Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2016, 21:33   #93
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Półelfka przywitała się skinieniem głowy z karczmarzem, po czym zamachała przyjaźnie do towarzyszy uśmiechając się szeroko. Wyglądało jakby była wiecznie wolna od problemów, lub wręcz nieświadoma ich istnienia, a może po prostu dobrze się maskowała?
Nie podeszła jednak od razu do stołu drużyny, podchodząc do szynku i zamawiając strawę w postaci jednej kanapki z masłem i kubka gotowanej wody ze świeżym igliwiem sosny.
Na więcej nie było jej stać. Toblen teatralnie przewrócił oczami na tak dziwaczne zamówienie, ale że znał półelfkę to podał co chciała (Tori podejrzewała, że igliwie trzymał wyłącznie dla niej), mimochodem wspominając, że jeden z synów paskudnie w nocy kaszlał. Cóż, handel wymienny był typowy dla kapłańskiej profesji - zwłaszcza poza dużymi miastami - i głównie dzięki temu Melune miała co jeść.
Kapłanka grzecznie podziękowała i zapłaciła za jedzenie, informując gospodarza, że może nazrywać młodych odrostów sosny i zasypać je cukrem, a gdy puszą sok, podać je chłopcu na złagodzenie ataku kaszlu. Obiecała też, że postara się wpaść i przebadać syna, ale niestety ma teraz na głowie klika dodatkowych obowiązków i nie wie czy się wyrobi. Karczmarz spochmurniał i kiwnął głową. Nie miał ochoty czekać tydzień aż syrop naciągnie; przez ten czas kaszel mógł zmienić się w zapalenie płuc.
Zabierając talerz i kubek Torikha podeszła do drużyny i usiadła przy stole obok, blisko nich.
- Pan Sildar jest u siostry Garaele, a gdzie wasza “wysoka” towarzyszka? - zagaiła zagryzając kanapkę.
- A skoczę po nią zaraz - szybko odparł myśliwy uśmiechając się szeroko na dosiąście się skromnej kapłanki do ich grona. Ruchliwe brązowe oczy błyskały mu tym charakterystycznym dla lekkiego podpicia blaskiem radosnej nietrzeźwości - Ale wprzód pewnym muszę być, że jak zniknę na chwilę to mi się nie porozłazicie. Co drużyna? Hej tam panie starszy! - zawołał na Tolbena, którego z jakiejś nie do końca zrozumiałej przez myśliwego przyczyny aż zatkało. Pewnie dlatego, że wiekiem był zbliżony do Jorisa, co albo umknęło uwadze podchmielonego tropiciela, albo ten zwyczajnie tak nauczony był wołać oberżystów, bez względu na ich wiek - Kolejka będzie tego waszego piwa! Dla wszystkich poza Anną i Torikhą. Im tego jabłkowego, słodkiego zajzajera. Na mój koszt pierwsza. A niech naszemu Aidymowi ziemia lekką, a prawą będzie. - Po czym czekając na trunek kontynuował by zdać relację z tego co się od Durana dowiedział - Rzec wam muszę, że dziwne to całe Phandalin. W kopalni górnicy kopią, a kopalnia oficjalnie zamknięta. Nie ma więc ani tych no… mistrzów kopania żadnych, ani kupców, którzy by ten majdan ogarniali. Każdy se tam włazi i wynosi po trochu co znajdzie, sprzedając zwykle jakiejś Halii Thornton. Miasto z tego nawet podatku nie potrąca. A to przecież coś jak takie górnicze kłusownictwo, prawda Turmalina? No, ale nie o tym. W kopalni tej phandalińskiej, gdzieś na jej końcach siedzą teraz bracia naszego Gundrena i - wyprostował się dumnie przed użyciem nowo zasłyszanego słowa - jak dzicy po tajemnie fedrują na przodku. Górnicy też coś gadają, że odkryli coś wielkiego, ale nikogo nie dopuszczają. Nikogo ponoć nawet nie skrzyknęli do pracy. Pomyślałem więc, że… żadnego sensu w szukaniu goblińskich zamków po kniei nie ma. Ten Pająk przyjdzie tu do nas ze swoimi goblinami i Gundrenem bardzo niedługo. A tu nawet komu bronić tego burde… emmm - spojrzał przepraszająco na Annę i Torikhę. Turmalina i Yarla jakoś uznał, że nie będą zgorszone porównaniem do tego przybytku - tego miasta nie będzie.
Złapał za przyniesiony właśnie kufel i wzniósł go wysoko dając innym też chwilę by uczynili to samo.
- No to zdrowie Aidyma! Na raz! I idę po Piąchę.


Oj coś słaba ta stypa będzie. Krasnoludzice siedziały nabzdyczone ze swoim piwem, Torikha zezowała z kwaśną miną na niego grzecznie acz chyba jakby z pobłażliwością. Anna też nie zanosiło się, że śpiewać będzie. Zostawał więc Marduk, złoty elf. Ale czy półork, elf i człowiek będą w stanie rozruszać usztywnione towarzystwo?
Też pytanie!

Pogwizdując, wyszedł z karczmy i skierował na miejski murek. Gdzie ostatnio widział Piąchę. No i oczywiście jej nie zobaczył. Uciekła? Nie.... niemożliwe. Powiedziała, że będzie czekać, a nie wyglądała na typ wierutnego kłamcy. Musiała gdzieś tu być. Ruszył na miasto rozejrzeć się za Piąchą.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline