Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2016, 18:41   #48
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Rada miasta - część I

- Usiądźmy zatem - zakończył krótkie, walne milczenie pan Trouve. Znów zaszurały krzesła, ktoś powiedział “au”, a kto inny rozpoczął już siorbać herbatkę.
- Więc tak… - zastanowił się stary kobold na długą listą, gdzie wypunktowane miał tematy - Może wykreślimy od razu szeryfa i jego raport kwartalny, bo jak wiemy Harl rozpłynął się w powietrzu. Skoro zatem jesteśmy już przy tych co odeszli lub rozpłynęli się, to może od razu postanowimy co robić z ich rzeczami.
Ponieważ po sali dał się słyszeć pomruk oraz dzikie dźwięki świadczące o tym, że ktoś sobie już robił nadzieję na szaber, Jean-Christophe odchrząknął głośno.
- Chodzi o to by te rzeczy zabezpieczyć w jakiś sposób, przekazać komu trzeba lub urządzić loterię. Czy ktoś może orientuje się, gdzie zamieszkiwała pani Marianna De Fou?

Mer zastanawiał się dlaczego też pierwszą poruszoną kwestią były rzeczy po zaginionych. A nie przykładowo pomysły na uratowanie szuwarowego golema czy zastanowienie się nad przyczyną katastrofy. Ostatecznie oba tematy zakładały w końcu wybranie osoby, która miałaby sprowadzić jakiegoś maga czy innego mistyka. Rodolphe milczał jednak na razie, gdyż nie chciał zaburzać pomysłu Jeana, a nie wiedział gdzie mieszkała Marianna. A może powinien?

Koboldowi odpowiedziała cisza. Pomruczał chwilę i skreślił coś piórem w swojej liście.
- Dobrze więc. Co by nie przedłużać, Radni ocenią tę sprawę indywidualnie i później. Tu liczę na szanownych kolegów i koleżanki - Kobold spojrzał spod okulara na Hoe i Zbażyna. Niektóre ofiary posiadały w swych gospodarstwach zwierzęta, których nikt od wczoraj nie karmił, plantacje cennych roślin, zapasy lub inne rzeczy, które mogły się zmarnować. Nie mówiąc już o tym, że szabrowanie było niezłą rozrywką dla ludzi ale budziło często konflikty, a tego nikt nie potrzebował.
- Nadal jesteśmy przy szeryfie... Więc może szybko zdecydujemy co dalej z tą funkcją. Piszemy do Chenes po nowego i mianujemy kogoś tymczasowo, czy obejdziemy się bez szeryfa?
Każdemu z rajców z łoskotem przetoczył się w głowie słaby budżet miasta… a mieszkańcom - dreszcz po plecach, bo w świetle ostatnich wydarzeń pragnęli kogoś z dużą, nabitą giwerą, kto będzie strzegł ich bezpieczeństwa…

Teraz Rodolphe odważył się zabrać głos:

- Sądzę, że sprawę szeryfa możemy rozwiązać w naszym gronie. - Mer wstał i popatrzył na zgromadzonych. Z pewnością żaden mieszkaniec Szuwar nie chciał nikogo z zewnątrz, a nikt z Rady nie chciał zbyt wiele zapłacić. - Wnioskuję o wystąpienie chętnych na stanowisko, a następnie Rada rozpatrzy każdą kandydaturę. Praca szeryfa, mamy tutaj raczej bezpieczną okolicę, mogłaby być zajęciem dodatkowym do pracy wykonywanej przez obywatela i sądzę, że moglibyśmy zapłacić za nią połowę płacy byłego szeryfa, jednak to także musiałaby uzgodnić Rada. - Trottier spojrzał wyczekująco na Hoe i Zbażyna.

Hoe prychnęła cicho pod nosem. Z tego co wiedziała o mieszkańcach Szuwar nikt nie nadawał się na stanowisko szeryfa. Podejrzewała jednak, że chętnych by dobrać się do arsenału będzie… a będzie. Nie jeden z pewnością.
- Zapasy które mogą się popsuć oddajmy do sierocińca i najbiedniejszym - zaczęła jednak od tej pierwszej sprawy, nie wiedziała gdzie zamieszkiwała pani Marianna De Fou ale co zrobić z rzeczami zaginionych miała pomysł.
- Resztę rzeczy zabezpieczmy, a te co trzeba oddajmy pod opiekę odpowiednim chętnym osobom. Ziemię i zwierzęta. Czasowo. Na wypadek gdyby jutro, po jutrze czy za tydzień ich zniknięcie miało okazać się jedynie chwilowym zniknięciem. Kiedy czas upłynie skonfiskujemy je jako należące do miasta. Urządzimy licytację rzeczy. Ta osoba, która teraz zajmie się ziemią i zwierzętami, a z tego tytułu odniesie i zyski i straty, będzie miała prawo kupić je bądź wynająć od miasta poza licytacją. Zyski z tego wszystkiego przeznaczymy na wspólne dobro, oszczędności czy załatanie dziury w budżecie miasta? Nie znam obecnych cyferek - zielonoskóra uważnie spojrzała na Kobolda - ale czy oszczędności czy dopłata do podatków, miastu nie zaszkodzą a mieszkańcom ulżą. Bo Poborca Podatków prędzej czy później tak czy inaczej się tu pokaże. Funkcję szeryfa tymczasowo przejmę ja. Tymczasowo - Hoe powtórzyła jeszcze raz ów słowo tym razem wypowiadając je nieco wolniej - nikt więcej w Szuwarach nie ma w tym doświadczenia ani przeszkolenia jeśli mi wiadomo. Szeryf to stóż prawa, które musi znać i respektować, a nie byle chłop z dostępem do arsenału. W świetle ostatnich wydarzeń zastanawianie się czy szeryf jest potrzebny, czy nie jest potrzebny, wydaje mi się nieco śmieszne. Bez urazy, oczywiście… Nie czekałabym aż upłynie ustalony przez nas zaraz czas oczekiwania na ewentualnie odnalezienie się naszych zgub. Wnioskuję o niezwłoczne złożenie odpowiedniego pisma do Chenes. Gdy czas minie po najbliższych okolicach roześlemy też wiadomości o licytacji… zwłaszcza licytacji karczmy. Możemy dołożyć do tych wiadomości status nieruchomości do sprzedania i zapotrzebowanie na osoby wykonujące konkretne zawody, których brak może być odczuwalny dla mieszkańców.
Zielonoskóra urwała swój monolog i wyglądało na to, że skończyła gdyż teraz przeniosła spojrzenie z Kobolda na Mera, a z Mera na Zbażyna, z tego zaś na powrót na Kobolda. Zupełnie jakby chciała wyczytać z wyrazu ich twarzy ich myśli.


Eldrich wysłuchiwał całego zajścia w ciszy cały obrządek obrad. Jego wspomnienia póki co nie powracały, a to pewnie znaczyło, że wcześniej na podobnych obradach nie uczestniczył. Swojego rodzaju ulga, gdyż wolał działać niż gadać po próżnicy… a karczma? Była utrapieniem i z chęcią by się go pozbył, nie mniej nie zagląda się darowanemu koniowi w zęby... choć wieść o licytacji karczmy go poniekąd pocieszyła. Z chęcią wyrwałby się z tej zabobonnej mieściny, ale z racji jednej, wielkiej, ziejącej otchłani w pamięci było to nie możliwe… a ludzie? Już dali mu do zrozumienia, że nie jest mile widziany, a potrafił rozpoznać ferment kiedy go widział… Może spokojna praca w lesie przy wycince będzie dobrym rozwiązaniem? Tak, to była myśl! W końcu odwiedzałby Szuwary praktycznie nocami by zjeść i się przespać, ewentualnie zrobić zapasy na później… tylko co z noclegiem? Będzie musiał porozmawiać z Merem, lub Radną Hoe. Stary Zbażyn nie wydawał mu się odpowiednią do tego opcją, ale to potem, na tą chwilę miał opiekować się karczmą jeszcze do końca tego dnia. Pora zarobić i wyciągnąć ile się da, oraz zdać w miarę stabilnym stanie… co może wymagać pracy. Ehh…

Theseus Glaive na obrady przybył dość wcześnie. Właściwie to wyszedł z kościoła tylko na chwilę, by zobaczyć miasto i mieszkańców. Wtedy jednak natrafił na ogłoszenie wieszczące zebranie rady. Rzecz jasna, ktoś z jego pozycją nie mógł przepuścić szansy, by być pośród ludu. Dlatego też powierzył swojej gosposi opiekę nad świątynią, a sam udał się do ratusza.
Póki aula była opustoszała, obserwował każdą nowo przybyłą osobę i pozdrawiał wszystkich szacunkiem. Teraz zaś siedział pokornie gdzieś z boku sali i przysłuchiwał się każdemu padniętemu słowu. Dłonie miał złożone i kręcił na palcu sygnet z symbolem kościoła.

- Propozycje Radnej Hoe wydają się rozsądne. Lecz jeśli jesteśmy przy sprawie zaginionych to czy nie warto zorganizować jakichś poszukiwań ? - wtrącił cichym, ale dobrze słyszalnym głosem Bartnik. Dotychczas w milczeniu przysłuchiwał się wymianie zdań. Jednak teraz postanowił się wciąć do rozmowy. Zależało mu na rozwiązaniu tej sprawy, bo w końcu to on włóczył się po nocy, aby znaleźć łowczego i Harla. Podczas obrad bartnik kątem oka obserwował Ocaleńca. Szkoda, że wdowa nie pojawiła się na obradach. - No i wypadałoby jeszcze zobaczyć co magiem - dodał.

Jean-Christophe Trouve uniósł głowę znad zapisków i rozejrzał się po tłumie.
- Będzie miał pan swój czas, ktokolwiek to mówił. Proszę dać radzić radnym, a wnioski ewentualnie zgłaszać panu Jeremie Seyres’owi - Tu kobold skierował krzywy palce na woźnego - Od razu można zapisać wniosek “głosowanie w sprawie poszukiwań i domu maga” - poinstruował Pascal.
Następnie zwrócił się do orczycy Hoe.
- Jeśli rada przegłosuje pani pomysł i zostanie pani tymczasowo Szeryfem, będzie pani musiała zrezygnować na ten czas z pełnienia funkcji Radnej. Będzie musiała pani wskazać kogoś, kto panią zastąpi.
Spojrzał spod okulara na zieloną kobietę jakby chciał dać do zrozumienia, że za jej wyborem idą konsekwencje.
Upomniany bartnik tylko skinął głową, nie wiadomo czy do pana Trouve czy też do samego siebie. Na dodatek cofnął się nieco w tłum. Sprawa była zgłoszona i zapisana. Co jak co, ale stary kobold słynął ze swojej skrupulatności.

Rodolphe uśmiechnął się do orczycy i skrzywił nieco na wiadomość, że miałaby zrezygnować z pełnienia funkcji Radnej. Jej akurat w Radzie potrzebował i ją lubił.

- Twoja propozycja, panno Hoe, zdaje się być bardzo sensowną. Jak najbardziej ją popieram. Tylko nie chciałbym tracić tak dobrego Radnego. I ty także, panie Zbażyn, nie waż się myśleć, że pozwolę ci opuścić miejsce w radzie miasta, by zająć się tymczasowym szeryfowaniem. - Mer uśmiechnął się do starego rolnika.

Hoe wyglądała na bardzo niezadowoloną z tego co powiedział Trouve i dodał od siebie Rodolphe… chociaż dobrze wiedziała, że racja jest po ich stronie.
- Tym bardziej wnioskuję o niezwłoczne złożenie odpowiedniego pisma do Chenes. Potrzebujemy szeryfa który zna się na rzeczy.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline