiem wyciągniętym z worka Aidyma i myślała o tym, jaki ten pies był dzielny. Prawdopodobnie stracił swojego pana (bo jego śmierci nie mogli być pewni), ale wrócił do pozostałych, których znał. Nie poddał się.
Półorczyca uśmiechnęła się i pieszczotliwie pogłaskała psiaka swoją wielką, zieloną łapą po futrzastym łbie.
- Dobry pies - powiedziała spokojnie, po czym rozsiadła się wygodniej i spojrzała w niebo.
Chmury płynęły leniwie po niebieskim sklepieniu, a słońce wisiało jeszcze wysoko. Miała mnóstwo czasu do wieczornej stypy, którą zaproponował Joris.
Zaczęła zastanawiać się czy warto było w ogóle pójść na to wydarzenie. Myśliwy wspominał coś o tym, że przez wzgląd na Valko warto byłoby jednak uraczyć ich swoją obecnością. Piącha spojrzała na psa. Owszem, był mądrym zwierzakiem, ale czy aż tak, by rozumieć, że spotykają się w gospodzie ze względu na potencjalną śmierć Aidyma? Być może. Nie mogła być tego pewna. Końcem końców jednak doszła do wniosku, że przecież całej nocy nie może spędzić przy ruinach jakiegoś domostwa, a i Valko należała się odrobina ciepła, zamiast snu pod gołym niebem.

Tak sobie rozmyślając o swoich najbliższych planach, Piącha przyuważyła kątem oka coś odrobinę niezwykłego, jak na typową miejską sielankę.
Grupki mężczyzn przechadzały się po mieście, zaczepiając ludzi czy też wchodząc do pobliskich domostw. Zauważyła również, że jedna z nich weszła do Barthena.
I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że coś Piąsze mówiło, że było to co najmniej podejrzane.
Cmoknęła więc na Valko, zarzuciła aidymowy worek przez ramię i leniwie ruszyła w stronę barthenowego domostwa, gdzie zamierzała przycupnąć przed wejściem, by być może coś podsłuchać albo zaobserwować coś więcej.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 02-10-2016, 21:33   #93
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Półelfka przywitała się skinieniem głowy z karczmarzem, po czym zamachała przyjaźnie do towarzyszy uśmiechając się szeroko. Wyglądało jakby była wiecznie wolna od problemów, lub wręcz nieświadoma ich istnienia, a może po prostu dobrze się maskowała?
Nie podeszła jednak od razu do stołu drużyny, podchodząc do szynku i zamawiając strawę w postaci jednej kanapki z masłem i kubka gotowanej wody ze świeżym igliwiem sosny.
Na więcej nie było jej stać. Toblen teatralnie przewrócił oczami na tak dziwaczne zamówienie, ale że znał półelfkę to podał co chciała (Tori podejrzewała, że igliwie trzymał wyłącznie dla niej), mimochodem wspominając, że jeden z synów paskudnie w nocy kaszlał. Cóż, handel wymienny był typowy dla kapłańskiej profesji - zwłaszcza poza dużymi miastami - i głównie dzięki temu Melune miała co jeść.
Kapłanka grzecznie podziękowała i zapłaciła za jedzenie, informując gospodarza, że może nazrywać młodych odrostów sosny i zasypać je cukrem, a gdy puszą sok, podać je chłopcu na złagodzenie ataku kaszlu. Obiecała też, że postara się wpaść i przebadać syna, ale niestety ma teraz na głowie klika dodatkowych obowiązków i nie wie czy się wyrobi. Karczmarz spochmurniał i kiwnął głową. Nie miał ochoty czekać tydzień aż syrop naciągnie; przez ten czas kaszel mógł zmienić się w zapalenie płuc.
Zabierając talerz i kubek Torikha podeszła do drużyny i usiadła przy stole obok, blisko nich.
- Pan Sildar jest u siostry Garaele, a gdzie wasza “wysoka” towarzyszka? - zagaiła zagryzając kanapkę.
- A skoczę po nią zaraz - szybko odparł myśliwy uśmiechając się szeroko na dosiąście się skromnej kapłanki do ich grona. Ruchliwe brązowe oczy błyskały mu tym charakterystycznym dla lekkiego podpicia blaskiem radosnej nietrzeźwości - Ale wprzód pewnym muszę być, że jak zniknę na chwilę to mi się nie porozłazicie. Co drużyna? Hej tam panie starszy! - zawołał na Tolbena, którego z jakiejś nie do końca zrozumiałej przez myśliwego przyczyny aż zatkało. Pewnie dlatego, że wiekiem był zbliżony do Jorisa, co albo umknęło uwadze podchmielonego tropiciela, albo ten zwyczajnie tak nauczony był wołać oberżystów, bez względu na ich wiek - Kolejka będzie tego waszego piwa! Dla wszystkich poza Anną i Torikhą. Im tego jabłkowego, słodkiego zajzajera. Na mój koszt pierwsza. A niech naszemu Aidymowi ziemia lekką, a prawą będzie. - Po czym czekając na trunek kontynuował by zdać relację z tego co się od Durana dowiedział - Rzec wam muszę, że dziwne to całe Phandalin. W kopalni górnicy kopią, a kopalnia oficjalnie zamknięta. Nie ma więc ani tych no… mistrzów kopania żadnych, ani kupców, którzy by ten majdan ogarniali. Każdy se tam włazi i wynosi po trochu co znajdzie, sprzedając zwykle jakiejś Halii Thornton. Miasto z tego nawet podatku nie potrąca. A to przecież coś jak takie górnicze kłusownictwo, prawda Turmalina? No, ale nie o tym. W kopalni tej phandalińskiej, gdzieś na jej końcach siedzą teraz bracia naszego Gundrena i - wyprostował się dumnie przed użyciem nowo zasłyszanego słowa - jak dzicy po tajemnie fedrują na przodku. Górnicy też coś gadają, że odkryli coś wielkiego, ale nikogo nie dopuszczają. Nikogo ponoć nawet nie skrzyknęli do pracy. Pomyślałem więc, że… żadnego sensu w szukaniu goblińskich zamków po kniei nie ma. Ten Pająk przyjdzie tu do nas ze swoimi goblinami i Gundrenem bardzo niedługo. A tu nawet komu bronić tego burde… emmm - spojrzał przepraszająco na Annę i Torikhę. Turmalina i Yarla jakoś uznał, że nie będą zgorszone porównaniem do tego przybytku - tego miasta nie będzie.
Złapał za przyniesiony właśnie kufel i wzniósł go wysoko dając innym też chwilę by uczynili to samo.
- No to zdrowie Aidyma! Na raz! I idę po Piąchę.


