Dialogi w korytarzu - część II - Może to jakaś wskazówka, związana z naszą sytuacją - uśmiechnął się Will. - Takie drzwi by nam się przydały. A nam - spojrzał w stronę Lisy i Jaya - objawiła się skąpo odziana dziewoja, rodem z arabskich baśni. W pokoju w zasadzie nic nie było ciekawego, prócz biblioteczki.
- Wy… znacie się z noo… normalnego… świata? - zapytała Maya, chociaż bardziej brzmiało to jak próba upewnienia się. - Patrzyliście jakie są w niej książki? - zadała jeszcze jedno pytanie na zapas.
- Tak, Lisa i Jay. - Will skinął głową. - A książki były, tak mówił Jay, w językach obcych. No i jakieś arabskie wężyki. Jedyne, do czego można by je wykorzystać, to rozpalenie ogniska.
- Niewiele wspólnych elementów… - powiedziała cicho Maya, zaraz po tym pociągając głośno nosem.
- A jak było z tobą? - Will spojrzał na drugą dziewczynę.
Sam trochę zbladła po wcześniejszych słowach mężczyzny, ale nie skomentowała ich. Przysłuchiwała się chwilę ich rozmowie i zastanowiła nad miejscem, w którym tym razem się ocknęła. Przygryzła na moment wargę w zamyśleniu i mruknęła
- Hm… W pokoju było dziecko. Ale… Dziwne. Straszne. Niszczyło i rozrzucało zabawki. I też były obrazy. Abstrakcyjne… Białe i czerwone. Przypominały mi plamę krwi na płótnie… I też pojawiła się dziwna postać kobiety, jakby rodem z s-f. Zadała mi zagadkę i zniknęła. Potem ten dzieciak za mną gonił, ale nie mógł wyjść z tamtego pokoju. - Przeszedł ją dreszcz i objęła się ramionami na to wspomnienie.
- Obraz? Więc w trzech pokojach pojawiły się trzy różne postacie, które zadały nam trzy różne zagadki. Tylko… po…- Maya westchnęła. Zadawanie pytania “po co” było przecież bez sensu. - W dwóch były obrazy a w jednym biblioteczka. - Dziewczyna składała do kupy strzępki informacji ale bez nadziei, na genialne połączenie, które coś im powie.
- Wolę nie wiedzieć co by było, gdybyśmy nie znali odpowiedzi na te pytania - mruknął Will. - Może to był test na inteligencję? - Pierwszy w wielu, pomyślał, lecz nie chciał snuć ponurych przypuszczeń, czy nawiązywać do zagadki Sfinksa.
- Mieliśmy jeszcze sztuczne, fałszywe - poprawił się - okno, którego nie dało się otworzyć. Wnęka z jakimiś rzeczami. I kominek. Stamtąd zabrałem ten pogrzebacz - wyjaśnił.
- U mnie też było takie okno. Jakby ktoś zakleił je czarną folią od zewnątrz i wykręcił klamkę… - zaczęła Maya łamiącym się głosem. - A do zagadek nie trzeba być mąd… rym… ja nie jeeestem… - odparła zaczynając szlochać - jesteśmy w piekle. Na pewno jesteśmy w piekleeee… - umilkła po tych słowach, kontynuując szlochanie.
- Też wolę nie wiedzieć, co by było - odparła Samantha na słowa mężczyzny. Zastanowiła się nad tym, czy w jej pokoju było jakieś okno, ale nie odnotowała takowego. Zanim jednak zdążyła coś w tym temacie powiedzieć, druga czarnowłosa rozpłakała się. Sam uniosła brew. Skrzywiła się lekko, po czym uśmiechnęła pocieszająco
- Hej, nie powinnaś się załamywać… - przerwała na chwilę, wyraźnie dobierając słowa
- Przynajmniej masz teraz towarzystwo. Nie jesteś sama. No i nie wydaję mi się, żeby to było piekło. Nie uważam się za grzesznika, a też tu jestem. Hipotetycznie zakładając, że to jest prawda. - Skinęła głową na całość przestrzeni przed nimi. I próbując pocieszyć Mayę.
- Proszę. - Will wyciągnął z kieszeni chusteczkę. - Czysta - zapewnił.
- Dzi… dzie… kuję - wyjąkała Maya zabierając od Willa chusteczkę i od razu robiąc z niej pożytek czemu towarzyszył dość nieprzyjemny dźwięk smarkającego nosa. |