Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2016, 17:10   #33
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Skald uderzył znienacka, bez dalszych dyskusji.
Szybkim uderzeniem wytrącił miecz z ręki volvy, ostrze poleciało pod ścianę. Doskoczył do aftergangerki i brutalnie rzucił nią na łoże. Na Agvindura.
Był szybki, zrobił to zanim volva mogła zareagować. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że wieszczka nie zdążyła dojść do siebie po nagłej utracie sił jaką poczuła, gdy miecz został wybity z dłoni.
Sztych miecza Freyvinda dotknął jej gardła.
- Świadków mi do tego nie trzeba – mruknął.
Jego wzrok umykał ku obliczu Agvindura.
Volva uśmiechnęła się jednak jakby nigdy nic.
- No… dalej - wyszeptała - siostrę krwi ranisz?
Mimo nagłego napięcia między nimi, oboje usłyszeli dźwięk metalu ocierającego o podłoże, volva ponad ramieniem ruch Słoneczka zauważyła. Rzut okiem i skald również zoczył dziewczynę w obu dłoniach miecz porzucony trzymającą, z szerokim uśmiechem radości unoszącą twarz znad broni.
Jarl wciąż pozostawał za to w spokojnym bezruchu.
- Noż kurwaaaa!!! - zawył Freyvind ze wściekłością i odrzucił miecz, który wbił się w ścianę. - Nawet gdy obie kochasz pierdolony pastuchu?!?! - wykrzyczał do martwej twarzy aftergangera pogrążonego w letargu.
Odstąpił od łoża puszczając volvę. Słoneczkiem i mieczem w jej dłoni wydawał się nie przejmować.
- Nie ma nadziei - szepnął.
Sigrun jednak przejmować się zdawała sytuacją w pomieszczeniu i bez okrzyków czy ostrzeżeń na skalda się zamierzyła.
- Uważaj! - warknęła Helleven widząc ten ruch i Freya z sił całych pchnęła, by go z toru broni dziewczyny zabrać ale to było jakby chciała przepchnąć skałę, nie poruszyła ciałem skalda ani o cal. Czy to złowiwszy ruch dziewczyny zamierzającej się mieczem, czy to dzięki krzykowi i próbom odepchnięcia go przez volvę, Frey odchylił się odruchowo...
Miecz Słoneczka uderzył tam gdzie on przed chwila stał, a gdzie teraz była volva, stęknęła cicho, gdy ostrze ciało jej przebiło i zagłębiło się w brzuchu. Sigrun z zadziwionym wyrazem twarzy próby wyciągnięcia ostrza podjęła niewprawne.
- Sigrun… - Wieszczka na dziewczynę spojrzała. - Puść…

Pomieszczenie wypełnił zapach krwi volvy zmieszany z zapachem karminowej cieczy z rozoranego nadgarstka Freyvinda, który nie sięgał po półśrodki. Z zamachu dał Sigrun w twarz, aż od siły ciosu z krzykiem odleciała na ścianę po której spłynęła z jękiem bólu. Dźwięk ten zdał się być kluczem do snu w jakim przebywał Agvindur, bo oczy otworzył i kły z sykiem dzikim ukazał, imię Słoneczka charcząc głosem zmienionym. Wściekłość, gniew i chęć pogromu nagle wypełniły niewielką, zamkniętą izdebkę. Wyraz twarzy jarla nie pozostawiał wątpliwości: bestia buzowała pod skórą pazury swe wyciągając.
Rozległ się ryk gdy potwór ruszył aby mordować.



Helleven zamarła na chwilę ciągle z mieczem w brzuchu.
- BARYKADUJCIE! - Wrzasnęła, żeby strażnicy ją usłyszeli. - Sigrun… - wieszczka miecz chwyciła próbując go wyciągnąć, by mieć możliwość ruchu. - Mów do niego! Agvindurze… Nic jej nie jest! - Wzrok na chwilę odwróciła, by szarpnąć kolejny raz broń, która mocno się jej trzewi trzymała i nie dostrzegła uzbrojonych w szpony rąk jarla, które na nią się zamierzyły. Frey również ich nie zauważył, choć może nie było to precyzyjne określenie… Skald po prostu nie dopuszczał do siebie myśli, że Agvindur mógłby się rzucić na volvę, a nie na niego. Na kogoś z kim coś zdawało się go łączyć, zamiast na tego, który zdawał się krzywdzić Słoneczko. Krzywdzić Sigrun, która obudziła go dopiero swym pełnym boleści i zaskoczenia jękiem.
Moc krwi Canarla zabuzowała w ciele Lennartssona dając mu siłę niedźwiedzia i zwinność rosomaka, skald przygotował się na odskok przed wściekłym atakiem i… zrozumiał, że popełnił błąd. Źle ocenił to, kto jest tu zagrożony.
Ale było już za późno.
Szpony jarla uderzyły kierowane nie przez niego, a przez bestię. Była ona w nim tak silna, że przytłumiła wszystko. Cios zadany z furią mogący rozedrzeć na strzępy poszycie drakkara, co dopiero zwiewną i delikatną aftergangerkę. Opadł z wizgiem pieśni o ostatecznej śmierci. Ni ona uchylić się mogła, ni Freyvind zablokować ten cios, mimo iż rzucił się w akcie czystej desperacji. Może to Asowie i Vanowie uśmiechnęli się do nich z Asgardu?

Nie miał szans zdążyć... a udało mu się to.

