Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2016, 13:57   #14
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
post we współpracy z GreKiem

Wciąż się nie odzywała. Czyżby umyślni zawiedli? Nie sądził. Dobrze wiedzieli co ich czekało gdyby wykazali się niesubordynacją. A przecież skoro potrzebował rozmowy z Syntyche, sprawa była poważna. Dobrze znali wagę układ łączącego dwójkę.
Strzelił knykciami przechodząc się po celi. Coś mu wciąż nie dawało spokoju. Jakby mrowienie wewnątrz głowy. Uporczywe i nawracające uczucie, że ktoś go obserwuje. Tutaj, pod Skilthry której podziemia znał jak własną kieszeń.
Nie. Przecież był zawodowcem. Po prostu ostatnio zrobiło się za gorąco i rozważał czarne scenariusze. Być przygotowanym na najgorsze - to przecież cecha profesjonalisty.
Znalazł kolejną karafkę z winem, dolał sobie trochę i usiadł z powrotem.
Pociągnął solidny łyk. Alkohol miło grzał w żołądku. Zaśmiał się do siebie. Wszystko gówno prawda. Nikt na niego nie dybał. Normalna rzecz, że na swoim stanowisku musiał uważać. To właśnie choćby chwilowe opuszczenie gardy było patologiczną sytuacją. Teraz, czujny jak nigdy zachowywał się odpowiednio do swego statusu.
Tylko dlaczego tak się pocił?
Sprawdzić nigdy nie zaszkodzi - pomyślał, miarowo uderzając butem o posadzkę. Wszakże w jakimś celu grupował tylu ludzi przez lata; choćby dla rozwiewania jego wątpliwości.
Geron. Nieraz pomagał mu przy doborze gówniarzerii z ulic. Miał oko do młodych talentów. Wiedział którzy będą potrafili zabijać, ale pozostaną lojalni. Mógłby go zapytać czy któryś z podopiecznych wykazał się zachowaniem podważającym zaufanie.
Ale jakby się dobrze zastanowić, kto go kurwa wiedział? Kiedy ostatnio przyszedł do niego z raportem? Sam zachowywał się dziwnie. Stronił od Browna. Może specjalnie podsuwał małych skurwieli, gotowych podciąć mu tętnicę podczas snu… Daleko posunięta diagnoza. Lecz nie mógł jej wykluczyć.
Thormund. Facet trzymał się na uboczu i zajmował swoim straganem. Nie sądził aby mógł rzucać kłody pod nogi, gdyż sam za nisko szczał by w ogóle wiedzieć jak tego dokonać.
- Świetny pomysł. Boisz się o życie i zasuwasz do miasta. Może od razu przewróć się na sztylet trzydzieści razy? - usłyszał własny głos.
- Zamilknij. Wszystko jest lepsze od bierności - odpowiedział.
Podróż do Kwadratu była rzeczywiście ryzykowna. Gdyby ludzie wiedzieli co się stało z rozkazu Browna, połowa mieszkańców widziałaby jego głowę na palu. Druga na szafocie.
Swoją kryjówkę opuścił w długiej, potarganej szacie. Przez głowę zwiesił kaptur, zakrywający twarz którą tak trudno zapomnieć. Dodatkowo oblepił siebie oraz sfatygowany ubiór błotem. Schylony jak starowinka niosąca chrust, ruszył w stronę Kwadratu. Zachowują czujność zaczął przeciskać się między zbitym tłumem. Parę razy głośno odchrząkiwał i wyciągał ręce, niby to prosząc o pieniądze. Nie było lepszego sposobu aby pozostać niewidocznym.
Kiedy pojawił się przy straganie Thormunda, mały człowieczek jakby na powrót stał się groźnym królem podziemia. Wydawało się, że dosłownie urósł w oczach. Spojrzenie stężało, a twarz napięła do granic możliwości.
