Wylot strzelby skierował się w kierunku głowy Stara.
- A co mnie to do chuja pana obchodzi? Wynoście się! - warknął strzelec.
- Już idziemy, idziemy - zapewnił Star. Zdecydowanie nie odpowiadała mu wizja zostania nafaszerowanym ołowiem. Zrobił krok w stronę 'Aurory' i pociągnął za sobą Felitię. -
Jesteś pewna, że tutaj się urodził panicz Reco? - spytał.
Nim kobieta zdążyła odpowiedzieć, usłyszeli znów gburowaty głos strzelca.
- Coś ty powiedział?!
Nic do ciebie, pomyślał Star.
- Pytałem ją. O Reco. A o co ci chodzi? - rzucił w stronę gościa z dubeltówką.
- Jakiego Reco?
- Reco Onile’a - podsunęła Felitia - Podobno kiedyś tu mieszkał.
- Panicz... - mężczyzna opuścił broń, ale wciąż zachowywał się nieufnie. -
Co o nim wiecie? Czego chcecie? Nie ma go tu!
- Skoro jest gdzie indziej, to jasne, że go tu nie ma - odparł Star. -
Żyje, ma się dobrze, jest niedaleko. Jeszcze coś chciałbyś o nim wiedzieć?
Felitia położyła dłoń na ramieniu towarzysza, by dać mu znać, że powinien nieco odpuścić.
- Nie wiemy, jakie piekło przeżył ten człowiek - powiedziała do niego, po czym zwróciła się do mężczyzny -
Reco zaraz tu będzie. Jesteśmy jego towarzyszami. Tak jak ranna dziewczyna. Jesteśmy załogą statku, który pilotował Reco.
- I mam wam uwierzyć na słowo? Wróćcie tu zaraz z paniczem, albo... albo w ogóle nie wracajcie! - strzelba znów została skierowana w ich stronę.
- Wrócimy - zapewnił Star.
- Jeśli Rico zechce tu przyjść - dodał cicho, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu tajemniczego strzelca. -
A nuż się okaże, że stosunki rodzinne zniechęcają go całkowicie do powrotu do rodzinnego domu. - Musimy się spieszyć, chodzi o Tinę! - Felitia w miarę oddalania się, była coraz bardziej nerwowa. Widać odsłaniała prawdziwe emocje.
Gdy pokrótce opowiedzieli Reco sytuację, ten zasępił się.
- To nie był mój ojciec. To chyba Alfred, nasz kamerdyner. Dobra, wybaczcie za niego. Pójdę i z nim pogadam. Zajmijcie się Tiną. - Zajmiemy się - obiecał Star, chociaż, prawdę mówiąc, nie bardzo wiedział, w jaki sposób mógłby dziewczynie pomóc. Potrzebowali szpitala i dobrego lekarza.
- Jak się czuje? - zwrócił się do pozostałych. -
I co możemy dla niej zrobić?
Na leczeniu, niestety, nie znał się nic a nic. Mógł najwyżej trzymać Tinę za rękę i zapewniać, ze wszystko będzie dobrze.
- Tętno jest słabe, ale stabilne. - oznajmił Emil.
Reco wyszedł. Felitia zajęła się pilnowaniem aparatury, pod którą podłączyli Tinę.
- Niby z jednej strony udało nam się powstrzymać krwotok, ale z drugiej... ona powinna zacząć się wybudzać. A tego nie robi. - mówiła zmartwiona kobieta.
Star stanął obok leżącej dziewczyny.
- No dalej, moja droga. Przestań się obijać i otwórz oczy - powiedział. - Jesteś nam potrzebna. Mi też jesteś potrzebna - dodał. - No już... - Pogłaskał ją po głowie. - Pobudka, śpiąca królewno.
Tina jednak nie reagowała. A czas mijał sącząc się przez palce i odbierając nadzieję. Co gorsza, Reco też się nie pojawiał. Gdy minęło pół godziny, Felitia na głos wyraziła swoją obawę:
- Może ten strzelec go zaatakował? Nie wiemy w sumie jakie były relacje Reco... Z ojcem były napięte, bo on nie chciał przejąć rodzinnego majątku. Może powinniśmy sprawdzić...
Nim Star odpowiedział, na wyświetlaczu radaru pojawiła się kropka oznaczona literką R. Reco wracał, a wraz z nim ktoś jeszcze szedł. Nie był to jednak strzelec. Na pokład Aurory wsparta o ramię pilota weszła staruszka.
[MEDIA]http://www.lanisimpson.com/images/blog/old%20woman.jpg[/MEDIA]
- To jest Masha, moja... niania z dzieciństwa. - przedstawił kobietę Reco z niejakim zakłopotaniem -
Niestety, sytuacja wygląda gorzej niż myślałem. Miejscowy doktor wyjechał a sprzęty zostały rozkradzione. Lepszą aparaturę mamy na pokładzie Aurory. Za to Masha dużo lepiej niż my zna się na leczeniu. To ona składała mnie do kupy, gdy rozrabiałem...
- Panicz był takim żywym chłopczykiem - westchnęła z uśmiechem starowinka, po czym skierowała się do Tiny. Pogładziła dziewczynę po głowie, po czym na pobliskim blacie rozłożyła zawartość plecionej siatki - masę słoiczków i pudełeczek.
- Idźcie stąd - odezwała się cicho, acz stanowczo -
Dziewczynie trzeba nie tylko lekarstw, ale i spokoju.