Oj coś słaba ta stypa będzie. Krasnoludzice siedziały nabzdyczone ze swoim piwem, Torikha zezowała z kwaśną miną na niego grzecznie acz chyba jakby z pobłażliwością. Anna też nie zanosiło się, że śpiewać będzie. Zostawał więc Marduk, złoty elf. Ale czy półork, elf i człowiek będą w stanie rozruszać usztywnione towarzystwo?
Też pytanie!

Pogwizdując, wyszedł z karczmy i skierował na miejski murek. Gdzie ostatnio widział Piąchę. No i oczywiście jej nie zobaczył. Uciekła? Nie.... niemożliwe. Powiedziała, że będzie czekać, a nie wyglądała na typ wierutnego kłamcy. Musiała gdzieś tu być. Ruszył na miasto rozejrzeć się za Piąchą.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 03-10-2016, 13:20   #94
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
11 Eleasias, wczesne popołudnie

Podczas gdy w gospodzie Stonehilla przypadkowo zebrana kompania próbowała z marnym skutkiem ustalić jakiś plan i kolejność działań Piącha niedbale zbliżyła się do sklepu Barthena. Na tyle niedbale na ile rosła połorczyca może to uczynić. Niewiele osób zwróciło na nią uwagę; zresztą już wcześniej Yaargush zauważyła, że większość mieszkańców miasta stanowili różnego rodzaju poszukiwacze skarbów, którzy przychodzili tu tylko po zapasy. Rodzin z dziećmi było niewiele. Ale sad i jedna farma, które dojrzała z pewnością nie mogłyby wyżywić nawet tak małej osady, nie mówiąc o warsztatach. Kuźnia, którą minęła była na prawdę malutka. Pewnie dlatego Gundren wybrał się aż do Neverwinter po zapasy i sprzęt. Grasujące po trakcie gobliny Cragmaw skutecznie odcinały teraz Phandalin od świata. Gdyby Piącha usłyszała, że trakt od strony Triboaru również jest zablokowany - i to przez orki! - zapewne zaczęłaby się niepokoić.

Póki co jednak w kręgu jej zainteresowań była grupa opryszków hałasujących w Towarach Barthena. Nie trzeba było dużego zrozumienia wspólnego by dojść do tego, że przyszli wymusić "opłatę za bezpieczeństwo". Czyli Barthen płaci i jest przed nimi bezpieczny... na jakiś czas. Piątka dość młodych mężczyzn "poczęstowała się" chyba też kilkoma przedmiotami ze sklepu, gdyż półorczyca usłyszała nieśmiały protest kupca i odgłos uderzenia. Chwilę później kroki bandytów skierowały się w stronę drzwi. Półorczyca miała do wyboru konfrontację - przestępcy z pewnością nie podarują sobie dręczenia zielonego mieszańca - lub rejteradę, zwłaszcza że kobieta zauważyła również Jorisa. Tropiciel nadchodził od strony ruin, w których wcześniej siedziała i wyraźnie jej szukał.
- Piącha! - zawołał radośnie myśliwy na jej widok - No gdzie Ty się podziewasz, co?
Szedł właściwie prosto, ale krok miał już trochę gibki jak przystało na wywiązującego się ze swych obowiązków karczemnego patrona.- Szukałem Cię. Chodźmy do karczmy…
Piącha spojrzała na Jorisa, potem na drzwi, a potem znowu na Jorisa. Musiała coś szybko zdecydować. Wciągnąć myśliwego w bójkę z podejrzanymi typami? A może dać sobie spokój i pójść wraz z Jorisem do karczmy, jak zresztą sobie postanowiła, zanim jej spokojne popołudnie się skomplikowało?
Warknęła coś pod nosem, pokręciła głową, po czym gwizdnęła na Valko i szybkim krokiem ruszyła na spotkanie Jorisowi.
- Dobra, my iść do gospoda - powiedziała, po czym chwyciła Jorisa za ramię i odwróciła go w drugą stronę. Zdecydowała się nie mieszać póki co w nie swoje sprawy. Zresztą, wciąż była ranna, a Joris ledwo trzymał się na nogach, niewiele by zdziałali. Obejrzała się jednak za siebie, coby w razie czego zapamiętać twarze oprychów.
Joris jednak jak przystało na człeka, który chciał się zwać myśliwym, wyczulony był na gesty i zachowania dzikich stworzeń. Tak tez i piachowe oglądanie się nie umknęło jego uwadze, a wbrew przeciwnie ustawiło w miejscu niczym łowczego, którego chart zwęszył zwierzynę. Zatrzymał się spoglądając zupełnie juz trzeźwo i bacznie w tym samym co ona kierunku. Patrzyła wyraźnie w stronę sklepu Barthena, z którego dochodziły jakieś hałasy, ale Joris nie mógł rozróżnić głosów.
- Zobaczyłaś coś?
- Nie - odparła sucho Piacha, kierując się w stronę gospody i zostawiając problemy kupca za sobą.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 06-10-2016 o 11:08. Powód: post graczy
Sayane jest offline  
Stary 04-10-2016, 11:05   #95
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Kapłanka grzecznie podziękowała za postawiony napitek, w ciszy i skupieniu przysłuchując się monologowi mężczyzny. Kim był Aidym i dlaczego pili jego zdrowie, skoro nie żył? Dlaczego tylko ona i Anna dostały jabłkowy cydr, który wszak był delikatniejszy od piwa, ale nieźle kopał octem? No i skąd mu się wzięło na gdybania na temat zamkniętej kopalni, nie wspominając już o podejrzliwym jąkaniu, jakby chciał coś ukryć?
Dziewczyna upiła łyczek kwaśnego trunku, aż jej usta wykrzywiły się w niepokojącą falbankę.
- Smaczne - skłamała, nie wiadomo po co, bo jej mina mówiła sama za siebie. - Jeśli prawdą jest, że ten… “Pająk” do was przyjdzie… warto by było rozpatrzeć wyjście mu na spotkanie, po za obręb miasta… tu są dzieci… - wtrąciła, niepewna jak zareagują na jej pomysł. Wszak mogliby go odebrać jak wyganianie z Phandalin.
-Nie- odpowiedziała rzeczowo ruda wojowniczka. Yarla zorientowała się, że kompani skupili wzrok na niej więc wzruszyła ramionami, upiła łyk piwa, które chwilę wcześniej sobie zażyczyła przy szynkwasie i znów się odezwała
-No nie i chuj- dodała wzruszając ramionami -Na otwartej przestrzeni nie mamy żadnych szans. Tu przynajmniej może uda się zgarnąć do walki jakiś ochotników, albo czort wie kogo jeszcze
-Jeśli mam być szczera, to nie widzę powodu dla którego on miałby po nas przyjść. - Wtrąciła Anna. -Nie wie o nas, to naszego drogiego zleceniodawcę chciał dopaść.
- Jakkolwiek są w naszej grupie osoby o niewątpliwie wybitnych umiejętnościach. - Tu posłała znaczące spojrzenie w stronę Marduka. - On o nas nie wie i nie ma sensu, aby marnował na nas swój czas. - Pociągnęła łyk napitku. - Mamy do uratowania naszego mocodawcę oraz grupę bandytów, dwie, jeśli liczyć Gobliny, do rozprawienia się. Powinnyśmy zacząć od bandytów, aby nie przyszli naszemu wrogowi z pomocą, kiedy już na niego ruszymy.
- Ci ludzie nie są w stanie poradzić sobie z garstką opryszków w przewiewnych pelerynkach… a pojęcie sąsiedzkiej komitywy nawet dla nich nie istnieje. - odpowiedziała smutno, sącząc drobnymi łyczkami napoju. - Nie liczcie na to, że nagle wyruszą z widłami pomóc przejezdnym… - Torikha zastanowiła się, czy rozwścieczeni mieszkańcy byliby w stanie zebrać się by choć przegonić rozrabiających przejezdnych. Ryzyko w teorie byłoby mniejsze, niźli w przypadku Czerwonych Płaszczy… Oby nie musiało do tego dochodzić.

