Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2016, 16:02   #119
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Moritz z pewnością nie był kolejnym zwykłym pijaczkiem, który pochyliłby się tylko nad butelką taniego wina. Kiedy wieko potężnej trumny opadło czeladnik niemal zawył widząc poważnie otumanionego lekarza Wagnera. Były gawędziarz widział jak część jego paznokci sterczy nieładnie z pokrywy trumny, a zakrwawione palce powyginane były pod różnymi kątami. Obok rannego leżał trup co mogło w przyszłości wywołać u lekarza koszmary. Tak jakby bycie pochowanym za życia było nie wystarczającym do tego
powodem...

Czeladnik od razu poprosił chłopów o wodę, którą zwilżył spieczone, popękane usta Herr Wagnera i dał mu się napić. Powoli, małymi łykami, które wyglądały niemal na wymuszone przez Moritza. W sytuacjach takiego odwodnienia należało działać szybko, ale Stirlandczyk wiedział, że mężczyzna leżący przed nim przeżyje. Tacy nie ginęli z odwodnienia. Mogli być jednak nosicielami wskazówki mogącej uratować całą ojczystą okolicę. Ostatnia wskazówka - niewielka lecz bardzo znacząca - znajdowała się w
kieszonce marynarki lekarza. Moritz znalazł ja podczas przeszukania, które darował drugiemu z mieszkańców trumny. Strażnik z wgniecioną czaszką nie wyglądał jakby zginął śmiercią naturalną co stwierdziłby zapewne każdy - nawet nie mający wiele wspólnego z medycyną stary, ślepy szczurołap...

Moritz wiedział czego i gdzie powinni szukać. Nie miał jednak pojęcia, w którym miejscu w piwniczce znajdowało się wino. Już byli osłabieni, ale musieli iść dalej. Jak nie dla siebie to dla niczemu winnych wieśniaków. Wystarczyło znaleźć antidotum, podzielić je i podać. Niby takie proste, a jednocześnie tak skomplikowane.


Pani Wagner nie wyglądała najlepiej. Moritz musiał zadbać aby kobieta jako jedna z pierwszych otrzymała lekarstwo. Gospodyni udzieliła ekipie informacji, że wina były aż dwie skrzynki. Czeladnik nawet nie chciał myśleć ile mogło ono kosztować, ale jego geniusz arytmetyczny mimo woli szybko przeliczył wartość całego trunku. Herr Wagner musiał być paskudnie bogaty jak na standardy małej wsi. Kiedy Moritz myślał, że już po wszystkim ośmiu wieśniaków chwyciło za noże, butelki i co tylko mieli pod
ręką. Starszyzna. Wagner znowu na alkohol musiał zwalić brak pomyślunku ze swojej strony. Pewnie gdyby nie czuł się tak słabo, pewnie gdyby wypił dzień wcześniej kilka głębszych mniej udałoby mu się domyślić. Tak bynajmniej uważał.

Od samego początku walki w piwniczce panował chaos. Kompani Moritza rzucili się do walki o życie, natomiast on zrobił to co potrafił najlepiej. Zaczął uciekać. Przy okazji swojej ucieczki czeladnik zaczął krzyczeć ile tylko miał sił w płucach i strunach głosowych. Wiedział, że pewnie przez resztę dnia ciężko będzie mu mówić, ale może uratuje życie swoje, kompanów i części wsi. Kiedy stres sięgnął zenitu czeladnik nie mógł sobie odmówić i napił się z pierwszej butelki jaka była pod ręką. Nie
było to co prawda lekarstwo, ale na tak obciążający psychikę dzień działało niezwykle kojąco.


Na zewnątrz dało się słyszeć jakąś wrzawę. Nagle buty zadudniły o posadzkę domostwa Wagnerów.

- W piwnicy chłopy! Szukajcie też w piwnicy!

Przez otwarte drzwi wbiegło na schody kilku wieśniaków uzbrojonych w siekiery, kije i widły.

- Som tu wilkobójcy! - wydarł się młody blondyn trzymający się za brzuch.

Zaraz u szczytu schodów pojawiło się więcej mizernych, wylęknionych, tudzież rozzłoszczonych twarzy.

- Gdzie lekarstwo?!
- Dajcie je nam!
- Dzieci umierają!

- Ci dranie - Kaspar wskazał na swojego przeciwnika - chcą zagarnąć wszystko dla siebie! Nie pozwalają nam ratować ludzi! - Giń, złodzieju!

- Możemy znaleźć dla was lekarstwo, dobrzy ludzie, ale musimy dać odpór tym zwyrodnialcom. - poparł kompana czeladnik. - Oni chcą zabrać lek dla siebie i dać umrzeć reszcie wsi! - krzyknął Moritz. - Pomóżcie, a zaraz znajdę lek i uda się wszystkich uratować!

Jost, Arno oraz Eryk walczyli zawzięcie. Ich przeciwnicy stracili serce do walki i po chwili poddali się. Tłum był rozzłoszczony. Chciał wywlec zwyrodnialców z piwnicy z bynajmniej pacyfistycznymi zamiarami.

- Powiesić ich!
- Rwać końmi!
- Spalić!

Ludzie nie przebierali w środkach. Wagner nie chciał tracić czasu na ratowanie - co jak co - złych mężczyzn i rzucił się do dalszych poszukiwań. Miał nadzieję, że szybko znajdą lek i uratują siebie oraz całą wieś.
 
Lechu jest offline