- Aj tam kombinowanie. - Asleif obruszył się. - Wczoraj to było jakeśmy sami sześciu wyrżnęli, a ninie ich tu dwóch jeno pilnuje. Po co się kryć jak można po prostu wyrżnąć kozich synów? - W rzezimieszku widać odzywało się echem wychowanie na północy.
- Zgadzam się z Pierrem. Z łuków ich potraktować, a gdyby nie padli od strzał to od mieczy już na pewno - dodał krzywiąc się wrednie. - Boć nim pociski wystrzelone będą my już w szarży będziemy. Jak wrzasku narobią, w róg podmuchają i głośno będzie, to i dobrze. Na pomoc im kto wyleci pod strzały i miecze prosto. I mi się lepiej widzi walka z tym pomiotem tu na zewnątrz niż pod ziemią.
Wyglądał jakby się niecierpliwił i zerkał uważnie na jednego z dwóch kapturników towarzyszących im w ekapadzie. To był ich las, kurhan widywali już, znali się na tym lepiej co tu się dzieje.
- No jak Panie kapturnik? Nie lepiej ich otwarcie ucapić? Wiela ich tam może w środku siedzieć? Wiecie co o tym?