Barkiem trafił w biodro dziewczyny odrzucając ją z wielką siłą, a pazury wystające z reki jarla zamiast urwać jej głowę musnęły jedynie jej włosy.
Jakby pieszczotliwie…
O ile pieszczotą można nazwać to co mogło by rozerwać wpół górskiego niedźwiedzia.
Skald nie czekał na reakcję brata przez krew i wyprostował się chwytając go za przedramiona i obalając na łóżko, a wieszczka sapnęła zaskoczona, gdy została odtrącona ciągle nie mogąc uwolnić się od miecza. W końcu po dar krwi sięgnęła, by siły swoje wzmocnić ale i to niewiele dało.
- Agvindurze… - zaczęła, ciągle szarpiąc się z mieczem ale i zerkając jak Freyvind siłuje się by utrzymać furiata. - To my! Jest tutaj Sigrun. Nic jej nie jest! - Głos do niego skierowała szarpiąc ciągle w złości i przerażeniu miecz.
Dziewczyna zebrawszy się powoli z podłogi, przyglądała się ogromnymi oczami wydarzeniom miejsce mającym. Aftergangerzy sczepieni ze sobą siłowali się zapamiętale, na który to widok klasnęła w dłonie. Wyglądała jakby sekudnowała walczącym.
Agvindur nie myślał o niczym, czyniła to za niego bestia, a ona chciała tylko krwi, mordu i zniszczenia.
Freyvind desperacko myślał jedynie o tym by utrzymać go w ryzach i trzymać pazury z dala od siebie.
Siłowali się jak Thor i staruszka Ella w Utgardzie, która okazała się samą śmiercią zaklętą w ciele kobiety przez Skrymira, podczas legendarnych prób jakie Synowi Ziemi zgotowały olbrzymy. Tu i teraz skald też igrał ze śmiercią, bo starczyłoby aby puścił choćby na chwilę łapę zbrojną w szpony...
Aby na ulotny moment dał się zmóc potwornej sile starego aftergangera...
Lennartsson zaklął i znów sięgnął po moc krwi jeszcze bardziej przekuwając ją w siłę swego nieumarłego ciała i szybkość jaką osiągnąć mogli tylko einherjar lub ulfhedin. A i to nie wszyscy.
Uderzył czołem w twarz Agvindura, aż rozległ się trzask. Jarl zwiotczał ale jeno na moment, wyjąc w furii zwiększył wysiłki uwolnienia rąk i zadawania nimi dzikiej, strasznej śmierci.
Freyvind czując krew na czole powtórzył łupnięcie.
Znów chrupnęło
Tym razem Agvindur już całkiem przestał się ruszać.

Helleven wzrok na łoże znów skierowała, by jęknąć cicho widząc efekty.
- Dziękuję za pomoc… - mruknęła jednak jedynie wracając z powrotem do cholernej broni. Dodawała sił, najwyraźniej potrafiła też wyjątkowo mocno utkwić w ranie.
Frey tymczasem wciąż trzymał przedramiona jarla ale czuł już zupełny brak walki z jego strony. Jakby siłował się ze zwojem liny. Krwawa maska zamiast twarzy jarla była strasznym widokiem, ale nie był to kres jego drogi. Agvindur był starym aftergangerem, gdyby osiągnął ostateczną śmierć na łóżku pozostałby jeno pył i kości.
Skald aż się zakrztusił widząc, że mogło nie być od tego przesadnie daleko.
Cofnął się przerażony patrząc na swe ręce jakie oderwał od przedramion starszego z synów Eyjolfa. Przypomniał sobie jak po rozmowie z demonem z całą mocą wynikająca z pewności mówił, że nie stanie przeciw bratu w krwi. Wprawdzie tu szło o okiełznanie jego furii, ale…
Spojrzał na volvę.
- Ja… - zaczął ale urwał jakby lekko zagubiony. - Ja… prawda to chciałem spróbować przebudzić go jego gniewem - znów urwał, spojrzał wymownie na swój miecz wbity w ścianę, który odrzucił gdy jarl nie zareagował na grożenie Elin. - Ja nie spodziewałem się… krwi mu trza…
Volva westchnęła cicho.
- Wyszło jak wyszło, nic już nie poradzimy. Pierw zobacz co ze Słoneczkiem.
Kiwnął głową, ostrożnie zszedł z łoza i spojrzał na Sigrun, która siedziała na piętach, oparta na jednej ręce i czujnie w niego wpatrzona. Z każdym krokiem jaki czynił w jej kierunku nabierała wyglądu przestraszonego zwierzątka. Strzeliła oczami na boki i cofać się poczęła w kierunku drzwi, wpierw na czworakach a potem próbując się zebrać i stanąć na nogach. Odruchowo kiełki ukazała.
- Czemuś mieczem ubić mnie chciała…? - spytał i urwał, bo przypomniał sobie w jakiej chwili zamierzyła się ostrzem. - Obudzić go jeno chciałem - dodał stropiony.
- Sam rzekłeś, że więź - dziewczyna przytuliła się do ziemi wciąż cofając się poza zasięg dłoni Freya.
Wieszczka w tym czasie kolejną próbę wyciągnięcia miecza podjęła. Nie chciała w żadnym wypadku pozwolić Freyowi go dotknąć. Na nic się to jednak zdało, rozwścieczona własną bezsilnością wycofała się, by Elin przywrócić. Kobieta zszkowana rozejrzała się wokoło.
- Co tu się stało? - Zapytała prawie szeptem.
- Agvindur przebudzony… - uśmiechowi na buzi Słoneczka przeczył jednak fakt, że jarl leżał ze zmasakrowaną twarzą.
Skald zaś twarz miał również nieco uwalaną juhą.
- Trochę się to - rozejrzał się - wyrwało spod kontroli. Z letargu wyrwany, ale w szał wpadł - mówił zgadując, że w volvie zmienił się rezydent. - Mocny szał. Chciał mordować, musiałem… - wskazał na jarla. - Bez zmysłów jest, mam jeno nadzieje, że nie tak jak pierwej.
Wiedząca głową powoli pokiwała.
- Trzeba krwi mu dać… Dla Słoneczka zresztą mieli przynieść… - Skrzywiła się patrząc na miecz i rozpoznając w nim ten z polany.
- Cudownie… - Mruknęła szykując się do wyciągnięcia broni… i tym razem miecz drgnął tak, że volva powoli mogła go zacząć wyciągać.