Turmalina była znudzona. I wkurzona jednocześnie, bo lada chwila Joris miał przyprowadzić swojego orka, a wówczas piwo i tak straci smak. Jakby jakikolwiek miało, w porównaniu do wspaniałego Złotogłębskiego, które serwowano w jej ulubionej karczmie w domu...
Zaczęła nieświadomie bawić się kawałkiem granitu obracając go w palcach, wspomagając zręczność odrobinką geomancji.
- Załatwmy jednych i drugich. Coś mi mówi, że szef czerwonych i tak pewnie łypie na to, co nasz, więc nie ma co zwlekać. Moja ulubiona sukienka jest czerwona, ani myślę się jej pozbywać tylko dlatego że jakieś miejscowe otoczaki wybrały sobie karmin na straszak.
-Ha! To jest gadka krasnoluda! To właśnie żem chciała usłyszeć!- krzyknęła Yarla -Załatwmy jednych i drugich! Wchodzę w to!- uderzyła pięścią w stół uśmiechając się szeroko.
-Tak, oczywiście, załatwimy jednych i drugich. - Anna powiedziała z przekąsem. -To było od dawna ustalone. My tu dyskutujemy nad tym jak tego dokonać. Jaka szkoda, że muszę stwierdzać rzeczy oczywiste. - Pociągnęła jeszcze odrobinę napitku. - Proszę, nie zrozumcie mnie źle, doceniam wasz zapał. Ale, jeśli mogę sobie pozwolić na odrobinę konstruktywnej krytyki, operujecie zanadto w kategoriach początku i końca, a nie poświęcacie żadnej uwagi środkowi. Tak samo mówiłyście, że nie pozwolicie pannie Torikhce uleczyć pani Piąchy i nie potrafiłyście ani powiedzieć jak zamieracie ją powstrzymać, ani tego zrobić. Moze tym razem spróbujmy opracować jakiś plan? - Anna starała się mówić delikatnie, by nie obrazić krasnoludzic, ale stanowczo.
- Przede wszystkim, jeśli macie zamiar uratować waszego towarzysza, imć Gundrena, to radziłbym na tym się skupić - odezwał się Marduk, siedzący do tej pory cicho, przyglądający się co ładniejszym niewiastom i zamyślony po wizycie u elfiej kapłanki. Uśmiechnął się do Anny i popatrzył po pozostałych - Ci cali Czerwoni wam nie uciekną, a jeśli chcecie ich “załatwić”, to liczcie się z ranami i opóźnieniem. Czarny Pająk nieprzypadkowo porwał waszego znajomego, jeśli dobrze rozumiem - będzie próbował wydobyć z niego informacje, a to oznacza, że powinniście wyruszyć jak najszybciej. Chyba, że wam na nim nie zależy.
- Masz rację i Ty i Ty - powiedziała Turmalina, oddychając głęboko, by nerw jej zmalał, przy okazji uroczo wydymając dekold - Nienawidzę jak ktoś ma rację. Zwłaszcza jakiś ostrouch. Bez urazy. Poważnie bez urazy, bo jak mam do kogoś urazę, to kończy się gorzej.
Krasnoludka pogroziła obojgu paluszkiem i nafochała się na pokaz. Marduk beznamiętnie przyglądał się jej zabiegom, starannie kryjąc myśli.
- Ile goblinów napadło was po drodze? - zapytał wreszcie ogół zgromadzonych. - Goblinów, niedźwieżuków i czego bądź jeszcze? To wprawni woje czy raczej hałastra?
- Gładziutki, myślisz że liczyłam? - prychnęła krasnoludka - Pewnie kilku... lub kilkunastu, strzałami nas zasypali. Miśkowy był jeden, wódz pewnie. Nawet się nie pokazał.
-Zaledwie kilka, zasadzka dała im konieczną przewagę. Potem widzieliśmy większe siły gdy podstępem wywabiliśmy je z jaskini. Gobliny, ale miały też wilki. No i był ich przywódca, ten niedźwiedziożuk. - Anna zdała sprawę rzeczowo, ale nie mogła się oprzeć by nie odpowiedzieć na uśmiech Marduka swoim własnym.
- A kogo w mieście jesteście w stanie zwerbować na ratunek Gundrenowi? Każdy miecz i łuk się przyda, byle bez zwłoki. Jak bardzo niektórzy z was nie lubią Piąchy, to i ona się przyda, jeśli dobrze oceniam jej przydatność w walce - chłopak zerknął z uśmiechem na brązowowłosą nim przeniósł spojrzenie na krasnoludki. - Skupcie się na ratowaniu przyjaciela z obierzy, nie na sporach z Piąchą.
Turmalina przewróciła oczami i spojrzała na niego jak na nic nie rozumiejące dziecko.
- Przecież ork wciaż żyje. Jakbym chciała go w grobie... źle się wyraziłam, chcę go. I to nie w grobie, a na stercie zielonego ścierwa. Miałam na myśli, że gdybym chciała go ubić teraz, to bym ubiła. Pogrzebała żywcem, jeżeli trzeba. Teraz to zwierzak Jorisa, a nie będę mu inwentarza wybijać. A jak nie upilnuje, głową zapłaci za głupotę. Dobrze mówię, Yarla?
- Znakomicie - elf skomentował równym, beznamiętnym głosem. - Więc może jeszcze raz: kogo możecie zwerbować na ratunek Gundrenowi? Ma on tutaj jakichś krewniaków?

