Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2016, 12:36   #99
Layla
 
Layla's Avatar
 
Reputacja: 1 Layla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputację
Dłuższą chwilę ustalaliście plan, gdy Pierre postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Spiął konia i pochylony w siodle, z przygotowaną do ataku kopią wystrzelił z lasu, pędząc wprost na zwierzoludzi. Ci niemal od razu dostrzegli opancerzony, zbliżający się kształt. Oba gory warknęły ponuro - ten z rogiem chwycił za instrument i akurat w tym momencie dopadła go strzała wypuszczona przez Louisa. Pocisk trafił w prawy bark, a chwilę później kolejna strzała, tym razem wystrzelona przez Gasparda, weszła gładko w lewą nogę powyżej kolana. Gor warknął z bólu i padł na plecy, wypuszczając róg z dłoni. Był ranny, ale nie martwy i dłuższą chwilę mu zajmie, nim zbierze się w sobie na tyle, by móc jakkolwiek się bronić.

W tym samym czasie jego towarzysz, z uniesionym toporem i okrzykiem bojowym był już w połowie drogi do Pierre'a. Stwór musiał się nieco zdziwić, gdy w jego lewy bok wbiła się następna strzała zwolniona z cięciwy przez Coriolisa, wybijając go z rytmu i okręcając niemal całkiem wokół osi. Rycerz nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał nadażającej się okazji. Pochylił kopię i najechał na rannego przeciwnika z całym impetem. Ostry grot broni wszedł gładko w masywną szyję bykogłowego, przebijając ją na wylot i odrywając kawał mięsa, gdy Terrail pociągnął kopię za sobą. Gor zabulgotał, łapiąc się za strzelającą fontanną ciemnej, śmierdzącej krwi ranę. Zdążył wydać z siebie jeszcze jeden przeciągły, zwierzęcy zew, po czym padł na mokrą trawę i się więcej nie poruszył.

Chwilę wcześniej obok Pierre'a i jego przeciwnika przejechał Gaspard, nacierając na poranionego strzałami zwierzoczłeka. Tamten zdążył tylko podnieść się na jedną nogę, gdy de Prony nadział go na ostry grot kopii i poderwał kilka centymetrów nad ziemię, odrzucając w tył. Przebity na wylot na wysokości prawej części klatki piersiowej stwór dyszał ciężko, próbując zatamować upływ ciemnej krwi z rany, ale na niewiele mu się to zdało. Zrobił jeszcze trzy kroki, zachwiał się i padł na ziemię. Rycerz zeskoczył z siodła, podszedł ostrożnie i klepnął ciało stopą, by upewnić się, że stwór jest martwy. Był. Walka przed wejściem do kurhanu dobiegła końca, a Kaz, Friga, Louis i Asleif dobiegli na miejsce, gdy było już po wszystkim.

Wszechobecna cisza nie zwiastowała nadejścia żadnych posiłków z wnętrza kurhanu, co oznaczało, że odgłosy walki nikogo nie zaalarmowały. Przygotowaliście się więc odpowiednio, a kto miał, posiłkował się źródłem światła i weszliście w mrok korytarza. Niemal od razu tego pożałowaliście, gdy wasze nozdrza zaatakował obrzydliwy fetor przypominający połączenie odoru rozkładających się zwłok, gnijących roślin, ścieków i wydzielin ciała złożonego chorobą. Pierre, Asleif i Friga nie dali rady utrzymać żołądków w ryzach i co chwilę wymiotowali, znacząc posadzkę świeżymi kleksami niestrawionego śniadania. Posuwaliście się powoli do przodu, a po kilkunastu metrach natrafiliście na zwykłe, drewniane drzwi prowadzące w głąb kompleksu. Tuż obok, na belce wspornikowej sufitu zatknięta była płonąca pochodnia.


Wahaliście się przez moment, aż w końcu Kaz pociągnął za kółko przy zamku i szarpnął, a drzwi ustąpiły ze skrzypnięciem. Weszliście do jasnego, oświetlonego kilkoma pochodniami przestronnego pomieszczenia zwieńczonego kopułą. Całość miała na oko jakieś sześć metrów szerokości i dziesięć długości - po obu stronach sali widniały po trzy łukowate wejścia do innych pomieszczeń, natomiast naprzeciw drzwi, którym tu dotarliście, znajdowały się kolejne, dwuskrzydłowe tym razem, solidne, drewniane wrota. Pośrodku komnaty dostrzegliście palenisko i prowizoryczny ruszt, na którym wisiały dwa niewielkie kociołki, w których coś bulgotało.

I gdy zastanawialiście się, co począć dalej, nagle z wejścia do pomieszczenia umieszczonego najdalej w rogu po waszej lewej stronie, rozmawiając, wyszło... czterech mężczyzn, których twarze i dłonie poznaczone były paskudnymi, otwartymi wrzodami. Odziani w zwykłe tuniki, z kapturami na głowach i mieczami przy bokach, byli zupełnie zaskoczeni waszą obecnością. Można by nawet powiedzieć, że stanęli jak wryci widząc was w sali. To była wasza szansa.
 
Layla jest offline