Gdy w końcu cisza względna w izdebce zapadła, służba ośmieliła się w końcu zastukać.
- Pani? - dobiegł wszystkich cichy głosik a Sigrun ruszyła by drzwi otworzyć. Z zaskoczeniem na twarzy odwróciła się do skalda i volvy. - Zamknięte…
- Możecie już otworzyć -
odezwał się skald spokojnym i mocniejszym głosem by być słyszanym po drugiej stronie drzwi. - Minęło już.
Elin wyciągnąwszy miecz, wytarła go o i tak zakrwawioną już swoją suknię i odłożyła z powrotem u boku Agvindura, po czym podeszła do drzwi.
- Już wszystko w porządku - potwierdziła.
Zza drzwi dobiegło szuranie i odsuwanie drewnianych mebli. Służący nie wiedzieli tego, że gdyby jarl faktycznie przemógł i skalda i volvę drewniane zapory byłby dla niego niczym.
W drzwiach pojawiła się postać Grima z dzbanem krwi.
Bjarki nie rzekł nic, podszedł jedno do dwójki aftergangerów. Sigrun poza nim furknęła ku drzwiom, a
Volva widząc ruch dziewczyny rzuciła się, by za rękę ją złapać. Niestety nie udało się jej to, więc za nią pobiegła.
- Sigrun, czekaj!
Słoneczko wybiegła do halli by przez chwilę się rozglądnąć i z gracją, płynnie ruszyć biegiem ku wyjściu z langhusu.
- Ja do mamy muszę - rzuciła przez ramię - martwi się z pewnością.
- Pierw pomówić musim… Mówiłam Ci, że pożar był. -
Podbiegła do niej. - Proszę, u jarla pomówmy.
- Ja nie chcę u jarla. Ja do rodziców chcę -
uparła się blondynka. - Jarl śpi, wrócę nim się obudzi.
- Pomówmy, pierw. -
Elin równie uparta była. [i]- Ale nie tutaj…
- Noooo dobrze. Lecz szybko, volvo! Matka z pewnością zmartwiona… - Sigrun niechętnie zgodziła się pod namową Elin.

Skald przez ten czas stał jeno i drżał na widok dzbana krwi w rękach sługi. Był głodny, wykorzystał dużo krwi i teraz chciał… tylko spróbować. Łyk, wszak niewielki tylko, bo to dla jarla. Zasmakować jedynie…
Kły same mu się wysunęły gdy sięgał po dzban.
Ujął go w drżące ręce i zajrzał w czerwonobrunatną ciecz.
Odwrócił wzrok.
Powoli podszedł do Agvindura i przechylił dzban do jego zmasakrowanych ust.
Wąski strumień płynu życia zaczął ciec do półotwartych ust nieruchomego jarla.
Bjarki przyglądał się Freyvindowi by mruknąć:
- Siły odzyskać musisz. - Po raz pierwszy od czasu walki w caernie w jego glosie skald usłyszał nuty troski.
- Muszę. Będzie i na to czas. Ale muszę i wiem to, głodnym kapkę. - Krew wciąż lała się do ust leżącego znikając w nich, a Freyvind patrzył tęsknie na każdą kroplę.
Po chwili charczenie zabrzmiało w powietrzu i jakby lekkie zadławienie.
Twarz jarla zaś… widok niecodzienny stanowiła gdy zadane przez skalda rany poczęły się zasklepiać kawałek po kawałku. Kości i chrząstki z trzaskiem wskakiwały na swoje miejsca pod skórą, i pan na Ribe z wolna wygląd swój odzyskiwać począł.
Grim ramię wyciągnął.
- Lepiej posil się tu, ze mnie. W halli nastroje ciężkie. Nie trzeba ludzi drażnić - zadudnił szeptem, nogą drzwi przymykając.
Skald nie oparł się tym razem propozycji.
- Choćbym całego cię wypił mało by mi było - mruknął wgryzając się w przedramię Bjarkiego.
- Nie poradzę na to teraz - godi żachnął się lekko.
Freyvind nie pił dużo, ot by poczuć w ustach smak tego o czym myślał od kilku chwil i myśleć nie mógł przestać. Nie pił dużo też dlatego, że krew ludzka od kilku nocy zdawała mu się obrzydliwą i ciężko było mu się przemóc, a choć był głodny to nie tak aby krwawa mgła przesłaniała mu wszystko.
Gdy oderwał się i zasklepił ranę spojrzał ku Agvindurowi, który przez chwil kilka, które zajęło pożywianie się, wyleczył zmasakrowaną twarz.
Począł otwierać oczy wraz gdy Wiedząca z Sigrun wróciły.

