Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2016, 09:09   #52
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wylot strzelby skierował się w kierunku głowy Stara.

- A co mnie to do chuja pana obchodzi? Wynoście się!
- warknął strzelec.
- Już idziemy, idziemy - zapewnił Star. Zdecydowanie nie odpowiadała mu wizja zostania nafaszerowanym ołowiem. Zrobił krok w stronę 'Aurory' i pociągnął za sobą Felitię. - Jesteś pewna, że tutaj się urodził panicz Reco? - spytał.
Nim kobieta zdążyła odpowiedzieć, usłyszeli znów gburowaty głos strzelca.
- Coś ty powiedział?!
Nic do ciebie, pomyślał Star.
- Pytałem ją. O Reco. A o co ci chodzi? - rzucił w stronę gościa z dubeltówką.
- Jakiego Reco?
- Reco Onile’a
- podsunęła Felitia - Podobno kiedyś tu mieszkał.
- Panicz... - mężczyzna opuścił broń, ale wciąż zachowywał się nieufnie. - Co o nim wiecie? Czego chcecie? Nie ma go tu!
- Skoro jest gdzie indziej, to jasne, że go tu nie ma
- odparł Star. - Żyje, ma się dobrze, jest niedaleko. Jeszcze coś chciałbyś o nim wiedzieć?
Felitia położyła dłoń na ramieniu towarzysza, by dać mu znać, że powinien nieco odpuścić.
- Nie wiemy, jakie piekło przeżył ten człowiek - powiedziała do niego, po czym zwróciła się do mężczyzny - Reco zaraz tu będzie. Jesteśmy jego towarzyszami. Tak jak ranna dziewczyna. Jesteśmy załogą statku, który pilotował Reco.
- I mam wam uwierzyć na słowo? Wróćcie tu zaraz z paniczem, albo... albo w ogóle nie wracajcie!
- strzelba znów została skierowana w ich stronę.
- Wrócimy - zapewnił Star.
- Jeśli Rico zechce tu przyjść - dodał cicho, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu tajemniczego strzelca. - A nuż się okaże, że stosunki rodzinne zniechęcają go całkowicie do powrotu do rodzinnego domu.
- Musimy się spieszyć, chodzi o Tinę! - Felitia w miarę oddalania się, była coraz bardziej nerwowa. Widać odsłaniała prawdziwe emocje.

Gdy pokrótce opowiedzieli Reco sytuację, ten zasępił się.
- To nie był mój ojciec. To chyba Alfred, nasz kamerdyner. Dobra, wybaczcie za niego. Pójdę i z nim pogadam. Zajmijcie się Tiną.
- Zajmiemy się - obiecał Star, chociaż, prawdę mówiąc, nie bardzo wiedział, w jaki sposób mógłby dziewczynie pomóc. Potrzebowali szpitala i dobrego lekarza.
- Jak się czuje? - zwrócił się do pozostałych. - I co możemy dla niej zrobić?
Na leczeniu, niestety, nie znał się nic a nic. Mógł najwyżej trzymać Tinę za rękę i zapewniać, ze wszystko będzie dobrze.
- Tętno jest słabe, ale stabilne. - oznajmił Emil.
Reco wyszedł. Felitia zajęła się pilnowaniem aparatury, pod którą podłączyli Tinę.
- Niby z jednej strony udało nam się powstrzymać krwotok, ale z drugiej... ona powinna zacząć się wybudzać. A tego nie robi. - mówiła zmartwiona kobieta.

Star stanął obok leżącej dziewczyny.
- No dalej, moja droga. Przestań się obijać i otwórz oczy - powiedział. - Jesteś nam potrzebna. Mi też jesteś potrzebna - dodał. - No już... - Pogłaskał ją po głowie. - Pobudka, śpiąca królewno.
Tina jednak nie reagowała. A czas mijał sącząc się przez palce i odbierając nadzieję. Co gorsza, Reco też się nie pojawiał. Gdy minęło pół godziny, Felitia na głos wyraziła swoją obawę:

- Może ten strzelec go zaatakował? Nie wiemy w sumie jakie były relacje Reco... Z ojcem były napięte, bo on nie chciał przejąć rodzinnego majątku. Może powinniśmy sprawdzić...

Nim Star odpowiedział, na wyświetlaczu radaru pojawiła się kropka oznaczona literką R. Reco wracał, a wraz z nim ktoś jeszcze szedł. Nie był to jednak strzelec. Na pokład Aurory wsparta o ramię pilota weszła staruszka.

[MEDIA]http://www.lanisimpson.com/images/blog/old%20woman.jpg[/MEDIA]

- To jest Masha, moja... niania z dzieciństwa. - przedstawił kobietę Reco z niejakim zakłopotaniem - Niestety, sytuacja wygląda gorzej niż myślałem. Miejscowy doktor wyjechał a sprzęty zostały rozkradzione. Lepszą aparaturę mamy na pokładzie Aurory. Za to Masha dużo lepiej niż my zna się na leczeniu. To ona składała mnie do kupy, gdy rozrabiałem...
- Panicz był takim żywym chłopczykiem
- westchnęła z uśmiechem starowinka, po czym skierowała się do Tiny. Pogładziła dziewczynę po głowie, po czym na pobliskim blacie rozłożyła zawartość plecionej siatki - masę słoiczków i pudełeczek.

- Idźcie stąd - odezwała się cicho, acz stanowczo - Dziewczynie trzeba nie tylko lekarstw, ale i spokoju.
 
Mira jest offline