Kapłanka Selune trwała w milczeniu, wpatrując się w swój kubek. Spojrzenie miała nieobecne, a ruchy zredukowane do minimum. W ciszy dokończyła posiłek i cydr, by w końcu zając się letnim, już, napojem sosnowym.
Nie podobało jej się zachowanie krasnoludzic, nie tylko dlatego, że planowały śmierć jednego z towarzyszy, nawet się z tym nie kryjąc, ale że chciały wciągnąć do swej wojenki niewinnych ludzi, nawet jeśli większością z nich byli tylko poszukiwacze skarbów.
Torikha po raz kolejny zastanowiła się, czy zwierzchnicy wiedzieli co robili, wysyłając ją do tej mieścinki. W tym czasie gospodyni przyniosła kolejną porcję piwa, bez skrupułów doliczając ją do rachunku Jorisa.
-Dobra. To co robim?!- Yarla zacisnęła dłoń w pięść.
-Ja jestem za udaniem się prosto do Czarnego Pająka i odbiciem naszego drogiego zleceniodawcy. Zemsta na Goblinach i bandyci mogą poczekać. - Powiedziała Anna.
- Brzmi dobrze. Jestem za. - Turmi westchnęła zrezygnowana.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 06-10-2016, 19:15   #96
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Wydawało się, że grupa awanturników siedząca w gospodzie zgodziła się przynajmniej do kierunku w którym powinna podążać, a to już było coś. Mardukowi udało się wyciągnąć od kobiet, że ich ex-pracodawca ma dwóch braci, aczkolwiek od wielu dni nie było ich w mieście. Mieli pojawić się na dniach, ale kiedy? Tego nie wiedział nikt. Torikha dobitnie podkreśliła zaś, że w mieście nie ma najemników, ani nawet obiboków, których można by zwerbować do misji. Ludzie żyją własnymi problemami, z których głównym był terror Czerwonych oraz potencjalny brak zapasów jeśli orki nadal będą blokować trakt do Triboaru. Co prawda słyszała plotki, że jeden z osiadłych tu mężczyzn jest byłym poszukiwaczem przygód, ale w jego wieku na pewno nie będzie skory do porzucania swojego sadu na rzecz uganiania się za goblinami.
- Wiem, że ekipa ratunkowa powinna wyruszyć jak najszybciej, by osiągnąć jak najwyższe szanse powodzenia swojej misji… Ale co powiecie na dzień lub ostatecznie dwa dni odpoczynku i regeneracji? - Melune dopiła chłodny już napar, żałując, że ten tak szybko się skończył. -Prawie wszyscy jesteście ranni i osłabieni. Wróg jest liczny i podstępny. Może zbierzmy siły, zaopatrzmy się u tutejszych handlarzy… Postaram się popytać po ludziach, może… może ktoś zechce wesprzeć was swoją osobą. - półelfka nie wierzyła w to co mówi, ale chciała pomóc drużynie najlepiej jak potrafiła, odkładając na bok swoje uprzedzenia czy przeczucia. Spróbowanie nic jej nie kosztuje. - Czy w ich legowisku składowane są jakieś dobra? Kilka sztuk srebra lub złota, czasem jest niczym woda na młyn…
- Nie ma co zwlekać, jeśli chcecie ratować imć Gundrena - Marduk odezwał się cicho. - Myślicie że porywacze będą czekali z torturami aż krasnolud wypocznie? Najpóźniej jutro rano trzeba wyruszyć - więc do tego czasu rannych mus wyleczyć, zgromadzić chętnych i doekwipować się - podniósł się z miejsca, sięgnął po swoje rzeczy. - Idę rozejrzeć się trochę.
-Dobra myśl.
- Anna zerwała si i wzięła Marduka pod ramię. -Pomogę ci wybrać czego byśmy mogli potrzebować w czasie zadania. - Powiedziała, obdarzając elfa promiennym uśmiechem. Zaskoczony chłopak zerknął na nią, odpowiedział uśmiechem po czym znowu odwrócił się ku biesiadnikom.
- Pogadajcie ze znajomymi - jeśli jakichś tu macie - czy by się nie przyłączyli, a skoro gobliny napadają na podróżnych to faktycznie mogą mieć złupione dobra, co kogoś może skusić - skinął ku Melune, potwierdzając jej słowa. - Imć Slidar zapewne również będzie miał chęć wyruszyć, jeśli stanie na nogi do tego czasu.
-Powinniśmy to zrobić z głową
- odezwała się w końcu Yarla -Może spróbujemy jako zawalić wejście do jaskini niedźwieżuka?- zastanawiała się głośno -Może spróbować je wysadzić, albo cokolwiek? Tak żeby zmniejszyć ryzyko jak najbardziej?- wzruszyła ramionami. Była tylko krasnoludem, istotą czynu, nie żadnym strategiem czy kimkolwiek od układania planów. Chciała działać - nie myśleć nad działaniem.
- Nie rozchodźcie się proszę… was; czekamy na Pana Jorisa i Panią… Piąchę. - kapłanka zorientowała się, że nie zna prawdziwego imienia wojowniczki, zakładając w swej naiwności, iż tak proste słowo nie mogło być imieniem nadanym przez matkę. - Panienka Yarla ma rację, musimy mieć plan… trzeba zdecydować kolejność poczynań, skompletować ekwipunek… - półelfka zmarszczyła czoło w skupieniu. - Rany od tak same nie znikają… wprawdzie potrafię je zasklepić lecz ich skutki są wciąż obecne w organizmie… zmęczenie, bóle mięśni, drętwienia, słabość… Na to zaradzić może tylko odpoczynek. - Torikha westchnęła, odgarniając pasemko kakaowych włosów za szpiczaste ucho.
-Po prostu Yarla…- poprawiła towarzyszkę rudowłosa wojowniczka.
- Czy wiecie w ogóle, gdzie ich gniazdo się znajduje? Umielibyście tam dojść? Ile czasu zajmie nam podróż? Trzeba przygotować odpowiednią ilość prowiantu. Na jakim terenie znajduje się ich leże… bagna, las, pole, góry? Czy potrzeba nam specjalistycznego sprzętu do dotarcia tam? Jeśli tak, to jakiego? Czy go mamy, czy musimy kupić, a może od kogoś pożyczymy?
-Skoro już przy tym jesteśmy, to czy my w ogóle wiemy, gdzie Czarny Pająk ma swoje leże? - Zauważyła Anna. -Chyba rzeczywiście będziemy musieli wrócić do Goblinów i je wypytać. Ale w takim razie odpada zawalenie jaskini, potrzebujemy któregoś z nich żywego. Martwi nie mówią. Zazwyczaj.
- Dobrzy bogowie… - Melune, aż zgarbiła się od rewelacji czarodziejki. Na swoich ziemiach słyszała trochę inne opowieści o istotach z północy. Byli twardzi, zwarci, waleczni… nie do zdarcia. Tym czasem ona… trafiła na samych zahukanych lub całkowicie beztroskich, nie potrafiących za bardzo powziąć samodzielnie kroków, nie wspominając o czymś drastyczniejszym.
