Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-09-2016, 10:28   #111
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dom Wagnera

- Umiem grać na pianinie, ale od ponad dwóch lat nie ćwiczyłam - odrzekła kobieta.
- Mam nadzieję, że szkodzić zbytnio nie będzie to - odparł Hammerfist podając kobiecie znalezioną karteczkę.
- Że melodię jakąś trzeba zagrać podejrzewamy, choć pewności brak nam. Do głowy może pani przychodzi coś? My ze sprawami tymi niezaznajomieniśmy całkiem - skrzywił się lekko.
- Ale co zagrać? - Eliza patrzyła na kartkę. - Nuty? D A F A G A B A ?
- Jeśli są te nuty całe, co zwą tak się i do wiadomości pasują Herr Voltera, to spróbować można - wzruszył ramionami Grimm zupełnie nie rozumiejący o czym Eliza właśnie mówiła.
Kaspar zaklął w duchu. Coś takiego przez moment chodziło mu po głowie, ale potem zaczęła się rozmowa farmerem i myśli uleciały. Zdecydowanie to nie był jego szczęśliwy dzień...

Chwilę później Eliza usiadła przed fortepianem.
- Ale gdzie zacząć? - zapytała. - Jest wiele oktaw…
- A możliwości dużo jest? Jeśli wiele niezbyt, to każdą wypróbować by można było, ale przy ilości znacznej to… bo ja wiem? - powiedział Arno.
Wagnerowa jedną ręką nad klawiszami, palcem wskazującym zaczęła grać. Za trzecim razem klawisz nie wydał żadnego dźwięku. Zdziwiło to kobietę. Później podobnie było z piątym i siódmym. Melodią żadną dźwięków raczej nie można było nazwać.
- Musiało się zepsuć. Nuty F, G i B są puste.
- Po mojemu, to wskazówka od herr Voltera jest - uśmiechnął się szeroko Arno.
Z tym Kaspar w pełni się zgadzał.
- Zepsuł mój instrument szaleniec? - westchnęła. - Zresztą… jeśli nie znajdziecie lekarstwa, to co to ma za znaczenie…
- Odkryliśmy dużo już. Nadziei nie tracić proszę. Dużo nie mogło zostać już - spróbował pocieszyć Elizę.
Lekarzowej to jednak raczej nie dodało otuchy. Zakrywała nos chusteczką.
- Pani Elizo, a czy jest więcej nut D na klawiaturze? Mogłaby Pani je sprawdzić wszystkie? - zapytał Detlef.
Zagrała inne, lecz tamte wydawały dźwięki.
- A czy mogłaby Pani zagrać same puste klawisze?
Zagrała trzy bezdźwięczne klawisze.
- Można zerknąć do środka? - spytał Aldric. Nie znał się na budowie instrumentów, w tym fortepianu, ale może klawisze nie są po prostu zepsute, może wewnątrz znajdują się kolejne wskazówki.
Lekarzowa trzymając chusteczkę przy nosie obniżyła ją do ust z nagłym odruchem wymiotnym i pobiegła w głąb domu.
Kaspar obejrzał 'głuche' klawisze, ale nic nie dostrzegł. Z pewnością Aldric miał rację - trzeba było spojrzeć do środka. Co prawda on sam nigdy nie widział bebechów fortepianu, ale zasadę działania mniej więcej znał.
Aldrik uniósł klapę i wraz z Kasparem spojrzeli do środka.
Przed nimi były liczne “ścięgna” które równiutko rozciągnięte były na ramionach z rowkami niczym na cięciwy łuków. Trzy różniły się od pozostałych - były w pewnym miejscu starannie obwiązane kawałkami materiału.
Po chwili w rękach Aldrica znalazły się kawałki materiału, skrywające kolejne skrawki papieru, kolejne trzy informacje.

Kliknij w miniaturkę

Kliknij w miniaturkę

Kliknij w miniaturkę

Jedna z nich, świadectwo zgonu, była wypełniona takim niechlujnym charakterem pisma, że Kaspar nie odczytałby tego, nawet gdyby miał do dyspozycji kilkanaście dni...
Za to odniósł inny sukces, wyjaśniający 'dźwięczność' klawisza D. Najwyraźniej źle umocowana szmatka spadła odnalazła się i dopiero po przeszukaniu pudła fortepianu.
- Masz czwartą wiadomość - powiedział Kaspar, wręczając Aldricowi kolejną kartkę.

Kliknij w miniaturkę

Podobnie jak inne - nic Kasparowi nie mówiącą.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-09-2016, 06:57   #112
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Weisslagerberg


- Dobrze! Już dobrze! – wykrztusił mężczyzna i wypluł zakrwawionego zęba zakrywając twarz dłońmi, a krasnolud rozmasował rękę.
- Pracuję dla Herr Bartenbacha. Miejska Rada nakazała nie spuszczać waszej kompani z oczu. Wykonuję swoją pracę tylko. Nie ma do was nic.

Facet, na którego ponoć wołano „Mały”, miał ponad sześć stóp wzrostu i tłumaczył się dosyć przekonywująco, po tym jak Grimm stracił cierpliwość do po początkowego, gorliwego zapierania się, że jakoby tamten ich śledził. Bauer nie stracił nic na swych umiejętnościach byłego łowcy banitów. Podszedł ofiarę niczym wilk łanię i kompletnie zaskoczył nieudolnego inwigilatora.






Karczma „Otto i Anna” była jedyną w miasteczku. Kilka pokoi do wynajęcia zapewne stało pustych większą część roku, bo Weisslagerberg nie leżał jakoś dokładnie przy głównym trakcie. Karczmarz Scheisestock rozmawiał za szynkwasem z kilkoma pochylonymi nad kuflami miejscowymi. Kiedy Strilandczycy weszli do głównej sali zwrócili na siebie uwagę wszystkich.

- Powitać Wilkobojców! – przywitał ich oberżysta w średnim wieku. – Hansel jestem, zapraszam!

Był jakiś takiś nijaki z wyglądu, cera blada, włos marny, postura przeciętna, a głos nudny.

- Gretel! – krzyknął w stronę zaplecza. – Wytocz nową beczkę piwa dla naszych gości!

Karczma wyglądała jak przeciętny przybytek w imperium, choć czym odróżniała się, to być może panującą tu zdecydowanie większą czystością i ogólna schludnością. Drugą rzeczą, która niekoniecznie pasowała do typowego wystroju imperialnej karczmy, było osobliwe miejsce za barem, obok półek z alkoholami. W drzewie wydrążone były liczne półeczki, które tworzyły przegródki z dziesięciu rzędów i sześciu kolumn. W niektórych, niej więcej jednej trzeciej wszystkich miejsc, znajdowały się pergaminy, karteczki. Przypominało to dla obytych z szerokim światem podróżników regał, który nie jeden raz widzieli w siedzibach usług pocztowych.

Z zaplecza wyszła na rozkołysanych biodrach wysoka niewiasta o długich nogach wystających spod fartuszka przed kolanko. Nie była to nastoletnia dziewucha, lecz kobieta w kwiecie wieku, o dużych zielonych oczach, ognistych, kręconych, włosach i cerze upstrzonej licznymi piegami na urzekającej buzi. Gdy uśmiechnęła się, błysnęły spod wydatnych warg bielutkie, równe ząbki.
W dłoniach trzymała beczułkę piwa stojąc w przejściu od zaplecza za barem.

- Dzień dobry panom. – dygnęła skromnie i zawiesiła wzrok spod długich rzęs dłużej na ludzkich przedstawicielach Chłopców ze Strilandu, a zwłaszcza na Moritzie i Detlefie.

- Piwka? – zwróciła się do Wagnera.
- Goloneczkę? – zapytała Ludena.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 06-09-2016 o 07:13.
Campo Viejo jest offline  
Stary 11-09-2016, 14:46   #113
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W karczmie „Otto i Anna”

Karczma, jak się okazało, oferowała nie tylko trunki i jadło. I nie tylko wysokiej klasy obsługę.
Być może oferowała 'Wilkobójcom' kolejną zagadkę. Albo (w co Kaspar niezbyt wierzył) rozwiązanie poprzednich?
Łatwo było, w tradycyjnym wystroju karczmy, wypatrzyć coś, co do reszty pasowało niczym pięść do nosa. Półeczko-przegródki z jakimiś karteczkami? Po co to komu? Kaspar nigdy czegoś takiego nie widział, przynajmniej nie w karczmie (a i poza nią raczej też nie). Może inni? Wolał jednak nie wypytywać. A nuż by się ośmieszył...
Każda przegródka oznaczona była cyferkami. Na tyle się Kaspar na tym znał, by móc odróżnić cyferki od innych znaków. I na tyle się znał, by widzieć, że niektóre, mają oba znaczki takie same. Wychodziłoby z tego, że i od przodu, i od tyłu, dałoby się to czytać tak samo. Podobnie jak te napisy na mapce.
Był to jakiś związek?
- Piwo, chętnie - powiedział. - Czy Herr Volter zostawił tu jakieś notatki? - spytał.
- I czy może jakaś korespondencja dla doktora się ostała? - dopytał Morryta śliniąc się widocznie na myśl o golonce.
- Kocham piwo jednakże, piękna pani, muszę sobie je dzisiaj odpuścić… - powiedział po bardzo długim, poważnym zastanowieniu Wagner. - Żal się przyznać, ale mam problemy z alkoholem.
Moritz posłał jeszcze jedno zafascynowane spojrzenie piękności po czym spojrzał w kierunku przegródek z listami. Jako osoba nieco bardziej obyta niż Kaspar wiedział, że istnieje cała mnogość przybytków, w których praktykuje się tego typu proceder. Tutaj jednak mieli na głowie śledztwo i być może ten zestaw listów mógł pomóc je rozwiązać. Tylko które należało wybrać? Moritz zaczął się zastanawiać…
- Jednak na trzeźwo nic nie wymyślę. - powiedział po przegranej walce z nałogiem Wagner. - Muszę wypić kufelek, bo na sucho to na nic nie wpadnę.
- Herr Volter czy pocztę zostawił? - poprawił Kaspara Hansel. - Nie. Nie zostawił. - Obrócił się i z dumą spojrzał na półeczki z przegródkami. - Nie. Nikt też Voterowi nic nie zostawił. - odrzekł Morrycie.
Gretel podała dwa kufle. Jedno dla Kaspara, jedno dla Winkela.
- Dwa szylingi. - uśmiechnęła się.
Kaspar nawet się nie skrzywił, gdy przełknął łyk obficie chrzczonego wodą piwa.
- No to dla powodzenia naszej misji - powiedział Wagner i upił łyk niemal na pół kufla. - Byłby to toast gdyby nie konieczność wznoszenia go kielichem z naprawdę mocnym winem. - Moritz podał kobiecie całą należność.
Kobieta obdarzyła go ujmującym uśmiechem a widząc ile piwa zniknęło w gardle gościa uniosła brew.
- Może podam dzbanuszek? - wyjęła spod baru pękate naczynie, w którym zmieściłoby się pół tuzina kufli. - i zaoszczędzicie. - puściła oko. - tylko dziesięć szylingów.
- Kusi Pani kusi tym dzbanuszkiem. - zaczął się zastanawiać Wagner patrząc w piękne oczy barmanki. - Niech będzie zatem i coś do zagryzienia koniecznie - dodał z uśmiechem. - Od razu pomysły mi do czerepa napłyną mnogo.
- Mi też. - Kaspar uśmiechnął się. Może nie do końca szczerze, ale akurat ukrywał usta w kuflu. - A te tam pisma, co w przegródkach z tymi samymi tkwią cyframi? - spytał.
- A to poczta - odparł karczmarz dumnie. - Prowadzę usługi takowe.- możecie zostawić wiadomość pod wybranym numerkiem, a adresat odebrać może znając ten numer. - wyjaśnił.
- A te trzy, to kto zostawił? I kto ma odebrać? - Kaspar zadał kolejne pytanie.
- A czemuż to ma być przedmiotem waszej ciekawości? - zapytał.
Dziewczyna zniknęła na zapleczu.
- Jak Herr wie prowadzimy śledztwo. Nie bez powodu pytamy o skrytki o numerach 11, 33 oraz 44. Ostatnia napotkana przez nas wskazówka wyraźnie mówi “jednego jest zdwojona w dniu w dniu”. Istnieje zatem spora szansa, że liczby podwójne jak wspomniane mogą kryć kolejne wskazówki albo naprowadzić nas na kolejny trop - powiedział Wagner, po czym zwilżył swoje gardło resztą kufla piwa. - Czy zatem możemy prosić te wiadomości aby je przeczytać i dokładnie przeanalizować?
- Śledztwo w sprawie śmierci herr Votera? - Hansel poufale łypnął okiem. - Nie wiem kto zostawił, ani kto ma odebrać. Nie prowadzę takiego rejestru. - sięgnął po zawartość półek z żądanymi numerami.

Po chwili w rękach Wagnera znalazły się trzy kawałki pergaminu.

Kliknij w miniaturkę

Kliknij w miniaturkę

Kliknij w miniaturkę

Bystrooki Morritz zauważył jeszcze coś - w górnym kąciku schowka numer 11 był wciśnięty jeszcze jeden, trudny do zauważenia kartonik:

Kliknij w miniaturkę
 
Kerm jest offline  
Stary 16-09-2016, 19:48   #114
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Weisslagerberg, karczma Otto i Anna
teraźniejszość


Nim udali się w ustronne miejsce omówić nowo znalezione dokumenty, krasnolud chciał wypytać jeszcze karczmarza o kilka spraw.