Kobieta drzwi zamknęła i zamarła widząc reakcję na twarzy jarla, który spojrzenie wlepił w stojącą obok niej dziewczynę. Gdyby mógł zbladłby, lecz jeno usta zacisnął siłując się z sobą samym, oczy zmrużył, z których czerwone strugi popłynęły i potężne pięści zwinął. Jednak nie zdołał utrzymać kontroli nad sobą i ponownie z rykiem nie jeno wściekłością przepełnionym ale i bólem rozdzierającym rzucił się w kierunku kobiet. Bestia w skoku władzę przejęła po raz kolejny.
Freyvind ponownie rzucił się za ramiona go schwycić by utrzymać.
- Uspokój się na litość Frigg! - krzyknął żałośnie widząc co się znowu święci. - Ona opieki twej potrzebuje!!
Elin Sigrun osłoniła krok przed nią robiąc.
- Ona Cie potrzebuje teraz bardziej niż kiedykolwiek - krzyknęła do jarla. - Mnie rozszarp, wypędź, uczyń co chcesz ale nią się zajmij! - W głosie volvy rozpacz przebrzmiewała. - Styggrze, błagam pomóż mu się uspokoić - szepnęła.
Coś zamigotało w powietrzu.
Jakaś bezładna forma niemalże niewidzialna.
Lecący z wściekłym wyrazem twarzy Agvindur rozszerzał ramiona by zadać cios pazurami gdy… zatrzymał się. Zaledwie kilka kroków przed volvą. Zapatrzony gdzieś w dal, twarz Bestii odchodziła w niepamięć. Trwał przez chwilę nieporuszony by zwrócić nieobecne spojrzenie ponownie na Elin i Sigrun. Zacisnął usta i znowu widać po nim było walkę. Tym razem jednak wygraną. Odsunął volvę i z wolna przygarnął do siebie Słoneczko tuląc dziewczynę w ramionach. Wciąż napięty, wciąż skupiony. Wysiłek jednak dawał rezultaty bo wkrótce w chatce zabrzmiał jego niski głos:
- Co tu się stało?
Volva z ulgi na ziemię opadła krwawe łzy znów roniąc i powtarzając cichutko.
- Dziękuję… dziękuję…

Freyvind od pół wieku oddychać nie potrzebował, jednak jego reakcję można było jawnie uznać za odetchnięcie z ulgą. Przysiadł na łożu dygocząc jeszcze z napięcia, nie do końca wierzył w to, że drugi raz zdołałby jarla powstrzymać w jego szale.
- Ano… - zaczął. - Ano stało się. Dużo i źle.
Wiedząca powstała i drogę do drzwi zagrodziła nim mówić poczęła. To wszystko było jej winą, więc ona musiała wyjaśnić.
- Mój stworzyciel pożar wywołał próbując pod Úlfheðinn się podszyć. - Patrzyła teraz prosto na jarla z bólem w błękitnym oku. - Dom Sigrun spłonął… jak i wiele innych. To z nim walczyłeś i to on kołek w Twym sercu zatopił. Opętał Asgera, który kontrolę nad miastem przejął i trzymał Cie w letargu… Potem przybyliśmy my i zdołaliśmy go powstrzymać. Sighvart też jest w mieście, cały i zdrów. Pomógł Sigrun. - Wyrzuciła z siebie wszystko czekając na kolejny wybuch furii.
Ten jednak tym razem nie nadszedł.
- Jak… - jarl urwał na chwilę - … jak ją znaleźliście? - odsunął dziewczynę w końcu od siebie i pochylił nieco by zajrzeć jej w twarz. W nagrodę otrzymał uśmiech, którym dziewczyna do tej pory olśniewała i radość niosła.
- Sighvart ją odnalazł gdy szukał tego sukinsyna. - Frey wciąż siedział i patrzył uważnie na Agvindura. - Cokolwiek masz rzec w tej kwestii, żalowi się oddawać zechcesz, złorzeczyć, rzeknę tak: Elin w wizji widziała Sigrun płaczącą krwawymi łzami. Przeznaczenie, Norny nicie uplotły. Tak widno musiało być.
Palce mocarnych dłoni zacisnęły się na kurczowo na ramionach Sigrun. W końcu Agvindur odwrócił wzrok od dziewczyny.
- Co z miastem? Naprawy trwają? Straże wzmocnione? Co z kupcami? Ludźmi?
- Część miasta spalona, ale biedniejsza. Część ludzi nie żyje, ale nie tak wiele… -
Freyvind zaczął opowiadać o sytuacji w Ribe. - Asgera ubiłem za to co uczynił, nie pytaj o niego. Trzeba było zająć się miastem jak niebytem zmożony byłeś, więc nie krzyw się na mnie, alem to uczynił. Com źle zrobił naprawisz .