- To przynajmniej wiemy co musimy zrobić na samym początku… Dowiedzieć się gdzie stacjonują gobliny. - ciemnoskóra chwyciła za ucho kufla i pociągnęła duży łyk piwa… którym mało się nie zachłysnęła.
- Czerwoni trzymają goblina. Tak słyszałem - odezwał się naraz głos spod stołu, przy którym siedziała Torikha. Półelfka podskoczyła zaskoczona ocierając wierzchem dłoni brodę, po której pociekła piwna pianka, a spod mebla spojrzały na nią wesołe oczy Pipa, toblenowego syna.
-A ty co… zmywasz podłogę? - zapytała rozbawiona, ściągając mocno kolana, nie czując się pewnie w takiej sytuacji. -Od kogo to usłyszałeś? - nie była zdenerwowana, choć nieco speszona, niemniej obdarzyła chłopca standardowym pogodnym uśmiechem i zachęciła by przysiadł się obok niej.
- Od Carpa Alderleafa. Widział jak go prowadzili - odrzekł chłopak, z zadowoleniem przysiadając się do poszukiwaczy przygód i przyglądajac się im zafascynowany. Torikha kojarzyła niziołczą rodzinę Alderleaf, która prowadziła jedną z trzech okolicznych farm.
- Pytanie, czy ten goblin pochodzi z tego plemienia które służy Czarnemu Pająkowi. Ale i na co on Czerwonym? - odezwał się Marduk, trąc w zafrasowaniu czoło. - Może faktycznie spróbujmy… - naraz ugryzł się w język, rozejrzał i spojrzał surowo na Pipa. - Byłoby lepiej gdybyś stąd poszedł. Ale skoro już tu jesteś, to masz jakichś znajomych w pobliżu karczmy w której Czerwoni przesiadują, którzy wiedzieliby ilu ich jest i gdzie jest ich szef?
- To moja karczma!
- nadął się Pip, ale kolejne pytanie błyskawicznie poprawiło mu humor. - Może Carp coś wie, niziołki to chyba wszystko wiedzą. Kiedyś mi opowiadał o norze w lesie, z której wyłazili bandyci… - zamyślił się. - Może tam siedzą i dlatego ich nie możecie znaleźć. Mam nadzieję, że ich wszystkich pozabijacie! - syknął nagle z nienawiścią. -Ciągle tu przychodzą, za nic nie płacą tylko nas okradają, a tata nic nie robi bo mówi, że nie chce skończyć jak Dendrar.
- Skoro tak mówisz… - Marduk rozejrzał się po zebranych. - Zaprowadź mnie do niego - zdecydował. - Nas - poprawił się, bowiem nie wyglądało na to by Anna miała zamiar puścić jego ramię. Nie żeby mu się to nie podobało, wręcz przeciwnie.
Tylko nie mówcie mamie! - konspiracyjnie szepnął Pip i boczkiem wymknął się na zewnątrz, mijając się z Piąchą i Jorisem, który wpierw z rozbawieniem przepuścił bardzo śpieszącego się za jakimiś na pewno ważnymi sprawami, malca, a potem zamrugał oczami zdziwiony na widok wyraźnie zbierających się do wyjścia w jego ślady towarzyszy z gundrenowej kompanii.
- Coś przegapiłem?
- Podglądacza - odrzekła mu Turmi - i ciekawy trop. Wygląda na to, że jest do przepytania pewien goblin, a ja zamierzam sprawdzić teorię, że jak ściśnie się kogoś wystarczająco mocno, to zacznie mówić wszystkimi językami świata!
- A to bardzo pewnie zależy od tego gdzie się ściska - zaśmiał się Joris po czym zawahał się - zaraz… jaki goblin? Tu w Phandalin?
- Dowiesz się po drodze Pirytku, chodź! - odparła mu krasnoludka. Yarla wstała od stołu szurając krzesłem. Zerwała się energicznie gotowa do działania. Krasnoludka narzuciła na ramię plecak, zaś prawą grabą zgarnęła oparty o ścianę topór.
-Nosz w końcu coś się zaczyna dziać…- pokręciła głową nie mogąc się doczekać działania.
Joris pokiwał głową.
- Tak. Przyda się goblin na aidymowej stypie. W sumie to i ja bym trochę strzelanie poćwiczył. Do celu… Ale zanim, to dajcie mi parę chwil. Do Tymory skoczę. Może, co na krechę da...
- Ha-ha… - półelfka mrugnęła zawadiacko do Jorisa, wychodząc przez drzwi. - Marzenia ściętej głowy.*
-I w końcu chyba wyjdzie na wasze. Będziemy musieli pozabijać i Czerwonych i Gobliny. - Mruknęła Anna do krasnoludzic, zrezygnowana. -Przynajmniej może nie idźmy do żadnych bez jakiegoś planu, dobrze?
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 07-10-2016, 10:27   #97
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Dobry dzień! - zawołał Joris ostrożnie pukając do drzwi wskazanego mu domu siostry Garaele.
Poczekał aż gospodyni wyjdzie go powitać. Względnie przepędzić, bo co tu dużo mówić, nie wyglądał jak najbardziej zaufania godny człowiek na świecie. A teraz to pewnie jak kto wrażliwszy to i zalatujące od niego piwo wyczuje. No ale z tym trzeba sobie w lesie radzić, co akurat w plecaku.
Kapłanka wyszła po chwili. Elfka. Bardzo ładna elfka. Otaksowała go spojrzeniem uprzejmym, acz niezbyt przychylnym. Trochę jak Torikha, przeszło mu przez myśl. Ciekawe jak długo u niej praktykuje...
- Szczęść Fortuno - pozdrowił po ichniemu lekko skłoniwszy głowę.
Od razu rzekł, że po posługę przyszedł i że o leczenie chodzi. Gdy jednak wyszło, że leczenie owo ceną przewyższa nawet całą wypłatę, westchnął.
- Bo wie siostra… Joris mnie zwą i jestem myśliwym. Pan Gundren Gold… ych… - skrzywił się. Skąd mu się ten Goldseeker w głowie telepał? A może Goldkeeper? Zdecydowanie. Choć nadal nie pamiętał skąd - pan Rockseeker najął mnie i kilku innych do pomocy z transportem górniczych narzędzi tutaj do Phandalin. Ale niestety gobliny nas napadły. Jego porwały. Mnie i kompanów raniły…
Kontrolnie spojrzał jak kapłanka znosi ten monolog. Znosiła w lekko kpiącym milczeniu.
- Ja teraz jak zapłacić nie mam. Pięć złotych monet mi się ostało. A tu wypadło, że mus nam szybko działać, bo te gobliny mogą być w pobliżu i zagrażać miastu. Sobie pomyślałem, że przecież nie zaszkodzi zapytać Was siostro, czy byście natenczas nie poratowały leczącym zaklęciem.
Zamilkł na chwilę. Na tyle krótką jednak, by wytoczyć ostatni argument, zanim elfka odmówi.
- Ja nie dla siebie. Kompanionka w tej potyczce najbardziej ucierpiała. Trochę i niestety z mojej winy. Ale ona sama nie przyjdzie prosić. A mnie co tam. Korona z głowy nie spadnie.
Skończył prośbę dekorując ją rozbrajającym chłopięcym uśmiechem.
Piącha milczała, dyskretnie rozglądając się wokoło. Instynkt podpowiadał jej, że są obserwowani, lecz nie mogła nikogo dostrzec.