- Się zdaje, że sprawy wersja potwierdza się - rzekł Arno spoglądając na towarzyszy, po czym zwrócił się do karczmarza.
- Jak to z szeryfem poprzednim było tu? Lubianym chyba nie był zbytnio, z tego, co dowiedzieć udało się mi. Dlaczego było tak? Zawinił co? I jak to z aresztu było spaleniem?
- Lubianym nie był, bo to drań był. Po zniknięciu typa, ludziska puścili jego kwaterę z dymem, aby nie miał do czego wracać, może?
- wzruszył ramionami.
- A nikt do kwatery spalenia nie podburzał ludu? - zapytał Hammerfist.
- Zweicker sam swym kanaliowatym zachowaniem podburzał. - Karczmarz niechętnie wypowiadał się o przeszłości. - Może wody zagrzeję, to się wykąpiecie po podróży? - zapytał krzywiąc mimowolnie nozdrza.
- Jak sprawimy już, że nikomu nie zemrze w ciągu godzin kilku się, to chętnie bardzo.
- Komu ma siem zemrzeć?!
- Hansel wybauszył oczy.
- Komuś, kto lekarza odrzucił pomoc. W konkretów poszukiwaniu właśnie jesteśmy. Dlatego i o szeryfa starego pytania.
- Aha.
- A Magdlenyście nie widzieli?
- Widziałem.
- Po festiwalu?
- Na festiwalu.
- A gdzieście widzieli ją na festiwalu razem ostatnim?
- Jak to gdzie? No tam gdzie corocznie Grudnenfesta czcimy.
- popatrzył nieco zbity z tropu.
- Nie oddalała nigdzie się?
- Ja tam trzymam sie swej baby…
- wzruszył ramionami.
- Zaginęła ona, więc informacje każde przydać mogą się. Nic herr nie kojarzy?
- No jak zaginęła jak wczoraj była, godzina kilkanaście temu? Może śpi, albo do lasu poszła? Poczekajcie, na pewno sama się znajdzie.
- pokrzepił krasnoluda.
- A z kim siedziała przynajmniej może?
- Tańczyła z Herr z Volterem. Wtedy ją widziałem
.
- Dziękuję, herr Hansel.
- Ależ nie ma za co. Piwka?

W tym dokładnie momencie świat się skończył:
- Później, herr Hansel. Później chętnie bardzo - odparł Arno.
Karczmarz nie krył zawodu na twarzy.

Wyglądało na to, że mają przed oczami wszystkie elementy układanki, mogli więc śmiało udać się do szeryfa i nakreślić mu spisek, którego ujawnienia tak bardzo pragnął Volter. I to właśnie z pozoru prosty i nieco nieokrzesany krasnolud był tym, który zebrał skrawki w całość i przedstawił Herr Prostowi.



Didrika Bauer, 2492-2512. Może nie było to nic nadzwyczajnego, ale jednak zamurowało go, gdy usłyszał swoje nazwisko. I, co ciekawsze, wszystko wskazywało, że to właśnie ona była "zdwojoną duszą" Voltera. Było to niepokojące, zupełnie, jakby on sam był w tę sprawę jakoś zamieszany przez samo nazwisko, bo nawet niekoniecznie przynależność rodową - mogło być kilka odrębnych rodzin Bauerów w Imperium, nie posiadających wspólnych korzeni. Jednak było możliwe, że są spokrewnieni, i niezmiernie ciekawiło to Aldrica.

Teraz jednak zastanawiał się nad jej miejscem w całej historii. Zmarła 9 lat temu, wydawałoby się zbyt wcześnie, żeby mieć związek ze spiskiem. Ale jednak nie była wyborem przypadkowym dla Voltera, w końcu wprowadził swój plan właśnie w rocznicę jej śmierci. Mógł oczywiście wybrać osobę, która urodziła się w dniu jego zwolnienia i dopasować resztę planu, żeby tylko wierszyk pasował, jednak to nie było w jego stylu. Ale kim mogła dla niego być? Dziewięć lat temu miała dwadzieścia wiosen. Kochanka? Za młoda raczej. Siostra, kuzynka? Wykluczyć nie można, wszak nazwisko Bauer może być męża, ale też raczej pudło. Zdwojona dusza... Może też interesowała się szeroko pojętą nauką, pomagała mu przy eksperymentach?

Dużo pytań nurtowało Aldrica, nie spytał jednak Freda o nic więcej. Nie teraz. Czuł, że nie starczy mu sił na długo, niebawem trucizna zbierze srogie żniwo, jeśli nie zdobędą antidotum. Na tym muszą się skupić.

 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 16-09-2016, 22:03   #115
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Moritza nie zdziwiło, że wraz z kompanami stali się ofiarami natarczywych spojrzeń wioskowych. W końcu nikt inny jak Wilkobójcy miał uratować wszystkich przed niechybną śmiercią. Wagner nie czuł się jednak z tym najlepiej. Był słaby, obolały i śmierdzący, a jego ostatni posiłek nie należał do tych, które zatrzymałyby się na długo w żołądku. Co prawda tego winna była pewna klacz przez którą czeladnik będzie omijał tutejsze stajnie szerokim łukiem.

Kiedy karczmarz wraz z kilkoma miejscowymi powitali ich były gawędziarz starał się wyglądać na pewnego sukcesu. Kogoś kto jest na mecie śledztwa, a nie w martwym punkcie z kilkoma słabymi poszlakami. Hansel był nijaki czego nie można powiedzieć o kobiecie o imieniu Gretel. Wysoka, zgrabna, z długimi nogami i pięknymi, równymi zębami. Te ostatnie urzekły Moritza na tyle, że o sekundę później niż zwykle dostrzegł beczułkę piwa, którą dzierżyła Białogłowa.

Moritz początkowo próbował się opierać, ale w końcu uległ i wypił nie tylko spory dzban piwa, ale zjadł również bardzo syty posiłek wciągając w to również ulanego Detlefa. Kaspar wpadł na ciekawy pomysł, który wpadł również na myśl Moritzowi kiedy zauważył przegródki z listami. Karczmarz wydawał się być z nich dumny i aż ciężko było uwierzyć aby w tych skrytkach nie było kolejnej wskazówki. Numery 11, 33 oraz 44 okazały się strzałem w dziesiątkę i po chwili ekipa miała nie trzy, a aż cztery kolejne podpowiedzi. Teraz tylko musieli je dobrze wykorzystać...


Aby znaleźć więcej wskazówek ekipa rozdzieliła się. Grimm oraz Kaspar udali się do domu Bartfelta, Detlef oraz Aldric do młyna, a Moritz wraz z Alexem na grób Halva. Czeladnik czuł się coraz słabiej i wiedział, że ze szlachcicem wcale nie było lepiej. Mimo całej swej godności Ohlendorf był dla śmierci tak samo równy jak Moritz czy śmierdzący niemniej wieśniacy z okolicznych domostw.

Pierwsza godzina poszukiwań nie przyniosła żadnego rezultatu. Moritrz rozglądał się, badał ślady i rozmyślał, ale nie doszedł do niczego nawet kiedy poświęcił kolejną godzinę. Jakież wielkie było jego zdziwienie kiedy okazało się, że wszyscy pozostali również nic nie znaleźli. Na szczęście błyskotliwy Aldric na coś wpadł. Na coś tak oczywistego, że Moritz nawet o tym nie pomyślał. Na coś tak prostego, że ostatnie godziny poszukiwań mogły okazać się przy tym nadpobudliwością ze strony śledczych. Na coś co mogło uratować nie tylko ich, ale i cały tutejszy świat…
 
Lechu jest offline  
Stary 17-09-2016, 17:27   #116
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Po odkryciach u "Otta i Anny" należało w końcu zdać sprawozdanie nowemu szeryfowi. W końcu najprawdopodobniej mieli już prawie cały obraz sytuacji. Prócz najważniejszej części - antidotum.