Zaczął ze szczegółami opowiadać o tym co zarządził. O umowach z kupcami i zadbaniu o pogorzelców, o rozpoczęciu odbudowy zniszczonej części osady. O wprowadzonym stanie wyjątkowym i wszelkich innych szczegółach. O dwóch sprawach nic nie rzekł. O umowie z kupcem z Kairu i obiecanych mu grantach.... a także o tym czyj pogrzeb mieli dziś odprawiać. To drugie jednak ze względu na Sigrun. Jarl co i rusz dopytywał o wszystko to, co związane z miastem było i bezpieczeństwem jego mieszkańców. W każdym szczególe. Elin w tym czasie milczała oparłszy się o drzwi i z głębokim smutkiem to na jarla, to na dziewczynę poglądała.
- Majątek Asgera jest tu w halli – kontynuował skald gdy w pełni przedstawił już sytuację w Ribe - zamierzalim podzielić go i część wziąć na wyprawę do Aros, część zostawić dla skarbca, a nie mniej niż połowę rozdać poszkodowanym. - Agvindur na to jedynie niecierpliwie ręką machnął. - I spojrzyj na Bjorna ze straży. Dobry woj, lojalny, twardy, pomocny. Zdałby się na hirdmana - zakończył, ale coś jakby go gnębiło, więc dodał: - Gdyśmy w drodze do Jelling byli, mówiłem ci o Bjarkim i Karinie, twej thrallce z południa. Obiecałem im, że ze mną dziewczyna pójdzie, jako ma służka, a jego towarzyszka. Zechcesz nagrodzić, o to jedno proszę. Krzyw jesteś za to com czynił, starczy że nie zezwolisz. Słowo słudze dane tym złamię, wiesz dobrze, jak to dostateczna kara.
- Jeśli dziewka iść chce, bierz ją - Skinął głową. - Jak pogrzeb? I o którym Bjornie rzeczesz? - zmarszczył brwi - w straży ich kilku.
- BJORN! -
krzyknął głośno skald. - Jarl cię wzywa! - Freyvind był pewien, że tu pomyłki nie będzie i zareaguje właściwy.
Tak też się stało, w drzwiach izdebki wkrótce stanął wezwany.
- Jarlu? - na twarzy lekkie, radosne oszołomienie mu się ukazało - Z namiś - dorzucił z ulgą.
Agvindur skinął głową.
- Pomówić nam trzeba po pogrzebie.
- To jeno dodam -
wtrącił się skald z cynicznym uśmiechem - że Bjorn bez słowa wszystko co trzeba było czynił by w Ribe spokój zaprowadzić. Ale z oporem by mnie słuchać. Nawet ja uległości w nim nie wzbudziłem - mężczyzna nieco pokraśniał i brwi ściągnął - bo jarla ma jednego. Potrzebujesz go bo… - zerknął na Elin i strzelił szybko oczyma na Sigrun.
Volva westchnęła bezgłośnie i znów w drzwiach stanęła.
- Straciliśmy Eggnira i Rune… - Dokończyła za niego.
Agvindur zaklął soczyście i odruchowo ramiona wyciągnął ku Słoneczku lecz dziewczyna bez ruchu stała, jakby obok gdzieś, a nie w rzeczywistości była.
Elin wzroku z Sigrun nie spuszczała i wargi przygryzła widząc jej reakcje. Słowa więcej jednak nie rzekła.
- Bjorn, jak przygotowania do pogrzebu? - jarl zwrócił się do woja.
- Volund ciała przygotowywał, kończyć powinien wkrótce.
- Miałam mu pomóc -
dodała cicho volva.
- Jesli mu pomożesz ceremonię zatem dzisiaj zdążymy odprawić? - po raz pierwszy jarl zwrócił się bezpośrednio do wieszczki.
Ta skinęła głową.
- Tak planowaliśmy uczynić, by to dziś już było - odrzekła spokojnie.
- Co do pogrzebu, jedno chciałem jeszcze rzec. Bjorn zostaw nas na razie - polecił skald jakby zapominając się, że jarl już jest przytomny. Agvindur skinął głową na co zbrojny opuścił izdebkę. Bjarki ruszył za nim mrucząc coś pod nosem jak wymówkę.
- Mów zatem.
- Ułożyłem sagę, chciałbym wam ja wygłosić.
- Dzięki Ci -
rzekł poważnym tonem jarl. - Wygłaszaj. Pewnym jest, że mieszkańcy znajdą w Twych słowach pociechę.

Skald zaczął recytowac o ich wyczynach. Bez zbędnej zabawy głosem, omijając wiele kennigów, skracając gdzieniegdzie przydługie opisy bo czasu nie mieli wiele. Wygłaszał sage o ich czynach stworzoną nie dość wiernie. Zabrakło w niej pewnych rzeczy, a inne zahaczały o konfabulacje. Sporo było tam paszkwili na Leiknara. Elin zakłopotana ze wzrokiem spuszczonym słuchała sagi Freyvinda.
- Cel… - rzekł skald gdy skończył. - Cel jest ważny, nie środki. Trzeba nam puścić w Danię wieści, że to wina tego sukinsyna. Jest szansa, że i wilki sagę usłyszą jak się poniesie. Wtedy jest szansa, że za cel obiorą jego. Napuścimy wrogów na siebie. - Przeniósł wzrok na volvę. - Mówiliśmy o tym, ale szczegółów nie zdradzałem, nie chce by w sadze było coś niby przez Ciebie wypowiedziane, czego nie akceptujesz.
- O ptaku ognistym też mogą tedy uznać, że fałszywa to przepowiednia -
odrzekła w końcu. - Ale jeśli to może przydać się w jego powstrzymaniu… Niechaj tak będzie.
- Sam wygłaszać będziesz? -
Brat krwi z lekkim marsem na twarzy dopytywał się.
- Sag o sobie się nie wygłasza. Pychą to zalatuje. Ale nam mus… ucznia w Jelling wziąłem. Sighvart mocą Canarla w myślach mu ja zaszczepi. On opowie.
- Ucznia? -
Nie udało się Agvindurowi zaskoczenia ukryć. Spojrzał nagle głowę unosząc na skalda.
- Ucznia.
- I służkę nową?
- A jak Bjorna nie chcesz to i z nim pogadam.

Nic nie odrzekł na te słowa chociaż wciąż przyglądał się z błyskiem w oczach. Sigrun po głowie gładził.
- Szykujcie się zatem. Ja…
- To nie wszystko -
przerwał Freyvind widać, że niesiony niecierpliwością. Wstał z łoża. - Wrogów mamy silnych i potężnych. Leiknara nie można lekcewazyć, Ulfhedinn też. Hedeby i król Eryk, bo jak się rozniosło, że mnie zawezwałeś, to wiedzą, żeś przeciw jemu. I Aros, ci co Einara… - urwał. Ale zaraz rzekł dalej: - Z każdej strony kurwa jej mać źle i tylko czekać jak kto pokaże jaki jest cierniem. Jest tu kupiec z dalekich krajów, z Kairu mówi. Ubiera się tak jak Orm mówił o przybyszach do Aros, nim hird Einara padł. Rozmówiłem się z nim, umówiłem, że ruszy z rana do Aros i będzie szpiegował, wróci w tydzień i opowie mi co tam się dzieje. Z Sighvartem ugadałem, że drakkar Hemminga nam da z załogą. My na drakkarze z dziesiątkiem ludzi ruszymy po kupcu do Aros. Reszta załogi i część straży Ribe ze skrzyniami na wozach do Aros lądem, dzień lub dwa po nas. Jak kupiec zdradzi bo zmówiony z tamtymi jest, będą myśleć, że w Ribe czekam, lub wolno lądem idę. Z Hedeby też na wozy patrzeć będą, że drużynę na Aros z Ribe ślemy,. Leiknar i wilki tudzież. A my po cichu handlową wyprawą smoczego okrętu do Aros dopłyniem. Tak żem obmyślił. Rady chcę co ty na to.
- O pomoc żem jeszcze posłał do Eryka z Tissø. Albo go do Aros ściągnąć albo niech zaplecze stanowi. Tissø ledwie kilka godzin przez zatokę. -
Potarł dłonią o policzek w zamyśleniu, a Elin spokojnie przyglądała się rozmowie mężczyzn nie wtrącając się. - Plan brzmi dobrze jeno sprawia, że za wami i wilcy i Leiknar a na przeciw nie wiedzieć co w Aros. Gudrunn ruszy do Hedeby? Ważne by i tam posłać kogo, by nie zostawić się samemu otwartym.
- Jakoś do Aros dostać się musimy, awrogów tylu, że trza nam piasek w oczy im rzucić. Stąd mój plan wysłania ludzi lądem z wozami i skrzyniami, a kupca pierwej by tym w Aros rzekł jakby zdradził, że czekam wpierw na jego wieści tutaj. Inaczej jak ruszymy lądem, to czekać tylko wilków, Leiknara, siepaczy Eryka, albo reakcji tych co Einara zgonili -
Frey nie chciał mówić, że zabili. Wnet zakłopotanie odzwierciedliło mu się na twarzy. - A Gudrunn, może ruszy. Twoja prośba do niej o Hedeby. Myśmy… Myśmy się posprzeczali srogo, ubić mnie obiecała jak w Jelling się pojawię. I nie pytaj. - Spojrzał hardo na jarla.
- Zrobimy po Twojemu zatem - zgodził się jarl chociaż na słowa o sprzeczce z Gangrelką skrzywił się - Przygotowania poczyń i powiedz jeśli czegoś Ci trza. Ja z Sigvartem się rozmówić jeszcze muszę za jego pomoc.
- Mi trza jeno kolczugi i co na drogę by śmiertelnikom strawę zapewnić. Nic więcej nie patrzę. Po pogrzebie nam do Varde ruszać… -
ostatnie powiedział ni to stwierdzeniem ni pytaniem przenosząc wzrok na volvę.
Wiedząca zaskoczona na brata krwi spojrzała.
- Już po pogrzebie pragniesz ruszać?
- Kupiec z rana wypłynie, nam niewiele po nim trzeba. A do Varde większość nocy drogi. Trzeba nam by jak najszybciej po nim, jakby zdradził czego się spodziewam. Zmitrężymy, to więcej niż dzień i noc za nim popłyniemy.

Elin pokiwała powoli głową widać niezbyt szczęśliwa z takiego rozwoju sytuacji po czym spojrzała na jarla.
- Czy dalej życzysz sobie, bym do Aros z Freyvindem i Volundem ruszyła? - Pierwszy raz zwróciła się do niego z pytaniem.
- Choć tyle winnaś - stwierdził beznamiętnym głosem jarl.
Zacisnęła pięści i głowę pochyliła.
- Zatem pójdę Volundowi przy ciałach pomóc. - Odparła jeno i ku wyjściu się obróciła. - Nie chciałabym tylko znów nieszczęścia na kolejne miasto przynieść… - Dodała wychodząc.
Jarl nie zatrzymywał jej, posadził Sigrun na łóżku. Skald tymczasem bez słowa zrobił kilka kroków ku ścianie. Robił się wściekły… ale było to dla niego coś nowego. Złość nie wynikała z tego co czyniono jemu, a… za stosunek Agvindura do Elin. Zwykle miewał to gdzieś. Być może krew volvy krążąca mu w żyłach?
Jednym ruchem wyciągnął miecz swój wbity do połowy w drewnianą ścianę. Śmiertelnicy musieliby używać młotów by wbić go tak głęboko w stare drewno i być może zaprząc woła by ostrze wyciągnąć.
Położył go sobie na ramieniu i zwrócił się do wyjścia.
- Powtórzę ci Agvindurze to coś mi rzekł więcej niż sto razy, a co mówiłeś rację mając. - Spojrzał na drzwi którymi wyszła volva. - Głupiś. - Otworzył je i prawie wyszedł, po czym z cynicznym uśmiechem, ale wciąż nie odwracając się dodał: - A teraz wytłumacz Sigrun, że nie tylko Eggnir, ale i jej rodzice.
Trzasnął drzwiami że aż drzazgi poleciały z futryny.

