- I co, myślicie, że groźbami albo prośbami coś zyskacie? – zapytał retorycznie Kirstin i Tankreda. – Jeno niech który spróbuje podnieść na mnie rękę, to najwięcej wy na tym stracicie. Ja odejdę na łono Morra z satysfakcją, że zostawiłem was samych w tym pierdolniku.
Awerroes dwóch rzeczy nie cierpiał najbardziej na świecie – kwaśnego mleka i apodyktyczności. Nie zamierzał słuchać gróźb ani Tankreda, ani Edgara, ani kogokolwiek innego. Jest im potrzebny, zdadzą sobie z tego sprawę wcześniej czy później.
- A teraz przejdziemy do odpowiedzi na wasze pytania… – Wyszczerzył zęby, co przy jego stanie twarzy musiało wyglądać istotnie fatalnie. – Nie, rozpierdalanie czegokolwiek związanego z magią to pomysł dobry dla wsiura, który każdą magię z Chaosem ujednolica. Takiego jak Edgar. Ale skoro jesteśmy na nieco wyższym poziomie intelektualnym…
Musiał przerwać. Jako doskonały mówca posiadał wyjątkową pojemność płuc, ale nie nieskończoną.
- … to niszczenie znaków magicznych, szczególnie naładowanych, grozi wyładowaniem, a tego byście, zwierzaczki, nie chcieli. Z nienaładowanymi też bym nie kombinował, przynajmniej bez zabezpieczenia. Przenieść nas nie przeniosę. Z różnych względów. Między innymi dlatego, że… eee…. zapomniałem inkantacji. Ale druga nauka… <wdech>, jest taka, że portale z krain upiorów na ogół prowadzą do krain upiorów, a nie do miejsc bezpiecznych, słonecznych i przytulnych.
Lubował się w oglądaniu min słuchaczy.
- Mam jeszcze kilka informacji w zanadrzu, ale nie będę wam ich udzielał. Kto wie, co wam strzeli do łbów. Szczególnie do tego… NIE GAP SIĘ NA MNIE, RZEŹNIKU! – ryknął do Edgara. – Śmiem twierdzić, że największym aktualnie zagrożeniem jest ten pacan, który rzuca oskarżenia na lewo i prawo. Jedną naszą towarzyszkę już zabił – czyli dokładnie tyle samo, ile pomiot z pomieszczenia obok.
Wystawił język w kierunku Edgara. Co ze względu na twarz wyglądać musiało tragikomicznie. |