- Nie. I mamy nadzieję, że nie spotkamy w ogóle - oznajmiła krótko Aria. Zaś jej towarzyszka przytaknęła jej słowom kiwając tylko potwierdzająco głową.
- Czy to oznacza, że powinniśmy być bardziej ostrożni niż zwykle? - zapytała towarzyszy rozmowy.
Diego spojrzał na nią z wysokości siodła.
- Popieram życzenie, byście nie spotkały tych bandytów - powiedział. - A zdwojona ostrożność z pewnością się przyda.
Być może to, co pojawiło się na jego twarzy było uśmiechem... Trudno było orzec. Jeśli tak, to zapewne niezbyt często się uśmiechał.
- Szczęśliwej drogi - powiedział.
Skinął lekko głową, po czym ruszył w drogę, z za nim jego towarzysze.
- Noooo - odezwała się Zora gdy znikli z ich oczu - to nie wróży nic dobrego.
Karl czekał, aż stukot kopyt ucichł w oddali, po czym powoli ruszył leśną drogą.
- Nie podoba mi się to - powiedział cicho. - To nie Imperium, tu nie ma patroli pilnujących traktów. Jak świat światem w Wolnych Miastach nie było strażników dróg. A żeby taka pipidówka jak Sevmill fundowała sobie oddział strażników? Gdybym ich nie widział, to bym sądził, że ktoś wypił za dużo i głupoty opowiada.
- Czyyyyyyyyyyyyli… - zaczęła Zora niepewnym i nieco (jak zwykle) leniwym tonem głosu - coś musiało się wydarzyć poważnego, albo co?
- Albo Karl jest poszukiwanym przestępcą, który dobrze się maskuje! - Zażartowała Aria, uspokojona jednak tym, że żaden ze strażników nie zareagował na ich pracodawcę. - Miejmy się nadal na baczności - dodała już poważniej, sprawdzając jak dobrze noże wychodzą z pochew. - Bo to rzeczywiście dziwne. No i miejmy na uwadze, że powinniśmy spotkać więcej takich grupek i niektóre mogą szukać zaczepki dla zabawy.
__________________ "First in, last out." Bridgeburners |