Pierwsze co zrobił po wyjściu skierował się do volvy, która ludziom dobrą nowinę przekazywała i Thorę nakazywała wezwać jak najszybciej. Rozglądała się też za Ljubow. Zdawała się wyglądać radośnie, może nawet aż zbytnio. Freyvind podszedł do niej bliżej patrząc uważnie. Nic złego po niej nie zauważył, a przynajmniej nie to co podejrzewał.
- Wszystko w porządku Elin? - spytał jakby się upewniał.
Wiedząca spojrzała na niego łagodnie.
- Nie wydarzyło się nic, czego bym się nie spodziewała… Ale dziękuję, że pytasz.
- Dobrze… - kiwnął głową. Uspokoiło go to nieco, wyglądało na to, że faktycznie wszystko jest w porządku. - Jakbyś potrzebowała czegoś, to odszukaj mnie. - Jakby się zawahał, po czym pochylił się i objął volvę ściskając lekko i przygarniając do siebie.
Elin zamarła zaskoczona w pierwszej chwili, by potem głowę na ramieniu swego brata w krwi złożyć.
- Jestem przyczyną tego wszystkiego - wyszeptała rozpaczy tym razem nie kryjąc. - Nie mam prawa mieć mu za złe… - Westchnęła ciężko i oderwała się od skalda ponownie uśmiech na twarz przywołując. - Dziękuję.
Odsunął jej kosmyk włosów za ucho i też się uśmiechnął.
- Nie jesteś przyczyną, a on to zrozumie. Chciałbym być przy nim by zobaczyć jak głupia mieć będzie wtedy minę. Ot jest wielce poruszony tym co się stało. I głupol z niego czasem. To mamy wszak obaj po Ejyolfie - zażartował.
Zaśmiała się cicho, inaczej się nie dało ale zaraz spoważniała ponownie.
- On zawsze dostrzega całość wzoru, tym razem jestem pewna że tak jest również. Powinnam mu była więcej powiedzieć. - Westchnęła znów i pokręciła głową. - Teraz mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia niż przejmowanie się moimi uczuciami, bracie - powiedziała ciepło.
- Może to nie czas - zgodził się skald - może on o tym wie. A może czas zawsze na uczucia nam bliskich. Ot zagadka.
Skinęła lekko głową.
- Pewnie zawsze i tak wybierze się źle, więc po prostu róbmy to co uważamy za słuszne. Masz wiele do zrobienia Freyvindzie, nie martw się mną. - Uśmiechnęła się ponownie.
- Będę. Ale prawda to, wiele do zrobienia jeszcze…

Skald rozejrzał się za Sighvartem i wnet zauważył go siedzącego na jednej z ław i rozmawiającego z podekscytowanymi ludźmi. Zabicie thrallki, ryki z pomieszczenia obok, przebudzenie Agvindura… zaiste, ludzie mieli o czym rozprawiać. Podszedł do pana na Varde i skinął głową.
- Agvindur się przebudził, chwała Odynowi.
Sighvart jakby z lekką ulgą przeciągnął wzrokiem po halli pełnej plotkujących osób.
- Chwała Jednookiemu! - zgodził się ze skaldem. Skrywane podniecenie dało się wyczuć w powietrzu.
- Pójdźmy, pogrzeb już blisko. Czas nam uczynić to co uzgodniliśmy. - Spojrzał wymownie na chłopaka i wskazał w chwile później lekkim ruchem głowy pomieszczenie w którym ostatnio rozmawiał z Haldred.
Jorik od Chlo się oderwał - widać, że ciężko mu było przerwać ich sekretne szeptania, bo lekko zaczerwieniony był i oczy mu błyszczały gorączkowo. Szybko jednak ruszył we wskazanym przez skalda kierunku. Sighvart też skierował się za Freyvindem do jego tymczasowej sypialni.
- Usiądź - wskazał chłopakowi kupę futer robiącą za posłanie gdy weszli już i odrzwia zamknęli - i odpręż się. - Zwrócił się wnet do karla: - Jak to ma wyglądać? Ja mam mówić ci słowa, a ty je w nim zapiszesz? W głowie jego?
- Tak, każdy werset musi z ust mych paść, postaram się przekazać również i styl jakim chcesz by sagę przekazano.

Karl spojrzał na Jorika, napiętego i sztywnego jak struna.
- Nie denerwuj się - rzekł - rozluźnij, pomyśl o tym, co miłe Tobie. Ty zaś zacznij… - słowa ostatnie skierował do Freyvinda. Usiadł wpatrzony w chłopca…
Skald zaczął deklamować starając się tak jak rzekł Sighvart przekazywać nie tylko słowa, ale i intonację, tempo sagi, rytm pieśni w niej zawartych i inne szczegóły składające się na to, że opowieść żyła nie będąc jeno skleconymi ze sobą zdaniami. Mówił długo uważając by karl nie uronił nic ani nie przeinaczył. Kilka razy poprawiał go słysząc niewielkie błędy.
W końcu skończyli.
Skald spojrzał na chłopaka.
- Sięgnij do swych myśli, odnajdź tam to coś otrzymał i wyrzeknij jak potrafisz najlepiej.

