Olbrzymi skarabeusz wtoczył się do pomieszczenia w momencie gdy Maggy wskoczył za bar. Stwór rozejrzał się na boki, jakby czegoś szukał, po czym westchnął głęboko.
-
Niech piekło pochłonie tych Ziemian! - oświadczył na głos.
Coś syknęło i wieki odwłok stwora otworzył się na boki. Z jego wnętrza wyłonił się chłopka... prawie dziecko.
Dzieciak mógł mieć naście lat, ale nosił się niczym arystokrata. Kroczył dumnie, z wysoko poniesioną głową, wyprostowany jakby połknął tyczkę. Miał na sobie bogate szaty mieniące się złotem i purpurą. Jego twarz świadczyła o tym, że gdy osiągnie wiek młodzieńczy kobiety będę zabijać się o jego względy.
Chłopiec usiadł przy barze nieświadomy muzyka kryjącego się po jego drugiej stronie. Nalał sobie bursztynowego płynu do wysokiej szklanki. Zważył naczynie w dłoniach, po tym upił z niego łyk.
-
Po co się starać? Anut wywęszą tego głupiego człowieczka i wszystko pójdzie na marne. Ta planeta mogła być moim królestwem! Czy nie po to moi szlachetni pszodcy nauczyli te ssaki uprawiać ziemię i hodować zwierzęta? Teraz za sprawą jednego niewdzięcznego idioty przepadnie moje ostanie dziedzictwo!
Kolejny łyk i obcy kontynuował swoją tyradę.
-
I żebym ja, syn samego imperatora-boga musiał sam ustawiać sygnał, by zmylić te insekty?! Gdzie moja służba?! Gdzie moi wojownicy?!
Chłopak niebezpiecznie pochylił się nad barem. Jeszcze chwila i odkryje Magnusa!