Z informatorem nigdy nie bawił się w towarzyskie gierki. Od razu przechodził do rzeczy.
- Co mówi o mnie ulica?
Thormud prawie udławił się jabłkiem, które właśnie ugryzł, gdy Brown pojawił się nagle przy nim niczym duch.
- Na parchy mojej babki! - rozglądnął się trwożliwie po placu.
Odrzucił niedojedzony ogryzek, oblizał tłuste paluchy i uchylając połę namiotu kiwnął głową wskazując wnętrze.
Brown tylko ukradkiem odwrócił się za siebie, po czym wszedł za Thormundem. Jego poorana bliznami twarz pozostawała obojętna, nie wyrażała niczego. Kiedy był już w środku, znacząco spojrzał na młodego pomocnika, potem znów na właściciela.
- Kalips - huknął do chłopaka przebierającego nadpsute warzywa w drewnianych skrzynkach - pilnuj interesu! Nie ma mnie, rozumiesz?
Odprowadził chłopaka wzrokiem a gdy ten zniknął, gwizdnął cicho.
- Masz jaja... nigdy nie wątpiłem... żeby pojawiać się tutaj... kurwia zmorfiała rzyć... - zagryzł kłykcie jakby myśląc nad czymś intensywnie - Przecież jak cię tutaj znajdą... jak się dowiedzą... to mi interes z dymem puszczą! Co ja ci zrobiłem, żebyś do mnie przyłaził?!
- Nie pytałem cię o prywatne opinie na temat mojej osoby w tym miejscu - mistrz podziemi przysunął do siebie skrzynię i spoczął na niej. Taka mała sugestia: ważniejszy siedzi, drugi stoi.
- A teraz gadaj.
- Nie wiesz... ty na prawdę nie wiesz... - kupiec był szczerze zdziwiony. - Pół miasta cię szuka! Wpierw Biały, - wygiął pierwszy palec zaczynając wyliczankę, - po tym jak... - spojrzał znacząco na Browna, - ale ten to przez ciebie do Cyrica chciał trafić a od pieprznika u Bezuchego to Kurush rozpuszczał języka, ani chybi Szara miała z tobą do pogadania… - wyłamał kolejnego palca - a w krok za nim Sentios i Ghantos, przydupasy Darkberga od mokrej roboty. Widać jeszcze nie znaleźli skoro w dobrym zdrowiu cię widzę - rzekł z przekąsem wykrzywiając gębę jakby przegryzł właśnie cytrynę. - Interes mi gorzej idzie przez to całe zamieszanie - pożalił się w końcu.
Brown słuchał w milczeniu. Być może Biały chciał się upomnieć o zgubę w postaci anoterissy. Pytanie czy na tyle go obchodziła. Raczej wciąż węszył za sprawą śmierci Baltarysa.
Z Synthe już i tak zamierzał sam się spotkać. To ludzie Darkberga zwracali największą uwagę w tej wyliczance. Kojarzył dwa ostatnie imiona i wcale nie łączyły się z funkcją mediatorów.
Wstał z powrotem i kiwnął z aprobatą. Thormund wiedział że nie dostanie teraz złamanej łani. Wdzięczność, jeśli wobec Browna można było użyć ów słowa, okazywał on zgoła inaczej. Informator dobrze wiedział, że jego przybytek pozostanie obserwowany. I gdyby ktoś inny zechciał się nim zaopiekować, tudzież pobierać za opiekę pieniądze… cóż, ludzie Browna szybko by te zapędy ostudzili.
Jak zawsze wyszedł bez słowa, już w przejściu namiotu z powrotem stając się zgarbionym nędzarzem. Musiał wrócić do siebie, ostrzec dzieci i wzmocnić czujki.
Jednak przeczucie go nie myliło. Zbyt wiele razy widział śmierć, żeby nie wyczuć kiedy próbowała wyciągnąć kościste palce i po niego.
 
Caleb jest offline