Chłopiec stanął wyprostowany. Spojrzał wpierw na dwóch aftergangerów a potem wzrok zawiesił przed sobą i deklamować począł. Mówił dość sztywno z początku i głosem nerwowym, drżącym. Im dalej tym częściej rzucał niespokojnym spojrzeniem na Freya, mówić nie przestając. Trochę to trwało, Frey nie mówił nic, nie przerywał, brwi nie marszczył, nijak nie reagował.
Na koniec kiwnął głowa jedynie zadowolony, że tekst wiernie powtórzony został. Cóż za moc drzemała w darze jaki Canarl dał Ivarowi i jego potomkom, zmienianie myśli, wkładanie ich i zabieranie z głowy jak nie przymierzając kamyków do sakwy.
Mniej zadowolony był z tego jak chłopak wygłaszał sagę. Freyvind nie miał złudzeń, że Jorik zrobi to tak, by krążyły o tym legendy. Ba! Zdawał sobie sprawę, że efekty mogą być raczej marne niż epickie, ale rozdygotany głos, niepewność trochę spanikowane spojrzenie… nie wróżyło to dobrze.
- Dziekuję - kiwnął głową Sighvartowi. - To… wielka moc. Chciałbym z nim jeszcze pomówić, a z Tobą chciał się widzieć Agvuindur - powiedział do karla.
Gdy pan na Varde wyszedł Skald spojrzał uważnie na Jorika.
- Po pierwsze, pewność siebie. Nie jest ważne czy głosisz sagę dla garstki ludzi w halli, czy dla tysiąca na placu miasta. Tak czy tak, oni są tam dla ciebie, są by chłonąć opowieść. Możesz sobie wytłumaczyć to tak, że czy kilka osób, czy pół miasta, to czynisz im łaskę swej opowieści. - Skald usiadł wciąż patrząc na chłopaka. - To Ty jesteś w centrum uwagi i wiem, że to może peszyć, ale spróbuj pomyśleć, że oni są właśnie po to by cie podziwiać, by chłonąć to co mówisz, a nie że zebrali się by ocenić jak wypowiedziałeś słowa. W czasie wygłaszania poematu patrz po tłumie ale prześlizguj się jedynie wzrokiem po nim, a jak masz na dłużej zawiesić na kimś wzrok wybierz dobrze na kim. Wstydliwa dziewczyna nieurodziwa, która pod spojrzeniem peszyć się będzie i czerwienić. Dziecko nie zwracające uwagi na to co i jak mówisz, ale chłonące słowa i cieszące się z tego, że uczestniczy w wygłaszaniu sagi. Thrall, starzec, choćby i kot grzejący kości od ogniska. Patrz i skupiaj się na tych, którzy obdarzają cię bezwarunkowa uwagą i szacunkiem, lub przynajmniej nie mają w oczu wyzwania. Na tych co słuchając nie oceniają.. Na tych którzy wstydliwie odwracać będą wzrok. W czasie głoszenia sagi zaczniesz wpatrywać się w twardego woja… to prócz skupienia się na głoszeniu będziesz musiał i zwyciężyć go swą siłą woli. Nie jesteś gotowy na to. Pojąłeś?
- Tak… -
Jorik był strasznie zdenerwowany.
- Jeżeli mimo to nie będziesz potrafił znieść tłumu, przymknij oczy odchyl głowę i skieruj ją w niebiosa. Jakbyś sagę głosił w uniesieniu dyktowana przez samego Bragiego. To ostateczność, ale może pomóc gdybyś uznał, że nie możesz inaczej. Wtedy pozostaniecie tylko we dwoje. Ty i saga, jakbyś mówił ją sobie przed zaśnięciem aby kolejnym wypowiedzeniem jej więcej ją poznać. Kiedyś…. jeżeli podążysz drogą Bragiego będziesz mógł słowem i wzrokiem mógł podporządkować sobie w czasie głoszenia najpotężniejszych wojów, jarlów, samego króla. Niegotowyś, mierz siły, obieraj tych, co słabi i własną słabością dodadzą tobie pewności, ucieknij w mrok jeżeli i to zbyt wiele dla ciebie. Pojąłeś?
- Ttak… chyba tak.
- Nie reaguj na złe słowa jakie zdarzyć się mogą. Nawet najwybitniejsi z tym się mierzą. choćby i kto był najlepszym ze skaldów przytrafi się menda co specjalnie na przekór będzie się starać cie rozproszyć wskazać jaki jesteś kiepski… Będzie może czas, gdy bez wysiłku słowem wplecionym w opowieść ośmieszysz takiego. Nie gotowyś na to, wyrzuć wtedy z myśli złe słowa. Ich nie ma i nie było, trwaj w głoszeniu, na przekór.

Chłopak kiwnął głową.
- Dam ci coś… - Freyvind wyjął niewielki flakonik. Pusty, wszak wszystko wypił nad Engelsholm. - Słyszałeś o miodzie skaldów przyrządzonym z krwi Kvasira? Jak widzisz flakonik pusty już, ale niechaj wspomoże cię jak amulet.
Pytania jakieś masz?


Nie miał.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline