- To nasi! - zawołał Witalij.
Zaczynali się już martwić, gdy przez zamieć na zewnątrz do wnętrza ziemianki przedarł się odgłos silników. Od dawna gotowy założył plecak i pierwszy wypadł na zewnątrz. Przez chwilę rozglądał się niepewnie.
- Z tamtej strony! - przekrzyczał wiatr. - Zakładać narty, widać nie mogli wylądować tuż obok!
Po dwóch minutach z bieli wyłoniła się znajoma sylwetka samolotu. Po kolejnej minucie Bojko zatrzasnął za nimi drzwi kabiny.
W środku piloci dyskutowali z Zoltanem i Royem.
- Na razie zostajecie z nami - uciął temat Witalij. - Co ze śmigłowcem? - zapytał Buckmana.
Roy i Zoltan opowiedzieli jak tu dotarli bez włączania nawigacji, jednocześnie wyrażając poważną wątpliwość czy uda się powtórzyć ten sam manewr nad miastem.
- Dobra, Kane i Valerie czekają, wystartujemy, włączymy nawigację, zobaczymy gdzie śmigłowiec i wtedy będziemy się martwić.
***
Silniki zawyły i zaraz zaczęły zarzęzić, maszyną zatrzęsło, uniosła się lekko, po czym siadła ciężko z powrotem na ziemi.
- Ki chuj? - warknął Witalij.
- Maszyna jest przeciążona! - oznajmił jeden z pilotów.
- Trzeba wyjebać część ładunku - stwierdził po namyśle Bojko. - Potrzebujemy tylko kilku próbek. Te sztaby ważą więcej niż my wszyscy razem wzięci.
Odpiął pasy i ruszył ku ładowni.
- Przy okazji, mam pomysł jak uniknąć śmigłowca. Kierując się kompasem moglibyśmy podlecieć trochę bliżej miasta i wylądować. Mieszkanie profesora jest blisko północnej granicy Norylska. Podejdziemy na nartach tak blisko jak się da i może nawiążemy łączność z Kane'm. Jeśli udałoby im się wyjść z miasta pieszo i przejść ten kilometr lub dwa to pozostałoby nam już tylko odlecieć w siną dal.