Kapłanka Tymory nie wyglądała na przekonaną monologiem tropiciela, ale też nie przegoniła ich od progu, a to już było coś. Przyjrzała się Jorisowi, Piąsze i stojącej nieco dalej na placu reszcie grupy, czekającej aż Joris załatwi co trzeba. Nietrudno było dodać dwa do dwóch.
- Widzę, że rany opatrzone macie, a i Torikha się chyba wami zajęła. Albo Marduk. Gobliny są zbyt tchórzliwe by zaatakować osadę, więc kilka dni w łóżku was nie zbawi. Musisz poszukać lepszej wymówki, albo pożyczyć złoto od kompanów - rzekła, zakładając ręce na piersi.

Kapłanka Tymory nie wyglądała na przekonaną monologiem tropiciela, ale też nie przegoniła ich od progu, a to już było coś. Przyjrzała się Jorisowi, Piąsze i stojącej nieco dalej na placu reszcie grupy, czekającej aż Joris załatwi co trzeba. Nietrudno było dodać dwa do dwóch.
- Widzę, że rany opatrzone macie, a i Torikha się chyba wami zajęła. Albo Marduk. Gobliny są zbyt tchórzliwe by zaatakować osadę, więc kilka dni w łóżku was nie zbawi. Musisz poszukać lepszej wymówki, albo pożyczyć złoto od kompanów - rzekła, zakładając ręce na piersi.
- Kiedy ja żadnych wymówek nie mam - rozłożył bezradnie ręce - A gobliny choć iście same z siebie tchórzliwe, pod odpowiednim wodzem potrafią znacznie więcej naszkodzić. A od pana Sildara wiemy, że kieruje nimi jakiś Czarny Pająk, który czegoś od tutejszej kopalni chce. Nas tylko tyle ile siostra widzi więc wiele siedząc tu i czekając nie wskóramy… ale... mogło by nam się udać ich na tych waszych Czerwonych napuścić… by się jedni z drugimi za łby wzięli. Trudna sprawa. I ryzykowna. Ale chyba warta świeczki, bo by kilka grzybów w jednym barszczu się ugotowało. Tylko, że nasz największy woj w stanie takim w jakim siostra widzi…
Po czym nachylił się nieco bliżej i dodał ciszej by ni Piącha ni pozostali na pewno nie słyszeli.
- No zlitujcież się siostrzyczko. Nie każcież mi prosić się u krasnoludów o pomoc dla orczycy, bo to już łatwiej bym co u niedźwiedzia wskórał...
- Większej bzdury w życiu nie słyszałam! - kapłanka załamała ręce. - Mało mamy z Czerwonymi problemów to jeszcze będziesz tu gobliny sprowadzał? Już moja w tym głowa, żeby wam Slidar te durnotę z głów wybił. - zirytowała się, po czym westchnęła. - Uzdrowię was na kredyt, ale tylko przez wzgląd na Slidara i jego misję. Zapłaćcie ile macie, resztę oddacie potem. A jeśli nie… - znacząco zawiesiła głos, a Joris przypomniał sobie, że prócz leczenia kapłani mogą wymadlać również wyjątkowo paskudne klątwy.