- Herr Prost, układanka składać zaczyna się. Historię zacznę swą w roku 2514. W Talabheim wtedy herr Pfulger pożyczkę u herr Hitlerhausena zaciągnął, na co dowód za chwil kilka przedstawię. Dokładnie 10 Pflugzeigt 2516 roku herr Halverschlussen zrzekł majątku własnego się wysokości ośmiu tysięcy koron złotych na Turbina Kurta rzecz jako Fred w Weisslagerbergu znanego - rzekł Arno prezentując dokument poświadczony przez Bartfelta.

Nie od wczoraj robił w śledztwach. Wiedział, że wszystko musi być podparte dowodami tym mocniejszymi, im bliżej organów sprawiedliwości się obracało.
W porachunkach mafijnych zwykle wystarczył tylko jeden kwitek, by kogoś pogrążyć wsparty świadomością, że wprowadzenie szefa w błąd może skończyć się równie tragicznie.

- Dalej idąc 3 Sommerzeight 2517 roku herr Pfulger dostał to właśnie od herr Hitlerhausena ponaglenie z groźbą majątku zlicytowania. Data tu jest, a lat na piśmie trzy. Z rachowania podstaw wspomniany wcześniej 2514 rok wychodzi - mówił dalej Grimm prezentując kolejny papier.

- Herr Volter odwołanym z funkcji lekarza został. Na miejsce jego przyjętym herr Wagner został. Bez powodu wyraźnego się zdaje. Z rozmowy z panią Wagner wynika, że powodzić mężowi jej marnie miało się w lekarza zawodzie. Do czasu posady tu otrzymania. 6 Vorgeheim Paul Wagner preparaty otrzymał następujące - khazad pokazał zamówione przez Wagnera specyfiki.

- Do sprawy wrócimy ich. Po kolei opowiadać trzeba. Dokładnie 26 Vorgeheim 2517 herr Halverschlussen umiera, co zgonu aktem Paul Wagner poświadcza. Medyk żaden ze mnie i nazwy w śmierci rodzaju nie rozumuję, ale po mojemu jak stoi “Przyczyna śmierci: Brak”, to znaczy, że ze starości zmarło człekowi się.

- Ano tak. Mors Naturalis, to śmierć naturalna znaczy. - odparł szeryf. - Ale co to wszystko ma wspólnego z herr Volterem i antidotum?

- Do dokumentów tych wskazówki herr Voltera prowadziły. Najlepsza jednak część przed panem odkryje zaraz się. 33 Vorgeheim 2517 roku herr Pfulger nagle bogatym stał się. Pożyczki długo spłacić nie mógł, a teraz 1290 koron złotych do Talabheimu pojechało. Pismo herr Hitlerhausena poświadcza to - ciągnął Hammerfist wyjmując kolejny papier, by pokazać go Prostowi.

- Więcej. Tu depozyty starszyzny członków są z dnia 33 Vorgeheim roku tego samego.

- Hm.. Może mieć to co wspólnego? To bank Weisslagerberu. Bogaci obywatele depozyty w bankach robią, jak i pożyczki zaciągają…

- Prawdą jest to. Tylko kwoty dziwnymi są. Herr Pfulger spłacił 1290 koron złotych długu i 710 koron złotych na depozycie widnieje. U herr Wagnera dwa tysiące koron złotych. Dalej dwa tysiące koron złotych Bartfelta i cztery setki koron złotych u herr Bolstera. Dodać tysiąc i sześćset koron złotych na remont młyna to też tysiące dwa - wskazał kolejny dokument szeryfowi.

- Cztery po dwa tysiące koron złotych, to tysięcy osiem. Nagle każdy z czwórki tej po tysiące dwa zainkasował po śmierci herr Halverschlussena, który kwotę taką właśnie Turbinowi zapisał. Zbieg okoliczności może. Dziwny jednak.

- Hyyyymmm… Jeszcze jakiś zbieg okoliczności jest?

- Jakby przy tym był pan - spojrzał Arno chytrze, po czym wyciągnął kolejny papier. Tym razem encyklopedyczny.

- Przyjrzeć proszę się pozycji tej na zamówienia herr Wagnera liście. Azalia, wedle informacji tej...

Szeryf przerwał gestem ręki krasnoludowi i wziął papiery do ręki i zaczął czytać. Szybko i zaangażowaniem obracał papiery.
Potem westchnął.
- A to skurwysyny!

- Inaczej być nie chce. Akt zgonu herr Halverschlussena kolejny. Przez herr Voltera wystawiony razem tym. Śmierci przyczyna pokrywa z działaniem Azalii się.

- Dobrze. Zajmiemy się radą miasta na pewno. Już jak im kurwa urządzę taki Grundenfest, że w Ogrodach Morra kaca będą mieli… Ale to dopiero po tym, jak uratujecie miasteczko… Bo teraz to… wszystkim śmierć pisana, a tracić czasu na nich nie można w tej chwili. Nie zdradźcie się też, że w wiedzę tą uzbrojeni jesteście, bo oni gotowi na życie wasze nastawać gdy antidotum znajdziecie. Do tego czasu być może pomocnymi będą. Wszak i o ich życie, jeśli nie przede wszystkim Volterowi chodziło.

- Tak jest! - odparł krasnolud, po czym dodał:
- Coś jeszcze mamy jednak. Dowodów w sprawie tej brak. Poszlaki tylko. W śledztwa trakcie dowiedzieliśmy się, że herr Volterowi na mieszkańcach Weisslagerbergu zależało. Po herr Wagnera zniknięciu o powrót do lekarza posady nie ubiegał się. Sam na rękę własną ludziom pomagał. Takoż do pani Wagner przybywał z medyczną radą. Pani Wagner w ciąży być może. Albo mogła. Herr Wagnera zatem udział niejasnym do końca jest. Może z własnej podał woli Azalię, a może przez Starszyznę zmuszony do tego został. W razie każdym herr Volter krzywdy miasteczka mieszkańcom zrobić za życia swego nie dał. Po mojemu, to bezpiecznymi wszyscy są prócz Starszyzny. Ale domysły są to tylko. Dowodów brak nam.

- Cóż ciąża domniemana Wagnerowej ma się do sprawy sprzed lat pięciu? - szeryf podrapał się po głowie.

- Nic. O to chodziło tylko mi, że herr Volter sprawę znając na pomoc pospieszył jej, gdy medyka potrzebowała. A herr Wagner zmuszonym zostać mógł ofertą z nędzy wyciągnięcia.

- To nie przymuszenie, lecz współudział. - odrzekł szeryf. - Jeśli wszystko to, co z tych dokumentów wynika to prawda, a nie matactwo szaleńca zza grobu, to lekarz winnym jest tak samo jak reszta, a nawet więcej. On mordercą na wyjęcie został…

- W razie każdym po mojemu, choć dowodów brak, Wagner zabić chciał, ale nie całkiem wyszło to mu, bo herr Halverschlussen w trumnie obudził się.

