Podziemna sala - część IV (post wspólny) - Jeśli zadacie dobre pytania - odpowiedział krótko Apostoł.
- Co kończy grę? - Maya zdobyła się na odwagę by spróbować zadać według niej wcale nie najgorsze pytanie. Mimo pojawienia się drzwi nadal stała w miejscu.
- Zależy kogo spytasz - padła kolejna odpowiedź.
- Jesteś uczestnikiem tej gry, tak jak my, czy też jednym z... nadzorców? - spytał Will.
- Jestem kimś, kto może zrobić wam krzywdę i może wam pomóc. - Odpowiedzi Apostoła nie były szczególnie rozbudowane, ale widać było, że jest wyjątkowo chętny ich udzielać.
Gorzej niż w 'Hobbicie', pomyślał Will.
- Na czym polega ta gra? - wypaliła Melissa ośmielona pytaniami zadawanymi przez innych. - Co mamy robić? - dodała i by dodać sobie otuchy stanęła bliżej trzymającego ją za ramię Jaydena. - Czy ostatni dzień był tylko snem? - spytała już mniej pewnym głosem.
- Bzdura - w głosie Jessici nie było wrogości ani strachu, stwierdziła po prostu fakt. - Możesz nas tu trzymać, ale do żadnej gry nie możesz zmusić. Każdy sam zdecyduje.
- Skoro to gra, to co możemy wygrać? - Jennifer dorzuciła swoje trzy grosze do ostrzału pytań. - No i co ty z tego masz?
Apostoł rozejrzał się po raz kolejny po wszystkich, a zbroja poruszyła się, jakby próbował wygodniej się rozsiąść.
- Gra polega na graniu. I dojściu do końca celu tej podróży. - Zaczął, ostrożnie dobierając słowa, jakby celowo je ważąc, byleby nie zdradzić więcej niż… mógł? Powinien? - Nic nie jest snem i wszystko jest snem. Możecie umrzeć, a jeśli tak się stanie, to po was. Wszędzie tu, tam i owam. Możecie wygrać spełnienie marzeń albo nic, zależy co będzie wam bardziej na rękę zapewne. Co ja z tego mam? Nic. Ja pokutuję. I nie, nie MUSICIE grać, ale jeśli tego nie zrobicie, prędzej czy później oszalejecie. Larry też nie chce grać. I ma problem. |