Wyraźnie zrezygnowany, myśliwy pokiwał głową i wyciągnął z kieszeni złoto. Czego nie zrozumiała kapłanka w stwierdzeniu, że gobliny i tak same przyjdą, nie wiedział. Ale rad był, że i tyle dało się osiągnąć. Krasnoludzcie pewnie będą jeszcze bardziej nabzdyczone, o ile to w ogóle możliwe, ale w jego skromnym rozumowaniu zdrowa Piącha oznaczała niezdrowe gobliny. I to się liczyło.
- Niech Ci Fortuna w dzieciach wynagrodzi siostrzyczko - uśmiechnął się mimo wszystko serdecznie, pozbywając się złota.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 07-10-2016 o 11:34.
Marrrt jest offline  
Stary 07-10-2016, 10:34   #98
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział II. Phandalin

Phandalin
11 Eleasias, wczesne popołudnie


Pip i Torihka poprowadzili drużynę na południowy-wschód miasta. Po drodze minęli skład kompanii Lionshield, dom burmistrza i stolarza. Po jakichś pięciu czy dziesięciu minutach byli na miejscu. Dom Alderleafów byl niewielki, otoczony schludnymi zabudowaniami gospodarskimi. Za nim rozciągało się duże pole, zarośnięte gryką, kukurydzą i mnogością różnych warzyw. Gospodyni, niziołka w średnim wieku, szła właśnie przez podwórze niosąc kosz pełen pomidorów. Na widok idącej w jej kierunku grupy zatrzymała się, patrząc podejrzliwie. Pip wysforował na przód i - rzuciwszy krótkie Dzieńdbry - zaczął chaotycznie wyjaśniać po co przyprowadził do niej tak liczną gromadę. Hałasy zwabiły na podwórze i młodego niziołka, na oko w podobnym wieku do Pipa. Gdy Carp dowiedział się, że goście są poszukiwaczami przygód, a jego informacje mogą im pomóc aż pokraśniał z dumy.
- Widzisz mamo! Mówiłem, że…
- Dobrze już, dobrze - przerwała mu ze zrezygnowanym uśmiechem Quelline, po czym zwróciła się do drużyny. - Zapraszam do środka; poznamy się, a wy wyjaśnicie mi dokładnie o co chodzi. Kapłanko… - niziołka skinęła lekko głową Torihce, a ta poczuła, że gospodyni uznała jej obecność niejako za poręczenie dobrych intencji przybyszów.


W środku dom był urządzony skromnie, lecz przytulnie. Wszędzie wisiały barwne makatki, kilimy i obrazki - wiele wykonanych ręką dziecka. Quelline odstawiła kosz, usadziła przybyszy przy nieco zbyt małym i zbyt niskim stole w kuchni, i zaproponowała do picia wodę. Na stół wjechała też, ku głośnej aprobacie dziesięciolatków, miska owsianych ciastek. Gdy Torikha przedstawiła wszystkich po kolei i dokonała niezbędnych wyjaśnień gospodyni oparła się o kuchenny blat, wycierając dłonie w ścierkę i zwróciła się do syna.
- Widzę, że to twoje szlajanie się po chaszczach może się jednak na coś przyda… - rzekła karcąco, lecz w jej głosie pobrzmiewała matczyna duma.
- Bo a ffce być pofukiwaczem fygód! - oznajmił wszem i wobec Carp z ustami pełnymi ciastek. Zakrztusił się, przełknął z pomocą Pipa, który mocno huknął go w plecy, popił i wyszczerzył w uśmiechu oblepione okruchami ząbki. - No. Bo to było tak. Bawiłem się w lesie na północy, niedaleko ruin dworu Tresendar i nagle usłyszałem kroki i dzwonienie. Schowałem się w krzakach. Myślałem, że to jaki duch, albo co, albo te nieumarłe, albo orki nawet, ale to byli tylko Czerwoni, co wlekli goblina na łańcuchu. - Na słowo “tylko” Quelline prychnęła z irytacją. Oczywiście dziecku wydawało się, że życie ciekawsze jest wszędzie tylko nie tutaj, podczas gdy Czerwoni byli obecnie największym problemem mieszkańców Phandalin.
- I nagle, jak spod ziemi, wylazło dwóch strrrraaasznych oprychów! - kontynuował Carp. - Czerwoni dali im tego goblina i poszli, a tamci też zniknęli. A wiecie gdzie zniknęli? - konspiracyjnie ściszył głos. Zacięcia do opowieści to może nie miał, ale w napięciu trzymać umiał. - W tunelu! Znalazłem podziemny tunel, wejście jest ukryte w krzakach! Na pewno prowadzi do ich kryjówki, ha!
- Tym bardziej masz się tam nie kręcić, ha! - fuknęła Quelline i zdzieliła syna ścierką. - Jeszcze mi znikniesz jak dzieciaki Dendrara i co ja zrobię?!
Niziołka westchnęła i zwróciła się do gości.
- Czyli potrzeba wam goblina, żeby znaleźć miejsce, w którym inne gobliny przetrzymują waszego pracodawcę, tak? - podsumowała wyjaśnienia Torihki. - Jeśli Czerwoni wzięli go na niewolnika to nie wiadomo, czy w ogóle jeszcze żyje. Nie macie innych wskazówek?

 
Sayane jest offline  
Stary 07-10-2016, 11:45   #99
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Marsz na farmę niziołków był pierwszy krokiem w przód, jaki miała wykonać grupka. Yarla maszerowała zamyślona, gdy o czymś jej się przypomniało.
-Idźta. Dogonię was- rzekła po czym udała się marszobiegiem do kramarza, u którego zawitali poprzedniego dnia. Po długim namyśle w końcu zdecydowała się zacząć pisać swój dziennik. Już nie zajmowała się pilnowaniem magazynów, czy innego cholerstwa. Teraz jej życie stało się odrobinę ciekawsze a przygody bardziej niebezpieczne. Stwierdziła, że czas zacząć to wszystko opisywać, gdyby kiedyś przyszło jej rozmawiać z jakim kronikarzem, co by chciał poznać szczegóły z przeszłości życia Yarli.
-Dajcie mi flakon z atramentem. Pióro do pisania i trochę papieru-
-Pióro pawie, krucze, albo...- proponował sklepikarz, na co Yarla od razu mu przerwała.
-Krucze- Mężczyzna naszykował kobiecie wszystko na ladę dyktując cenę. Krasnoludka sprawdziła czy flakon z atramentem jest dobrze zakorkowany, po czym schowała wszystko do plecaka, a na koniec wręczyła mężczyźnie zapłatę.

Niedługo później, na farmie niziołków

Pytanie gospodyni zawisło w powietrzu podczas gdy drużyna przetrawiała rewelacje Carpa. Oraz ciastka.
-Pójdziemy tak, czy siak. Nawet jeśli nikt nam nie pomoże- Yarla zacisnęła pięść teatralnie jak to miała w zwyczaju, udając że miażdży głowę kolejnego, zielonoskórego pokurcza.
-Wspomniałaś coś o jakiś zaginionych dzieciakach…- rudowłosa podrapała się po głowie, wspominając sobie słowa gospodyni -[i]Powiesz nam coś więcej na ten temat?
- Jakiś czas temu, z dekadzień może, Czerwoni przyszli po haracz do pracowni Dendrara. Zaczęli się dobierać do jego żony, czy córki… Gdy stanął w ich obronie… zabili go. Tak po prostu… - Quelline załamał się głos. Odchrząknęła i kontynuowała normalnym tonem. - Kilka dni temu, gdy chciałam ich odwiedzić, przynieść coś dobrego dla dzieci, dom był pusty. Dziś i wczoraj również. Mirna, Nars, Nilsa - wszyscy zniknęli! Na pewno nie wyjechali, bo ich rzeczy zostały na miejscu. Nawet jedzenie na stole… - Yarla zauważyła, że niziołce drżą ręce.
-Kim jest Dendrar?- nie mogła skojarzyć Yarla. -Podejrzewasz, gdzie mogą teraz być?- spytała.
- A skąd mam wiedzieć, przecież mówię, że zniknęli! Może Czerwoni je zabrali, żeby je… no wiecie… A chłopaka… Biedna Mirna, biedne dzieci… - zagryzła wargę powstrzymując płacz. Pip i Carp siedzieli cicho, z konsternacją wpatrując się w dorosłych. Z pewnością znali zaginionych.
- Dendrar był tutejszym cieślą - dopowiedziała Torikha, która wiedziała o morderstwie mężczyzny, aczkolwiek sprawa zaginięcia była jej obca.


Ognistowłosa zasępiła się na chwilę patrząc gdzieś w dal -No nic, zamiast odpowiedzi mamy kolejne pytania. Co teraz robimy?- spytała towarzyszy -A czy ci czerwoni, rekrutują w swoje szeregi? Może udałoby się dostać w ich szeregi żeby poznać słabe strony… Choć z drugiej strony, to zajmie za wiele czasu…- wzruszyła ramionami, po czym spojrzała na syna Quelline -Kiedy byłam mała, chowałam się pod schodami u rzeźnika. Śmierdziało tam strasznie, ale przez to nikt inny tam nie zaglądał a ja miałam bezpieczne lokum. Może macie jakąś swoją kryjówkę w okolicy, gdzie można by poszukać tamtych?- spytała pochylając się nad Pipem. Chłopcy spojrzeli po sobie.
- Nooo mamy, ale tam na pewno ich nie ma… Byśmy ich do tego czasu znaleźli. Zresztą Nars jest już prawie dorosły, a Nilsa to już panna na wydaniu, stara jest. Nie bawią się w takie rzeczy- odparli.
-No trudno, dziękuję za pomoc- Yarla uśmiechnęła się do dzieciaków, a rzadko jej się to przytrafiało.
-Pokażesz mi ten tunel w krzakach?- Ognistowłosa raz jeszcze spojrzała na chłopaka, który z zapałem kiwnął głową.
- No jeszcze czego, a opisać to nie łaska? - zdenerwowała się gospodyni. Chłopak zmarkotniał, ale posłusznie podał wskazówki, dzięki którym można było znaleźć tunel.
Yarla spojrzała na pozostałych -Idziemy?- spytała.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 09-10-2016, 11:28   #100
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Tak od razu? - Torikha drgnęła zdziwiona, ale postanowiła tego więcej nie komentować. - Potrzebuję chwili na przygotowanie i wzięcie swoich rzeczy. Muszę też powiadomić siostrę Garaele o mej nieobecności. - kapłanka w swej naiwności założyła, że drużyna będzie chciała, by ta z nimi wyruszyła. Nie chcąc marnować cennego czasu, pożegnała się z gospodynią oraz dziećmi - przestrzegając je przed kłopotami i umówiła się z poszukiwaczami na kolejne spotkanie za kwadrans na placu w centrum miasta.

***

Półelfka za dużego dobytku nie miała, toteż szybko uwinęła się z przygotowaniami do podróży, pakując jak leci wszystko do plecaka, w między czasie opowiadając kapłance Tymory gdzie i po co się wybiera, oraz informując ją o zaginięciu dzieci.
W tym miejscu i tak było ich mało, a teraz poczęły w niewyjaśniony sposób znikać. To było niepokojące, zwłaszcza jeśli Phandalin chciało się odbudować.


Stała na środku, osamotniona lecz nie zagubiona.
Prezentowała się dumnie i profesjonalnie, niczym elf ze szlacheckiego rodu, choć jej krew była mieszana a pochodzenie nieznane nikomu. Na lekkim, bawełnianym i granatowym stroju składającym się z szarawarów i tuniki, spoczywała tradycyjna zbroja łuskowa. Przy lewym udzie wisiał pięknie wykuty sejmitar o bajecznie zdobionej klindze wschodniego artysty. Płócienny plecak, skrywała stalowa tarcza z wygrawerowanym symbolem Selune, tak by każdy wróg był pewien z którym bogiem miał do czynienia.
Torikha Meluna była gotowa do wymarszu, witając towarzyszy uśmiechem, szybko wmieszała się w ich grupkę.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172