- Ot konował. - skwitował szeryf. - Gdyby pieniędzy nie przyjął i tego preparatu nie kupował, to bym bym skłonny uznać, że sam się oszukał na diagnozie, ale tu jasno wynika, że maczał we wszystkim palce.

- Do innego czego zmierzam razem tym. Po śmierci Halverschlussena w miesiąc szeryf dawny zniknął. Dziwnym jest, że wykryto pobudkę nieboszczyka. Po cmentarzach nie chodzi się, aby sprawdzić czy nieboszczyk aby na pewno martwym jest. Możliwym jest, że herr Zweicker sprawę przejrzał tą. I zniknął, a kwaterę spalono jego. Może tak jest, jak gadają ludzie, że nielubianym był i po zniknięciu przyczyny bez odwaga w ludzie się obudziła. A może nie? Herr Zweicker zniknął. Herr Wagner zniknął. Pani Magdalena czasami ostatnimi widziana na festiwalu. Gdzie podziali oni się? Nie wie tego nikt. Tymczasem herr Volter organizuje festiwal tego dnia dokładnie, gdy szeryf nowy w Weisslagerbergu zjawić ma się. Kolejny okoliczości zbieg.

- Herr Volter obnażyć prawdę chciał, to jest jasne, ale nie brałbym lekko jego ostrzeżenia. Pośród tych wszystkich zagadek musi być gdzieś ukryte antidotum i to winna być nasza najważniejsza sprawa. dzisiaj. W ciągu godzin tych kilku... - pot coraz większy zaczął występować na czoło szeryfa. Mężczyzna zamrugał oczami. - Ciemność.. Ciemność widzę… - opadł na poduszkę blady.

Arno spojrzał na rozmówcę. Nie był już tak pewien, iż Volter nie wyrządzi krzywdy mieszkańcom miasteczka. Niemniej, mimo wszystko, ciężko było mu uwierzyć w opcję przeciwną. Bardziej skłaniał się ku opinii, że obudzą się z trupami Starszyzny oraz brakiem lekarza.
Tak czy inaczej, krasnolud wolał tego nie sprawdzać.

- Szukajcie jednego z grobu, którego dusza jest zdwojona z moją. Zaczęła się w dniu, gdy skończyłem i skończyła w dniu, gdy to się zaczęło - mruknął Hammerfist zastanawiając się.

- Może o Halva chodzi, a rozpoczęcia dzień tym jest, w którym lekarza zwolniono go funkcji? A zaczęło się? Może akcję jego chodzi... Starszym naprzeciw - dorzucił Grimm gwoli wyjaśnienia, choć sam nie był tego do końca pewny.

W chwilę później wszyscy wyruszyli dzieląc się zgodnie z sugestią Winkela.
Arno z Jostem zbadali dom Bartfelta, Eryk do spółki z Edmundem przeczesali młyn Bolstera, zaś Bert z Alexem rozkopali grób Halva.
Wszystko miało ten sam skutek, a mianowicie jego brak.

Za to skutki działania trucizny dawały się już we znaki. Jost zaczął uskarżać się na widzenie - świat w jego oczach rozmył się, natomiast Bertowi zaczęło dzwonić w uszach.

Zwiększenie intensywności poszukiwań nie pomogło ani na jotę, a objawów przybyło. Prócz zaburzenia widzenia przepatrywaczowi zaczęły dolegać bóle mięśniowe, zaś gawędziarzowi bóle stawów. Eryk zaczął zmagać się z potężną migreną. Zdawało się, że gorszą nawet niż kac po khazadzkiej nasiadówie. Edmund chodził natomiast tak, jakby miał puścić pawia w każdej chwili, co nieszczególnie zmartwiło Hammerfista, na którego trucizna zdawała się działać nieco wolniej lub słabiej. Nie był medykiem, ciężko mu było orzec. Owszem, był osłabiony, jakby go jakaś zaraza łamała, lecz nie było to nic szczególnie dokuczliwego.

- Tylko idiota może uratować wioskę, pamiętacie? - spytał Aldric kompanów, gdy zebrali się ponownie po bezowocnych poszukiwaniach. - Jeśli w wiadomości chodzi o daty - spojrzał na Arno, który jako pierwszy to zasugerował - to Fred powinien posiadać te informacje. Już na wstępie, widząc ciało Voltera, powiedział, kto umarł w tym dniu w historii Wisslagerberga, ale go nie słuchaliśmy. Ktoś najprawdopodobniej urodził się w dniu zwolnienia Voltera z posady lekarza, i umarł w dniu rozpoczęcia… Czyli dziś jest jego rocznica śmierci. I założę się, że Fred będzie to wiedział.

- Nie mamy wiele czasu. - powiedział Wagner. - Może od razu wołajmy Freda? W nim nadzieja.

Turbin już po chwili wyłonił się zza winkla. Wyglądał tak, jakby poszedł na osobność porzygać się lub odlać. Albo jedno i drugie.
Niewiele razy przydał się podczas śledztwa, a Arno ciągał go we wszystkie miejsca, w jakich byli. Teraz nadchodził czas.

- Fred, powiedz nam, kto zginął dnia dzisiejszego, w całej historii Weisslagerbergu? - spytał spięty Aldric.

- Zginął czy umarł, to nie wiem. Ale śmierć wzięła Szymona Petlera, Edmund Hitlera i Didrikę Bauer oraz Anzelma Kurschnera.

- Bauer? Kiedy się urodziła… urodzili? Znasz ich daty narodzin? - dopytał Eryk.

- Didrika Bauer urodziła się 13 Vorgeheim, Szymon Petler 2 Jahrdrung, Edmund Hitler 30 Nachgeheim, a Anzelm Kurschner 15 Zommerzeit.

Data urodzin Didirki zaskakująco pokryła się z datą odwołania Voltera z funkcji lekarza i tutaj każdy z pytanych Starszych był zgodny. Można było to przyjąć za prawdę.

- Zatem idziemy na grób Didriki Bauer, dobrze rozumiem? - zapytał Wagner, który czuł się bardzo nieswojo z poczuciem, że lada kilka chwil mógł wyzionąć ducha.

- Tak, zgadza się to ze słowami starszyzny. Musimy tylko pożyczyć łopaty, możliwe, że trzeba będzie rozkopać grób… Fredzie, w jakich latach żyła pani Bauer? - zapytał Bauer.

- 2492-2512 - odparł Turbin.

- Przerażająco młodo zmarła. - powiedział Wagner od razu uważając, że to może być słuszny trop. Jak nie to chyba ostatni jaki będą mieli okazję zbadać.

- Łopatami kłopotać nie musimy się. Moritz z Alexem Halva grób rozkopywali - przypomniał Arno.

Natychmiast ruszyli do Ogrodów Morra, gdzie khazad mający najwięcej sił pospiesznie zabrał się za rozkopywanie grobu Didirki drugą łopatę wręczając Erykowi jako osobie mogącej mieć najwięcej sił.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 20-09-2016, 04:05   #117
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Weisslagerberg

Chłopcy ze Stirlandu zabrali się do kopania grobu. Robota była ciężka i szybko zdali sobie sprawę, że Arno z Erykiem sami nie zdołają odkopać trumny przed upływem czasu w wodnym zegarze. Na szczęście kilku ochotników z Weissdrachen, z polecenia Starszyzny, z chęcią rzuciło się do pomocy. Oni również odczuwali skutki trucizny w organizmie, ale w sześciu krzepkiego chłopa, krasnolud z Bauerem, jeszcze przed upływem ostatniej godziny, uderzyli łopatami w drewniane wieko. Ze środka dobiegał ledwie dosłyszalny, przeciągły jęk. Z wielkim trudem i wysiłkiem wszystkich, trumna została wydobyta z grobu. Ciężko było powiedzieć, czy była nienaturalnie ciężka, czy po prostu siła uleciała z nich zostawiając tak wielce słabowitymi.

Morryta od razu zauważył, że głębokość, na której była trumna była około dwóch stóp płycej niźli zwykle kopano groby co i zresztą nie umknęło uwadze Josta, który w Biberhof nie jeden raz kopał w ziemi z polecenia ojca, jako ochotniczy asystent kapłanki Morra. Jako pierwsi zdali sobie sprawę, że owa trumna została zakopana powyżej prawowitej właścicielki owego grobu, panny Bauer, stąpającej od lat wielu w Ogrodzie Pana Umarłych.

Kiedy wieko ze skrzypieniem poważanych gwoździ odpadło na bok, w środku ujrzeli dwa ciała. Obok niedawno zmarłego mężczyzny spoczywał jegomość z obrazu domu Wagnera. Na kieszeni marynarki widniała na piersi haftowana duża litera W. Był nieprzytomny, blady, lecz oddychał wydając przy tym dźwięki boleści, szaleństwa, lub obu. Zakrwawione palce pozbawione były niektórych paznokci, które wbite sterczały w pokrywie trumny.

Winkel zajął się rannym i ponaglając miejscowych o wodę, polewał spieczone usta wlewając chłodną ciecz. Bert zwany Moritzem wiedział, że lekarz dojdzie do siebie i prawdopodobnie miał większe szanse na dorzucie kolejnego wschodu słońca niż wszyscy nad nim pochyleni, o ile rzecz jasna uzupełni szybko utracony balans wody w organizmie.

Drugi jegomość był dla odmiany najprawdziwszym trupem. Eryk zauważył upiętą do pasa, zerdzewiałą parę kajdan oraz zatknięte szczątki nienadającego się już do użytku pistoletu. Na czole mężczyzny w średnim wieku, widniał widoczny ślad wgniecenia czaszki, kształtem przypominający niedźwiedzi lub lwi łeb.

Dyszący nad rozkopanym grobem pomocnicy Chłopców ze Stirlandu, bezradnie patrzyli po sobie. Prócz dwóch ciał, w trumnie nie było niczego innego. Żadnego antidotum? Byli zgubieni?

Winkel jakoby wiedziony szóstym zmysłem, będąc najbliżej rannego, zabrał się za przeszukiwanie lekarza. Wagner miał w wewnętrznej kieszeni marynarki karteczkę.


Moritz widział, przeglądając dokumenty rodziny Wagnerów, że ród wywodził się z Averlandu, gdzie dwór i jego okolica zwała się Południowym Averlandem. Znając pobieżnie ten fakt, wiedział jednak doskonale, będąc już wszak od dłuższego już czasu zagorzałym smakoszem alkoholowych trunków, że winnica rodu Wagnerów wytaczała jedno z najlepszych win w Imperium, którego jeden znakomity rocznik, Czarwone 2492, warte było ponad pięćdziesiąt koron od butelki, a nawet więcej w stolicy Imperium!





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 20-09-2016 o 04:11.
Campo Viejo jest offline  
Stary 24-09-2016, 11:05   #118
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kaspar spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że trumnie znajdą kogoś żywego. Zakopanego żywcem...
Powinien był się dawno temu udusić, pomyślał, widząc jak 'wioskowi' przy pomocy 'Wilkobójców' wyciągają niedoszłego truposza.
Prawdę mówiąc spodziewał się czegoś całkiem innego - kolejnej kartki z napisem "Grób już macie wykopany, teraz się połóżcie. Ha ha ha."

Wagner chciał pomóc rannemu lekarzowi, ale wiedział, że nie mają wiele czasu. Nawodnił mężczyznę jak tylko mógł i kiedy był pewien, że ten przeżyje zaczął go szybko przeszukiwać. Nie wiedział czy coś znajdzie, ale jaki miał wybór? To albo czekać na pewną śmierć. Jego twarz wykrzywiła się w zdziwieniu kiedy w połach marynarki znalazł karteczkę. Była na nim nazwa najlepszego wina z winnic Wagnerów. Czerwone 2492.

- To najlepsze wino z winnic Wagnerów! - powiedział do kompanów Moritz, który wcześniej chyba nie do końca zmarnował czas czytając zapiski w gabinecie lekarza. - Czyżby lek znajdował się w butelce w domostwie Wagnerów? - zapytał.

- Z pewnością nie pomoże nam parę łyków wina - stwierdził Kaspar. - Może masz rację i odtrutkę w jakąś butlę wlał. Z taką etykietą. Ale... - Spojrzał na kartkę, usiłując zapamiętać cyferki. - Jeśli takich butelek jest więcej? Spustoszymy zawartość piwniczki?

- Nie byle jakie wino, a czerwone wyborne warte 50 Złotych Koron za butelkę. Takich win nie trzyma się w skrzynkami, a jedną czy dwie sztuki na przybycie znamienitych gości. - powiedział Wagner chcąc dodać, że wylewać takie wino aby zapewnić butelkę chemią było czynem odrażającym, ale… bał się reakcji kompanów na takie słowa.

- Jedyne, co możemy zrobić, to iść i sprawdzić. - Kaspar skinął głową. - Zapewne cały, od piwnic po strych, bo kto wie, gdzie butelka stoi. Teoretycznie wśród innych powinna być schowana, ale kto tam wie. No i... dla ilu osób starczy taka butla - dodał szeptem.

- Zatem biegnijmy - powiedział do kompanów czeladnik. - Pamiętajcie, że najpierw pytamy gospodyni, a dopiero jak ta nie będzie wiedzieć wywracamy wszystko do góry nogami. Posprzątamy i pokryjemy szkody jak już będziemy zdrowi. Porcjowaniem leku, jak go znajdziemy zajmę się ja, bo Herr Wagner do tego czasu może nie być w stanie…

Jedyny, jaki przeżyje, pomyślał z ponurą ironią Kaspar. No i może ten DeFabag, co pewnie truciznę wyrzygał...
- Biegniemy - potwierdził Kaspar, chociaż był pewien, ze biegiem nie zrobi nawet pięciu kroków.
Nie oglądając się na pozostałych ruszył w stronę domostwa Wagnerów.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-09-2016, 16:02   #119
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Moritz z pewnością nie był kolejnym zwykłym pijaczkiem, który pochyliłby się tylko nad butelką taniego wina. Kiedy wieko potężnej trumny opadło czeladnik niemal zawył widząc poważnie otumanionego lekarza Wagnera. Były gawędziarz widział jak część jego paznokci sterczy nieładnie z pokrywy trumny, a zakrwawione palce powyginane były pod różnymi kątami. Obok rannego leżał trup co mogło w przyszłości wywołać u lekarza koszmary. Tak jakby bycie pochowanym za życia było nie wystarczającym do tego
powodem...

Czeladnik od razu poprosił chłopów o wodę, którą zwilżył spieczone, popękane usta Herr Wagnera i dał mu się napić. Powoli, małymi łykami, które wyglądały niemal na wymuszone przez Moritza. W sytuacjach takiego odwodnienia należało działać szybko, ale Stirlandczyk wiedział, że mężczyzna leżący przed nim przeżyje. Tacy nie ginęli z odwodnienia. Mogli być jednak nosicielami wskazówki mogącej uratować całą ojczystą okolicę. Ostatnia wskazówka - niewielka lecz bardzo znacząca - znajdowała się w
kieszonce marynarki lekarza. Moritz znalazł ja podczas przeszukania, które darował drugiemu z mieszkańców trumny. Strażnik z wgniecioną czaszką nie wyglądał jakby zginął śmiercią naturalną co stwierdziłby zapewne każdy - nawet nie mający wiele wspólnego z medycyną stary, ślepy szczurołap...

Moritz wiedział czego i gdzie powinni szukać. Nie miał jednak pojęcia, w którym miejscu w piwniczce znajdowało się wino. Już byli osłabieni, ale musieli iść dalej. Jak nie dla siebie to dla niczemu winnych wieśniaków. Wystarczyło znaleźć antidotum, podzielić je i podać. Niby takie proste, a jednocześnie tak skomplikowane.


Pani Wagner nie wyglądała najlepiej. Moritz musiał zadbać aby kobieta jako jedna z pierwszych otrzymała lekarstwo. Gospodyni udzieliła ekipie informacji, że wina były aż dwie skrzynki. Czeladnik nawet nie chciał myśleć ile mogło ono kosztować, ale jego geniusz arytmetyczny mimo woli szybko przeliczył wartość całego trunku. Herr Wagner musiał być paskudnie bogaty jak na standardy małej wsi. Kiedy Moritz myślał, że już po wszystkim ośmiu wieśniaków chwyciło za noże, butelki i co tylko mieli pod
ręką. Starszyzna. Wagner znowu na alkohol musiał zwalić brak pomyślunku ze swojej strony. Pewnie gdyby nie czuł się tak słabo, pewnie gdyby wypił dzień wcześniej kilka głębszych mniej udałoby mu się domyślić. Tak bynajmniej uważał.

Od samego początku walki w piwniczce panował chaos. Kompani Moritza rzucili się do walki o życie, natomiast on zrobił to co potrafił najlepiej. Zaczął uciekać. Przy okazji swojej ucieczki czeladnik zaczął krzyczeć ile tylko miał sił w płucach i strunach głosowych. Wiedział, że pewnie przez resztę dnia ciężko będzie mu mówić, ale może uratuje życie swoje, kompanów i części wsi. Kiedy stres sięgnął zenitu czeladnik nie mógł sobie odmówić i napił się z pierwszej butelki jaka była pod ręką. Nie
było to co prawda lekarstwo, ale na tak obciążający psychikę dzień działało niezwykle kojąco.


Na zewnątrz dało się słyszeć jakąś wrzawę. Nagle buty zadudniły o posadzkę domostwa Wagnerów.

- W piwnicy chłopy! Szukajcie też w piwnicy!

Przez otwarte drzwi wbiegło na schody kilku wieśniaków uzbrojonych w siekiery, kije i widły.

- Som tu wilkobójcy! - wydarł się młody blondyn trzymający się za brzuch.

Zaraz u szczytu schodów pojawiło się więcej mizernych, wylęknionych, tudzież rozzłoszczonych twarzy.

- Gdzie lekarstwo?!
- Dajcie je nam!
- Dzieci umierają!

- Ci dranie - Kaspar wskazał na swojego przeciwnika - chcą zagarnąć wszystko dla siebie! Nie pozwalają nam ratować ludzi! - Giń, złodzieju!

- Możemy znaleźć dla was lekarstwo, dobrzy ludzie, ale musimy dać odpór tym zwyrodnialcom. - poparł kompana czeladnik. - Oni chcą zabrać lek dla siebie i dać umrzeć reszcie wsi! - krzyknął Moritz. - Pomóżcie, a zaraz znajdę lek i uda się wszystkich uratować!

Jost, Arno oraz Eryk walczyli zawzięcie. Ich przeciwnicy stracili serce do walki i po chwili poddali się. Tłum był rozzłoszczony. Chciał wywlec zwyrodnialców z piwnicy z bynajmniej pacyfistycznymi zamiarami.

- Powiesić ich!
- Rwać końmi!
- Spalić!

Ludzie nie przebierali w środkach. Wagner nie chciał tracić czasu na ratowanie - co jak co - złych mężczyzn i rzucił się do dalszych poszukiwań. Miał nadzieję, że szybko znajdą lek i uratują siebie oraz całą wieś.
 
Lechu jest offline  
Stary 30-09-2016, 22:50   #120
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Weisslagerberg, cmentarz
teraźniejszość

Mieli rację, to właśnie Didrika była osobą, której szukali. Niezależnie od tego, co łączyło ją z Volterem, miała teraz, pośrednio rzecz jasna, przyczynić się do uratowania całej wioski przed niechybną śmiercią. Aldric wraz z Grimmem i chłopami, którzy przyszli im z pomocą, wkładali całą siłę, która jeszcze w nich została, aby jak najprędzej rozkopać grób. Nie potrzebowali wodnej klepsydry żeby wiedzieć, że ich czas się kończy. Liczyli na odtrutkę, Sigmaryta właściwie nie brał pod uwagę niczego innego - to musiało być to, koniec ich dochodzenia i ratunek. Antidotum w ilościach zdolnych uleczyć całą wieś. Mylił się jednak.

W trumnie, do której się dokopali był Wagner. Tylko on. Nie był to widok zaskakujący, Aldric podejrzewał to od początku, stąd początkowy pomysł, aby wraz z Jostem poszukać śladów na cmentarzu, jednak teraz, gdy już byli u kresu zarówno śledztwa, jak i swoich żywotów w razie niepowodzenia, zapomniał o nim. O zaginionym Wagnerze, o Magdalenie, która również zniknęła, o nieporadnym szpiegu Starszyzny i o możliwości "zmartwychwstania" Voltera, co było jak najbardziej sensowne. Wszak Magdalena mogła teraz wślizgnąć się do miejsca w którym go przechowywano i podać mu odtrutkę. Aldric nie myślał o żadnej z tych osób, które uznał za stracone, myślał tylko o sobie, a w drugiej kolejności o pozostałych otrutych.

Dlatego widok żywego jeszcze Wagnera nijak nie budził w nim pozytywnych odczuć. Mortiz zajął się nim jako ten miłosierny i chcący pomagać, ale Aldric nawet się do niego nie zbliżał z obawy, że w złości mógłby go kopnąć. To MIAŁA być odtrutka, przecież wszystko na to wskazywało! Nie jeden ze spiskowców, których chciał ukarać Volter i to na dodatek nie pomocny, bo będący już jedną nogą w przysłowiowym grobie (co zakrawało na ironię biorąc pod uwagę, że właśnie z właściwego grobu go wyciągnęli).

Eryk nie zdążył jednak wytknąć beznadziei ich sytuacji towarzyszom, gdy Mortiz wyciągnął z kieszeni lekarza karteczkę. Wszyscy zamarli, gdy przeczytał jej treść na głos. I znowu chwila frustracji, bo co to niby miało znaczyć? Jednak tu Bert ponownie pochwycił subtelną zagadkę i rozgryzł ją w oka mgnieniu. Wino. Wino Wagnerów, a więc najpewniej znajdujące się w ich piwnicy, gdzie jak wiedzieli, znajdowała się pokaźna win kolekcja. Promyk... a gdzie tam promyk, letni skwar nadziei rozognił w nich nadzieję na nowo. To już musi być to, antidotum! Oczywiście, mógł umieścić kolejną wskazówkę w butelce tego konkretnego trunku, ale jeśli tak, to wszyscy byli martwi. Nie zdołają rozgryźć kolejnej zagadki na czas.


Weisslagerberg, posiadłość Wagnerów

Liczyli na pomoc gospodyni, i mimo jej złego stanu, otrzymali są. Ostatkiem sił skierowała ich do piwnicy, szukali dwóch skrzynek. To zawsze jakaś podpowiedź, a na więcej ze strony biedaczki liczyć nie mogli.

Gdyby ósemka tutejszych mieszkańców nie rzuciła się na nich zamiast im pomóc, znaleźliby antidotum stosunkowo szybko. A tak, rozpętała się walka. Czy chcieli zgarnąć odtrutkę dla siebie, żeby mieć kontrolę nad resztą wsi, żeby terrorem wymusić z pozostałych wszelkie oszczędności za antidotum, czy może po prostu zostali nasłani na nich przez Starszyznę, co miało nawet więcej sensu, to nie było istotne. Stanowili teraz bezpośrednie, jak i pośrednie, zagrożenie dla życia Aldrica i jego towarzyszy, dlatego nie było mowy o litości. A trucizna dawała o sobie znać jeszcze mocniej, Bauer nie był w stanie nic powiedzieć przez skurcze gardła, które jeszcze bardziej się nasiliły.

Pierwszy atak Aldrica był nad wyraz celny, mocniejsza ręka jego jedynego oponenta została boleśnie cięta starą siekierą, jednak cios nie wystraszył go, mężczyzna walczył dalej, machając łopatą niemalże na oślep. Kilka zamachów, z obu stron, i nic się nie zmieniło. Walka oczami widza musiała wyglądać beznadziejnie - obaj resztkami sił zmuszali się do mocno sygnalizowanych machnięć wspomaganych przewidywalnym ruchem całego ciała, nie było w tym za grosz finezji, tak jak w dzierżonych przez nich broniach. Gdy nawet napastnikowi udało się trafić, to na tyle lekko, że Eryk ledwie to poczuł.

Jałowa wymiana ciosów trwałaby pewnie do momentu, gdy trucizna weszłaby w ostatnie, śmiertelne stadium, jednak pozostali mieszkańcy Weisslagerbergu w jakiś sposób dowiedzieli się miejsca ukrycia antidotum i przybyli tłumnie do posiadłości Wagnerów. Pomogli Wilkobójcom spacyfikować pozostałych przy życiu agresorów, ale przy tym zaczęli tworzyć jeszcze większe zamieszanie, nie tylko pijąc z losowych butelek i przepychając się nawzajem, ale i wydalając wszystkimi możliwymi otworami (pozostawało bardzo mało czasu…). Wrzask Arno przywołał niektórych do porządku, ale dopiero obietnica klątwy z ust nowicjusza Morra ustawiła ludzi w kolejce przed zejściem do piwnicy. To było zdecydowanie najlepsze zagranie, z najlepszym rezultatem na jaki mogli liczyć. Nie minęła minuta spokoju, a Grimm znalazł właściwe skrzynki. Otworzyli, Winkel ocenił, byli gotowi rozdawać antidotum mieszkańcom, samemu oczywiście wpierw zażywszy odpowiednią dawkę.

Gdy rozpoczęła się dyskusja, czy Starszyźnie i napastnikom należy się antidotum, Aldric uznał, że tylko tym pierwszym, którzy swoimi spiskami i chciwością sprowadzili to nieszczęście na wioskę, należy odtrutki odmówić. Nie mógł jednak brać udziału w późniejszej dyskusji, ktoś musiał zanieść antidotum leżącemu szeryfowi, i przy okazji spytać, co zrobić ze starszyzną, i Alexowi, który z nim został. Właśnie Eryk, jako najszybszy i powiadający jeszcze resztki energii, zgłosił się i, wziąwszy pełną butlę „wina”, ruszył najszybciej jak tylko mógł do posiadłości Voltera.


Weisslagerberg, posiadłość Voltera

Drzwi szeryfa nikt nie pilnował, Bauer dostał się tam bez trudu. Mężczyzna leżał bez ruchu, jednak jego oczy otworzyły się na dźwięk otwieranych drzwi.
- Znaleźliśmy antidotum – poinformował ożywiony brodacz, jednak bez śladu uśmiechu. Wlał odpowiednią ilość do kubka po wodzie, który stał na stoliku przy łożu i napoił szeryfa. W międzyczasie opowiedział mu o dylemacie na który się natknęli.
- Mamy wręczyć antidotum Starszyźnie? I ludziom, którzy nas zaatakowali?
- Podajcie lekarstwo wszystkim we wsi, bez wyjątku
– odparł słabym głosem. Po chwili zapytał:
- Zdążyliście przed upływem czasu? – I co miał Aldric odpowiedzieć? Nie wiedzieli co to za trucizna, jak szybko trzeba podać odtrutkę, aby ta zadziałała, ani czy wszystkim, którzy ją zażyją, pomoże.
- Tak, zdążyliśmy – odparł.
- A przyniosłeś antidotum herr Ohlendorfowi również? Odwiedził mnie przed chwilą. Kiepsko z nim.
- Tak, starczy i dla niego
– Lutzen wskazał głową butelkę, którą postawił na stole. Powinno starczyć dla dwóch osób. Szeryf pokiwał tylko głową, nie powiedział już nic. Bauer nie miał czasu do stracenia, obaj zdawali sobie z tego sprawę. Chwycił butelkę i ruszył szukać Alexa. A jeśli po drodze spotka jeszcze kogoś z złym stanie, będzie mógł biedaka poratować.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 30-09-2016 o 22:53.
Baczy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172