| // małe cofnięcie do walki ze stworem, miałem posta gotowego, tylko problemy natury zdrowotnej uniemożliwiły jego wysłanie na czas...
Straszliwa zmora ciągnęła ją z ogromną siłą ku sobie,Dziewczyna wiła się i szarpała, lecz nic to nie dawało. Zmora wlokła ją po podłodze niczym rannego kociaka.
Demonica wbiła paznokcie w podłogę, próbując tym sposobem zatrzymać lub choćby spowolnić nieubłaganą podróż w stronę ziejącej otchłanią bezkresnej paszczy.
Panika wezbrała w niej. Nie chciała wracać do tego strasznego miejsca. Z pod popękanych paznokci poczęła sączyć się rubinowa krew, gdy bezskutecznie szukały oparcia na gładkich kafelkach podłogi, znajdując uchwyt jedynie w wąskich szczelinach pomiędzy płytami.
Złote druciki, które w tej formie stanowiły włosy dziewczyny spływały po jej nagich plecach, nie były jednak w stanie ukryć rozpaczliwie prężących się pod jakby stworzoną z płynnego srebra skórą, mięśni pleców, desperacko pracujących by ocalić dziewczynę przed marnym końcem.
Dziewczyna zaparła się wolną nogą, mięśnie zgrabnej łydki napięły się i z trudem lecz i z płynną gracją dziewczynie udało się podnieść do góry.
Jej krągłe piersi unosiły się w rytm ciężkiego oddechu, niemalże dysząc z wysiłku spojrzała na potwora z pod pochylonej głowy. Złote metalowe loki wpadały jej w twarz, zasłaniając piękną, nieco dziecięcą buzię. Jedynie jej czerwono gorejące oczy były widoczne. I szkarłatne smugi, jakby płynny rubin powoli spływający wzdłuż linii jej policzków. W tej formie, nawet krew była inna. Spaczona, choć fascynująco piękna. Przypominała płynny klejnot, lekko jarzący się samoistnie, a może jedynie odbijając światło i mieniąc się soczystym żywym szkarłatem.
Dziewczyna wygięła plecy w łuk, najwidoczniej targana strasznym bólem. Nie wynikającym jednak z pętających ją macek.
Smukłe srebrne palce zacisnęły się w drobne piąstki. Angie zagryzła zęby. Przetrwa to!
Syknęła z bólu, gdy pierwsze ostrze przebiło się przez jej skórę. Gęsta rubinowa ciecz zebrała się u nasady ostrego szpikulca. Zaraz za pierwszym, kolejne pojawiły się na jej ciele, przebijając boleśnie delikatną skórę i wyrywając kolejne jęknięcia z ust młodej dziewczyny. Przypominała teraz trochę kobietę różę, groteskową lecz ponętną krzyżówkę srebrnej rzeźby i szlachetnej rośliny. Krzyżówkę bólu i ekstazy.
Angie rozczapierzyła palce, jej paznokcie wydłużyły się, zamieniając się w ostre brzytwy. Jakby na próbę demonica przebrała palcami, klekocząc metalowymi szponami o siebie nawzajem.
Małe czarne różki, nie więcej niż ich delikatny zarys na jej głowie, nagle poczęły rosnąć, przemieniając się w parę wygiętych do przodu groźnych rogów.
Przez chwilę demonica stała tak, z pochyloną głową, ciężko dysząc. Niczym piękna rzeźba greckich mistrzów, przedstawiająca ponętną i kuszącą kobiecą naturę odlaną w żywym srebrze, lecz na tchnięta przez jakiegoś spaczonego sado-mazochistę z upodobaniem do ostrych narzędzi, krwi i bólu.
Dziewczyna stała tak przez chwilę, wsłuchując się w odgłos otchłani. W jej głowie słyszała wycie potępionych, lament okaleczanych, wrzask torturowanych, płacz skrzywdzonych, jęki oddających się cielesnej ekstazie i śmiech demonów. Oraz dudniący rytm wybijany przez jej serce. Bum-Bum, Bum-bum, ten odwieczny rytm. - Oswobódź się - dotarło do niej gdzieś z daleka. - Serio? - warknęła przez zagryzione zęby, a jej głos nie brzmiał już tak miło i słodko jak zwykle. Był przepełniony bólem i gniewem. Brzmiał jakby mówiły dwie osoby równocześnie. Angie i... i coś pradawnego, przepełnionego furią i nienawiścią.
Angie skoczyła do przodu, niczym kocica do ataku. Śmignęły ostre pazury rozcinając sparciałe macki. Potem Dziewczyna natychmiast odskoczyła do tyłu.
Nie zdążyła... potężna fala uderzeniowa cisnęła nią o ścianę. Siła była tak wielka, że demonica przez chwilę widziała jedynie mrok i nic ponadto. Dookoła niej posypał się tynk, gdy eksplozja wgniotła ją na kilka centymetrów w mur.
Dziewczyna uniosła się, z obrzydzeniem strącając z siebie resztki mięsa stwora. - Cała jesteś?- dotarł do niej głos Michaela.
Płonące piekielnym ogniem czerwone rubiny, jakie służyły istocie za oczy, złagodniały nagle, gdy skierowały się na Michaela. Lekko skośne demoniczne oczy o kształcie migdałów zaszkliły się, a po policzkach ponownie spłynęły krwawe łzy.
Angie objęła się ramionami, jakby zimny dreszcz przeszył jej ciało. Jej smukłe ramiona zadrżały delikatnie, a spoczywające na nich złote druciki, służące jej w tej formie za włosy, zalśniły niewinnie.
Dziewczyna zrobiła jeden krok w tył, ale nie miała dokąd umknąć, za plecami miała wszak ścianę.
Wyglądała na wystraszoną i kruchą. W tej formie była perwersyjną mieszanką uchwyconego w płynnym srebrze kobiecego wdzięku i plugawego pełnego bólu i gniewu spaczenia. Zarazem krucha i śmiertelnie groźna, piękna, lecz zniekształcona przebijającymi jej skórę kolcami, rogami i długimi brzytwami robiącymi jej za paznokcie. - Nie patrz tak na mnie... - szepnęła, a tym razem było słychać jedynie wystraszony dziewczęcy głos. Nieco drżący, wstydliwy i przepełniony bólem. Kolce, które przebijały jej ciało w wielu miejscach sprawiały jej wyraźny dyskomfort. A może to fala uderzeniowa spowodowana wybuchem granatu ją tak zraniły? W kilku miejscach srebrna skóra była wyraźnie rozerwana, a ze środka sączyła się gęsta krew o nieludzko soczystej czerwonej barwie. |